Praca, harówka, wyzysk

·

Praca, harówka, wyzysk

·

Spędzamy w pracy co najmniej osiem godzin dziennie. Przez kilkadziesiąt lat. Niewiele jest spraw mających tak duży i długi wpływ na nasze życie. Ale czy towarzyszy temu równie wiele namysłu?

Trzeba powiedzieć, że jest lepiej niż było. Przez pierwsze dwie dekady III RP albo nie było o tym mowy wcale, albo była mowa głupia: nieczuła, bezrefleksyjna, indywidualistyczna. I w przedziwny sposób łącząca ślepy kult pracy z zupełnym lekceważeniem tych, którzy ją wykonują. Należało zasuwać i nie narzekać. W harówce upatrywać jedynego źródła poprawy swojego losu. „Dorabiać się” za pomocą dłuższej i cięższej pracy, czyli kosztem m.in. zdrowia, życia rodzinnego czy towarzyskiego.

Jednocześnie lekceważeniem lub wręcz potępieniem zbywano każdą wątpliwość i każde pytanie dotyczące warunków, sensu, efektów i korzyści z pracy. Populistą, oszołomem i demagogiem był każdy, kto wskazywał na łamanie praw pracowniczych. Ten, kto pytał o sens harówki za naprawdę marne grosze; a trudno się czegokolwiek dorobić, gdy dostajesz 4 złote za godzinę. Kto zauważał ogromne jednostkowe i społeczne skutki pracy długiej, ciężkiej, źle zorganizowanej. Kto miał czelność przypomnieć, że na wielbionym u nas Zachodzie znacznie silniejsze i większe są związki zawodowe, a prawo pracy jest o wiele bardziej surowo egzekwowane. Komentowano to obelgami, drwinami, „zdroworozsądkowymi” wywodami, że bez pracy nie ma kołaczy i że ktoś gdzieś podobno narobił się, ale zarobił, więc każdy może tak samo.

Dzisiaj już mówi się o prawach pracowniczych. Krytykuje „kulturę zapierdolu”. Podkreśla znaczenie równowagi w życiu – tego, że jest czas pracy, ale i czas odpoczynku. Rehabilituje związki zawodowe i ich społeczne znaczenie. Wskazuje, że produktywność i rozwój wcale nie muszą być osiągane długą i bezsensowną aktywnością. Wyśmiewa stachanowskie wezwania ze strony przedstawicieli biznesu czy domorosłych mentorów ze środowisk akademickich i medialnych. Którym zresztą realna praca myli się zazwyczaj z własną aktywnością w zaganianiu innych do pracy lub z pouczaniem całego świata w mediach społecznościowych.

Część tych zjawisk ma oczywiście podtekst polityczny. Po wygranej PiS nagle obrodziło wrażliwcami społecznymi tam, gdzie kiedyś dominował przekaz balcerowiczowski. Ale nie zmienia to faktu, że obecna moda jest lepsza od dawnej apoteozy wyzysku i harówki. I że modnisiom trudno będzie po zmianie władzy wrócić do balcerowiczyzmu – staną się wizerunkowymi zakładnikami tego, co głoszą obecnie.

My jesteśmy po stronie pracowników od początku edycji tego pisma, wiele lat zanim stało się to modne. I wracamy dzisiaj całościowo do tematyki pracy, bo wciąż wiele jest do zrobienia i polepszenia, niezależnie od tego, kto rządzi. Wiedzą o tym związkowcy, inspektorzy pracy, naukowcy, prospołeczni dziennikarze, a także – i przede wszystkim – sami pracownicy. Wszyscy oni spotykają się w obecnym numerze „Nowego Obywatela”. Alarmują, krytykują, wskazują problemy. Dzielą się refleksjami – o tym, co jest jednym z najważniejszych aspektów naszego życia. O co najmniej ośmiu godzinach dziennie i kilkudziesięciu latach naszej aktywności.

Bez dobrej pracy i zarazem bez dbałości o dobro pracowników nie będzie dobrej Polski. Z tym przekonaniem zapraszam do lektury.

PS. Jeśli „Nowy Obywatel” ma się nadal ukazywać i poruszać tematy, jakich wcale lub prawie nie znajdziecie w innych mediach, potrzebne jest Wasze wsparcie – spójrzcie proszę na sąsiednią stronę.

komentarzy