Lewicowość – cyfrowo-narcystyczny styl życia
To wszystko, co uchodzi za moralną cnotę i poszerzanie pola wolności od ucisku kapitału, jest podyktowane władzą kapitału.
Na stronie Nowego Obywatela dr hab. Michał Rydlewski zaproponował ciekawą myśl: że terapia stała się jednym z narzędzi regulacji społecznej kapitalizmu. Narzędziem, które pomaga utrzymać cały system w równowadze – w taki czy inny sposób. Zainspirowany tą hipotezą, chciałbym pójść o krok dalej.
Jeśli przyjrzeć się uważnie, wiele z tego, co nas otacza, pełni dziś podobną funkcję. Muzyka, piłka nożna, Netflix, horrory, jedzenie, wódka, memy, design, terapia i joga czy crossfit – to nie tylko elementy kultury. To rozległy system rozpraszania naszej indywidualnej energii powstającej z wewnętrznego napięcia.
Ten system chłodzi nasz świat, zanim zdąży się on zagotować i uruchomić jakąś fundamentalną zmianę. Kapitalizm nie pęka, bo w ten sposób temperatura systemu jest obniżana nieustannie – przez całą sieć mikroregulatorów. Codziennie sami kręcimy ich pokrętłami – często nie zdając sobie z tego sprawy. Na przykład jedząc parówki na śniadanie.
Ketchup
Ketchup to najprostszy sposób, który z kiepskiego jedzenia robi zjadliwe. Łagodzi, maskuje, poprawia smak. Zamienia pierwotne pożywienie w doznanie kulinarne – które wcześniej zarezerwowane było dla elit. Do czasów ketchupu smak jedzenia nie był ważny – liczyły się kalorie, które pozwolą przetrwać długi dzień pracy. Dlaczego zacząłem od ketchupu? Bo oprócz smaku przyniósł nam w jedzeniu posmak wolności.
Nieprzypadkowo słynne „57 varieties” Heinza nie odnosiło się do rzeczywistej liczby produktów, tylko było złudzeniem wyboru z dostępnej różnorodności. Każdy mógł wybrać, ale tylko z zestawu ustalonego wcześniej. Tak ketchup nauczył świat, że zamiast rewolucji wystarczy różnorodność i wolność wyboru smaku. Był to moment, w którym kapitalizm naprawdę się uśmiechnął. Nie jako system produkcji i wyzysku, ale jako system przyjemności.
Pomidorowa czerwień ketchupu okazała się idealna – ciepła, żywa, emocjonalna. Kolor, który przypomina kolor krwi, lecz bez grozy. Przypomina o pasji, lecz w formie, jaką można podać na talerzu dziecka. Mam przewrotną hipotezę, że ta czerwień jest symbolem pierwotnej przemocy udomowionego gatunku homo sapiens.
Jeżeli tak jest, to ketchup stanowi wentyl bezpieczeństwa dla agresji. Odrobina symbolicznej krwi – takiej jak w horrorze – która wystarcza, by nie musieć jej zobaczyć naprawdę. Konsumując burgera, frytki czy hot doga uczestniczymy w codziennym rytuale ofiary krwi – ale tylko symbolicznej, doprawionej do optymalnego smaku solą, cukrem i octem. I gotowej do podania z plastikowej butelki podlegającej recyclingowi.
Piłka nożna
Piłka nożna to inny rodzaj bezpiecznika – być może najbardziej efektywnego, jaki wymyśliła nowoczesność. Od samego początku była rytuałem rozładowania energii społecznej – najpierw fizycznej, potem emocjonalnej, dziś niemal metafizycznej.
W futbolu od dekad chodzi o to samo – o kontrolowaną przemoc, o możliwość krzyku, starcia, zwycięstwa i porażki w granicach jasno wyznaczonego pola. Na dziewięćdziesiąt minut świat dostaje zastępczy teatr wojny, w którym można nienawidzić bez konsekwencji, a po końcowym gwizdku wrócić do ustalonych ram życia społecznego.
Nowoczesny futbol narodził się, gdy spisano zasady i oddzielono go od brutalniejszych odmian gry w piłkę. To był moment, w którym spontaniczna przemoc została zinstytucjonalizowana. Od tej chwili bieganie, popychanie i krzyczenie miało swoje reguły, sędziów i boisko o określonych wymiarach. Futbol stał się tym, czym jest do dziś: rytuałem rozładowania napięcia w formie dopuszczalnej i kontrolowanej.
Choć wywodzi się on z klasy robotniczej, został całkowicie wchłonięty przez logikę rynku – globalny system wentylacji emocji narodowych, plemiennych, lokalnych i korporacyjnych. Każdy mecz to miniatura dynamiki systemu – konflikt, starcie, rozładowanie. A po pierwszej połowie meczu, w przerwie, konsumujemy łańcuszek reklam – mody sportowej, energetyków, słodzonych napojów czy przekąsek, które odprężają, wszystko – łagodzą i łączą.
Muzyka
Muzyka była jednym z pierwszych masowych wynalazków emocjonalnych kapitalizmu – i jednym z jego najwcześniejszych regulatorów. Z chwilą, gdy dźwięk dało się zarejestrować i odtworzyć, muzyka stała się produktem. Radio pozwoliło pójść jeszcze dalej – dźwięk przestał być doświadczeniem miejsca, stał się przepływem emocji sterowanym z centralnej rozgłośni.
Okazało się, że muzyka działa jak emocjonalny termostat – można nim podgrzać nastroje albo je schłodzić, przyspieszyć rytm w czasie pracy albo pomóc znaleźć spokój wieczorem. Od Edisona do Spotify muzyka nie pozwala, by cisza stała się nie do zniesienia. Radio i współdzielone streamingi dają poczucie wspólnoty bez ryzyka spotkania. Jak ketchup i piłka nożna, muzyka jest elementem systemu chłodzenia – ciepłym dźwiękiem, który nie pozwala, by nasze napięcie przerodziło się w krzyk sprzeciwu.
Terapia
Można się spierać, że jak to, przecież nie każda terapia służy podtrzymywaniu produktywności. Są nurty, które otwarcie z tym polemizują. Ale jeśli spojrzeć szerzej, wszystkie – niezależnie od języka i ideologii – pełnią w systemie tę samą funkcję: pomagają wrócić do równowagi. Dzięki niej można nadal uczestniczyć w życiu społecznym i zawodowym – może na nieco niższym poziomie.
Terapia nie naprawia świata, lecz uczy w nim wytrzymać. Gdy wypalenie staje się epidemią, terapia nie wywraca stołu, tylko przynosi kubek herbaty z miodem i cytryną. Przenosi frustrację z poziomu strukturalnego na osobisty, rozprasza ją w rozmowie, w interpretacji, w poczuciu zrozumienia. Obniża temperaturę. Skutek jest taki, że człowiek lepiej funkcjonuje, a system trwa.
Regulatory w systemach kolektywnych
W systemach kolektywnych napięcie jest własnością wspólnoty. Emocje mają charakter zbiorowy – wyrażane publicznie i rytualnie, rozładowują się w świętach, procesjach, pracy wspólnej. Komunizm i socjalizm też miały swoje regulatory, ale ich logika była odwrotna do kapitalistycznej. Tam, gdzie kapitalizm rozprasza napięcie, komunizm próbował je centralizować i kontrolować. Zamiast sieci mikroregulatorów – był jeden wielki zawór: partia, państwo, ideologia. Emocje indywidualne były podejrzane, potrzebny był jednolity rytm i jeden ton. Pochód pierwszomajowy, zjazd partii, defilada – publiczne rytuały upustu, w których energia miała spalić się w bezpieczny sposób.
Służby bezpieczeństwa, propaganda i cenzura także były instrumentami regulacji emocji społecznych. Miały nie dopuścić do niekontrolowanego wybuchu. Problem w tym, że w ten sposób system centralnie sterowany nie potrafił się chłodzić wystarczająco skutecznie. Zbyt mało zaworów, zbyt duże ciśnienie. Efektem było cykliczne przegrzanie – wybuch, bunt i ostatecznie rozpad. Bo komunizm był modelem o wysokim napięciu i niskiej elastyczności.
Wystarczy spojrzeć na historię XX wieku. Największe cykliczne wybuchy niezadowolenia społecznego nie wydarzały się w gospodarkach kapitalistycznych, lecz w tych socjalistycznych i centralnie planowanych. Kiedy ciśnienie tam rosło, to po przekroczeniu momentu krytycznego system stawał się krańcowo niewydolny i te nagromadzone emocje mogły się rozładować tylko eksplozją.
Ale tuż przed ostatnią z nich Kult śpiewał: „Wolność, po co wam wolność, macie przecież telewizję”. Kazik Staszewski fenomenalnie wyczuł to, co nadchodziło. Formalnie to piosenka o późnym socjalizmie, ale emocjonalnie – o kapitalizmie, który czekał już za drzwiami. O telewizji, pieniądzach, piłce nożnej i nowym rodzaju ulgi. I o chciwości koncernów. To nie był hymn buntu, tylko pierwsza smutna piosenka o społecznym chłodzeniu, które miało nadejść. Kazik śpiewał o świecie, w którym będziemy mieli wolność, ale stanie się ona środkiem uspokajającym.
System samowymyślający się
Opisane regulatory kapitalizmu nie powstały w żadnym Wielkim Centrum Planowania na podobieństwo sowieckiego Gosplanu. Wszystkie wymyśliliśmy my sami, z potrzeby przetrwania. I ciągle powstają oddolnie, z ludzkiego instynktu samoregulacji. Z tego samego, który każe w trudnych chwilach coś zjeść, posłuchać muzyki, wypić, pomilczeć albo wygadać się komuś. System nauczył się te gesty kopiować, skalować i multiplikować. Oraz sprzedawać.
Dlatego dzisiaj kapitalizm nie jest machiną ani opresją narzuconą z zewnątrz, lecz sumą naszych odruchów, które urosły do skali globalnego mechanizmu. Kapitalizm nie musiał niczego wynajdywać – wystarczyło zmonetyzować naturalne sposoby radzenia sobie z lękiem, zmęczeniem i samotnością. Kiedy jemy, żeby się pocieszyć, oglądamy, żeby nie myśleć, albo idziemy na terapię, żeby móc dalej pracować – działamy w samym jądrze logiki systemu. Dlatego, zupełnie inaczej niż w komunizmie, nasze granice są otwarte i nie potrzeba nikogo, żeby nas pilnował.
Dzisiaj rozrywka, sport, jedzenie i moda tworzą jeden rozległy układ. Kiedyś telewizja uspokajała wspólnym rytmem wieczoru, teraz streaming przyniósł intymną, spersonalizowaną i skatalogowaną ulgę. Sport daje zbiorowe ujście napięciu, a moda pozwala na chwilową zmianę tożsamości bez ryzyka prawdziwej przemiany. Wszystko to są ciągle rytuały chłodzenia – sposoby, w jakie codziennie obniżamy temperaturę świata. A w ostatnich dekadach pojawiły się jeszcze bardziej wyszukane mechanizmy samoregulacji.
Podróże
Tanie linie i platformy noclegowe uczyniły z podróży przezroczysty regulator kapitalizmu, choć chętnie myślimy o niej jak o geście wolności. Wyruszamy, by uciec od rutyny i zmienić perspektywę, ale podróż działa jak zawór bezpieczeństwa – rozładowuje napięcie życia w powtarzalnym rytmie. Hashtagi #freedom i #citybreak to mikrodoświadczenia ulgi: wrażenie wyjścia poza system, które jest jego najbardziej doskonałym produktem. Wolność w podróży to wolność krótkoterminowa, sterylnie zapakowana i kupiona w promocji. Zmienia się miejsce, nie życie.
Gaming
Gry łączą estetykę, rywalizację, przemoc, wspólnotę i ucieczkę. Jest to skrzyżowanie kina, sportu i religii – doświadczenie totalne, które pochłania emocje, czas i uwagę, ale w sposób bezpieczny. Każda gra to symulator sensu, w którym napięcie ma jasno wyznaczone zasady, a chaos został zaprogramowany. Historie gier to historia coraz doskonalszego zarządzania napięciem: od prostych zręcznościowych pętli stres–ulga–powtórka do eksploracji światów otwartych. Im dłużej grasz, tym bardziej wchodzisz w rytm nagrody, progresu i optymalizacji – ten sam, który rządzi gospodarką. Gra daje iluzję buntu, ale zawsze w granicach kodu. Decydując się na opuszczenie systemu, opuszczasz świat.
Duże modele językowe
Modele językowe są prawdziwym reaktorem ulgi. Powstały jako narzędzia efektywności i agregacji wiedzy, a stały się emocjonalnym amortyzatorem świata, który nie nadąża za własnym tempem. Zmęczeni szukaniem słów, oddaliśmy część swojego wysiłku maszynom. AI nie tylko pisze i tłumaczy – ona uspokaja. Daje wrażenie, że ktoś słucha, rozumie i odpowiada natychmiast. Redukuje frustrację poznawczą, wygładza zdania, eliminuje ciszę. Rozmowa z maszyną jest przyjemna nie dlatego, że maszyna jest mądra, ale ponieważ nie stawia ona oporu. To ostateczny regulator: rozładowuje emocje i neutralizuje język – nasze ostatnie narzędzie, którym moglibyśmy jeszcze coś zakwestionować.
Kapitalizm to wielki żołądek
Skutkiem tej systemowej samoregulacji jest to, że kapitalizm wchłania i przetwarza wszystko, co napotyka – cały nasz świat i nas razem z nim. Każda ulga, każde rozproszenie napięcia to kolejny fragment rzeczywistości przetworzony w paliwo dla systemu. Muzyka, podróże, gry, moda, terapia, język, nawet troska o siebie – wszystko staje się częścią jego metabolizmu.
Kapitalizm nie walczy z oporem, on go wchłania. Każdy bunt, każde „dość! basta!” przerabia na estetykę, trend, produkt. Jest całkowicie odporny na rewolucję, bo nauczył się ją sprzedawać w odcinkach. Przetrwał nie dzięki opresji i brutalności, lecz dzięki łagodności i miękkości. Nie przez przemoc, lecz przez ulgę i przyjemność.
Rewolucja przez wyłączenie klimatyzacji
Tak, niektórym z nas marzy się zmiana, która ma przyjść przez wyłączenie tego wszystkiego. Przetestowaliśmy to już. W sierpniu 1980 roku Międzyzakładowy Komitet Strajkowy ogłosił w Gdańsku prohibicję. Nie był to gest moralny, lecz decyzja strategiczna – wyłączenie chłodzenia. Strajkujący zrozumieli, że jeśli chcą coś naprawdę zmienić, muszą wytrzymać napięcie. Przez kilka tygodni napięcie nie uciekło do wątroby, tylko przeszło do języka. Trzeźwość była przebudzeniem. Wystarczyło kilka tygodni bez regulatora, by społeczność zobaczyła, jaką ma energię, kiedy jej nie tłumi.
Ted Kaczyński zrobił coś w pewnym sensie podobnego: odłączył się od systemu całkowicie, wyrzucił ze swojego życia wszystkie bezpieczniki nowoczesności – smaczne jedzenie, ciepłe miejsce do spania, całą wygodę. To był eksperyment ekstremalny – trochę w duchu gdańskiej prohibicji. Tylko że tam, gdzie strajkujący wytrzymywali napięcie razem, on wytrzymywał je sam – do momentu, w którym pękł. Całkowite odłączenie prowadzi nie do wolności, lecz do destrukcji. System, który nosimy w sobie, nie znosi próżni: gdy wyłączymy wszystkie zawory, ciśnienie rośnie, aż coś eksploduje.
Wspólnota jest naturalnym regulatorem
Wytrzymanie napięcia i doprowadzenie do zmiany wymaga wspólnoty, bo tylko wspólnota potrafi nadać mu sens. Samotny człowiek nie uniesie takiego ciężaru; napięcie jest z natury relacyjne. W Gdańsku napięcie nie zostało rozproszone, bo znalazło ujście we wspólnym rytmie – we wspólnym śpiewaniu, nocnych wartach, ciągłych rozmowach, w samym trwaniu obok siebie. To było doświadczenie obecności i wzajemności. Ted Kaczyński nie miał tego przywileju. W izolacji napięcie nie zamienia się w gotowość i energię do przemiany – zamienia się w obsesję. Wspólnota rozprasza napięcie rozmową i gestem, samotność je kondensuje. Rewolucje rodzą się w tłumie. W ciszy i samotności rodzą się szaleństwa.
Samotność – bomba neutronowa kapitalizmu
W tym sensie ostatecznym zagrożeniem – bombą neutronową współczesności – jest samotność. Niszczy najważniejszy mechanizm – zdolność do wspólnej regulacji. Kapitalizm może wchłonąć niemal wszystko, ale samotność jest w jego obiegu pęknięciem, które się samo nie zasklepi. System może produkować nieskończone bodźce, lecz nie potrafi stworzyć prawdziwej obecności. Samotność to stan, w którym regulatory przestają działać: muzyka, serial, terapia, podróż. Nie ma z kim rozmawiać. Energia zostaje w człowieku i zaczyna go wypalać. Świat staje się spokojny w formie i roztrzęsiony w treści.
Kiedy tak uszkodzony system przestaje skutecznie rozpraszać napięcie, samotność zaczyna się organizować. Pojawia się gniew, który nie wie jeszcze, dokąd iść, ale wie, że chce być razem. Z tego rodzi się populizm – nie jako ideologia, tylko jako reakcja immunologiczna na niewydolność kapitalizmu emocjonalnego. Populiści nie oferują rozwiązań, oferują temperaturę. Obiecują wspólnotę, nawet jeśli będzie sztuczna, oparta na krzyku i resentymentach. Gniew tak łatwo staje się dziś walutą polityczną, bo jest najprostszą formą bycia razem, gdy inne formy zostały sprywatyzowane.
Na koniec
Może więc nie chodzi o to, by wyłączyć wszystkie regulatory albo się od nich odcinać. Chodzi o to, by widzieć, co robią – kiedy naprawdę pomagają, a kiedy tylko usypiają. Każdy z nas czasem potrzebuje ulgi: serialu, muzyki, sportu, podróży, piwa i grilla. W tym nie ma nic złego. Problem zaczyna się wtedy, gdy tak dostarczona ulga staje się jedynym sposobem, by wytrzymać. Gdy chłodzimy się tak skutecznie, że zapominamy, po co w ogóle mamy ciepło naszych emocji.
Może przyszłość nie polega na odłączeniu się od świata, lecz na odzyskaniu w nim obecności. Na byciu razem w sposób, który nie wymaga stałego doregulowywania. Wspólnota nie musi być wielka. Czasem to po prostu dwie osoby, które potrafią wytrzymać razem chwilę ciszy. W świecie, który nieustannie rozprasza naszą energię, takie momenty są najodważniejsze. Bo tam, gdzie pojawiają się prawdziwe – nie tłumione ani rozładowywane – emocje i ciepło, system na chwilę milknie.
Jakub Wojtakajtis
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Steward Masweneng from Pixabay
To wszystko, co uchodzi za moralną cnotę i poszerzanie pola wolności od ucisku kapitału, jest podyktowane władzą kapitału.
Ci, którzy ekspertami nie są, mogą jutro stracić pracę, jeśli jest rutynowa. A jeśli utrzymają pracę, to niskopłatną.