Jak nowoczesne trendy żywieniowe niszczą świat
Najświeższe trendy kulinarne są nieuchronnie podchwytywane przez działy lifestyle’owe wielkomiejskich czasopism. Zanim się zorientujemy, są już wszędzie wokół i dyskutuje się o nich w taki sposób, że jeśli ich nie znasz, czujesz się jak ostatni kołtun kulinarny. Mimo że pokarmy te reprezentują tak zwany liberalny styl życia, ich rosnąca popularność ma często destrukcyjny wpływ na ubogie społeczności, które tradycyjnie na nich polegały. Koncepcja „trendy jedzenia” może brzmieć absurdalnie, ale jest prawdziwa – tak samo, jak prawdziwa jest gentryfikacja żywności. Komosa osiągnęła w Limie cenę wyższą niż mięso kurczaka, a wizja lukratywnych sum, jakie można było zarobić na eksportowaniu jej do dobrze sytuowanych krajów zamorskich, sprawiła, że zapasy na miejscu zaczęły się kurczyć. To zaś zmusiło lokalną ludność do wydawania pieniędzy na tańsze, importowane zachodnie jedzenie o niskiej wartości odżywczej, ponieważ nie mogła sobie pozwolić na wiele więcej. W tym wszystkim tkwi okrutna ironia. Liberałowie z klasy średniej, którzy chodzą na brunche do wegańskich kafejek i wrzucają na Instagram ujęcia swoich sałatek z komosą i tostów z awokado, prawdopodobnie uważają, że ich wybory dietetyczne świadczą o przyrodzonej otwartości umysłu – podczas gdy są one nowoczesną formą kolonializmu.