Innej Polski nie będzie

·

Innej Polski nie będzie

·

90. rocznica obchodów odzyskania niepodległości to zwyczajowa okazja do przemyśleń o losach państwa. Przemyśleń nieco schizofrenicznych, jak cała nasza rzeczywistość. Paradoks polega na tym, że obchodzimy 90. rocznicę odzyskania niepodległości przez byt czysto dziś symboliczny, nazwany II Rzeczpospolitą, gdy tymczasem większość struktur instytucjonalnych, nie mówiąc o kształtach granic, dziedziczymy po państwie, które tak deklaratywnie, jak i w zamierzeniu tradycjom II RP w znacznym stopniu przeczyło. Stąd pewna nieusuwalna sztuczność rekonstrukcji tradycji historycznych sprzed 1945 roku.

Innej Polski, niż po-PRL-owska nie będzie – na mocy samych wydarzeń historycznych. Bo też w dziejach naszego narodu/państwa jest tak, że każda radykalna zmiana ustrojowa odbywała się w ciągu ostatnich stuleci na skutek ingerencji zewnętrznej i pośród wydarzeń, które nie bez przesady można nazwać katastroficznymi. My zaś pozostaniemy już „państwem bez właściwości”, jeżeli miarą charakteru państwowotwórczego uczynić czytelne dla żyjących pokoleń, heroiczne na ogół mity założycielskie. Co jest zaś mitem założycielskim III RP? „Solidarność”? Jeśli tak, to mit to dość wykoślawiony i mocno niepełny, a przynajmniej dyskusyjny. „Okrągły Stół”? Tu sprawa ma się na ogół jeszcze gorzej. A później już tylko szare lata partyjniactwa i ideowej bylejakości, ucieczki w konsumpcję lub wygnania w biedę. I jeszcze tylko wejście do Unii i śmierć Jana Pawła II, do tego fajerwerk IV RP i znów cisza i spokój.

Mam zresztą dziwne wrażenie, że mimo raz po raz ponawianych lustracyjnych bojów, w Polsce istnieje cicha zmowa pokoleń, w którą włączeni są tak 20-, jak i 60-latkowie, by tak naprawdę niczego nie ruszać i nie zmieniać, by raczej żyć i pozwolić żyć innym w tym, co jest i jakie jest. Starsi zyskują dzięki temu święty spokój lub inne formy rekompensaty za swoją przemilczaną czy zmarnowaną przeszłość, młodsi: szansę pracy i jako takiego wynagrodzenia czy startu w dorosłość. I stąd m.in. zgoda na patologie życia gospodarczego, instytucjonalnego czy prawnego. Na partyjne i medialne status quo, które wszelki radykalizm czy nonkonformizm (lewicowy, prawicowy, liberalny czy jaki tam chcecie) skutecznie pacyfikuje i deprawuje: za granty, artykuły w wysokonakładowej prasie, nagrody dziennikarskie i księgarskie, itp. małe przyjemności, które sprawiają, że człowiek czuje się spełniony i mniej myśli, czy aby nie wdepnął w… Matrix. I dlatego do IPN czy innych okołopaństwowych, w tym medialnych, instytucji zatrudniani są chłopcy z prawicowym i neokonserwatywnym certyfikatem jakości, a pryszczaci rewolucjoniści nie wstydzą się brać kasy od cyników z SLD. W końcu trzeba jakoś żyć, by wyartykułować swoje subtelnie ocenzurowane i wygładzone racje.

Dlatego, jeśli o mnie chodzi, jestem z tą Polską coraz doskonalej pogodzony, choć – paradoksalnie – coraz mocniej wobec niej zdystansowany. Innej Polski mieć nie będę i nawet nie chcę, bo jak napisałem powyżej – jak znam świat, a przynajmniej tę jego okolicę – najpierw musiałbym przeżyć jakiś mało sympatyczny konflikt zbrojny. Z drugiej strony: ta Polska wcale mi się specjalnie nie podoba, czy ściśle: zdaje sobie sprawę z jej ułomności. Pięknie tą kwestię opisał Wasilij Rozanow, w odniesieniu do przedrewolucyjnej Rosji, na kartach „Apokalipsy naszych czasów”. Pozwolę sobie na cytat: „Na przykład »chcę urodzić ślicznego i mądrego chłopczyka«, a rodzi się »z sześcioma palcami, przygłupi i z nieoczekiwanymi wadami«. To samo stało się z naszą planetą. Jakby coś ją przestraszyło, gdy była brzemienna i urodziła »nie po Bożej myśli«, lecz »nieco inaczej«. I tak to, »co boskie« zmieszało się z tym, co »inaczej«”.

Pomijając metafizykę, która dla Rozanowa bywała swego rodzaju zabiegiem stylistycznym, zza której nieustannie przebijają rosyjskie sprawy, przekaz jest czytelny także na naszym gruncie. Miała być Polska „śliczna i mądra”, trochę taka jak w piosence Maryli Rodowicz, wyśpiewanej na okolicznościowym festynie medialnym z okazji obchodów 90-lecia odzyskania niepodległości, a urodziła się „z sześcioma palcami, przygłupia i z nieoczekiwanymi wadami”. Polska upośledzona i schizofreniczna właśnie, która właściwie nikomu specjalnie nie odpowiada (choć każdy ma po temu inne powody), no ale już jest i taką ją przekażemy następnym i następnym pokoleniom, z nadzieją, że one będą w stanie wprowadzić sensowne korekty. Oczywiście pod warunkiem, że nie ulegną presji warunków, koterii i zależności, w jakich im także przyjdzie żyć.

Choć w sumie to ciekawe, jakich mężów stanu, jakich poetów, jakich filozofów, społeczników, kapłanów, generałów, jakich ludzi urodzi ta Polska, gdy nie będzie się jej przeszkadzać, gdy nie będą tu spadać bomby przez lat sto czy dwieście, gdy nikt na mapach nie będzie na nowo zaznaczał granic, a gąsienice czołgów nie zachrzęszczą po skorupach porcelany. Może z brzydkiego kaczątka wyrośnie piękny łabędź, a mądrzy, dumni i majętni Polacy będą spierać się o sprawy, które dziś spowite są dla nas tajemnicą.

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie