Solidarność w Instytucji Totalnej
Przez dwa tygodnie, bladawym świtem, zwykle o 5:35, siostra w białym fartuchu z hukiem otwierała drzwi.
Zrewitalizowała go sprawna ekipa, którą wynajęła –wybrana przez Ciebie! – administracja samorządowa.
No dobra, powiem jak jest naprawdę: jeszcze nie zrewitalizowała, tylko ma właśnie w planach. W ostatniej chwili się dowiedziałeś, bo komuś tam przysłali przez pomyłkę informację o tym, co ma się dziać. Lokalna gazeta o tym napisała i alarmuje*. Park Skaryszewski. Warszawa – Saska Kępa.
Gdy wybierałeś swój samorząd – jeśli w ogóle wybierałeś – to sądziłeś, że będą podejmować decyzje dla wspólnego dobra. A oni ci mówią, że koniecznie trzeba wyciąć 250 starych drzew w parku, bo po rewitalizacji na alejkach musi się zmieścić ciężki sprzęt do sprzątania, więc korzenie starych drzew przeszkadzałyby w ułożeniu odpowiedniej nawierzchni.
Do tej pory mogłeś sądzić, że park jest po co innego niż po to, żeby alejkami jeździł ciężki sprzęt sprzątający.
Błąd.
Park jest po to, po co może być potrzebny urzędnikowi. A urzędnik, wiadomo, swój rozum ma. Na pewno jest szkolony za europejskie pieniądze w sprawnej realizacji zadań związanych z obsługą mieszkańców, więc wie.
No ale Ty, Czytelniku, też jesteś trochę szkolony, parę organizacji pozarządowych już zaliczyłeś, więc robisz z tego użytek. Skrzykujesz ludzi. Sprawdzacie, czy wymagane były konsultacje społeczne. Jeśli były, ale właśnie minął termin – piszecie wniosek o przywrócenie terminu. Drugi wniosek – o uwzględnienie opinii mieszkańców, którzy korzystają z parku. Piszecie też parę komunikatów prasowych i rozsyłacie e-mailami po lokalnych redakcjach. Gdy redakcja przyśle kogoś, to tłumaczycie jak normalnym ludziom, że do parku chodzi się, żeby odpocząć w cieniu starych drzew, a nie po to, żeby słuchać jazgotu maszyny sprzątającej.
Potem idziecie do burmistrza albo innego ważnego rządzącego dzielnicą i mówicie do niego to samo, co do kamery. On swoje – że musi wjechać sprzęt i że posadzą przecież nowe drzewa, które już za 40 lat będą tak samo piękne, jak te ścięte.
Sprawdzacie, kogo i co jeszcze można zaskarżyć, może nawet robicie zrzutkę i wynajmujecie prawnika, żeby popisał wnioski gdzie tam trzeba.
Tak mija wiosna, lato i jesień, nadchodzi zima. Drzewa jeszcze stoją, Ty nie możesz już patrzeć na segregatory pełne Twoich pism do urzędu i urzędowych odpowiedzi na te pisma. Półki odmawiają współpracy. Nawet Twoja własna drukarka nie chce już drukować kolejnego wniosku o wzięcie pod uwagę opinii społecznej…
Więc w końcu dajesz spokój. Przychodzi wiosna – drzewa wycinają. Całą starą aleję, stanowiącą oś parku. Wkrótce potem znani publicyści ubolewają na łamach, że społeczeństwo obywatelskie nam się nie zbudowało, że ludzie nie chcą się angażować.
Ale w końcu: ile można? – pytasz sam siebie. Ile czasu i własnej energii można tracić, żeby coś, co dla normalnego człowieka jest oczywiste – ochronić przed inwazją szkolonych biurokratów w służbie samorządowej. Kto ma na to siłę?
Teraz będzie cytat. Ze strony Laboratorium Monitoringu Budżetu**. O konferencji z listopada 2008.
Marek Ziółkowski, wicemarszałek Senatu RP podkreślił, że „demokracja posiada słabości, których nie można usunąć w całości”. Są to m.in. biurokracja, struktury oligarchiczne, zakulisowe podejmowanie decyzji. Demokracja często ograniczona jest do sfery instytucjonalno-politycznej. – „Innowacje demokratyczne mogą zwiększyć świadome uczestnictwo obywateli we władzy” – podkreślił Ziółkowski. Dużo prościej zastosować nowe rozwiązania w samorządach, niż na szczeblu centralnym. Wśród innowacji demokratycznych naukowcy obecni na konferencji wymienili m.in. przedsięwzięcia demokracji deliberatywnej, technologiczne panele, partycypacyjne zarządzanie budżetem, losowo-amerykańską selekcję. Narzędzia te wprowadzane od kilkunastu lat m.in. w Danii i Stanach Zjednoczonych pozwalają na większe zaangażowanie obywateli i rozwiązywanie lokalnych konfliktów. – Większość z tych rozwiązań jest do wprowadzenia na poziomie samorządowym, np. myślenie o tym, żeby ludzie partycypowali w wydawaniu budżetów lokalnych…
Socjolog, Radosław Markowski, mówił o europejskich innowacjach w demokracji, m.in. o – skandynawskich głównie – próbach wprowadzania modelu demokracji deliberatywnej, gdzie próbuje się na serio poznać rozkład opinii obywateli na konkretny temat, a potem wypracować wspólne – mimo różnic w poglądach – stanowisko, które stanie się rekomendacją dla władz samorządowych.
Jego zdaniem, bardzo dobrym pomysłem jest też zastosowanie w Polsce testów dla kandydatów do pełnienia funkcji w samorządzie stosowanych w procesie selekcji przedstawicielstwa, tzw. cywilokracji. Chodzi o testy mierzące z jednej strony umiejętności merytoryczne i poprawnego rozumowania kandydatów na przedstawicieli, a z drugiej test określający etyczne standardy kandydata.
Mierzyć naszym samorządowcom umiejętności merytoryczne i poprawnego rozumowania? Yes, yes, yes!
Czytajcie ludzie Markowskiego***. Tekst jest długi, ale inspirujący. Deliberatywnie.
* http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,6592470,Chca_wyrabac_250_drzew_z_Parku_Skaryszewskiego.html
Przez dwa tygodnie, bladawym świtem, zwykle o 5:35, siostra w białym fartuchu z hukiem otwierała drzwi.
Przyczyną stresu rujnującego zdrowie i siły jest bezsilność.