Do zwariowania jeden krok

·

Do zwariowania jeden krok

·

Mają problem: dali obywatelom ulgi podatkowe i teraz Toyota, Honda oraz Mitsubishi sprzedają coraz więcej samochodów hybrydowych i z napędem elektrycznym. Środowisko – naturalne – zadowolone, przestraszeni za to niewidomi. Ponieważ te samochody jeżdżą cicho.

Gdyby u nas dali takie ulgi – zresztą może już nawet dali, kto to wie, przecież w naszych przepisach podatkowych nie orientuje się chyba nawet ministerstwo finansów – też byśmy pewnie kupowali takie samochody. I polscy niewidomi mieliby taki sam problem, co japońscy.

Co w tej sytuacji robią Japończycy? PAP podaje, że

Rząd japoński poinformował we wtorek o powołaniu grupy ekspertów – przedstawicieli przemysłu motoryzacyjnego, związków niewidomych oraz organizacji konsumenckich – mającej znaleźć rozwiązanie. Sugeruje się wyposażanie samochodów elektrycznych w urządzenie emitujące dźwięk podobny do tego, jaki wydają samochody z tradycyjnymi silnikami spalinowymi. Inny pomysł to jakiś charakterystyczny dźwięk podobny np. do telefonów komórkowych. Jest też mowa o wyposażaniu takich samochodów w czujniki radarowe, które wykrywałyby pieszych i automatycznie uruchamiały dźwiękowe sygnały ostrzegawcze… Na razie eksperci zbierają opinie różnych środowisk, a konkretne propozycje mają przedłożyć pod koniec roku.

Co w podobnej sytuacji zrobiliby polscy politycy?

Najpierw przyleciałby do jakiegoś studia telewizyjnego poseł na „P” z modelem samochodu hybrydowego w skali 1:2, nasadzonym na głowę. Machając rękoma wystawionymi przez atrapę przedniej szyby, krzyczałby, że prezydent nie rozumie słowa „hybrydowy” i że to skandal, który powinna zbadać specjalna sejmowa komisja.

Potem wystąpiłby do narodu minister na „B” i mając za plecami prezentację komputerową wielkości boiska do siatkówki, przekonywałby naród, że w strategii na najbliższe 30 lat problem ten został przewidziany, ale ponieważ od kupowania samochodów hybrydowych nie rozwiąże się problem emerytur dla przyszłych pokoleń, przeszedłby do promocji kolejnej kontroli zwolnień lekarskich w ZUS-ie.

Poseł brat prezydenta zarzuciłby mu następnego dnia działanie wbrew interesowi narodowemu i zażądał poddania się okresowym badaniom lekarskim przez lekarzy orzeczników z ZUS.

W czasie tych kontr-merytorycznych zabaw słownych związki zrzeszające osoby z upośledzeniem wzroku wysłałyby kilka memoriałów do ministerstw, komisji sejmowych oraz premiera, ale żaden z adresatów nie znalazłby czasu na odpowiedź, bo czasy, gdy odpowiadano w terminie wynikającym choćby z KPA na supliki obywateli, dawno się skończyły, tylko obywatele się zagapili i wciąż coś tam posyłają bez sensu.

Na zakończenie kampanii mającej na celu rozwiązanie palącego problemu społecznego wystąpiłby w imieniu organizacji pracodawców jeden pan Jeremi na „M”, który ostatnio chce zabrać renty wdowom (co jest moim ulubionym ostatnio motywem felietonowym) i zażądałby podejścia do kwestii merytorycznie, co wyrażałoby się prawnym zakazem poruszania się osób niewidomych po ulicach w godzinach 00:00 – 24:00.

Dlaczego Japończycy mogą powołać grupę złożoną z ekspertów, przedstawicieli przemysłu, związków niewidomych oraz organizacji konsumenckich, żeby te cztery grupy razem szukały rozwiązań? Co takiego jest w tych Japończykach, że szukają rozwiązania problemu racjonalnie?

I co takiego jest w nas, że zwykle nie potrafimy nawet problemu porządnie zdefiniować, tylko od razu dzielimy się na kilka obozów, z których każdy ma swoje zdanie, najczęściej nijak nie związane z kwestią stanowiącą problem.

Że ja przesadzam? Że u nas nic takiego by się jednak nie mogło zdarzyć?

Otwieram gazetę, w której 16 września 2009 czytam:

Stewardesa LOT-u wyprosiła dwoje niewidomych z samolotu. Przepisy zabraniają zabierania na pokład więcej niż dwóch niepełnosprawnych – o sprawie pisze „Rzeczypospolita”. – „Załoga naprawdę nie miała innego wyjścia” – tłumaczy Andrzej Kozłowski, rzecznik PLL LOT. – „W samolotach obsługujących linie krajowe obowiązuje tzw. instrukcja operacyjna wydana przez EuroLOT (regionalnego przewoźnika należącego do LOT – red.). Zakazuje ona zabierania na pokład więcej niż dwóch niepełnosprawnych. Decydują o tym względy bezpieczeństwa. /…/ Między polskimi miastami latają niewielkie maszyny. Na ich pokładzie jest tylko jedna stewardesa. W razie zagrożenia mogłaby mieć problem z obsługą dużej grupy niepełnosprawnych.

Jaka powinna być pointa tego tekstu?

Mózg mi się zlasował. I dlatego pointy nie będzie.

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie