Do zwariowania jeden krok
Tacy Japończycy. No, co oni wyprawiają.
Kto by się tym przejmował, skoro dopiero co poleciało na odpowiedzialną wojnę w parlamencie ćwierć rządu, kolejne ćwierć przestało rządzić, a jutro może się okazać, że papierów z CBA jest dość, żeby wymieść resztę.
No tak. Ale moje życie toczy się tu, a nie tam. Więc może poranne pytanie o los byłego prezesa jednak ma sens?
Równo miesiąc krąży w przestrzeni międzyplanetarnej moja prośba do Rzecznika ZUS o podanie linka do pewnego dokumentu:
http://www.pojedyncze.salon24.pl/126631,to-samo-pytanie-do-rzecznika-zus-po-raz-trzeci
Rzecznik jest w sumie rzeczowy – już po ośmiu dniach odpowiedział, że linka nie poda, bo raportu nie ma w sieci. Dalsza korespondencja dotyczy więc przekazania samego raportu. W e-mailu obiecał, że poszuka. Ale nie poszukał. Może już tam nie pracuje? Kto by nad tym wszystkim zapanował w końcu? Kto by zapamiętał.
„Przedwieczorny”, komentując w salonie24 pomysł Igora Janke, żeby coś obywatelskiego zrobić z rządowymi aferami, pisze:
http://jankepost.salon24.pl/130232,nie-dajmy-sie-robic-w-bambuko
„Podobnie jak media zajmujemy się jakimiś bieżącymi sprawami i po jakimś czasie przechodzimy do następnych, stare, często ważne, pozostawiając bez kontynuacji. Czy nie warto założyć czegoś w rodzaju zakładki do spraw, które warto śledzić i kontynuować.
Przydałoby się.
Pierwszy do zakładki mógłby być tekst o aresztowaniu prezesa ZUS-u. Mogę to monitorować i uzupełniać. „Tylko po co?” – wisi mi nad głową tytuł blogu Krzysztofa Leskiego z salonu 24. A może by to i po coś było?
Bo przecież należy realizować swoje pomysły. Należy także wierzyć swoim marzeniom oraz powtarzać: We can. Wtedy dostajemy Nobla.
– „Nie możemy tolerować świata, w którym terror jądrowego holocaustu stanowi zagrożenie” – mówi, słusznie zresztą, noblista Obama, prowadzący wciąż przynajmniej dwie wojny. I pozwalający, by szef NASA wywalał w Księżyc półtorej tony trotylu w postaci eksperymentalnego walnięcia małą bombką. W końcu szukamy tam wody:
Co tam jacyś poeci, raz, dwa, trzy durnie śpiewający:
„Oto w ciszy spada gwiazda przez miliony świetlnych lat pędzi gdzieś niemiłosiernie żeby zatrzeć własny ślad pewnie już się rodzi wariat który zmieni gwiazdy bieg lub wykopią na niej dziurę a to wróży raczej źle”
My, Ludzkość, możemy wszystko. We can.
Ale może jednak należy wierzyć noblistom? Niezależnie od dziedziny, w której ich uhonorowali? Taki Saramago na przykład. W ostatniej powieści pt. „Miasto białych kart”, którą znam na razie tylko z recenzji Ryszarda Kozika w papierowej „Wyborczej”, podsuwa nam świetny pomysł.
„Nagle, bez żadnej zapowiedzi, agitacji ani skoordynowanej akcji 70 procent wyborców wrzuca do urn białe kartki. Dostają szanse poprawy, czyli powtórkę wyborczą, gdy jednak jej nie docenią – tym razem ponad 80 procent kart w urnach jest biała – przychodzi pora na bardziej zdecydowane środki. Do akcji wkraczają służby specjalne, wprowadzony zostaje stan oblężenia, a w końcu politycy postanawiają ukarać niewdzięczników najsurowiej jak potrafią: władze (a wraz z nimi wojsko czy policja) opuszczają stolicę. Radźcie sobie sami!”.
Och, jakbym chciała, żeby nasi też się obrazili i wyprowadzili. Przedtem musielibyśmy im wrzucić do urn te białe kartki. Pomysł jak pomysł – jeszcze dwa lata temu wszyscy krzyczeli, że to nieobywatelskie nie iść na wybory albo iść z pustą kartką. Teraz coraz więcej w Internecie miejsc, gdzie ten pomysł wydaje się sensowny:
http://civicspace.wordpress.com/2009/06/09/wybralem-nie-glosowalem/
http://stokwiatow.salon24.pl/129211,obywatele-dla-bojkotu
Gdyby moi politycy się wyprowadzili. Gdyby przestali do mnie wysyłać te swoje sprzeczne komunikaty. Że wszyscy niewinni, więc wszyscy muszą odejść.
Gdyby zostawili miejsce jakimś normalnym ludziom, którzy by się zajęli ordynacją wyborczą, wydawaniem publicznych pieniędzy na służbę zdrowia czy bezpieczeństwo.
Żeby jutro największy szpital na Pomorzu nie zamykał drzwi przed pacjentami i nie pozywał NFZ do sądu za to, że nie chce mu płacić za nadplanowe (w październiku!) leczenie pacjentów: „Szpitale w całym kraju wielokrotnie pozywały NFZ, domagając się pieniędzy za tzw. nadwykonania, czyli leczenie chorych ponad ustalony limit. Teraz chodzi o coś innego – będą prosić sąd, żeby ustalił wysokość podstawowego kontraktu, bo same nie mogą dojść do porozumienia z Funduszem”
Żeby ktoś ogarnął wreszcie, że nie ma nic tajemniczego w tym, że codziennie w Warszawie płoną miejskie autobusy. Że zwolnienie dyrektora nic nie pomoże, skoro „kilka lat wcześniej firma popełniła błąd, zwalniając w ramach cięcia kosztów ponad 500 z 1,5 tys. pracowników zaplecza technicznego. /…/ Lepsze efekty mają zaś przynieść zakupy urządzeń diagnostycznych wyższej jakości”
Żeby sąd pracy, który już od dwóch lat ocenia, czy jestem zdrowa, czy chora, nie wzywał mnie po raz piąty do biegłego lekarza, tym razem każąc mi jechać na 8.30 rano z Pragi na Kabaty, bo właśnie zmieniła się koncepcja i lekarze nie będą przyjmować w sądzie, lecz w dowolnych przychodniach na terenie całego miasta. To, że poprzednim razem biegły na badanie w ogóle nie przyszedł, a jeszcze innym razem czekałam na niego godzinę, aż w końcu sobie poszłam – sądowi nie stanowi. Sąd może mnie ukarać karą grzywny, jeśli się nie podporządkuję. Jakby co, zrobię zbiórkę publiczną na te grzywnę chyba. Jak ktoś chętny, już się może zgłaszać. Tymczasem kontynuuję sobie listę pobożnych życzeń:
Żeby urzędnicy, pracujący za pieniądze podatników, mieli zwyczajne poczucie przyzwoitości i żeby – skoro już płacą sobie ponad miarę – potrafili się do tego przyznać, a nie ukrywać dochody przed radnymi i dziennikarzami. Ukrywają to, mimo że: „Wynagrodzenie i premie polityków jednak podlegają ujawnieniu na zasadach przewidzianych w Ustawie o dostępie do informacji publicznej”. Część danych udało się zdobyć jednemu radnemu. Zajęło mu to pół roku. Dowiedział się, że premie wynosiły od 8 do 11 tys. zł. Ale nie wiadomo było, który burmistrz ile dostał. Prezydent Miasta nie chce tego ujawnić”
(http://radio.wolnemedia.net/).
„Trzynaście milionów Włochów – 22 procent ludności – mieszka w regionach, które są całkowicie kontrolowane przez mafię /…/. Produkt krajowy brutto w czterech opanowanych przez nią regionach niższy jest o ponad czterdzieści procent od średniej krajowej. Tam popełniana jest połowa przestępstw o charakterze mafijnym, a jedną czwartą samorządów lokalnych steruje świat przestępczy. – »Mafia zmieniła się« – zauważył Beppe Pisanu, przewodniczący włoskiej parlamentarnej komisji do walki z mafią, analizując raport instytutu Censis. – »Prosperuje bez rozgłosu, unika wielkich zbrodni, woli skoncentrować się na interesach i polityce, umiejętnie dozując zastraszanie i przemoc« – mówił. – »W rezultacie współzawodniczy z państwem« – podkreślił. Przykład tego można było obserwować kilka dni temu w Neapolu, gdzie grupa pracowników zwolnionych z zakładu oczyszczania miasta protestowała z transparentem na cześć klanu tamtejszej kamorry, który do niedawna kontrolował wysypiska śmieci pod Wezuwiuszem”
Na stronie www.petycje.pl było do tej pory 16 milionów wejść, choć pozostawiono tylko 500 tysięcy podpisów pod petycjami.
Prezydent podpisał Traktat Lizboński, ale posłowie PiS-u idą już do Trybunału Konstytucyjnego z podejrzeniem, że to będzie bezprawne.
Księżyc jeszcze wisi na niebie.
Naprawdę – trudno nie wierzyć w nic.
Tacy Japończycy. No, co oni wyprawiają.
Byłam pewna, że należę do ekskluzywnego klubu oszołomów, którzy pierestrojkę uważają za dzieło KGB.