Biznes specjalnej troski
Raport NIK obnaża fakt, że Specjalne Strefy Ekonomiczne są przykładem ideologicznego podejścia do gospodarki.
Ponieważ trudno omówić w felietonie całość kwestii, skupię się na jednym właściwie wątku: losie Żydów w ZSRS w epoce Stalina. W całej sprawie mamy zwykle do czynienia z dwoma skrajnościami. Wedle jednej z nich, „żydokomuna” to niemal historiozoficzny aksjomat, który często kryje w sobie mniej lub bardziej jawną antysemicką nutę. Druga skrajność każe skrupulatnie przemilczeć jakiekolwiek związki między Żydami a komunizmem, udając, że kwestii nie ma albo jest właśnie antysemicką fobią i wymysłem. Jedni w każdym komuniście widzą Żyda, drudzy twierdzą, że komunizm nie miał narodowości. Owszem, komunizm jej nie miał, ale komuniści jak najbardziej, choć wielu z nich, np. swoją polskość (jak Dzierżyński) czy żydostwo (jak Trocki) porzucili całkowicie na rzecz przekonania o internacjonalizmie sprawy, której służyli. W obu przypadkach nie idzie z zasady o prawdę historyczną, ale o własne antyżydowskie fobie lub dla różnych przyczyn pochowane kroniki rodzinne.
Niedawno starałem się w miarę regularnie czytać dwie książki poświęcone losom Żydów w ZSRS. Pierwsza to „Widziałem Anioła Śmierci. Losy deportowanych Żydów polskich w latach II wojny światowej”. Zawiera „świadectwa zebrane przez Ministerstwo Informacji i Dokumentacji Rządu Polskiego na Uchodźstwie w latach 1942-1943”, a opisuje historie polskich Żydów po przymusowych przesiedleniach więźniów łagrów sowieckich. Jako aneks opublikowano w książce memoriał prof. Wiktora Sukiennickiego, zatytułowany „Sprawa Żydów obywateli polskich w świetle oficjalnych dokumentów oraz praktyki władz radzieckich”. Tu trzeba dodać, że prof. Sukiennicki to wybitny przedwojenny prawnik i sowietolog, profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, w czasie wojny aresztowany przez NKWD i więziony w łagrach na terytorium Krasnojarskiej Obłasti, skąd zwolniono go w grudniu 1941 roku. Jego memoriał powstał w Kujbyszewie (gdzie pracował dla Ambasady RP), datowany jest na 11 sierpnia 1942 r.
Autorem drugiej książki jest Arno Lustiger, były więzień obozów koncentracyjnych w Oświęcimiu i Buchenwaldzie. Jego „Czerwona księga. Stalin i Żydzi. Tragiczna historia Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego i radzieckich Żydów” stanowi swoiste dopełnienie „Czarnej Księgi” Wasilija Grossmana i Ilji Erenburga, publikacji, której niemieckie wydanie przygotował zresztą Lustiger.
Obie publikacje otwierają oczy na rzekomo „przyjazną” czy „naturalną” więź między Żydami a komunizmem/stalinizmem. Lustiger roztacza szeroką panoramę historyczną i biograficzną, wychodząc od losów Żydów w Rosji carskiej, aż po kres sowieckiej Rosji. Zyskujemy obraz przygnębiający, ale charakterystyczny. Od prześladowań ze strony reżimu carskiego, przez pogromy epoki wojennych i rewolucyjnych zawieruch, przez względny rozkwit wolności po rewolucji październikowej, po stalinowski terror i późniejszy oficjalny antysemityzm/antysyjonizm radzieckich władz. Akces do komunizmu – wcale nie tak liczny wśród Żydów, którzy przede wszystkim zasilali sterroryzowany przez Sowietów Bund czy różnorakie partie syjonistyczne, albo nie-komunistyczne partie lewicowe – wielu z nich przypłacało, podobnie jak przedstawiciele innych narodowości, śmiercią i niesławą.
Do tego trzeba dodać ideologiczne aspekty państwa „chłopów i robotników”: przymusowy ateizm, wynaradawianie, instrumentalne rozgrywanie całych narodów i grup społecznych przeciw sobie. Brutalna radziecka „inżynieria społeczna” kierował się także przeciw Żydom. Owszem, próbowano np. tworzyć dla nich autonomiczne obwody, ale w takich warunkach i okolicznościach, że nie mogło się to udać. Dla części komunistów pochodzenia żydowskiego, jak wspomniany już Trocki, ta kwestia była zupełnie obca, a sprawy ich narodu kompletnie nieistotne. Byli to ludzie w najmocniejszym tego słowa znaczeniu wykorzenieni. Tu zresztą warto zaznaczyć, że cały, skrajnie opresyjny wobec narodu żydowskiego system społeczny przedrewolucyjnej Rosji, z którego wywodzili się żydowscy działacze polityczni i inteligencja, sprzyjał, a może wręcz wymuszał taką postawę.
Żydowski Komitet Antyfaszystowski powstał w czasie, gdy Stalin ze wszystkich sił, zagrożony totalną klęską, poszukiwał sojuszników tam, gdzie wcześniej widział jedynie śmiertelnych wrogów, odwołując się do uczuć religijnych, narodowych, patriotycznych. ŻKA powstał pod koniec 1941 lub na początku 1942 roku, z inicjatywy Henryka Erlicha i Wiktora Altera. Los tych dwóch, jak i cały późniejszy proces stalinowski działaczy ŻKA, jest jedną z tych odsłon stalinizmu, którą dobrze znamy jako Polacy. Erlich i Adler byli de facto obywatelami polskimi, w wojennej zawierusze dostali się w ręce NKWD, formalnie zwolnieni we wrześniu 1941 r. po „odwilży” sowiecko-polskiej, „zniknęli” w nocy 3 grudnia wezwani do gmachu NKWD. Odnajdują się nieco później: 14 maja 1942 r. Erlich popełnił samobójstwo w celi, zaś 17 lutego 1943 r. Alter został rozstrzelany w Kujbyszewie.
Sam Komitet był dziełem „synów Machabeuszy”, Żydów gotowych do walki na śmierć i życie, a tak często oskarżanych (także po wojnie, przez różnej maści antysemickich nienawistników) o bierność, podległość i niemoc. „Ja, dziecko narodu żydowskiego, przysięgam, że nie zostawię bez pomocy mych walczących braci, póki Hitler ze swymi oprawcami, owi śmiertelni wrogowie wszystkich narodów, owi śmiertelni wrogowie mojego narodu, nie zostaną starci z powierzchni ziemi. Przysięgam zemścić się za moich braci i siostry – męczonych, palonych i grzebanych żywcem we wszystkich niszczonych miastach i wioskach, których sięgnęła ręka wroga. Za śmierć kobiet i dzieci, za mękę i hańbę mojego narodu i narodów bratnich przysięgam zemstę aż do ostatniego tchnienia! Krew za krew! Śmierć za śmierć!” (22 czerwca 1942, z apelu do Żydów świata). Niemniej największym dziełem ŻKA była „Czarna księga”, powstała z inicjatywy Alberta Einsteina, który rzucił pomysł „gromadzenia i publikacji dokumentów dotyczących zagłady Żydów w okupowanych krajach Europy”.
Po wojnie Żydowski Komitet Antyfaszystowski znalazł się jednak na celowniku władz sowieckich. Lustiger przytacza znamienny dokument z marca 1948 r.: „Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego w wyniku przeprowadzonych czekistowskich kroków [sic!] stwierdza, że przywódcy Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego, którzy są aktywnymi nacjonalistami i wzorują się na Amerykanach, w istocie prowadzą nacjonalistyczną działalność antyradziecką”. Wszyscy wymienieni z nazwiska i imienia w tym tekście działacze ŻKA zostali oskarżeni i rozstrzelani w procesie tej organizacji, zakończonym latem 1952 roku. „Salwa!… I nie ma grobu nawet” (Józef Keler)… Tak Stalin okazał Żydom swoją wdzięczność.
Tu pewien przeskok. Andrzej Gwiazda w wywiadzie-rzece „Gwiazdozbiór w »Solidarności«” (www.gwiazda.oai.pl) wspomina: „Wiosną 1939 roku rodzice przenieśli się do Pińska. 13 kwietnia 1940 r. zajechała pod dom furmanka z dwoma żołnierzami i polskim Żydem. Powiedzieli – sobirajties. Babcia straciła głowę. Ja zapakowałem zdjęcie ojca, jakieś dokumenty, pluszowego psa, misia, komplet kart do brydża i nie dałem sobie tego odebrać ani skontrolować. Żyd kazał nam załadować maszynę do szycia, maszynkę do mięsa, kołdry, ubrania. Dzięki niemu przeżyliśmy. Sam zapakował sobie dwa worki butów”. Jaki był późniejszy los tego człowieka, który dzięki znajomości sowieckich realiów wskazał, co trzeba zabrać ze sobą w tę złą drogę?
W przedmowie do wspomnianej, wydanej przez Żydowski Instytut Historyczny książki „Widziałem Anioła Śmierci”, Feliks Tych pisze: „Z zawartych świadectw jednoznacznie wynika, że co najmniej jedna trzecia, jeśli nie połowa ludzi, którzy zetknęli się z sowieckim systemem więziennym i obozowym – nie wyszła z tego spotkania żywa. Bywało, że z kilkuosobowej deportowanej rodziny uratowała się tylko jedna osoba. Reszta została zamęczona głodem, chłodem, pracą ponad siły oraz epidemiami wynikłymi z dramatycznych warunków sanitarnych i żywieniowych w czasie długotrwałego transportu oraz w łagrach i specposiołkach. W wielu zeznaniach mówi się też o dotkliwie odczuwanych przez Żydów prześladowaniach religijnych ze stron sowieckich władz obozowych, a także otwarcie antysemickich postawach sowieckiego »naczalstwa« wobec zesłańców żydowskich”. Anioł Śmierci nie miał względu na nikogo…
Ponadto Tych stwierdza: „Przypuszczalnie mało kto z represjonowanych przez władze sowieckie Żydów polskich wyszedłby z tych łagrów i specposiołków żywy, gdyby nie zawarty w Londynie 30 lipca 1941 roku pakt między Rządem Polskim na Uchodźstwie a Rządem ZSRR”. Ci uwolnieni polscy Żydzi walczyli później w Armii Andersa. I tak jak zawsze, w historię relacji polsko-żydowskich w tamtym czasie wpisane są dowody najszczerszej solidarności oraz nikczemnych uprzedzeń narodowych. Ale najbardziej uwagi godna jest ta krótka wzmianka: w przypadku antysemickich zachowań na terenie polskich placówek (sierocińce, domy dziecka, szkoły) „dzieci żydowskie były brane w takich wypadkach pod ochronę przez polski personel wychowawczy i z wdzięcznością jest to kwitowane w relacjach”. Daleko, na rubieżach sowieckiego Imperium, polscy wychowawcy odrabiali lekcję „starego doktora”…
To tylko drobny, ułomny w felietonowym opisie fragment szerokiego zagadnienia, wpisanego we wschodnio-europejską panoramę (nie tylko) XX wieku. Wielkiej opowieści i wielkiej tragedii. Prawdziwszej niż bajania o „żydokomunie” i boleśniejszej niż milczenie o tym, jak faktycznie było.
Raport NIK obnaża fakt, że Specjalne Strefy Ekonomiczne są przykładem ideologicznego podejścia do gospodarki.
Choć poprzedniego ustroju dawno już nie ma, absurdy trzymają się mocno.