Skąd się biorą patrioci?
Wiele się ostatnio mówi o patriotyzmie. A skąd się biorą patrioci?
Media nie lubią nudy. I nazbyt wielu mądrych słów, poważanych treści. Zakładają – raczej słusznie – że odbiorcy są one niepotrzebne i mogą go znużyć. Media lubią newsa, a news musi być mięsisty. Lubią postacie wyraziste, szokujące. Lubią skandalistów. Media filtrują przekaz, dyskutowany następnie przez tzw. opinię publiczną. Filtrują przekaz i przez sito swoich preferencji przepuszczają postacie, które za tym przekazem stoją.
Polityka, jeśli brać ją serio, musi być cokolwiek nudna. Nudna, bo merytoryczna. Bądź co bądź, aby opowiadać o zagadnieniach życia społecznego, problemach państwa, kwestiach ekonomicznych – potrzeba i czasu, i skupienia, i pewnego zasobu trudnych słów. A konsument niejednokrotnie nie ma ani czasu, ani zdolności skupienia, a i nie każdy ma słowniki pod ręką.
Biorąc pod uwagę polskie wskaźniki czytelnictwa i dobór oraz jakość słownictwa konsumentów pop-medialnego przekazu, konsument unika nie tylko słowników, a pod ręką ma często albo pilota, albo laptopa. I to wystarcza. Czasem, by dać widzowi odczuć, że jest on traktowany poważnie, pokazuje się mu gadającą głowę, która na oczach potakującego i zafrasowanego funkcjonariusza mediów biada nad upadkiem debaty publicznej i nad marną jakością polityki. Po tym rytuale można już spokojnie powrócić do zwyczajowych praktyk: szybko, szybciej, łatwiej, głupiej.
Janusz Palikot jako produkt medialny okazał się strzałem w dziesiątkę. Widz, przyzwyczajony do głupich teleturniejów i skrótowego, uproszczonego przekazu informacji, do wielorybów w Wiśle, wróżek i opowiastek z życia celebrytów rodem z kolorowej prasy „dla kobiet”, szybko polubił pana Janusza. Seks, skandal, obscena: i zobaczył widz, że to jest dobre. Świński ryj, „małpeczki”, akcesoria z sex-shopu, dotąd oglądane na pornosach: świat się śmieje, publika się bawi. Ponoć prezydent jest alkoholikiem! Nie, nie tamten, ten śmieszny, Kaczor. Ktoś się oburza, irytuje, wścieka. Jest pan Janusz, jest impreza. Jest oglądalność, skandal, zaprośmy do studia pana Janusza!
Nic dziwnego. Drenaż umysłów robi swoje. Zresztą, proszę nie sądzić, że pod pręgierzem postawione tu zostają media. Stare przysłowie mówi, że jeśli Pan Bóg chce kogo ukarać, to mu najpierw rozum odbiera. Ale nie trzeba mieszać w to Najwyższego, którego i tak Polacy in gremio traktują trochę jak kogoś od załatwiania ich własnych spraw, z jakimi nie radzą sobie samodzielnie. Można raczej uznać, że postanowiliśmy ukarać się sami. Nie wiem za co, ale jak martyrologia, to martyrologia, na co dzień i od święta. Głupota procentuje: po dwudziestu latach III RP, może z lenistwa, może ze zmęczenia, może z bezradności, może z poczucia, że coraz mniej od nas zależy, a państwo wciąż jest wrogiem i nie stara się przestać nim być, dorobiliśmy się Janusza Palikota. Dorobili się go wyborcy Platformy, ale – co by dużo mówić – jest to przecież towar na eksport, „wunderwaffe” wytworzona na potrzeby pogłębianego przez lata, coraz ostrzejszego, oklepanego sporu między PO a PiS.
Janusz Palikot umarł 10 kwietnia 2010 roku. I jak powiedział, zmartwychwstał kilka dni temu. Nowego człowieczeństwa Janusz, by sparafrazować poetkę. Nowego stylu w polityce? Nowych form komunikacji? Nowych treści? Cóż. Może nastał czas subtelniejszych form szyderstwa, wojen w białych rękawiczkach. Już nie będzie walenia antagonistów w pysk, na odlew, przy wszystkich? Ale czy ludziom się to nie znudzi? Kto przyzwyczaił się do zapachu krwi, ten chyba już nigdy nie będzie wegetarianinem. Kto polubił padlinę, nie pożywi się owocami. Na kogo będą oburzać się wyborcy PiS, kogo z czystym sumieniem przeklinać? Komu dawać odpór? Dziś mają pana Janusza, a ten na ich nieszczęście właśnie został myślicielem. A przecież tylko ostatni cham będzie bluzgał myśliciela…
Ale jest nadzieja. Póki Wisłą pływać będą wieloryby, póki politycy będą nas traktować jako plebs wyborczy, a brukowa prasa i publicystyka wyznaczać standardy myślenia, jest szansa, że wszystko wróci do normy. I będzie jeszcze okazja, by się pośmiać. I oburzać… Z kogo? Na kogo? Pytajcie Horodniczego…
Wiele się ostatnio mówi o patriotyzmie. A skąd się biorą patrioci?
Paradoksalnie, ludzie wydają więcej – z biedy.