Bezrobocie nie istnieje!
Przekonują o tym już nie tylko neoliberałowie, ale także niektórzy „społecznicy”.
Nie spodziewajcie się, że będziecie traktowani jak ludzie, gdy was na to nie stać.
Częstochowa, „Gazeta Wyborcza” donosi: „Przy Bardowskiego mieli slumsy, mają getto”. Artykuł opowiada o właśnie wyburzanych wiekowych, parterowych barakach. Na ich miejscu, co się miastu chwali, mają powstać trzy bloki komunalne. Kłopot w tym, że w murowanych budynkach nadal mieszkają ludzie, ale nikogo to najwidoczniej nie interesuje: Kilka dni temu prawie cały teren przyszłej budowy /…/ wygrodzono i weszła ekipa fachowców. Przed oknami kilku rodzin, które nadal mieszkają w barakach, powbijano słupki. Kiedy zostanie na nich rozciągnięta druciana siatka, teren pod budowę będzie zamknięty. Już teraz żółte tablice informują: „wstęp jest wzbroniony”.
Co prawda Tomasz Jamroziński, pracownik biura prasowego Urzędu Miasta mówi „Gazecie”, że dopóki w budynkach są ludzie, wykonawcy nie wolno wygradzać terenu. Jednak fakty mówią za siebie, komuś się spieszy: Powiedzieli nam, że jeśli nie wyprowadzimy się do najbliższego wtorku, to nas wykurzą – poskarżyła się dziennikarzom mieszkanka baraku, Gabriela Bodziachowska.
Przy Bardowskiego mieszkają biedni ludzie, spora część z nich zalega z czynszem. Ale i tymi, co płacą, nikt się w tej sytuacji nadto nie przejmuje. Wszyscy, jako zbiorowość, są kłopotem, buntują się, gdyż wali im się świat, w jakim żyli, jaki znali. Tu nie ma bezbolesnych rozwiązań. Tych ludzi nie stać, by kupić sobie szacunek tych, którzy postanowili otoczyć ich specyficznym kordonem słupków „strzeżonego osiedla”. Pewnie wezmą ich w końcu nie tyle głodem, co ciężkim sprzętem budowlanym. I upokorzeniem. Upokorzenie to chleb powszedni biednych, tego zawsze będą mieli do syta.
Kraków, tym razem osiedle strzeżone jak deweloper przykazał. „GW” informuje: Do niedawna nowoczesny plac zabaw przy ul. Bobrzyńskiego na Ruczaju był dostępny dla wszystkich dzieci z okolicy. Już nie jest. Na prośbę części mieszkańców deweloper ogrodził plac i zamknął go na kłódkę. A to podzieliło mieszkańców. Rodzice z ul. Bobrzyńskiego mają w tej kwestii bardzo różne zdania. – Kupując mieszkanie, mieliśmy zapewniony plac zabaw. Płacimy za niego w czynszu i mamy prawo, aby spokojnie z niego korzystać. Aby nie było zniszczeń – to opinia jednych. – Rozumiem obie strony. Rzeczywiście do tej pory bywało tu mnóstwo dzieci. A dzieci, jak to dzieci – krzyczą, biegają, są głośne. Ale kupując mieszkanie, każdy wiedział, na co się decyduje i że plac zabaw będzie miał pod oknem. Dlatego jestem przeciwna zamykaniu go. Nie podoba mi się idea życia w klatkach ogrodzonych od siebie, w całkowitej izolacji. Zwłaszcza gdy chodzi o dzieci. To jest aspołeczne. W takich wypadkach trzeba szukać innych rozwiązań – to głos innych.
Są wakacje, miłe dzieci, nie będę was zatem zatrzymywał na dłużej. Powiem krótko: musicie szybciutko zrozumieć, że nie ma darmowych placów zabaw. Naprawdę, drogie dziatki, nie trzeba wam chodzić do elitarnych szkół, żeby pojąć najprostsze reguły społeczno-ekonomiczne w III RP: wasi rodzice nie są stąd, nie płacą za ten plac zabaw, więc fora ze dwora, dziatwo kochana! Może jesteście przyszłością narodu, ale to nie powód, by pchać się z grabkami do cudzych piaskownic. Im wcześniej pojmiecie, że każdy ma taką piaskownicę, na jaką go stać, tym dla wszystkich lepiej. Inaczej wyrośniecie, nie daj konserwatywno-liberalny Boże, na cholernych roszczeniowców. Zresztą, szanowne berbecie, zamiast bezproduktywnie marnować czas na placach zabaw, zainteresujcie się stanem kont waszych rodziców i już zawczasu – bogaćcie się! Żeby później nie okazało się, że nie wyrosłyście na ludzi. I nie stać was, by traktowano was jak ludzi.
Przekonują o tym już nie tylko neoliberałowie, ale także niektórzy „społecznicy”.
Polityk zawsze wie, gdzie będą kamery, i jak się do nich ustawić.