Antypody
Pod koniec pobytu byłam już tak zmęczona rozrywkami, że myślałam o powrocie do normalnych zajęć, jak demonstracja pod rosyjską ambasadą.
30 grudnia 1987 r., w dwudziestą rocznicę encykliki „Populorum progressio” Pawła VI, Jan Paweł II ogłosił encyklikę „Sollicitudo rei socialis”. Z okazji zbiegającego się w jednym dniu Święta Pracy oraz beatyfikacji Jana Pawła II, warto przypomnieć pokrótce treść tego dokumentu, który niejako antycypował upadek komunistycznych reżimów sterowanych z Moskwy, a równocześnie wyraźnie krytykował praktykę i teorię społeczno-gospodarczą globalnego kapitalizmu.
Jan Paweł II, ukazując horyzont ówczesnego świata, który w znacznej mierze wciąż odnosi się do naszych realiów, wskazywał na najbardziej niepokojące zjawiska końca XX wieku. Papieska krytyka rzeczywistości nie ma jedynie charakteru ekonomicznego, ale zawiera głęboki osąd etyczny, a w ostateczności, co nie może dziwić, rys eschatologiczny.
Jako bolączki Jan Paweł II wskazywał m.in. narastanie różnorakich dysproporcji między Północą i Południem. Zwracał przy tym uwagę na pewną umowność tej terminologii i fakt, że drastyczne różnice zachodzą nieraz również w obrębie poszczególnych państw i regionów, niezależnie od ich usytuowania na mapie globalnej. Przegląd różnych dziedzin – jak produkcja i rozdział żywności, higiena, zdrowie i mieszkania, zaopatrzenie w wodę pitną, warunki pracy, zwłaszcza kobiet, długość życia i inne wskaźniki ekonomiczne i społeczne daje w rezultacie niezadowalający obraz ogólny, czy to rozpatrywany sam w sobie, czy w stosunku do odpowiednich danych z krajów najbardziej rozwiniętych.
Jan Paweł II pokazywał, jak na kwestie z pozoru czysto materialne nakładają się kolejne problematy, związane czy to z kulturą, czy z kwestiami politycznymi i ustrojowymi, czy odnoszące się wprost do antropologii człowieka. Są to: analfabetyzm, trudność czy niemożność osiągnięcia poziomu wyższego wykształcenia, niezdolność do uczestnictwa w budowaniu własnego narodu, różne formy wyzysku czy ucisku ekonomicznego, społecznego, politycznego, a także religijnego osoby ludzkiej i jej praw, wszelkiego rodzaju dyskryminacje, zwłaszcza ta najbardziej odrażająca, oparta na różnicy rasowej. Jeśli którąś z tych plag odczuwa się w strefie najbardziej rozwiniętej Północy, to niewątpliwie występują one częściej, są trwalsze i trudniejsze do wykorzenienia w krajach słabiej rozwiniętych i mniej zaawansowanych.
Należy koniecznie – stwierdzał papież – napiętnować istnienie mechanizmów ekonomicznych, finansowych i społecznych, które, chociaż są kierowane wolą ludzi, działają w sposób jakby automatyczny, umacniają stan bogactwa jednych i ubóstwa drugich. Mechanizmy te, uruchomione – w sposób bezpośredni lub pośredni – przez kraje bardziej rozwinięte, sprzyjają – poprzez samo ich funkcjonowanie – interesom tych, którzy nimi manewrują, ale w końcu doprowadzają do zdławienia lub uzależnienia gospodarki krajów słabiej rozwiniętych. Już encyklika Populorum progressio przewidywała, że przy istnieniu takich systemów będzie się mogło powiększać bogactwo bogatych, przy równoczesnym utrwalaniu się nędzy ubogich. Potwierdzeniem tego przewidywania jest pojawienie się tak zwanego Czwartego Świata. Byłoby rzeczą ze wszech miar pożyteczną dziś, w czas beatyfikacji Jana Pawła II, zadać sobie pytanie, czy owe tendencje, które tak go niepokoiły pod koniec lat 80., uległy osłabieniu, czy wzmocnieniu? Czy świat, dotknięty niedawno globalnym kryzysem ekonomicznym jest bezpieczniejszy dla rzesz ludzkich, dla poszczególnych społeczności, narodów i państw? Czy jego struktury globalne gwarantują większą sprawiedliwość i dobrobyt ogółu?
Wizja przedstawiona w encyklice operuje dwoma, bynajmniej niesprzecznymi, pojęciami: globalizm i solidarność. Po pierwsze, mamy tu do czynienia z odczytaniem problemu globalizacji i jej procesów, zachodzących jako relacje między pierwszym, drugim, trzecim i czwartym światem. Zawsze pozostaje bardzo ścisła współzależność tych światów, która, jeśli nie liczy się z wymogami etycznymi, przynosi tragiczne skutki najsłabszym. Co więcej, owa współzależność, poprzez pewien rodzaj dynamiki wewnętrznej i pod działaniem mechanizmów, których trudno nie uznać za przewrotne, wywołuje negatywne skutki nawet w krajach bogatych. Po drugie, odpowiedzią na globalizację powinna być etyka solidarności: rozwój albo stanie się powszechny we wszystkich częściach świata, albo ulegnie procesowi cofania się również w strefach odznaczających się stałym postępem. Zjawisko to jest szczególnie znamienne dla natury prawdziwego rozwoju: albo uczestniczą w nim wszystkie narody świata, albo nie będzie to prawdziwy rozwój.
Równocześnie papież wskazywał, że na najgłębszym możliwym poziomie Kościół w swojej wizji stosunków społecznych nie opowiada się ani po stronie Zachodu, ani Wschodu. Napięcie między Wschodem i Zachodem nie dotyczy samo w sobie przeciwieństw między dwoma różnymi stopniami rozwoju, ale raczej między dwiema koncepcjami samego rozwoju ludzi i ludów; obydwie są niedoskonałe i wymagają gruntownej korekty. Omawiana przeciwstawność zostaje przeniesiona do tych krajów, przyczyniając się do powiększenia przedziału, który już istnieje na płaszczyźnie ekonomicznej między Północą i Południem i który jest wynikiem dystansu pomiędzy dwoma światami: światem bardziej i światem mniej rozwiniętym. Jest to jedna z racji, dla których społeczna nauka Kościoła jest krytyczna zarówno wobec kapitalizmu, jak i wobec kolektywizmu marksistowskiego. Rozpatrując bowiem rzecz z punktu widzenia rozwoju, trudno nie postawić pytania, jak i na ile oba systemy są zdolne do przemian i odnowy, tak by ułatwić lub popierać prawdziwy i integralny rozwój człowieka i ludów we współczesnym świecie?
Wobec upadku „kolektywizmu marksistowskiego”, zwyciężający na jego gruzach neokapitalizm popadł w swoisty triumfalizm ekonomiczny. Spora część jego wyznawców (w tym neofitów) także tu, w Polsce, wolałaby schować w cień tę niewygodną dla siebie prawdę, że społeczna nauka Kościoła bynajmniej nie pokrywa się z ich doktryną. O ile bowiem Kościół odnosi się z szacunkiem do własności prywatnej i różnorodnych form ludzkiej przedsiębiorczości, o tyle odrzuca również „ekonomicystyczne” traktowanie człowieka i społeczeństw. Ponadto, co w rodzimych, konserwatywno-liberalnych realiach może powodować zarzut dziwacznego „zlewaczenia” nauk Jana Pawła II, na kartach omawianej tu encykliki bardzo mocno podkreśla się etyczną odpowiedzialność człowieka nie tylko na gruncie ekonomii czy polityki oraz stosunków społecznych, ale np. stanowczo podnoszone są zagadnienia związane z szacunkiem dla zasobów naturalnych i środowiska przyrodniczego.
Brak szacunku wobec świata natury i jej delikatnego porządku wiąże się nie tylko z kwestiami ekonomicznymi, ale także z etyczną plagą hiperkonsumpcji: Nadrozwój, polegający na nadmiernej rozporządzalności wszelkiego typu dobrami materialnymi na korzyść niektórych warstw społecznych, łatwo przemienia ludzi w niewolników „posiadania” i natychmiastowego zadowolenia, nie widzących pewnego horyzontu, jak tylko mnożenie dóbr już posiadanych lub stałe zastępowanie ich innymi, jeszcze doskonalszymi. Jest to tak zwana cywilizacja „spożycia” czy konsumizm, który niesie z sobą tyle „odpadków” i „rzeczy do wyrzucenia”. Posiadany przedmiot, zastąpiony innym, doskonalszym, zostaje odrzucany bez uświadomienia sobie jego ewentualnej trwałej wartości dla nas lub dla kogoś uboższego. Wszyscy z bliska obserwujemy smutne skutki tego ślepego poddania się czystej konsumpcji: przede wszystkim jakiś rażący materializm, przy równoczesnym radykalnym nienasyceniu.
Znamienne, że właśnie zagadnienia ekonomiczne i redukcja człowieka do ekonomii, uczynienie z niego jedynie narzędzia przynoszącego utylitarny zysk lub stratę, wydają się dla Jana Pawła II najistotniejszymi. Sprowadzenie człowieka do roli trybu w maszynach ideologii podporządkowanych materialnym aspektom istnienia staje u korzeni nowożytnych problemów społeczeństw, czyniąc łatwiejszym manipulowanie osobami ludzkimi: Rozwój tylko ekonomiczny nie może wyzwolić człowieka, wprost przeciwnie, prowadzi do większego jeszcze zniewolenia. Rozwój, który nie obejmuje wymiarów kulturowych, transcendentnych i religijnych człowieka i społeczeństwa, im bardziej nie uznaje istnienia takich wymiarów i nie dostrzega w nich własnych celów i priorytetów, tym mniejszy ma wkład w prawdziwe wyzwolenie. Istota ludzka jest całkowicie wolna tylko wówczas, gdy jest sobą w pełni swoich praw i obowiązków; to samo trzeba powiedzieć o całym społeczeństwie.
Człowiek, jakim widzi go papież, wyrasta ponad świat, wyrasta ponad dzieła swej pracy, stąd czynienie go jeszcze jednym narzędziem, często gorszym od innych, godzi w samą istotę człowieczeństwa, w godność i suwerenność osoby ludzkiej. Niezależnie od tego, jak dziś w Polsce prawica chce i potrafi interpretować nauczanie Jana Pawła II, nie powinno to przeszkadzać ludziom lewicy czytać je bez uprzedzeń. Korzyścią z lektury może być choćby zrozumienie problemów i sprzeczności tkwiących w samych doktrynach lewicowych i próba ich intelektualnego przepracowania. Nie musimy czytać na kolanach – wystarczy, że będziemy czytać ze zrozumieniem. I krytycznie także wobec siebie.
Ostatecznie trzeba pamiętać, że właściwym horyzontem myślenia papieskiego nie jest żadna świecka doktryna, ale teologia i tradycja Kościoła. W tym fundamentalnym sensie przekaz encykliki „Sollicitudo rei socialis” leży „poza lewicą i prawicą”, choć z pewnością może i powinien być inspiracją dla wszystkich ludzi dobrej woli, niezależnie od ich zapatrywań światopoglądowych, społeczno-ekonomicznych czy politycznych.
Pod koniec pobytu byłam już tak zmęczona rozrywkami, że myślałam o powrocie do normalnych zajęć, jak demonstracja pod rosyjską ambasadą.
Kroku naprzód nie dokonamy na ekranie monitora. Przyszłością aktywizmu nie jest online-aktywizm.