O LEPSZE DZISIAJ, czyli konsumenci wszystkich krajów, łączcie się

·

O LEPSZE DZISIAJ, czyli konsumenci wszystkich krajów, łączcie się

·

Należał do pokolenia działaczy społecznych z własnego, nieprzymuszonego popędu. W działaczu takim najsilniejszym bodźcem jest wiara w jego dzieło, w jego realność i siłę pomimo ciężkich ofiar i wielkiego wysiłku, stojącego przed realizacją dzieła. Krótkie /…/ życie Romualda Mielczarskiego /…/ było jednocześnie długim życiem działacza społecznego: 15 lat więzień, poniewierki, wygnania, emigracji i 20 lat żmudnej, twardej, nie zawsze wdzięcznej pracy społecznej – pisał dekadę po jego śmierci prof. Konstanty Krzeczkowski.

***

Urodził się 5 lutego 1871 r. w Bełchatowie. Ojciec był kierownikiem miejscowej poczty, matka zmarła, gdy chłopiec miał 12 lat. W wieku 9 lat rozpoczął naukę w 3-klasowej prywatnej szkole w Radomsku. Po jej ukończeniu trafił do gimnazjum państwowego w Częstochowie. Po dwóch latach przeniósł się w 1885 r. do V gimnazjum w Warszawie. Początkowo mieszkał u ciotki, później usamodzielnił się. Jak wspominał Stefan Żeromski, jego ówczesny sąsiad, Izba na strychu, wszystkie stołki spalone, możliwości pożyczek wyczerpane, widmo głodu. A jednak był w pobliżu nas człowiek jeszcze biedniejszy: codziennie o 9-ej wieczorem do sieni poddasza, w której hulały wiatry i przeciągi, mizerak-uczeń wnosił na plecach siennik, zapalał lampkę naftową, układał się na gołym sienniku, okrywał się płaszczem i długie godziny kuł lekcje lub czytał książki.

Ze szkolnymi kolegami – byli wśród nich m.in. Stanisław i Władysław Grabscy – zakładał nielegalne kółka samokształceniowe. Kluczowe tematy ich rozważań to niepodległość Polski i sprawiedliwość społeczna. Mielczarski utrzymywał kontakt z działaczami nielegalnego tzw. II Proletariatu, jednak krytykował stosowanie terroru, był zwolennikiem masowych działań społecznych. Żył z udzielania korepetycji, uczył się znakomicie, miał otrzymać szkolny medal za dobre wyniki. Jednak kilka dni przed maturą, 1 maja 1890 r. wczesnym rankiem udał się na Powiśle, by sprawdzić reakcję robotników warszawskich na odezwy wzywające do udziału w manifestacji z okazji Święta Pracy. Carscy żandarmi znaleźli przy nim materiały agitacyjne, chłopak został aresztowany, usunięto go ze szkoły, o maturze nie było mowy.

Po czterech miesiącach pobytu w Cytadeli wypuszczono go za kaucją i objęto dozorem policyjnym. W kwietniu 1891 r. carski sąd ogłosił wyrok – 20-latka skazano na rok ciężkiego więzienia w Krestach w Petersburgu oraz objęto dwuletnim zakazem powrotu na ziemie Kongresówki. W celi więziennej przymusowo pracował 11 godzin dziennie jako nawijacz przędzy, resztę czasu poświęcał nauce języków obcych. Po opuszczeniu więzienia zamieszkał w granicznym Białymstoku, później w Grodnie, po kilku miesiącach starań uzyskał pozwolenie na wyjazd zagranicę. Pod koniec czerwca 1892 r. przybył do Berlina, gdzie zamierzał podjąć studia, jednak uniemożliwił to brak rosyjskiej matury.

Z ciepłym przyjęciem spotkał się w gronie politycznych emigrantów z Polski, skupionych w Towarzystwie Socjalistów Polskich, wydającym „Gazetę Robotniczą”. Wraz z S. Grabskim redagował to czasopismo, będąc – jak wspominał jeden z kolegów – najgorliwszym zwolennikiem wprowadzenia do programu socjalistycznego walki o niepodległość Polski. Nie działali jednak długo – pod naciskiem Rosjan, władze niemieckie aresztowały Polaków i zmusiły do wyjazdu zagranicę.

Mielczarski wybrał Zurych, gdzie na wydziale filozoficznym tamtejszego uniwersytetu podjął studia – nauki przyrodnicze, ekonomię i historię. Żył jednak w skrajnej biedzie i dlatego za namową kolegów wydalonych z Berlina przeniósł się do Belgii, gdzie łatwiej było o zarobek. Rozpoczął studia w Antwerpii w Instytucie Handlowym, uważanym wówczas za najlepszą europejską uczelnię w dziedzinie nauk ekonomicznych. W Belgii nie porzucił działalności politycznej. Wszedł w skład redakcji „Przeglądu Socjalistycznego”. Środowisko to w 1894 r. połączyło się z Polską Partią Socjalistyczną. W utworzonej Centralizacji Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich (z siedzibą w Londynie), Mielczarski tworzył sekcję belgijską. W tym samym roku nakładem PPS ukazała się skierowana do chłopów jego – sygnowana pseudonimem Jan Wierzba – broszura agitacyjna „O czym każdy włościan wiedzieć powinien”, która przemycona do kraju cieszyła się dużą popularnością. Takie działania znów ściągnęły na niego uwagę agentów Ochrany, którzy za pośrednictwem ambasady rosyjskiej nakłonili władze belgijskie do wydalenia Mielczarskiego z kraju. Na przeszkodzie temu stanęła studencka akcja w jego obronie, którą podchwycili na forum parlamentu deputowani lewicy.

W roku 1896 z wyróżnieniem ukończył studia. Do kraju wracać nie mógł, bo czekało go więzienie. Odrzucił propozycję intratnej posady w Kongu Belgijskim. Objął natomiast po Stefanie Żeromskim stanowisko bibliotekarza w Muzeum Polskim w szwajcarskim Rapperswilu. Spędzone tam niemal cztery lata to czas wytężonej pracy ideowej. Do popularnonaukowego socjalistycznego periodyku „Światło” napisał cykl tekstów poświęconych historii Polski, akcentując tendencje demokratyczne i prospołeczne w naszych dziejach oraz negatywną rolę warstw posiadających, ich egoizm, prywatę i brak reform socjalnych jako przyczyny upadku kraju i niemożności zrzucenia jarzma zaborczego. W 1898 r. opublikowano jego kolejną broszurę (ponownie sygnowaną jako Jan Wierzba) przeznaczoną dla chłopów – „1848 rok w Polsce”. Powstały wówczas jeszcze dwie większe prace. Pierwsza to obszerna analiza dziejów Towarzystwa Demokratycznego Polskiego z lat 1832-1863 – niestety jej rękopis zaginął później w toku burzliwych perypetii autora. Druga to „Broszura programowa”, napisana dla PPS, jednak z niejasnych przyczyn nie wydana wówczas.

***

W poglądach Mielczarskiego z tego okresu można wyróżnić trzy kluczowe aspekty: akcentowanie w programie socjalistycznym kwestii niepodległości, stale rosnący demokratyzm i apoteozę zaangażowania mas społecznych oraz uznanie przewagi konkretnych osiągnięć nad wywodami teoretycznymi.

O sile patriotyzmu Mielczarskiego świadczy choćby początek tekstu z pisma „Światło” z roku 1899: Podział naszego narodu i wydarcie mu niepodległości były najhaniebniejszą zbrodnią, jaką kiedykolwiek popełniono na ludzkości i cywilizacji. Ale wątki patriotyczne w swoich rozważaniach i postulatach programowych uzasadniał nie tylko etycznie. Mielczarski w kwestiach społeczno-gospodarczych był wówczas typowym socjalistą. Uważał kapitalizm za system zarówno niesprawiedliwy, oparty na wyzysku pracowników i przywłaszczaniu nadwartości przez pracodawców, jak i wadliwy, kryzysogenny, prowadzący do stałej koncentracji bogactwa oraz nieracjonalnego wykorzystania sił wytwórczych. Sądził, że rozwiązaniem problemu będzie uspołecznienie dużej i średniej własności środków produkcji. Od nurtu marksistowskiego odróżniała go postawa reformistyczna, socjaldemokratyczna – wierzył, że przeobrażenia społeczne dokonają się na drodze pokojowej i parlamentarnej, a ich czołowym wykonawcą będzie państwo podporządkowane woli mas społecznych. Dlatego też w „Broszurze programowej” przekonywał, że Aby państwo chciało i mogło przeprowadzić reformę ekonomiczną zgodną z interesami polskiej klasy robotniczej, nie może ono pozostać tym, czym jest dziś, nie może pozostać państwem samowładnym i państwem najezdniczym. /…/ Wyrzucić z kraju despotyczny najazd, aby na jego ruinie stworzyć niepodległą Polskę demokratyczną, jest najistotniejszym zadaniem polskiego proletariatu.

Niepodległość jest niezbędna dla socjalizmu także dlatego, że jej brak oznacza zakonserwowanie istniejących porządków: /…/ najwyższym interesem despotyzmu jest bierność społeczeństwa uwiecznić [utrwalić]. W tym to właśnie celu rząd despotyczny zakazuje wszelkiej działalności zbiorowej. Obywatele państwa despotycznego nie mają ni wolności osobistej, ani wolności słowa i druku, ani wolności zmów, zgromadzeń i zrzeszeń, ani wolności związków politycznych, jednym słowem tych wszystkich wolności, bez których łączenie się ludzi jednakowych przekonań dla osiągnięcia pewnych celów jest niemożliwe.

Co oczywiste, despotyczne rządy zaborcze ograniczają demokrację, a zatem hamują rozwój jednego z kluczowych ideałów socjalistycznych. Społeczeństwo nasze /…/ dawno już dojrzało do rządów konstytucyjnych, wolnościowych, dzięki jednak temu, że jesteśmy gwałtem skuci ze społeczeństwem rosyjskim, mniej od nas pod względem gospodarczym i obyczajowym rozwiniętym /…/ zmuszeni jesteśmy ulegać barbarzyńskiemu prawu /…/, karzącemu więzieniem i Sybirem za udział w strajkach, w towarzystwach politycznych, uznającemu nawet karę śmierci za przestępstwa polityczne. Musimy również ulegać wadliwemu ochronnemu prawodawstwu fabrycznemu, które /…/ z ochrony robotnika stało się ochroną fabrykanta. A co na to warstwy posiadające? Zdawałoby się, że najazd, który w dodatku obraża uczucia narodowe, powinien być kapitalistom nienawistny, a ich najgorętszym pragnieniem jego obalenie. Ale od czegóż kapitaliści są kapitalistami! Jeżeli nienawidzą oni rządu jako najazdu, to kochają go jako despotyzm, gdyż despotyzm pozwala im bez wszelkiej kontroli napychać sobie kieszenie krwią i potem robotnika. Na świadomych i strajkujących ma kule, więzienia i Sybir.

Jeszcze jeden ważny wymiar ma brak niepodległości – zacofanie gospodarcze. Jak wiemy, kapitalizm był wedle Marksa fundamentem socjalizmu, tj. umożliwiał rozwój sił wytwórczych, na bazie których możliwe byłoby dopiero powstanie nowego ustroju, zaspokajającego potrzeby szerokich rzesz, wydobywającego je z nędzy i zacofania. Tymczasem o ile kraje suwerenne mają możność prowadzenia polityki modernizacyjnej, o tyle Polska jest traktowana jako wewnętrzna kolonia, peryferia innego państwa. Polityka celna, regulacje prawne, strategie inwestycyjne – nie pozwalają na maksymalny rozwój, utrwalając zapóźnienie cywilizacyjne. /…/ najazd /…/ nas traktuje jako społeczeństwo podbite i wszystko, co dla naszego narodu jest szkodliwe, uważa dla siebie za pożyteczne; /…/ Dlatego też rolnictwo nasze /…/ postępuje tylko powoli, mając do zwalczenia niesłychane gdzie indziej trudności. Przemysł nasz /…/ nie stoi na takim stopniu rozwoju, jak by to być mogło. Podobnie handel nasz /…/ znajduje się dziś jeszcze ciągle w stanie zwyczajnego oszustwa.

Niepodległość jest warunkiem sine qua non rozwoju społecznego, ekonomicznego czy wręcz cywilizacyjnego. PPS jest organizacją proletariatu polskiego, a proletariat polski, właśnie dlatego, że jest proletariatem i że jest polskim, ma największy interes w niepodległości kraju, bo niepodległość tylko pozwoli mu opanować rządy kraju i zabezpieczy kulturze polskiej, przyszłemu dziedzictwu proletariatu, normalny rozwój.

Tak, jak odzyskanie niepodległości warunkuje reformy społeczne, tak niepodległość bez socjalnego „farszu” traci wiele ze swej wartości. Mielczarski nie zostawiał suchej nitki na „Polsce pańskiej”. Jego broszury historyczne, skierowane do chłopów, pełne są gorzkich słów pod adresem warstw posiadających. Polska musi być zatem demokratyczna i przeprowadzić reformy społeczne. /…/ lud polski dwóch ma wrogów śmiertelnych. Tymi wrogami są car moskiewski i panowie polscy. Dopóki ci dwaj wrogowie żyć będą na polskiej ziemi, wszystko się zmienić może, tylko niewola i nędza ludu polskiego zostanie.

Jak wspominał S. Wojciechowski, Mielczarski dzielił się z nim wnioskami z analizy dziejów Towarzystwa Demokratycznego Polskiego: Najbardziej ofiarne i szlachetne jednostki giną w walce z najazdem, na placu zostają karierowicze i frazesowicze ze wszystkimi wadami zdemoralizowanej szlachty. Wszyscy mówią o ludowładztwie jako najlepszej formie rządzenia /…/, ale większość cofa się przed przyjęciem konsekwencji takiego programu. /…/ Zbawienie Polski przez garstki choćby najbardziej genialnych i bohaterskich jednostek, jest utopią. Sprawić to może tylko praca samego ludu; trzeba pracować przede wszystkim nad jego usamodzielnieniem we wszystkich kierunkach, nie zastępować przez inteligencję, która w znacznym stopniu uległa rozkładowi upadku.

Trzeci wyraźny rys ówczesnych poglądów Mielczarskiego to pragmatyzm. Choć był bezkompromisowym ideowcem, cenił wszelkie konkretne – nawet jeśli niewielkie – zdobycze, które polepszają los świata pracy. Nie lubił bezustannego bajtlowania o programie, ustawach itd., a jak pisał prof. Krzeczkowski, dziwi[ł] się, czemu ludzie /…/ nie interesują się ruchem konkretnym: organizacjami zawodowymi, kooperatywami itd.

***

Na początku roku 1900 zdecydował się opuścić Rapperswil i wrócić do kraju. Był przekonany, że władze carskie już o nim zapomniały i będzie mógł prowadzić legalną działalność społeczną. Stało się inaczej – w czerwcu owego roku został aresztowany podczas przekraczania granicy i osadzony w więzieniu w Petersburgu. Na kilka miesięcy rodzina i znajomi stracili z nim kontakt – Mielczarski odmawiał napisania listu po rosyjsku i uczynił to dopiero po uzyskaniu zgody władz więzienia na krótki komunikat po polsku. Wypuszczony po ośmiu miesiącach, otrzymał wyrok zakazujący powrotu do kraju. Przez kilka miesięcy żył w biedzie w granicznym Białymstoku. Odrzucił propozycję PPS powrotu do Polski z fałszywymi dokumentami i zajęcia się pracą partyjną. Nieoczekiwanie zrezygnował z wszelkiej działalności politycznej. W liście do władz partii tłumaczył to względami bytowymi i rodzinnymi, a w zakończeniu pisał: Oto cała moja spowiedź krótka i węzłowata. Nie wiem, czy po niej nie stracę resztki zaufania, jakie mieliście dla mnie. Byłoby to dla mnie bardzo bolesne. Sądzę, że do najgorszych nie należę i z czasem zapewne tego dowiodę.

Wyjechał na Kaukaz do Tyflisu, gdzie objął jedno ze stanowisk kierowniczych w kopalni manganu. W 1903 r. przeniósł się do Charkowa – tam w firmie H. Meyera został szefem działu sprzedaży importowanych z Polski wyrobów hutniczych. Do Polski wrócił jednak szybciej niż się spodziewano – rewolucja 1905 r. poskutkowała możnością legalnego pobytu w kraju. Pod koniec 1906 r. Mielczarski odrzucił propozycję intratnej posady i przybył do Warszawy. Przez kilka miesięcy był zatrudniony w firmie Siemens, później w Stowarzyszeniu Spożywczym Pracowników Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej (największa wówczas polska spółdzielnia spożywców), a wkrótce podjął pracę jako szef działu handlowego w „Uranii” – formalnie była to spółka, w praktyce zaś stowarzyszenie wytwarzające pomoce dydaktyczne dla polskich szkół.

Na fali porewolucyjnej aktywności społecznej powstał w 1905 r. z inicjatywy Edwarda Abramowskiego Związek Towarzystw Samopomocy Społecznej, zrzeszający postępową inteligencję oraz liderów inicjatyw chłopskich i robotniczych. W łonie tej organizacji powołano wkrótce Towarzystwo Kooperatystów, które miało zająć się krzewieniem ekonomicznej samoorganizacji i samopomocy, czyli spółdzielczości. Mielczarski został członkiem TK wkrótce po jego utworzeniu, a niedługo później był już jednym z najbardziej ofiarnych działaczy i liderów organizacji. Na pierwszym oficjalnym zjeździe TK wszedł wraz z S. Wojciechowskim i Rafałem Radziwiłłowiczem w skład zarządu. Wkrótce podjęli decyzję o edycji pisma „Społem!” (tytuł wymyślił Żeromski), mającego propagować ideały spółdzielcze. Redaktorem został Wojciechowski, zaś Mielczarski był czołowym autorem tekstów „pragmatycznych”, tj. zawierających konkretne informacje o zasadach spółdzielczości, sprawach organizacyjnych, procedurach itp. We dwóch napisali odezwę ideową nowego pisma. Spod pióra Mielczarskiego wyszły takie słowa: Gdy chodzi o poprawę materialnych i kulturalnych warunków bytu warstw pracujących, istnieją dwie drogi /…/ Pierwsza /…/ to droga walki: ludzie łączą się tutaj w partie polityczne, związki zawodowe, ażeby za pomocą solidarnego nacisku /…/ uzyskać dla siebie lepsze warunki /…/ Nie podajemy w wątpliwość doniosłości wysiłków ludzkich w tym kierunku, ale nie uznajemy uroszczeń przywódców tego ruchu do wyłączności /…/ Nie masz jedynego środka przeciwko nędzy i wadliwościom ustroju społecznego! I choć słyszymy głosy, że w chwili obecnej wszystko inne, aniżeli walka, oczekiwanie reform z góry, powinno zejść na bok – za obowiązek sobie poczytujemy podjąć pracę w innym kierunku, dotąd u nas zaniedbanym /…/. Tą inną drogą /…/ jest zrzeszanie się ludzi dla celów zbiorowej samopomocy, dla celów kooperacji. W przeciwstawieniu do pierwszej nie chodzi tutaj o to, żeby na kimś drugim wymóc ustępstwo, ulgę, poprawę, lecz o to, żeby przez zbiorowe racjonalne użycie posiadanych środków czy zarobku ująć w swoje ręce zaspokajanie swoich potrzeb /…/ druga droga jest drogą zabiegów twórczych, rozwijających ducha niezależności i solidarności bez zacieśniania jej do granic partyjnych czy klasowych. I dlatego właśnie działalność kooperacyjna nazywa się szkołą solidarności i uczuć obywatelskich.

Inicjatywy tego typu istniały już wcześniej, jednak rozproszone, niewielkie, źle zarządzane, prowadzone przez pasjonatów pozbawionych wiedzy fachowej itp. – nie przynosiły wielkich rezultatów. Środowisko skupione w TK dążyło do zjednoczenia ruchu spółdzielczości spożywców i nadania mu nowoczesnych form organizacyjnych. Mielczarski studiował doświadczenia Europy Zachodniej, odwiedził kooperatywy rosyjskie, w 1908 r. napisał podręcznik „Rachunkowość stowarzyszenia spożywców” (do 1945 r. doczekał się 15 wydań!). Pociągami, na furmankach i pieszo wędrował po całym kraju, wizytując spółdzielnie spożywców, rozpoznając ich błędy i ucząc prawidłowej działalności. Jako pierwszy wystąpił z wnioskiem o powołanie wspólnej hurtowni, która mogłaby zaopatrywać spółdzielnie w tańsze produkty i ułatwić konkurowanie z handlem prywatnym. Opracował metodologię funkcjonowania spółdzielczości spożywców, nadając jej nie tylko nowoczesny, ale i ekonomicznie celowy charakter. Dotychczas polska spółdzielczość spożywców stanowiła zazwyczaj eksperyment społeczny, nierzadko utrzymany w duchu pięknoduchostwa. W najlepszym razie funkcjonowała nieźle i przynosiła korzyści ekonomiczne swoim członkom, ale ograniczała się do niewielkiego grona osób. Dopiero pragmatyzm Mielczarskiego, połączony jednak z głęboką ideowością i dalekowzrocznością, sprawił, że wyszła ona z utopijno-środowiskowego getta.

Jesienią 1908 r. postanowiono dokonać zjednoczenia luźno współpracujących spółdzielni spożywców w jeden związek. Sekretarzami tymczasowego Biura Informacyjnego zjazd wybrał Mielczarskiego i Wojciechowskiego, a po zarejestrowaniu Warszawskiego Związku Stowarzyszeń Spożywczych (władze carskie nie zgodziły się na przymiotnik „polski”) w 1911 r. objęli oni funkcje dyrektorów organizacji. Mielczarski uporządkował reguły działania spółdzielni, które przystąpiły do Związku – koordynował ich politykę zakupów i cen, wprowadził przejrzystą i fachową księgowość, kształcił kadry, ograniczył sprzedaż produktów nie-członkom. W nowych realiach można było również na szeroką skalę propagować idee kooperatyzmu, bezpardonowo eliminować nadużycia. A także zadbać o warunki zatrudnienia pracowników (/…/ kooperatywa ma obowiązek płacić swoim urzędnikom lepiej niż przeciętnie i zbytnią pracą ich nie obciążać. Jeżeli kooperatywa ma być zarodkiem lepszego układu gospodarczego /…/, musi tak postępować), o podniesienie jakości usług (/…/ kooperatywa ma obowiązek przestrzegać przepisów zdrowotności i dobrego smaku. /…/ Sklep /…/ powinien być widny, czysty i przestronny, aby dawał wszelkie gwarancje, że towary, które się tu sprzedaje, są dobre i zdrowe, i krzewił wśród stowarzyszonych zamiłowanie do czystości, porządku i dobrego smaku) oraz o przezwyciężenie ducha „sklepikarskiego”, sprawiającego, że w okolicy powstawało wiele małych i niezamożnych spółdzielni zamiast kilku oddziałów jednej sprawnej organizacji. Spółdzielczość spożywców pod jego wodzą stała się czymś zupełnie innym niż była uprzednio – sprawnym organizmem ekonomicznym, który w sposób konkretny i namacalny poprawiał dolę członków ruchu.

Jego największym dziełem stricte ekonomiczno-organizacyjnym było utworzenie centralnej hurtowni WZSS. „Społem”, bo tak potocznie nazywano organizację, dokonało w ten sposób ogromnego skoku jakościowego i ilościowego. Hurtownia powstała w Warszawie przy ul. Smolnej. Cały pierwszy okres próbny hurtowni od 1 października 1911 r. do 31 grudnia 1912 r. Mielczarski siedział w biurze Związku od wczesnego rana do późnej nocy, nie dał się namówić na żaden wyjazd, choćby na tydzień dla wypoczynku. Z wielkim nakładem jego pracy i wiedzy uruchomiona organizacja hurtowni nie zawiodła oczekiwań. /…/ obrachunek wykazał nadspodziewanie dobre rezultaty – wspominał Wojciechowski.

Już na początku hurtownia dokonała rzeczy dotychczas niemożliwych – z pominięciem prywatnych monopolistów sprowadzono do Polski duży transport śledzi ze Szkocji oraz nawiązano współpracę z rosyjską kopalnią soli, co pozwoliło rozbić zmowę cenową hurtowników tego produktu. Jest to pierwsza poważna walka, w której wystawiona została na próbę nasza solidarność. Gdy spekulanci, polujący na naszą łatwowierność, przekonają się, że żadne nowe szyldy i zniżki cen nie osłabią naszego pragnienia wyzwolenia, że jesteśmy jednością silni – będą musieli wyrzec się opanowania handlu solą i w rękach naszego ludu pozostaną tysiące, na które teraz polują – przekonywał spółdzielców w 1913 r. i walka zakończyła się zwycięstwem. Wkrótce przyszły podobne sukcesy w dziedzinie towarów importowanych – Mielczarski osobiście zjeździł całą Europę, by wyjednać kontrakty z dostawcami, stosunki handlowe nawiązano także ze spółdzielcami angielskimi. Tak oto ten wątły fizycznie, ale niezmiernie silny duchem kooperatysta, zabiegając o kupno soli i pieprzu, myślał o wyzwoleniu ludu polskiego i zapewnieniu Polsce potęgi – pisał Wojciechowski.

Sukces odniesiono jednak przede wszystkim w efekcie zastosowania zasad, które sformułował (lub zapożyczył z zagranicy): spółdzielnie miały się zaopatrywać głównie w związkowej hurtowni, nie zaś u „prywaciarzy” (nie było mechanizmów przymusu, lecz jedynie wytężona edukacja działaczy w tej kwestii), do wyjątkowych przypadków ograniczono im sprzedaż na kredyt, lokalne spółdzielnie powinny się porozumiewać i zamawiać wspólnie duże partie towarów (nie było mowy o wysyłaniu mnóstwa drobnych zamówień, gdyż to znacznie windowało koszty), a hurtownia oferowała głównie produkty najczęściej nabywane, nie zajmując się poszerzaniem oferty o wyroby niszowe. Cokolwiek byśmy myśleli o ostatecznych celach stowarzyszenia spożywczego, jakiekolwiek byśmy przyznawali mu znaczenie społeczne, /…/ jest [ono] w ostatecznym rezultacie sklepem, przedsiębiorstwem handlowym – pisał w roku 1907.

Mielczarski wyprzedził epokę, wprowadzając zasady, na których wiele lat później bazowała ekspansja i sukces finansowy sieci dyskontów. Tam tylko kooperatywa zachowa swój właściwy charakter, gdzie każdy nowowprowadzony towar będzie odpowiadał istotnym potrzebom znacznej większości członków. Każda dobrze zorganizowana kooperatywa rozpoczynała od niewielu najniezbędniejszych artykułów i rozszerzała swój zakres działania tylko w miarę /…/ nowych potrzeb. Kooperatywy rozpoczynające od wszystkiego albo smutnie kończyły, albo zamieniały się na kramiki. Model „dyskontowy” wprowadził jednak z tą zasadniczą i oczywistą różnicą, że korzyści i zyski płynęły nie do wielkiego prywatnego kapitału, lecz do szeregowych spółdzielców jako współwłaścicieli i konsumentów. Po pierwsze, wiele produktów nabywali oni taniej, po drugie – zgodnie z główną zasadą spółdzielczości – część corocznego zysku była dzielona między nich (tzw. zwrot od zakupów).

W 1913 r. utworzono w Dąbrowie Górniczej pierwszą filię „społemowskiej” hurtowni, a jesienią oddano do użytku wybudowaną od podstaw nową siedzibę WZSS i hurtowni w stolicy. W czerwcu 1914 r. Związek zrzeszał już – po zaledwie kilku latach istnienia – ponad 50 tys. członków, skupionych w niemal 300 stowarzyszeniach.

***

Pragmatyzm i „surowość” Mielczarskiego wynikały z przesłanek dalekich od „handlowej” mentalności. Choć po Mielczarskim pozostały głównie teksty czysto techniczne – poświęcone sprawom formalnym, księgowym, organizacyjnym itp. – czytelnika uderzają w nich właśnie takie wtręty, jakich próżno szukać u dzisiejszych technokratów i pragmatyków.

W artykule pt. „Rachunkowość” (1906) tak uzasadniał rzetelne kontrole w spółdzielniach: Przede wszystkim majątek (kapitał) kooperatywy jest majątkiem publicznym. Uszczuplenie lub zupełny zanik majątku kooperatywy odbija się niekorzystnie na położeniu wszystkich stowarzyszonych, z których wkładów kapitał ten powstał. /…/ Celem ruchu kooperacyjnego nie jest tylko zapewnić stowarzyszonym dobry towar za niską cenę. Ruch kooperacyjny ma również cele wychowawcze, mianowicie przygotować społeczeństwo do objęcia spraw gospodarczych we własne ręce, wychować je dla samorządu gospodarczego. Rok później, propagując ideę spółdzielczych zakupów hurtowych, przekonywał: Zasadą etyczną kooperacji jest, że silny i doświadczony powinien pomagać słabemu i niedoświadczonemu. Stosuje się to przede wszystkim do stowarzyszeń większych. Nie powinny one samolubnie trzymać się z dala od ogólnego prądu /…/, nie powinny na swoją rękę nadal uskuteczniać zakupów, lecz razem z innymi, bo tylko w połączeniu zdołamy swój cel osiągnąć i usunąć te opłakane stosunki, jakie dziś w handlu panują. W tekście „Kontrola sklepowego” w tym samym roku pisał: Poszanowanie majątku publicznego jest jeszcze u nas bardzo słabe, słyszy się nawet cyniczne: co wszystkich – to niczyje; walczyć z tym rakiem zatruwającym nasze życie społeczne należy wszędzie, przede wszystkim zaś w stowarzyszeniach spółdzielczych. To tylko drobna część podobnych uwag.

O jeszcze jednej kwestii należy wspomnieć. Mielczarski, choć przed I wojną światową stał na czele dużej, a po odzyskaniu niepodległości – największej instytucji handlowej w Polsce, żył niezwykle skromnie, więc jego „biznesowe” podejście do „Społem” nie miało nic wspólnego z interesem prywatnym. Jak wspominała Wanda Papiewska, Mielczarskiego trzeba było zmusić, ażeby pozwolił sobie podwyższyć pensję. Jako dyrektor miał mniej od lustratora. Gdy jego stosunkowo niewielkie pobory wynosiły 900 zł, przekazywał co miesiąc 200 zł Polskiej Partii Socjalistycznej. Zachowało się też wspomnienie, że gdy dyrektor Mielczarski miał jechać do Grecji, by negocjować ważny kontrakt importowy, niemal zmuszono go do zabrania nowego garnituru, kupionego bez jego wiedzy. Pracował natomiast kilkanaście godzin dziennie, nie wyłączając niedziel i świąt. Stołował się zaś w „kuchni higienicznej”, zorganizowanej na zasadach spółdzielczych w gronie znajomych, z których każdy kolejno pełnił rolę obsługującego pozostałych.

***

Wybuch wojny przerwał rozwój spółdzielczości i zdezorganizował jej działania. Braki towarów na rynku, zmniejszenie produkcji, kłopoty z transportem, chaos finansowy, kontyngenty na rzecz armii, spekulacja, zmieniające się władze – wszystko to, nie wspominając o zniszczeniach wojennych, uniemożliwiło normalne funkcjonowanie ruchu spożywców. Część placówek zaprzestała działalności, inne rozpoczęły sprzedaż dla nie-członków, a centrala organizacji próbowała skupować i oferować w normalnych cenach produkty, których brak ludność odczuwała najbardziej.

Mimo trudnej sytuacji, Mielczarski starał się nie tylko o przetrwanie Związku, ale także podjął szereg działań reformatorskich. W kilku dużych miastach utworzono oddziały hurtowe i koordynacyjne, w 1917 r. wznowiono edycję pisma „Społem” oraz powołano Zrzeszenie Pracowników Stowarzyszeń Spożywczych, pełniące rolę związku zawodowego. Mielczarski snuł plany podjęcia działalności produkcyjnej przez spółdzielczość spożywców. We wrześniu 1918 r. w podwarszawskim Ołtarzewie „społemowcy” otworzyli średnią szkołę spółdzielczą (z internatem), a Mielczarski w porozumieniu z Wyższą Szkołą Handlową organizował kursy dla przyszłej spółdzielczej kadry kierowniczej.

Postanowił również zintensyfikować prace nad propagowaniem spółdzielczości oraz zadbać o podniesienie morale i świadomości ideowej osób już zrzeszonych w WZSS. W „Społem” pisał: Gdzie kooperatywa nie jest równorzędnie istotną szkołą samorządu, kształcącą tysiące oddanych, zapalonych entuzjastycznych zwolenników, przyszłość jej nie jest zapewniona. Tymczasem u nas cały ruch zmierzał wyłącznie w kierunku handlowym /…/. Przed zjazdem spożywców z terenu okupacji austriackiej, który zwołał na marzec 1917 r. w Lublinie, przekonywał: /…/ kooperacja jest tym właśnie ruchem, w którym działalność gospodarcza musi iść w parze z oświatą. Kooperacja jest organizującą się gospodarczo demokracją, a nie ma demokracji bez oświaty i solidarności.

Wszystko to robił w trudnej sytuacji wojennej i pozbawiony pomocy najbliższego współpracownika, ponieważ Wojciechowski w zawierusze wojennej znalazł się w Rosji. Mielczarski prowadził sekcję zaopatrzenia w żywność dla miasta Warszawy, jednak niechętnie współpracował z władzami niemieckimi, zarówno ze względu na ich okupacyjny charakter, jak i oceniając problem w perspektywie geopolitycznej. Gdyby państwa centralne zwyciężyły – mówił w kółku radykalnej inteligencji warszawskiej – stalibyśmy się co najwyżej państewkiem buforowym, łagodzącym możliwość starć pomiędzy nimi i Rosją; pod względem gospodarczym bylibyśmy wystawieni na żer przemysłu niemieckiego – pisał po latach S. Wojciechowski.

W pierwszym numerze wznowionego „Społem”, Mielczarski przekonywał: Gdzie narodowi swą wolę narzucają obcy, /…/ szeroki masowy ruch spółdzielczy nie może mieć miejsca. Małe rzeczpospolite, jakimi są stowarzyszenia spożywcze, rosną, kwitną i wydają wspaniałe owoce tylko w majestacie Niepodległej Ojczyzny, w cieple i świetle wolności i równości. Na zjeździe pełnomocników WZSS w czerwcu 1917 r. mówił: Dla normalnego rozwoju naszego ruchu niezbędne są nam jak najszersze swobody obywatelskie, zupełna wolność prasy, zebrań, zgromadzeń i zrzeszeń, jak najszersza demokratyzacja wszelkich urządzeń państwowych i administracyjnych, jak najszerszy udział ludu w życiu publicznym. Wszystkie jednak swobody polityczne nie są fikcją tylko wtedy, gdy naród sam sobą rządzi. Istotną gwarancją swobód jest niepodległa ojczyzna. Ojczyzna ta sięga tak daleko, jak szeroko rozsiadł się, pracuje i cieszy się życiem lud polski. Jako kooperatyści nie umiemy sięgać po cudze, ale swego bronić będziemy z zawziętością i uporem. I dlatego też, gdy nadejdzie chwila, w której nas zapytają o nasze aspiracje, powiemy jasno i dobitnie: bardziej od wody i powietrza potrzebna nam jest niezależna Rzeczpospolita Ludowa na ziemiach polskich.

***

Odzyskanie niepodległości otworzyło nowe perspektywy przed spółdzielcami. Wreszcie można było działać całkiem swobodnie, znikły bariery komunikacyjne i graniczne między ziemiami Polski. Tylko w 1919 r. Związkowi przybyło ponad 150 stowarzyszeń członkowskich, rok później przeciętna liczba członków spółdzielni wzrosła w ciągu 12 miesięcy o niemal 40%. W tym samym roku w budynkach „Społem” w Kielcach dokonał się kolejny milowy krok w rozwoju polskiej spółdzielczości spożywców – podjęła ona działalność produkcyjną. W 1922 r. hurtownia „społemowska” miała już 18 terytorialnych oddziałów. Rok później Związek zrzeszał 734 spółdzielnie z 343 tys. członków.

Na czele tej armii zorganizowanych konsumentów stał Mielczarski. W 1921 r. Międzynarodowy Związek Spółdzielczy na kongresie w Bazylei powołał go w skład swego Komitetu Centralnego. W tym samym roku decyzją Ministra Skarbu wszedł do Państwowej Rady Spółdzielczej. Odrzucił natomiast propozycje objęcia stanowisk ministra przemysłu i handlu oraz doradcy ministra skarbu, które proponowali mu Stanisław Wojciechowski i Władysław Grabski.

W 1919 r. był jednym z czołowych „lobbystów” podczas prac nad ustawą o spółdzielniach. W znacznej mierze to jego uporowi i talentom zawdzięcza Polska przyjęcie ustawy, która wyraźnie akcentowała ideowy wymiar spółdzielni jako organizacji powołanych do celów nie tylko gospodarczych, ale także społeczno-kulturalnych, co stanowi samo sedno tradycji spółdzielczości, a czego ustawodawcy początkowo nie rozumieli, traktując spółdzielnie jako li tylko jedną z wielu form zarobkowania.

Mielczarski odrzucał budżetowe wsparcie spółdzielczości spożywców i kooperatyw pożyczkowych poza sytuacjami absolutnie wyjątkowymi (jak krach gospodarczy). Nie godził się też na to, by instytucje państwowe przejęły uprawnienia lustracyjne (kontrolne) w spółdzielniach, gdyż groziłoby to zniszczeniem oddolnego charakteru ruchu. Dopuszczał jedynie wsparcie państwa w rozwoju spółdzielczości wytwórczej, jako wymagającej na wstępie bardzo dużych nakładów, których zwrot następuje powoli. Jeden jedyny raz zwrócił się o pomoc państwa, gdy po analizie regulacji podatkowych wyliczył, że prywatny handel ma możność obniżać wysokość płaconych należności o kilkadziesiąt procent. Wystąpił wówczas o obniżenie opodatkowania spółdzielni spożywców do czasu załatania wszelkich luk w prawie, korzystnych dla prywatnego kupiectwa.

***

Mimo dynamicznego rozwoju spółdzielczości spożywców w odrodzonej Polsce, Mielczarskiego spotkały na tym gruncie dwa silne ciosy. Pierwszy był efektem niefortunnego zbiegu okoliczności. W roku 1919, w obliczu niedoborów na rynku spustoszonym przez wojnę, uzyskał – kierując się prośbami władz państwa – od angielskiej hurtowni spółdzielczej CWS z Manchesteru pożyczkę w postaci produktów spożywczych o wartości ok. 160 tysięcy funtów. Wybierał to, co Polsce pracującej było najbardziej potrzebne. Żadnych luksusów, żadnych zbędnych przedmiotów nie sprowadził – wspominał Józef Jasiński. Spłata wydawała się banalnie prosta w obliczu znacznego popytu wśród polskich konsumentów. Niestety, w ciągu kilku miesięcy nastąpił tak znaczny spadek wartości marki polskiej, że „społemowcy” zostali z długami trudnymi do spłacenia. I choć angielscy spółdzielcy, najbogatsi wśród tego typu inicjatyw, postanowili znaczną część długu umorzyć, Mielczarski odrzucił taką propozycję. Za punkt honoru uznał, by polscy spółdzielcy nie narazili angielskich kolegów na jakiekolwiek straty. Poprosił jedynie, by można było spłacić dług w ciągu kilku lat za pomocą eksportu polskich towarów do Anglii. Dług spłacono co do grosza, jednak cała sprawa kosztowała Mielczarskiego sporo zdrowia, co wedle współpracowników miało znaczny wpływ na jego przedwczesną śmierć.

Drugi problem był natury jeszcze poważniejszej, bo dotyczącej sfery ideowej. Po odzyskaniu niepodległości nie spełniło się marzenie Mielczarskiego o zjednoczeniu całego ruchu spółdzielczego – nie udało się pokonać ani zaborczego „rozbicia dzielnicowego”, ani podziałów „branżowych”. Co gorsza, doszło do rozłamów i podziałów w spółdzielczości spożywców. Zamiast jednego silnego związku, powstały trzy „frakcje”. Spółdzielczość „neutralną” krytykowano z lewa i prawa.

Spółdzielczość wielkopolska, gdzie silne były wpływy kleru, utworzyła własny związek o nazwie Hurtownia Spółek Spożywczych. Miał on charakter sprzeczny z zasadami spółdzielczości, bowiem uznano, że centrala tego związku będzie zaopatrywała również kupców prywatnych (stanowili oni ok. 50% kontrahentów) w celu ułatwienia im konkurowania z handlowcami żydowskimi i niemieckimi. Tymczasem naczelną ideą ruchu spożywców było wyeliminowanie prywatnego handlu jako takiego, nie zaś wybór między jego opcjami etnicznymi.

Analogiczny rozłam nastąpił ze strony spółdzielczości „klasowej”, która uznała „społemowców” za nie dość radykalnych, jako że ich spółdzielnie nie pytały swoich członków o status społeczny i zawodowy. Na takim podłożu w 1919 r. powołano Związek Robotniczych Stowarzyszeń Spółdzielczych. Znaczną rolę w inspirowaniu rozłamu odegrali komuniści, ale główna moc sprawcza należała do działaczy PPS, co Mielczarskiego, sympatyka tej partii, bardzo dotknęło. Jak pisze Zbigniew Świtalski, Działacze, którzy praktycznie stykali się z działalnością spółdzielczą, byli za zjednoczeniem. /…/ Natomiast działacze, którzy na całe zagadnienie patrzyli z punktu widzenia interesów partii, uznali zjednoczenie za przedwczesne.

Tymczasem już w 1917 r. Mielczarski tak uzasadniał potrzebę jedności ruchu spożywców: Im koope­ratywa liczy więcej członków i im ci członkowie są mocniej z nią spojeni, tym doskonalej i łatwiej wypełnia ona swe zadanie. Kooperatywa, z natury rzeczy musi stać otworem dla wszystkich, musi być bezpartyjna. Chadecy, endecy, pepesowcy, esdecy, zaraniarze są nam w kooperatywie je­dnakowo drodzy. /…/ jako członkowie kooperatywy musimy, nie pytając o przekonania, zgodnie społem pracować. Kto tę zasadę zwalcza, tym samym nie chce wielkiego ruchu spółdzielczego. Sześć lat później, na Kongresie Spółdzielni Spożywców, mówił: Pewne odłamy kooperatystów występują przeciwko zasadzie powszechności, uważając, że w tym wypadku kooperacja zatraca swój charakter klasowy. /…/ Jeżeli przez „klasowość” mamy rozumieć negatywne stanowisko do kapitalizmu, to każda kooperatywa spożywców jest klasowa, bo samo jej założenie stanowi wyłom w kapitalizmie. Powiem więcej, w tym znaczeniu kooperatywa powszechna nosi bardziej charakter klasowy, bo prędzej i skuteczniej zwalcza kapi­talizm niż najbardziej czerwona kooperatywa zamknięta.

Życie pokazało, iż rację miał Mielczarski, nie zaś „narodowi” i „klasowi” rozłamowcy. Związek Robotniczych Stowarzyszeń Spółdzielczych po pięciu latach działalności stanął na progu bankructwa. Rozpoczęto negocjacje o połączeniu ze „społemowcami”. Działacz PPS i spółdzielczości, Bronisław Siwik, wspominał: /…/ Mielczarski był bezwzględnym zwolennikiem zjednoczenia ruchu spółdzielczego spożywców w Polsce. Lecz właśnie dlatego, że był głębokim i mądrym spółdzielcą, uważał, że nie każde zjednoczenie i nie za jakąkolwiek bądź cenę jest dobre i pożądane. Gdy przybyłem do Mielczarskiego i rozpocząłem sondowanie jego opinii co do połączenia, przerwał mi krótko: „Chcecie połączenia? Przyjdźcie i wstąpcie do naszego Związku!”. Było to całkowicie w jego duchu. Nie lubił próżnego gadania, układów długich i pertraktacji, zwłaszcza, że opinię o Związku Robotniczym, jeżeli chodzi o stronę gospodarczą, miał ujemną. W kwietniu 1925 r. odbył się kongres zjednoczeniowy, w efekcie którego powstał Związek Spółdzielni Spożywców RP. W tym samym roku „narodowa” Hurtownia Spółek Spożywczych w obliczu widma bankructwa została po cichu zlikwidowana. Na jej miejsce wkrótce utworzono w Poznaniu regionalny oddział „Społem”, który przejął zadania HSS wobec lokalnych spółdzielni spożywców.

Na zjeździe zjednoczeniowym „Społem” z kooperatywami „klasowymi”, Mielczarski mówił: /…/ jesteśmy twór­cami wielkiego przeobrażenia, które odda całą wymianę i ca­łą produkcję w ręce spożywców, które wytworzy obok demokracji politycznej demokrację gospodarczą.

***

Ten do bólu praktyczny człowiek, niechętny traceniu czasu na dyskusje i rozważania, mimochodem wniósł wkład do jednej z ciekawszych ideologii w historii polskiej myśli społeczno-gospodarczej.

W XIX wieku, o czym mało kto pamięta, konkurowały ze sobą dwie ideologie emancypacyjne wymierzone w kapitalizm. Pierwsza, doskonale znana, zakładała, że „wolny rynek” należy zaatakować od strony produkcji. Mówiła ona, że pracownicy najemni (lub ich część – proletariat wielkoprzemysłowy) bądź to obalą kapitalizm rewolucyjnym zrywem, bądź też „przegłosują” go za pomocą zdobycia większości parlamentarnej, a w efekcie doprowadzą do uspołecznienia środków produkcji i wyeliminowania prywatnej własności w tej sferze. Ten nurt, zróżnicowany i mający wiele odłamów, można zbiorczo nazwać socjalizmem. Był też jednak nurt drugi, zwany kooperatyzmem lub pankooperatyzmem. On z kolei chciał zaatakować kapitalizm od strony konsumpcji, czyli jak wówczas mówiono – spożycia. To konsumenci-spożywcy – a są nimi wszyscy, nawet ci, którzy nie pracują, zatem baza społeczna ruchu jest potencjalnie szersza – zorganizowani w zrzeszeniach-spółdzielniach i nabywający produkty za ich pośrednictwem, mieli odmienić porządek społeczny.

Teoretycy spółdzielczości spożywców jako ruchu na rzecz przeobrażeń społecznych (głównym ideologiem był Francuz Charles Gide, w Polsce zaś Edward Abramowski i Edward Milewski) widzieli ten proces jako ewolucję. Mielczarski na zjeździe spółdzielczości spożywców mówił wiosną 1917 r.: Ustrój kapitalistyczny ze swą cudowną techniką i bajeczną organizacją handlową wydaje się twierdzą nie do zdobycia. A jednak w tej twierdzy /…/ znajduje się punkt nieosłonięty, przez który łatwo zrobić wyłom i zmusić twierdzę do kapitulacji. Tę słabą stronę kapitalizmu, która pozwoli go obalić, stanowi sprzedaż. Kapitalizm powstaje dla zysku, zysk powstaje przy wytwarzaniu, ale zrealizować zysk można tylko przez sprzedaż. Przemysłowiec może wyprodukować bez liku towarów, nie osiągnie on jednak żadnego zysku, dopóki towarów nie sprzeda. /…/ Ten fakt ma nadzwyczaj doniosłe konsekwencje. Jeżeli bowiem zysk kapitału realizuje się przez sprzedaż, wynika stąd, że w ustroju kapitalistycznym istotnym panem położenia jest odbiorca towarów, jest spożywca. Nie kto inny jak spożywcy decydują o tym, jaki ogólny zysk przypada kapitalistom. /…/ Nominalnie pan położenia, jest on [jednak] igraszką kapitału, bo nie jest zorganizowany. Ale z chwilą, kiedy zrozumie swoją moc i zechce się zorganizować, ze sługi stanie się faktycznym panem kapitału. Zorganizować spożywców, aby ująć w swe ręce wymianę i produkcję i tym sposobem interes prywatny podporządkować interesom publicznym, stanowi istotny cel i istotne zadania kooperatywy spożywców. /…/ Każda dobrze zorganizowana i istotna kooperatywa musi dać nadwyżkę. Ta nadwyżka w innych warunkach, jako zysk, przypadłaby prywatnemu kupcowi i zasiliłaby kapitalizm, przez kooperatywę zaś do­staje się do rąk zorganizowanych spożywców. Im większa jest kooperatywa i im wszechstronniejsza jej działalność, tym większa część zysku, która zasilała prywatny, kapitali­styczny handel, dostaje się spożywcom. Część lub całość nadwyżki może być w miarę rozwoju kooperatywy obracana na wytwórczość w zakresie potrzeb członków, a wtedy do zysku handlowego dołącza się zysk z produkcji, który dawniej wzmacniał kapitał przemysłowy. Kooperatywy łączą się w kooperatywę hurtową, w swój związek. W ten sposób znowu zysk z handlu hurtowego, zamiast zasilać prywatny handel, dostaje się zorganizowanym spożywcom. Związek w miarę swego wzrostu, od zwyczajnego handlu hurtowego przechodzi do produkcji artykułów zbywanych przez stowarzyszenia. I znowu zysk, który dawniej dosta­wał się kapitałowi prywatnemu, przechodzi do rąk zorgani­zowanych spożywców. W miarę dalszego rozrostu Związku da się pomyśleć nie tylko już produkcja artykułów goto­wych, ale i niezbędnych surowców i maszyn potrzebnych do fabrykacji itd. W ten sposób obok wszechwładnych dawniej przedsiębiorstw kapitalistycznych staje coraz wię­cej przedsiębiorstw spółdzielczych, zatrudniających coraz większą liczbę robotników. Coraz większa część rocznego zysku i coraz większa część kapitału narodowego z pry­watnego przekształca się na kapitał wspólny. Z ustroju ka­pitalistycznego, opartego na współubieganiu się [konkurencji], krok za krokiem przechodzimy do ustroju spółdzielczego, opartego na powszechnej solidarności.

Spółdzielcy są w lepszej sytuacji niż prywatni handlowcy, gdyż nie muszą za wszelką cenę eskalować zysku w krótkim okresie (to nie zysk jest motywem przewodnim ich działalności), a przede wszystkim – mają możliwość konsumpcji i produkcji planowej. O ile prywatne przedsiębiorstwo wytwarza towary „na oślep”, nie mogąc przewidzieć koniunktur, wahań popytu, kryzysów, wpływu konkurencyjnych producentów itp., o tyle spółdzielczość, bazująca na członkostwie (nie zaś na przypadkowym i zmiennym ruchu klientów) i potrafiąca oszacować wynikający stąd popyt, dostosowuje zamówienia i produkcję do faktycznego zapotrzebowania. Słabym punktem jest jedynie niskie morale członków, czyli dokonywanie zakupów poza spółdzielczością. Gdy już znamy te zasady, łatwiej nam zrozumieć niemal kaznodziejski ton, jakim Mielczarski wzywał do stworzenia hurtowni spółdzielczej, do łączenia małych spółdzielni w większe związki, do jedności wszystkich spożywców, do „zakupowej dyscypliny” członków spółdzielni, dlaczego za tak ważne uważał tworzenie własnego sektora produkcyjnego itp. Wszystko to miało jeden jedyny cel – krach kapitalizmu.

Spożywcy łączcie się, aby stać się własnymi kupcami i fabrykantami!” – oto nasze hasło. Kooperacja nie odkłada przebudowy społecznej do czasów przyszłych i nie uzależnia jej od jakiegoś przewrotu, który ma rozsypać w proch kapitalizm. Kooperatyści nie śpiewają „my nowe życie stworzym sami” [fragment pieśni „Czerwony Sztandar” – przyp. R. O.], lecz tworzą to nowe życie dziś, zaraz mówił w 1917 r.

***

/…/ w ostatnich czasach często narzekał na brak sił, mówił, że dni jego są policzone, ale nie dał się skłonić ku odpoczynkowi: nie jestem malowanym dyrektorem, muszę iść do biura, nie mogę dawać złego przykładu pracownikom. I szedł do biura, chwiejąc się na nogach. Dnia 30 marca 1926 r. przestało bić jego serce – pisał Wojciechowski rok po śmierci swego przyjaciela i współpracownika. I dodawał: To, co dziś wydaje się takie jasne i proste na utorowanej przez niego drodze, w początkach jego działalności uważane było niemal za utopię /…/. Jakże można marzyć przez organizację robotników i włościan, w połowie analfabetów, nie mających żadnego pojęcia o handlu, stworzyć w Polsce największą instytucję handlową? A jednak Mielczarski przez 17 lat swojej działalności wychowawczej, organizatorskiej i handlowej tego właśnie dokonał: zostawił po sobie Związek, obejmujący 828 spółdzielni z 550000 członków /…/.

Bibliografia (ważniejsze pozycje):

  • Stanisław Dippel, Spółdzielnie spożywców w Polsce Odrodzonej, „Społem!” nr 21-22, listopad 1938, numer specjalny pt. „1918-1938 – Rola spółdzielczości spożywców w gospodarce Polski”.
  • Karol (Charles) Gide, Kooperatyzm, Nakładem „Społem” Związku Spółdzielni Spożywców R.P., Warszawa 1937.
  • Józef Jasiński, Romuald Mielczarski, Nakładem „Społem” Związku Gospodarczego Spółdzielni R.P., Warszawa 1946.
  • Konstanty Krzeczkowski, Romuald Mielczarski. Zarys życia /w:/ R. Mielczarski, Pisma, tom I, Nakładem Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców RP, Warszawa 1936.
  • Romuald Mielczarski, Pisma, tom I i II (wybór i opracowanie K. Krzeczkowski), Nakładem Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców R.P., Warszawa 1936.
  • Romuald Mielczarski. Materiały dotyczące życia i działalności, praca zbiorowa, Naczelna Rada Spółdzielcza, Spółdzielczy Instytut Badawczy, Zakład Wydawnictw ZCSR, Warszawa 1977.
  • Edward Milewski, Sklepy społeczne (rzecz o kooperacji spożywców), Związek Spółdzielni Spożywców RP, Warszawa 1930.
  • Ernest Poisson, Rzeczpospolita spółdzielcza, Wydawnictwo Wydziału Propagandy Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców, Warszawa 1921.
  • Władysław Rusiński, Zarys historii polskiego ruchu spółdzielczego, część II – 1918-1938, Zakład Wydawnictw CZSR, Warszawa 1980.
  • Społem – organ Związku Spółdzielni Spożywców RP nr 7/1931 (blok wspomnieniowy o Mielczarskim z okazji 5. rocznicy jego śmierci; teksty Bronisława Siwika, Stanisława Thugutta, Józefa Jasińskiego, Leona Wasilewskiego i W. S.).
  • Edward Strasburger, Kooperacja spożywcza i jej rozwój w Królestwie Polskim, Gebethner i Wolff, Kraków-Warszawa 1909.
  • Adam Światło, Poglądy społeczne przedstawicieli neutralnej myśli spółdzielczej do roku 1939, Naczelna Rada Spółdzielcza, Spółdzielczy Instytut Badawczy, Zakład Wydawnictw CRS, Warszawa 1963.
  • Kazimierz Weydlich, Ruch spółdzielczy w Polsce w latach 1914-1926. Zagadnienia dotyczące współdziałania grup i typów spółdzielni oraz zmiany zaszłe w ustroju ruchu, Wydawnictwo Spółdzielczego Instytutu Naukowego, Kraków-Poznań 1927.
  • Stanisław Wojciechowski, Historia spółdzielczości polskiej do 1914 roku, Nakładem Spółdzielczego Instytutu Naukowego, Warszawa 1939.
  • Stanisław Wojciechowski, Moje wspomnienia, tom I, Książnica Atlas, Lwów-Warszawa 1938.
  • Stanisław Wojciechowski, Romuald Mielczarski. Pionier spółdzielczości w Polsce, Wydawnictwo Związku Spółdzielni Spożywców Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 1927.
  • Wspomnienia działaczy spółdzielczych, praca zbiorowa, tom I, Naczelna Rada Spółdzielcza, Spółdzielczy Instytut Badawczy, Zakład Wydawnictw CRS, Warszawa 1963 (wspomnienia Wandy Papiewskiej, Janiny Święcickiej i Henryka Jackiewicza).
komentarzy