Dużo się w polskich mediach mówi o uproszczonej wizji patriotyzmu w wydaniu prawicy. Warto jednak spojrzeć na lewą stronę sceny politycznej. Tamtejszy stosunek do relacji obywatel – ojczyzna wcale nie wydaje się bardziej rozsądny i przemyślany. Nie jest on także atrakcyjny dla osób, które nie akceptują zarówno postaw nacjonalistycznych, jak i kosmopolitycznych.
Analizując ostatnie wypowiedzi Romana Kurkiewicza można stwierdzić, że lewica z patriotyzmem ma spory problem.Przypomnijmy, że redaktor naczelny „Przekroju” w wywiadzie dla portalu na temat.pl stwierdził, że „dla mnie patriotyzm to pojęcie opresyjne, budujące fałszywe poczucie wspólnoty, grupujące ludzi według niejasnych kryteriów”. Kurkiewicz dodał, że pojęcie patriotyzmu jest zawężające i wykluczające, a flagi i czapki na „Euro” nazywa przemysłem patriotycznym i plemienną identyfikacją.
Można pomyśleć, że był to jedynie incydent, ale słowa Janusza Palikota, kreowanego na nowego guru lewicy, o „potrzebie wyrzekania się polskości” – każą już poważnie się zaniepokoić. Jak słusznie zauważył Marcin Meller w swoim felietonie „Bagnet wyprowadzić”, słowa te nie spotkały się z żadną reakcją po lewej stronie. Tak samo zresztą jak w przypadku wypowiedzi redaktora naczelnego „Przekroju”. A powinna ona głośno krzyczeć i tupać. Wystarczyłoby znać tradycje największej w historii Polski partii lewicowej – PPS, zarówno socjalistycznej, jak i patriotycznej.
Dziś na lewicy przeważa postawa kosmopolityczna. Lewicy nie można zarzucić tego, że nie wie, jakiego rodzaju miłości do ojczyzny nie akceptuje. Wiadomo – odrzuca nacjonalistyczny pogląd o wyższości jednych narodów nad innymi, martyrologiczne ciągoty prawicy oraz tzw. patriotyzm romantyczny, emocjonalny, unikający wstydliwych aspektów naszej historii. Na ten temat powstało już wiele artykułów, a nawet książek. Problem pojawia się, gdy trzeba określić, jaki ten lewicowy patriotyzm ma być, to znaczy jaka jest alternatywa wobec przesłania prawicy. Okazuje się, że najczęściej nie chodzi wcale o to, żeby patriotyzm był „nie taki jak prawicowy” – ma go nie być wcale. Takie stwierdzenia można coraz częściej usłyszeć nie tylko od Palikota czy Kurkiewicza, ale także od młodych lewicowców z niewielkich organizacji. Ci ostatni twierdzą, że podziały narodowe są sztuczne i należy je zastąpić akcentowaniem różnic klasowych. Ale czy jedno wyklucza drugie?
Polska Partia Socjalistyczna odcisnęła pozytywne piętno na historii naszego kraju. Strajki robotnicze, udział w prospołecznych gabinetach rządowych, walki przeciwko nazistom o niepodległą Polskę. Jeden z bardziej znanych ideologów PPS, Mieczysław Niedziałkowski, przekonywał, że „idea socjalistyczna łączy się ściśle z patriotyzmem, ukochaniem ojczyzny”. Niedziałkowski nie zgadzał się z poglądem, który wyznaje dziś spora część lewicy, że narody to twory sztuczne. Z tezą, że „proletariat nie ma ojczyzny”, nie zgodziłoby się wielu innych polityków PPS, jak chociażby legendarny Bolesław Limanowski. Można oczywiście stwierdzić, że żyli i działali oni w innych czasach, gdy o niepodległość naszego kraju trzeba było walczyć za pomocą pistoletu. Ale równie dobrze można stwierdzić, że akcentowanie tematyki narodowej i patriotycznej powinno dla lewicy być istotne również w dobie coraz większego nacisku na państwa narodowe ze strony międzynarodowego kapitału, światowych instytucji finansowych i agencji ratingowych, które wymuszają na rządach poszczególnych krajów cięcia socjalne i liberalne reformy. Patriotyzm, podobnie jak doktryny lewicowe, cechuje troska o wspólnoty i solidarność między członkami tychże wspólnot. Rozsądnie pojmowany patriotyzm mógłby posłużyć lewicy jako oręż przeciwko ideologiom liberalnym, nastawionym jedynie na dobro wybranych jednostek.
Abstrahując od kwestii społeczno-gospodarczych, patriotyzm polegający na przywiązaniu do ojczyzny, kultywowaniu poczucia tożsamości poprzez uczestnictwo w obchodach świąt narodowych, promowaniu barw narodowych podczas imprez sportowych, nie jest przecież niczym złym, nie musi też koniecznie posiadać konotacji prawicowych, szowinistycznych i nacjonalistycznych – choć próbują to sugerować niektóre środowiska lewicowe. Przeciwnie, świadomy obywatel powinien znać historię swego kraju, zdawać sobie sprawę, czego może wymagać od państwa, w którym żyje i jakie ma obowiązki wobec tego państwa i społeczeństwa. Jest to tym bardziej istotne w świecie konsumpcjonizmu, gdzie ludzie często są nastawieni jedynie na zysk, ich bożkiem jest skrajny indywidualizm, natomiast zapominają o takich wartościach, jak sprawiedliwość społeczna, solidarność międzyludzka czy troska o losy kraju.
Moje wywody nie są specjalnie odkrywcze i oryginalne. Nie napisałem niczego, co mogłoby zszokować kogoś, kto choć pobieżnie orientuje się w historii i tradycji polskiej lewicy. Dlaczego redaktor podobno największej lewicowej gazety w Polsce ma tak mało wyobraźni, że w kwestii patriotyzmu akceptuje dychotomię, w której znajdują się tylko hasła „Prawdziwy rewolucjonista nie ma ojczyzny” oraz „Polska dla Polaków”? Czy nie stać nas na nic lepszego? Czy słowa Kurkiewicza są wynikiem ignorancji, czy salonowej mody na bycie „obywatelem świata”? Jedno jest pewne: nie ma to nic wspólnego z najlepszymi polskimi tradycjami lewicowymi, a wręcz jest ich zaprzeczeniem.
Ale tradycje to jedno. Ważniejsze jest coś innego. Środowiska lewicowe nie zareagowały ani na wypowiedź Palikota (co byłoby jeszcze zrozumiałe, bo lewicowość Palikota jest często kwestionowana), ani na opinie Kurkiewicza, który szefuje pismu wpływowemu po lewej stronie. Do czytelników wywodzących się z tego środowiska mam zatem propozycję: zastanówcie się, jak wywody o „opresyjnym patriotyzmie” mogą zostać odebrane przez społeczeństwo. Żyjemy w kraju, w którym ze względu na położenie geograficzne i wydarzenia z przeszłości obywatele są dość mocno przywiązani do postaw patriotycznych. Szczególnie widoczne jest to wśród grup ekonomicznie gorzej sytuowanych oraz zamieszkujących uboższe regiony, czyli typowego potencjalnego elektoratu lewicy społecznej. Nietrudno się domyślić, jaki stosunek wobec „salonowego antypatriotyzmu” mają tacy ludzie. Zwłaszcza że ich opinie i emocje są dodatkowe „podkręcane” przez prawicę, która zręcznie wykorzystuje potknięcia środowisk lewicowych w tej materii.
Jeśli miałbym wymienić kilka przyczyn słabości lewej strony, na pewno jedną z głównych byłoby porzucenie tematyki patriotycznej i całkowite oddanie jej w ręce prawicy. Świetnie widać to na przykładzie zeszłorocznych obchodów Święta Niepodległości. Nie dość, że demonstrantów po stronie Marszu Niepodległości było znacznie więcej niż na Kolorowej Niepodległej, to w ten dzień lewica popełniła jedną z największych gaf politycznych w swojej historii. Zamiast zorganizować alternatywne obchody i przypomnieć dorobek polskiej lewicy patriotycznej, zdecydowano się pod wodzą liderów „Krytyki Politycznej”, wspomnianego Kurkiewicza oraz dziennikarzy „Gazety Wyborczej” na przepychanki z narodowcami. Do społeczeństwa poszła wiadomość: Lewica jest przeciwko patriotyzmowi – blokuje legalny marsz z okazji ważnego narodowego święta. W ten sposób lewica na własne życzenie przegrała kolejną batalię z prawicą. Parafrazując słowa Mellera ze wspomnianego felietonu, nad nieodpowiedzialnymi politykami i publicystami nie ma co płakać, ale lewicy autentycznie szkoda.