Akcja bojkotu sklepów i produktów firmy LPP, która aby uniknąć płacenia polskich podatków, przeniosła część swoich spółek na Cypr i do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, spotkała się z silnym odporem neoliberalnych publicystów i mediów. Między innymi na swoim blogu w internetowym piśmie „Liberté!” odezwał się Marcin Celiński, który liberalnym zwyczajem zwymyślał bojkotujących od użytecznych idiotów, zasugerował, że kierują się oni złą wolą lub ignorancją, a może i są na usługach wrednej konkurencji. Następnie zaś pouczył czytelników, że taka akcja z patriotyzmem nie ma nic wspólnego.
Cóż, Celiński ma prawo do patrzenia na świat i ludzi przez okulary własnej ideologii, choćby i takiej, z której błędami i wypaczeniami świat i ludzie muszą się borykać. Skoro jednak przyznamy mu także prawo do nazywania nas – mogę tak napisać, ponieważ sam akcję popieram czynnie i biernie – „użytecznymi idiotami”, to przyznajmy sobie prawo do nazwania roli, którą on sam odgrywa, chyba najadekwatniejszym mianem: szkodliwego mądrali. Bo Celiński gromiąc akcję wymierzoną nie w jakiegokolwiek człowieka (chybione porównanie LPP do badylarzy), ale w chciwość i nieodpowiedzialność wielkiej korporacji, atakuje też wolność oraz racjonalność konsumenckiego wyboru, a także wolność głośnego i zorganizowanego informowania innych o motywacjach własnego działania. Również zaprezentowane przez Celińskiego wyobrażenie patriotyzmu gospodarczego czy konsumenckiego uważam za szkodliwe i promujące zachowania o katastrofalnych skutkach nie tylko dla gospodarki, ale i dla wspólnoty.
Patriotyzm gospodarczy w żadnym razie nie polega na popieraniu zawsze i wszędzie tylko swojego i swojskiego – i podobnie nie oznacza bezmyślnego odrzucenia tego, co cudze. Wynika on właśnie z patriotyzmu jako takiego, który wcale też nie oznacza fanatycznego przywiązania do swojskości i pogardy czy nienawiści do tego, co obce. Patriota to człowiek świadom, że z krajem urodzenia i (lub) zamieszkania, ze wspólnotą współmieszkańców łączą go silne więzi, wymagające troski i pielęgnacji. Świadom także tego, że jego własna tożsamość – na którą składają się między innymi zwyczaje i upodobania, wrażliwość i wyobraźnia, status społeczny czy życiowe osiągnięcia – jest w dużej mierze współtworzona przez wspólnotę, w skład której wchodzą ludzie jemu podobni. I że ci właśnie ludzie także potrzebują wspólnoty – a więc również i jego – do budowania własnej tożsamości i realizowania swej życiowej twórczości. Wspólnota może w związku z tym istnieć dzięki wzajemnemu obdarowywaniu się jej uczestników, obdarowywaniu oczywiście nie wyłącznie (choć też) dobrami materialnymi, ale także niedającymi się w wulgarny ekonomiczny sposób wycenić wytworami ducha i kultury. Patriota będzie zatem miał świadomość własnych powinności wobec wspólnoty, której wiele zawdzięcza, ale i świadomość tego, że inni uczestnicy wspólnoty także powinni wywdzięczać się wspólnocie – a za jej pośrednictwem również jemu samemu – za dobra od niej otrzymane.
Patriota gospodarczy rozumie, że podatki i daniny – w tym podatki od zysku przedsiębiorstw – nie są wcale szykanami, którymi państwo z niewiadomych powodów dręczy ludzi przedsiębiorczych i twórczych, lecz stanowią środki niezbędne dla kontynuowania wspólnoty. One wspólnocie – i powołanym przez nią instytucjom, takim jak państwo czy mniejsze jednostki samorządu – po prostu się należą, jako ekwiwalent tych wszystkich materialnych i niematerialnych zasobów i osiągnięć wspólnoty, z których ludzie i instytucje prowadzący działalność gospodarczą czerpią całymi garściami, a bez których prowadzenie ich działalności byłoby niemożliwe czy bardzo utrudnione. I chodzi tu nie tylko o kosztowne sądy, policję czy straż pożarną, które strzegą bezpieczeństwa prowadzenia interesów, ale również w trudzie i znoju przez stulecia pracy całej społeczności wytwarzane przekonania, że nie wolno okradać nawet złodzieja i że pracownik winien jest porządną pracę nawet podłemu pracodawcy. Nie chodzi tu tylko o obliczalne koszty, jakie państwo poniosło na wykształcenie ludzi, których ręce i umysły będą teraz wyzyskiwane przez przedsiębiorców, ale także o tak niewymierne a doniosłe dobra tworzone wysiłkiem pokoleń jak język czy pojęcia, bez których prowadzenie jakiejkolwiek działalności gospodarczej byłoby niemożliwe. Patriota gospodarczy wobec tego wie, że podatki należą się wspólnocie, a kwestią negocjacji jest ich wysokość czy kształt. Niezadowolenie uczestnika wspólnoty z wyników tych negocjacji uprawnia go do domagania się ponownych ustaleń, ale nigdy nie zwalnia go z płacenia podatków.
Patriota gospodarczy rozumie też, że zarówno on sam, jak i inni uczestnicy jego wspólnoty występują w wielu społecznych rolach, które na siebie wzajemnie oddziałują i których nie da się rozdzielić. Kiedy więc w sklepie kupuje spodnie, pamięta – mimo że sprzedawcy zależy, aby o tym zapomniał – że bycie konsumentem nie jest jego istotą, ale właśnie jedną z jego ról, której nie da się oddzielić od roli obywatela, pracownika, członka wspólnoty lokalnej i narodu, empatycznego człowieka dobrze życzącego nie tylko sobie, ale także innym. Dlaczego zatem dokonując wyborów konsumenckich, nie miałby się kierować również przesłankami obywatelskimi, pracowniczymi czy po prostu ludzkimi?
Skoro płacąc pieniędzmi – za które przecież sam zapłacił komuś własną pracą, a więc czasem, życiem, którego każdemu z nas tak szybko ubywa – w sklepie z ubraniami, jako konsument zwraca uwagę na jakość i cenę swoich spodni, to dlaczego nie miałby się podobnie jak o fason, solidność szwów czy trwałość materiału troszczyć o ów okruszek szkolnej pracowni, uniwersyteckiego laboratorium, o ten skrawek strażackiej sikawki czy ułamek szczodrej ministerialnej dotacji dla liberalnego pisma „Liberté!” dołączone do swojego zakupu? Czy nie powinien, we własnym interesie, domagać się tego, aby niewielka (w Polsce w porównaniu z innymi europejskimi krajami naprawdę bardzo niewielka) część zysku z jego wydatku przyczyniła się jako podatek do wspólnego dobrobytu? Czy nie działa racjonalnie i we własnym, dobrze pojętym interesie pracownika, omijając – a więc bojkotując – sklepy należące do spółek, które mimo osiągania bajecznych zysków płacą swojemu personelowi głodowe stawki i w ten sposób przyczyniają się do zaniżania płac i poziomu życia w całym kraju? Z kim – racjonalnie i we własnym interesie – powinien się utożsamiać: czy z pracownikami, którzy będą opłacani najniżej i wtedy, gdy firma będzie przynosić straty, i wtedy, gdy będzie dawać niewyobrażalne zyski, czy właśnie z firmą – jak ją trafnie scharakteryzował Celiński – z istoty swojej także racjonalną, choć – dodajmy – pozbawioną empatii, zawsze dążącą do zysku, uciekającą tam, gdzie jej lepiej, nie mającą ojczyzny ani nie odczuwającą żadnych zobowiązań?
Pisze Celiński, że od firm nie można oczekiwać patriotyzmu – i ma rację. Z pewnością nie od spółek giełdowych, których rozproszeni właściciele oceniają ich skuteczność wyłącznie na podstawie kursów akcji i dywidend. Ale pod zły adres kieruje tę uwagę. Organizatorzy i uczestnicy bojkotu firmy LPP nie oczekują od niej patriotyzmu. Oczekują patriotyzmu od jej klientów a swoich rodaków, działają właśnie w tym celu, aby uświadomić im, czego mocą własnych zachowań konsumenckich mogą oczekiwać od nieludzkich tworów, zaprogramowanych wyłącznie na zarabianie pieniędzy. I dlatego właśnie nie piszą petycji do władz firmy – to nie miałoby sensu – lecz organizują konsumencki bojkot. Konsumenci, działając racjonalnie i we własnym, prywatnym i wspólnotowym interesie, są w stanie wpływać na wyniki finansowe spółek, ich kurs akcji, dywidendy – i w końcu na sposób prowadzenia biznesu. To właśnie selekcja firm pod kątem własnych, nie tylko konsumenckich, ale także obywatelskich, pracowniczych, rodzinnych czy ludzkich potrzeb, czyli bojkot – a nie kompulsywne zakupy czy płocha chęć upodobnienia się do fotoszopowych lalek z reklam – jest racjonalnym, odpowiedzialnym i patriotycznym zachowaniem konsumenckim każdego z nas.
Pisze też Celiński o tym, że to od rządzących powinniśmy domagać się, aby zapobiegali podobnym ucieczkom kapitału do rajów podatkowych. I także, częściowo, ma rację. Nie chcę nic insynuować samemu Celińskiemu, ale przyzwyczaiłem się już, że gospodarczy liberałowie widzą tylko jeden sposób takiego zapobiegania: obniżać podatki. To żadne rozwiązanie. LPP przeniosło część swoich spółek do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie podatek dochodowy wynosi 0%. Emirowie mogą sobie na to pozwolić, bo żyją z rabunkowej gospodarki ropą naftową, mogą rozdawać pieniądze poddanym, a ludźmi półniewolniczej i niewolniczej pracy po prostu się nie przejmują. Jakkolwiek więc polscy rządzący podatków by nie obniżali, zawsze znajdzie się kraj, w którym będą one niższe i do którego będą chciały uciec firmy dążące do „optymalizacji podatkowej”. Jednak gdybyśmy zaproponowali inne działania rządzących zmierzające do uniemożliwienia takich kombinacji, jakie zaprezentowała LPP, to czy jakiś szkodliwy mądrala nie grzmiałby o tłumieniu wolności gospodarczej?
„Wybraliśmy parlament, ten wybrał rząd – to do rządu należy kierować pytania, dlaczego miliony Polaków są na wyspach brytyjskich, a tysiące spółek na Cyprze” – pisze Celiński. Rządem nie jestem, ale wiem, że miliony Polaków są na Wyspach Brytyjskich właśnie dlatego, że tysiące spółek – także tych, z którymi interesy robi polskie państwo – są na Cyprze. I że w związku z tym naszego państwa nie stać choćby na przyzwoitą opiekę nad matkami z małymi dziećmi, które z tego powodu wolą rodzić w Anglii. Polacy wolą, żeby płacili im i traktowali według swoich standardów brytyjscy, a nie cypryjscy pracodawcy, podlegający brytyjskiemu, a nie cypryjskiemu prawu. A polskie spółki mogą być na Cyprze między innymi dlatego, że polscy konsumenci rzadko bywają gospodarczymi patriotami i po prostu nie interesują się, gdzie mają siedziby spółki, których produkty i usługi kupują. Błędne koło, które właśnie starają się przerwać uczestnicy bojkotu.
Oczywiście wcale nie uważam, że polski gospodarczy patriota to ktoś, kto kupuje wyłącznie produkty firm mających siedzibę w Polsce. Myślę, że chętniej kupi produkt firmy obcej, ale nieunikającej płacenia podatków i przyzwoicie traktującej pracowników w kraju swojej siedziby: na Ukrainie, w Bangladeszu, Chinach czy Anglii, niźli takiej, która reklamuje się jako polska, ale miga się od uczciwego regulowania swoich zobowiązań. Po prostu uzna, że lepiej, aby z jego zakupu skorzystała jakaś obca wspólnota – ludzie, z którymi może się w jakiś sposób utożsamić – niż żeby miał on finansować wyłącznie kolejne fanaberie właścicieli chorych z chciwości, z którymi nic kompletnie go nie łączy. Polacy szczególnie powinni sobie zdawać sprawę z tego, że promowanie w jakimkolwiek zakątku globu wyzysku i oszustwa wreszcie uderzy w nich rykoszetem. W końcu nasi rządzący, biznesmeni i różni szkodliwi mądrale wyobrażają sobie, że nasz kraj będzie konkurencyjny właśnie wtedy, gdy pozwolimy się wyzyskiwać i traktować gorzej niż inni, gdy bardziej niż inni obniżymy płace, podatki, cywilizacyjne oczekiwania.
Gospodarczy patriota będzie jednak chętnie wspierał swoimi decyzjami konsumenckimi firmę, która, jak pisze Celiński, „się rozwija, a wraz z jej rozwojem zwiększa zatrudnienie, co za tym idzie daniny podatkowe, NFZ, ZUS”. No i – dodajmy już wbrew Celińskiemu – płaci pełny podatek dochodowy, bo nie jest absolutnie tak, że płacenie wypracowanych przez pracowników składek na ZUS czy NFZ zwalnia kogokolwiek od płacenia podatku od własnego zysku. Patriota gospodarczy wesprze tę firmę nie dlatego, że chce, aby to polski, a nie zagraniczny kapitalista mógł pławić się w luksusie, ale dlatego, że dzięki temu najbardziej skorzysta jego własna wspólnota. Taka postawa konsumencka jest racjonalna i równie racjonalny jest bojkot – a więc zorganizowane zaprzestanie wspierania decyzjami konsumenckimi firmy, która nie reguluje swoich zobowiązań wobec tych, dzięki którym może istnieć i osiągać zyski. Ma rację Celiński – wtedy skorzysta na tym firma spoza naszego kraju. Trudno. Niech skorzysta – byle taka, którą udało się zmusić do zachowania przyzwoitych standardów.