Powrót Rosji na Bliski Wschód

·

Powrót Rosji na Bliski Wschód

·

Zapoczątkowane pod koniec 2010 r. wydarzenia określane jako „Arabska Wiosna” zmieniły Bliski Wschód. Wydaje się jednak, że wiele z tych zmian nastąpiło tylko w tym celu, aby wszystko zostało po staremu, a nawet – żeby cofnąć się do minionej epoki. Takim elementem jest bowiem przywrócenie roli Rosji jako jednego z głównych rozgrywających w regionie. Moskwa tym samym odzyskała wpływy utracone z rozpadem Związku Sowieckiego, a nawet pewne pozycje utracone jeszcze w czasach, kiedy supermocarstwo miało się przynajmniej pozornie dobrze.

Rys historyczny – czasy sowieckie

Aż do rozpadu Imperium Osmańskiego, wskutek I wojny światowej, stosunki Rosji z Bliskim Wschodem1 stanowiły element relacji między nią a państwem tureckim. Aspiracje Rosji do kontroli nad dawnym Konstantynopolem, Bosforem i Dardanelami siłą rzeczy miały w perspektywie również projekcję wpływów w Lewancie. Państwu carów nie udało się jednak tych celów nigdy zrealizować, a rewolucja i wojna domowa uniemożliwiły wykorzystanie upadku tureckiego imperium, po którym bliskowschodnią schedę podzieliły między siebie Wielka Brytania i Francja. Możliwości bezpośredniego oddziaływania państwa sowieckiego na region były w okresie międzywojennym siłą rzeczy bardzo ograniczone. Sprowadzały się w istocie do kontroli nad lokalnymi partiami komunistycznymi (założoną w 1921 r. egipską oraz powstałą w 1924 r. syryjsko-libańską, do których w 1934 r. dołączyła partia iracka), niewielkimi i pozbawionymi istotnego znaczenia. Świadomość nikłych możliwości ograniczała zresztą zainteresowanie Moskwy regionem. Pewną zmianę przyniósł dopiero pakt Ribbentrop-Mołotow. W sowieckich kręgach kierowniczych pojawiła się koncepcja dołączenia do walki prowadzonej przez III Rzeszę i Włochy z Wielką Brytanią i Francją, acz obszar ich bezpośrednich zainteresowań obejmował Iran, Afganistan i Indie. Pojawiały się jednak pewne zapowiedzi późniejszych trendów – rozczarowanie antybrytyjskich nacjonalistów arabskich nikłym wsparciem udzielonym przez III Rzeszę ich działaniom, w szczególności powstaniu zbrojnemu w Iraku z wiosny 1941 r., spowodowało zwrócenie przez nich pewnej uwagi na Moskwę jako opcję alternatywną.

Zmiana o charakterze zasadniczym nastąpiła z końcem II wojny światowej i zainicjowaniem na Bliskim Wschodzie procesów dekolonizacyjnych. Pierwotnie przebiegały one spokojnie i planowo, a Londyn i Paryż, wycofując się z poszczególnych krajów, instalowały w nich przychylne sobie rządy. Wyjątkiem była Palestyna, gdzie aspiracje ludności żydowskiej ścierały się z polityką brytyjską. Spowodowało to wsparcie przez Związek Sowiecki strony żydowskiej, mające charakter tak polityczny, jak i ściśle wojskowy. Kluczowe znaczenie dla powodzenia strony żydowskiej w wojnie z państwami arabskimi w latach 1948–49 miały duże dostawy sprzętu wojskowego z Czechosłowacji, prowadzone z pełną aprobatą Stalina. Powstały Izrael nie spełnił jednak sowieckich nadziei, nie stał się państwem socjalistycznym w sensie mile widzianym przez Moskwę, dlatego po kilku latach przeniosła ona wsparcie na drugą stronę zaistniałego konfliktu. Zbiegło się to z radykalnymi zmianami politycznymi w kluczowych krajach arabskich – w pierwszej połowie lat 50. w Egipcie, Syrii, a w drugiej również w Iraku prym na drodze rewolucji i przewrotów objęły nurty ­panarabskie, nacjonalistyczne i przynajmniej deklaratywnie socjalizujące, zmierzające do rzeczywistej emancypacji tych krajów i zlikwidowania postkolonialnego systemu zależności. To wprowadziło je na kurs kolizyjny z państwami zachodnimi, a zbieżny ze Związkiem Sowieckim, który od 1955 r. zaczął udzielać im jednoznacznego wsparcia, przypieczętowanego dostawami broni2. W efekcie wojnę z Wielką Brytanią, Francją i Izraelem o kontrolę nad Kanałem Sueskim stoczył Egipt już po zasileniu bardzo poważnymi ilościami najnowocześniejszego sprzętu z bloku sowieckiego.

Zdobycie znaczących wpływów na Bliskim Wschodzie (Egipt, Syria, Irak, Jemen Południowy) było jednak dla Związku Sowieckiego łatwiejsze niż ich długoterminowe utrzymanie. Wyposażanym hojnie w nowoczesny sprzęt, wspomaganym przez doradców z ZSRS (który utrzymywał również bezpośrednią obecność wojskową w regionie) armiom arabskim nie wiodło się w kolejnych wojnach, stanowiących momenty zaognienia permanentnego konfliktu. Egipt sromotnie przegrał w 1956 r. Ten sam los spotkał koalicję arabską w 1967 r. Wojna z 1973 r. miała dla krajów arabskich przebieg lepszy, jednak także nie została wygrana. Mimo początkowej inicjatywy skończyło się na tym, że odniosły potężne straty i nie zrealizowały planów strategicznych, ale i nie poniosły tym razem totalnych klęsk, zadając jednocześnie odczuwalne straty Izraelowi. W efekcie jednak egipska elita władzy uznała, że zbyt kosztowne jest prowadzenie konfrontacyjnej polityki w oparciu o kolejny raz wykazujące nieefektywność (pogłębioną jeszcze przez mające głębokie zapóźnienie cywilizacyjne krajów arabskich) sowieckie wzorce organizacji armii. W związku z tym zdecydowała się na kontynuację zapoczątkowanej u zarania lat 70. polityki zbliżenia z Zachodem i wyjście z aliansu z Moskwą, co dokonało się przez wypowiedzenie w 1976 r. traktatu o przyjaźni. Syria, która pozostała w sojuszu, poniosła w 1982 r. porażkę militarną w Libanie. Utrzymujący bardziej zbilansowane relacje z oboma wielkimi blokami Irak Saddama Husajna przetrwał co prawda prowadzoną w latach 1980-88 wojnę z Iranem, nie zdołał jednak obronić się w latach 1990-91 przed koalicją pod wodzą Stanów Zjednoczonych i został politycznie oraz militarnie zneutralizowany. Podobnie sukcesu nie odniosła wspierana przez blok wschodni sprawa palestyńska. W efekcie rozpadający się w roku 1992 Związek Sowiecki pozostawił Rosji wpływy wyłącznie w Syrii izolowanej i zmajoryzowanej militarnie przez Izrael, a jako bonus nawiązanie relacji z Iranem, którego porewolucyjne władze pod koniec lat 80. uznały, że chwiejące się komunistyczne mocarstwo, acz ideologicznie par excellence obce, jest jednak „mniejszym Szatanem” i w obliczu konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi pewne zbliżenie z nim będzie korzystne.

Podsumowując ten etap, sowiecką politykę bliskowschodnią trudno uznać za sukces. Choć uzyskanie poważnych wpływów w kluczowym strategicznie regionie globu było swoistym losem wygranym na geopolitycznej loterii, ciąg dalszy nie okazał się w dłuższej perspektywie pomyślny dla Moskwy. Miało to oczywiście wiele przyczyn. Najważniejsza była słabość krajów sprzymierzonych. Modernizacyjne wysiłki „socjalizmu arabskiego”, nakierowane na przezwyciężenie wielowiekowego oddalenia regionu od głównego trendu rozwojowego, zakończyły się niepowodzeniem. Niestety, albowiem niezależnie od aliansu ze Związkiem Sowieckim był to nurt mający ambicje godne pochwały, nakierowane na budowę państw nowoczesnych, w których harmonijnie współżyłyby różne grupy religijne i etniczne. Skutkami jego klęski są ekspansja agresywnego wydania islamu, a w dalszej perspektywie kryzys migracyjny, spowodowany obok wojen również beznadziejnie złą sytuacją gospodarczą.

Należy przy okazji zauważyć, że popularne postrzeganie krajów arabskich przez polską opinię w okresie Zimnej Wojny wyłącznie przez pryzmat aliansu z Moskwą jako jej jednoznacznych klientów, było uproszczone i w istocie błędne. Partie komunistyczne sensu stricto w Egipcie i Syrii częściej były represjonowane niż tolerowane, a kręgi rządzące zachowywały co do zasady niezależność decyzyjną, czego przejawem było wyjście Egiptu z sowieckiej strefy wpływów. Niezależnie od tego słabość gospodarcza i strukturalna regionalnych sojuszników zmuszała Moskwę do ciągłych znaczących inwestycji, przede wszystkim w ich potencjał militarny. Chociaż państwa zachodnie, w szczególności od lat 70. Stany Zjednoczone, również ponosiły koszty związane z wyposażeniem Izraela w tym aspekcie, w oczywisty sposób znacznie tańsze i bardziej opłacalne jest wspieranie strony konsekwentnie wygrywającej niż przegrywającej. Sowietom wpływy w krajach arabskich dawały pozycję strategiczną wiążącą się z ogromnymi wydatkami, bez istotnej kompensacji gospodarczej, z wyjątkiem relacji z naftowym Irakiem, i zapewne przyczyniły się w jakimś stopniu do głębokiego kryzysu oraz ostatecznego upadku systemu.

Smuta i ponowna aktywizacja Rosji

Spośród krajów postsowieckich jedynym, który odziedziczył sowieckie ambicje strategiczne oraz wpływy, była siłą rzeczy Rosja. Bilans otwarcia miała, jak wspomniano, mizerny. Ograniczał się do bliskich relacji z Syrią, dla której Rosja pozostawała zasadniczym dostawcą uzbrojenia, w szczególności bardziej zaawansowanych systemów – siłą rzeczy, z uwagi na niewielkie możliwości finansowe Damaszku, nabywanych w niewielkich liczbach. Zachowywała tam również przetrwalnikową obecność wojskową, utrzymując założoną w 1971 r. bazę w porcie Tartus. Ambicje i możliwości dość długo ograniczała jednak słabość gospodarcza, polityczna i militarna Rosji. Rozwiązaniu uległ na przykład zespół okrętów stacjonujący podczas Zimnej Wojny stale na Morzu Śródziemnym.

Pośredni wpływ na sytuację w regionie dawało Rosji zacieśnienie więzi politycznych z Iranem, dla którego wielki sąsiad zza Morza Kaspijskiego stał się głównym partnerem politycznym, dostawcą technologii wojskowych i „parasolem” w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Teheran z kolei utrzymywał bliskie relacje z Syrią, opierające się na wrogości wobec Izraela i podzielanym przez alawicką elitę polityczną Damaszku sprzeciwie wobec sunnickich dążeń do dominacji w regionie i w świecie islamu. Wspierał też konsekwentnie walczące z Izraelem szyickie ugrupowania w Libanie.

Ponowna aktywizacja Rosji w regionie nastąpiła pod koniec lat 90., po objęciu władzy przez Władimira Putina, a wiązała się z kwestią czeczeńską. Moskwa podjęła zakończone powodzeniem działania mające na celu ograniczenie bardzo istotnego wsparcia materialnego, ludzkiego i propagandowego płynącego z Bliskiego Wschodu dla bojowników czeczeńskich. Celowi temu służyło odnowienie stosunków z Arabią Saudyjską, zawieszonych od czasu I wojny czeczeńskiej. Kraj ten pozostawał kluczowym sponsorem Czeczenów, działając w interesie ideologicznym, związanym z krzewieniem wahabickiego wydania islamu. Starania rosyjskiej dyplomacji, oferującej wsparcie polityczne dla saudyjskich inicjatyw uregulowania sytuacji na Bliskim Wschodzie i zbieżne z obopólnym interesami ekonomicznymi, przede wszystkim w zakresie koordynacji polityki produkcji ropy naftowej, przyniosły efekt i od 2003 r. Rijad oficjalnie uznał kwestię Czeczenii za leżącą wyłącznie w gestii Rosji. Oprócz tego Moskwa usiłowała zdobyć lokalne rynki uzbrojenia, odnosząc pewne sukcesy, przede wszystkim w postaci sprzedaży dość znacznej liczby bojowych wozów piechoty i przeciwpancernych pocisków kierowanych do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które dotychczas nabywały sprzęt wojskowy wyłącznie od krajów zachodnich.

Kolejny etap aktywizacji nastąpił po 2003 r., gdy okazało się, że fiaskiem zakończyła się podjęta po 2001 r. w ramach „wojny z terroryzmem” próba zbliżenia Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. Atak na Irak i wspieranie „kolorowych rewolucji” w obszarze postsowieckim wykazały, że Waszyngton nie będzie szczególnie skłonny do honorowania interesów uznawanych przez Moskwę za strategiczne. Większemu zaangażowaniu, motywowanemu sprzeciwem wobec amerykańskiego unilateralizmu i dążeniem do przekształcenia świata w wielobiegunowy (doktrynę tę sformułował już w latach 90. Jewgienij Primakow, jednak chwilowo została odłożona na półkę), sprzyjała znaczna poprawa sytuacji gospodarczej Rosji, wynikająca z aż 12-krotnego wzrostu cen ropy naftowej między rokiem 1998 a 2008. Umożliwiła ona m.in. rozpoczęcie szeroko zakrojonego programu odbudowy i modernizacji armii rosyjskiej, a w relacjach z zagranicą dała narzędzia gospodarcze, takie jak możliwość faktycznej militarnej konwersji zadłużenia z czasów sowieckich czy zdolność kredytowania zakupów uzbrojenia. Na płaszczyźnie ideologicznej Moskwa budowała swój wizerunek jako alternatywy cywilizacyjnej wobec Zachodu, znacznie bliższej światowi islamskiemu.

Zasadniczym sojusznikiem Rosji pozostawała Syria, do której powrócili w większej liczbie doradcy wojskowi (2000 w 2006 r.), modernizowano również infrastrukturę wspomnianej wyżej bazy w Tartusie. Jednocześnie Rosjanie próbowali nawiązywać i rozbudowywać więzi gospodarcze z Arabią Saudyjską, Egiptem i Izraelem. Ważną kwestią pozostawał najważniejszy poza ropą naftową towar eksportowy Rosji, czyli uzbrojenie. W tym aspekcie podejmowano próby zdobycia przede wszystkim rynku saudyjskiego, jednak anonsowane kolejno bajeczne kontrakty nie znajdowały potwierdzenia w faktycznych zakupach. Można przypuszczać, że Saudyjczycy traktowali rozmowy jako targi, mające na celu skłonienie Rosji do rozluźnienia relacji ze swoim strategicznym wrogiem numer jeden – Iranem. Relacje i handel bronią z Iranem stanowiły również kartę przetargową w stosunkach z Izraelem – niepotwierdzone informacje wskazują, że Tel Awiw za odroczenie dostaw systemów OPL dla Teheranu zgodził się nie tylko dostarczyć Rosji bezpilotowe samoloty rozpoznawcze, ale także przekazać kody kontroli tego rodzaju maszyn sprzedanych Gruzji, co miało przykre konsekwencje dla armii tego kraju podczas wojny w roku 2008. Niepowodzeniem zakończyła się próba budowy wpływów politycznych w Libanie, któremu Rosja zaoferowała w 2008 r. darowiznę w postaci 10 myśliwców MiG-29, a jej kontynuację miała stanowić sprzedaż czołgów T-90, jednak propozycje te nie zostały ostatecznie przez Bejrut przyjęte.

Rozpoczęcie „arabskiej wiosny” zastało Rosję na pozycji gracza niepozbawionego znaczenia na Bliskim Wschodzie, ale mimo wszystko wyraźnie drugorzędnego. Wyznacznikiem strategicznym polityki Moskwy w regionie było kontrowanie posunięć postrzeganych jako zwiększające wpływy Stanów Zjednoczonych. Bliski Wschód stanowił i stanowi jedno z pól kluczowej dla rosyjskiej polityki zagranicznej globalnej rywalizacji, w której Rosja stara się osiągnąć pozycję równorzędnego współzawodnika. Cel bezpośredni stanowiła obrona rządów przyjaznych Rosji przed obaleniem w wyniku rozchodzącej się fali niepokojów: w pierwszym rzędzie syryjskiego, a w drugim irańskiego – choć kraj ten nie był bezpośrednio zagrożony niepokojami skierowanymi przeciwko świeckim reżimom w świecie sunnickim, nie można było wykluczyć „efektu domina”. W skali szerszej obalanie autorytarnych rządów w wyniku rozruchów (niezależnie od formalnej legitymacji wyborczej) mogło być traktowane również jako zagrożenie dla samego systemu władzy w Rosji. Przekonanie to niechybnie uległo wzmocnieniu w związku z ukraińskim Euromajdanem z lat 2013–2014, w przypadku którego można było dopatrywać się działania mechanizmu analogicznego z tym inspirującym i stymulującym „arabską wiosnę”. Polem bezpośredniej koncentracji działań polityki rosyjskiej stała się zatem Syria. Moskwa podejmowała działania dyplomatyczne, aby nie dopuścić do otwartej interwencji zbrojnej krajów zachodnich w trwającej od marca 2011 r. wojnie domowej w Syrii. Jednocześnie armia syryjska była wspierana przez rosyjskie dostawy uzbrojenia i doradców, co niewątpliwie pomogło jej przetrwać najcięższy okres.

Równolegle Moskwa poszukiwała możliwości uzyskania w regionie wpływów wychodzących poza Syrię. Jedna z okazji nadarzyła się po obaleniu w 2013 r. w Egipcie rządu Mohameda Morsiego, wyniesionego dzięki „arabskiej wiośnie”. Ponieważ Morsi był silnie wspierany przez Stany Zjednoczone, ekipa Abd al-Fattaha as-Sisiego, która objęła władzę w wyniku zamachu stanu, została przyjęta przez Waszyngton nieprzychylnie, co zyskało wyraz we wstrzymaniu dostaw uzbrojenia. Moskwa natomiast wyraźnie poparła nowy rząd, czego wyrazem były wizyty na najwyższych szczeblach, skutkujące porozumieniami gospodarczymi i oczywiście kontraktami na dostawy rosyjskiej broni (umowy wartości 3,5 miliarda dolarów, obejmujące dostawy m.in. 50 myśliwców MiG-29 i 46 śmigłowców uderzeniowych Ka-52), stanowiące wielki powrót tego kraju na rynek egipski. Rosji udało się również odzyskać w sporej mierze rynek iracki – dostarcza tam m.in. śmigłowce bojowe i czołgi w ramach umów umożliwiających władzom Iraku pewne uniezależnienie się od Stanów Zjednoczonych.

Wejście niedźwiedzia

Rok 2014 przyniósł na arenie międzynarodowej dwa bardzo znaczące wydarzenia, w zasadzie równoległe. Rosja anektowała Krym i zainspirowała rewoltę przeciwko władzom centralnym na wschodzie Ukrainy, natomiast w Iraku i Syrii ekspansję terytorialną rozpoczęło Państwo Islamskie. Rozniosło armię iracką, a w Syrii przetrzebiło dotychczasową opozycję zbrojną, walczącą pod różnymi flagami i hasłami przeciwko rządowi Hafiza al-Asada, a następnie podjęło ofensywę przeciwko armii rządowej, odnosząc poważne sukcesy. Ekspansja Da’iszu okazała się dla Rosji doskonałą okazją. Z jednej strony pozwoliła zwiększyć zaangażowanie w Syrii – mające zapewnić ostateczne zabezpieczenie pozycji al-Asada – do poziomu bezpośredniej interwencji, dobrze widzianej przez światową opinię publiczną przerażoną postępami radykalnej i dopuszczającej się licznych okrucieństw formacji islamskiej. Z drugiej – umożliwiło Rosji wyjście z pewnej izolacji, w jakiej mimo niekonsekwentnej reakcji Zachodu znalazła się wskutek działań na Ukrainie. W sytuacji, gdy lokalne siły z wielką trudnością radziły sobie z Państwem Islamskim, a bezpośrednia interwencja wojsk zachodnich byłaby problematyczna politycznie i nieuchronnie kosztowna, Rosjanie, współdziałający bezpośrednio na polu bitwy z syryjskimi wojskami rządowymi oraz Irańczykami i organizacjami proirańskimi, działali niemal jak zbawcy ograniczający poważny problem.

Koincydencja wydarzeń jest nieraz przedmiotem spekulacji na temat roli Rosji w krytycznej do kwadratu destabilizacji regionu. Jednak mimo zaangażowania w Da’isz posaddamowskich służb specjalnych i Czeczenów, których relacje z Moskwą nawet w przypadku islamskich radykałów bywają dwuznaczne (vide casus Szamila Basajewa), należy podchodzić do tego rodzaju teorii z odpowiednim sceptycyzmem. Rosyjska interwencja zbrojna rozpoczęła się 30 września 2015 r. i trwa do chwili pisania tekstu, mimo ogłaszania kolejnych redukcji zaangażowanych sił. Stały kontyngent Rosji w Syrii liczył w szczytowym momencie ponad 4000 żołnierzy z formacji technicznych oraz specjalnych i po kilkadziesiąt samolotów (należy wspomnieć również o bombowcach strategicznych Tu-95 i Tu-160 operujących z Rosji) oraz śmigłowców bojowych, wspieranych przez flotę wykonującą m.in. uderzenia rakietowe na cele naziemne. Równolegle Rosja zwiększyła dostawy sprzętu dla syryjskiej armii rządowej, która otrzymała nawet pewną liczbę nowoczesnych czołgów T-90. Wsparcie rosyjskiego lotnictwa, zdolnego do dokonywania intensywnych i precyzyjnych uderzeń oraz zapewniającego bezwzględną przewagę w zakresie świadomości sytuacyjnej, pewnej liczby żołnierzy formacji specjalnych, techników utrzymujących w odpowiednim stanie dotychczasowy i nowo dostarczany sprzęt, a także najemników, okazało się decydujące dla przetrwania rządu al-Asada, którego siły mogły w komfortowych warunkach walczyć tak z Państwem Islamskim, jak i z opozycją wcześniejszą – i tą określaną jako demokratyczna (przede wszystkim Wolna Armia Syrii), i islamską, różniącą się od Da’iszu głównie sponsorami i nieco mniejszym radykalizmem działań. Publikowane szacunki wskazują, że zaangażowanie Rosji przeciwko Państwu Islamskiemu i pozostałym frakcjom opozycji zbrojnej traktowanym łącznie było porównywalne.

W efekcie prowadzonych działań rząd Syrii, który pod koniec 2015 r. kontrolował tylko około jednej czwartej powierzchni kraju, do dziś odzyskał władzę nad zdecydowaną jego większością, w tym nad największym miastem kraju, Aleppo. Opozycja zbrojna została zepchnięta do enklaw, a Państwo Islamskie kontroluje już tylko niewielkie skrawki terenu. Przetrwanie rządu al-Asada wydaje się być zagwarantowane, kwestią pozostaje zapewne tylko model ułożenia stosunków po ostatecznym zamrożeniu działań wojennych – zapewne przez pewną rekonstrukcję rządów, dopuszczającą skłonną do porozumienia opozycję do symbolicznego w nich udziału. Promocji takiego modelu służą firmowane przez Rosję wespół z Iranem i Turcją inicjatywy kolejnych zawieszeń broni i rokowań między przedstawicielami rządu al-Asada i części opozycji (cykliczne spotkania odbywają się w stolicy Kazachstanu, Astanie). Zamiarem strategicznym dyplomacji rosyjskiej w tym zakresie jest maksymalne możliwe ograniczenie roli Stanów Zjednoczonych jako czynnika regulującego sytuację w Syrii na rzecz koncertu regionalnych mocarstw. W ramach bezpośredniego rewanżu za pomoc, Rosja uzyskała od syryjskiego rządu rozszerzenie czasowe i terytorialne dzierżawy bazy w Tartusie, wyjęcie stacjonujących tam sił spod jurysdykcji syryjskiej oraz prawo do korzystania z bazy lotniczej Humajmim przez analogiczny okres i na takich samych, w praktyce eksterytorialnych, zasadach.

Interwencja w Syrii zapewniła Rosji również inną ważną sposobność. Popierająca od początku konfliktu opozycję zbrojną Turcja znalazła się z powodu bezpośredniego zaangażowania militarnego Rosjan na kursie kolizyjnym z Moskwą, znaczonym zestrzeleniem przez Turków bombowca Su-24 pod koniec listopada 2015 r. Ocenia się, że posunięcie to miało doprowadzić do konfrontacji Rosja-NATO, zabezpieczającej tureckie interesy. Jednak brak chęci firmowania ich przez parterów zachodnich doprowadził w efekcie do zwrotu w polityce Turcji. Przeszła od konfliktu do sojuszu regionalnego z Rosją i Iranem, jak się wydaje coraz wyraźniej utrwalającego się w postaci prorosyjskiego i zdystansowanego od Zachodu strategicznego przeorientowania polityki tureckiej3. Równolegle następuje dalsze ocieplenie stosunków z Egiptem – kraj prowadzi rozmowy na temat kolejnych zakupów rosyjskiego uzbrojenia. Strony zawarły też w grudniu 2017 r. umowę o szacunkowej wartości nawet 30 miliardów dolarów, dotyczącą budowy przez Rosję i na mocy udzielonego przez nią kredytu pierwszej w Egipcie i całej Afryce Północnej elektrowni jądrowej. O zamiarze dodatkowego zacieśnienia więzi wojskowych świadczą rozmowy na temat wzajemnego wykorzystania przestrzeni powietrznej i baz wojskowych przez lotnictwa bojowe Rosji i Egiptu. Z uwagi na to, że trudno sobie wyobrazić większe realne zainteresowanie Egipcjan bazowaniem i lataniem w Rosji, prowadziłoby to realnie do odtworzenia po ponad czterech dekadach rosyjskiej obecności wojskowej w tym kraju.

Wszystkie opisane sukcesy kosztowały dotychczas Rosję bezpośrednio raczej niewiele. Uderzenia lotniczo-rakietowe na pewno nie są tanie, jednak oprócz tego, że przekładają się na zyski polityczne i stanowią czytelną demonstrację odzyskania przez rosyjską machinę wojskową zdolności do interwencji również w odległych regionach świata (mimo pewnych wpadek takich jak utrata przez lotniskowiec „Admirał Kuzniecow” dwu samolotów w wyniku katastrof, świadczących o złym funkcjonowaniu jednostki jako systemu bojowego), stanowią doskonałą reklamę rosyjskiego sprzętu wojskowego. Spośród państw regionu zainteresowanie zakupem samolotów Su wyraziły Jordania (aczkolwiek mimo upływu pewnego już czasu nie przerodziło się ono w konkrety) i niedawno Zjednoczone Emiraty Arabskie. Straty w postaci kilkudziesięciu poległych według oficjalnych danych członków personelu wojskowego, czterech samolotów i siedmiu śmigłowców – można uznać za umiarkowane. Dużo bardziej dotkliwy był koszt pośredni – z zaangażowaniem Rosji w Syrii, sprzecznym z interesami Stanów Zjednoczonych i Arabii Saudyjskiej, wiąże się wzrost produkcji ropy naftowej, skutkujący znaczącym spadkiem cen tego surowca, szczególnie bolesnym dla Rosji. Aczkolwiek wizyta króla Salmana w Moskwie w październiku 2017 r., ogłaszana jako historyczna, świadczy o chęci odprężenia w relacjach z Rosją, zapewne wskutek świadomości, że sprawa wspierana przez Saudyjczyków w Syrii jest już nieodwołalnie przegrana, a ułożenie się z Rosjanami będzie dla monarchii konieczne w perspektywie stałego konfliktu z Iranem. Analogicznie, wzmocnienie pozycji Iranu i wspieranych przez niego ugrupowań w Syrii oraz Libanie poprawia pozycję negocjacyjną grającej na wielu fortepianach Moskwy wobec Izraela. Polityka Rosji mimo ambitnych celów pozostaje ostrożna, o czym świadczy brak realnej reakcji na dokonane przez Amerykanów pokerowe sprawdzenie w postaci spektakularnego zbombardowania w lutym 2018 w syryjskiej prowincji Dajr az-Zaur grupy bojowej, której rdzeń stanowili rosyjscy najemnicy, a jej wcześniejsze działania można interpretować jako badanie granic tolerancji Waszyngtonu.

Co dalej?

Jak widać, Rosja znakomicie wykorzystała nadarzające się w wyniku „arabskiej wiosny” sposobności odbudowy wpływów na Bliskim Wschodzie, traktowanym jako jedno z pól gry prowadzonej ze Stanami Zjednoczonymi na geopolitycznej szachownicy. Moskwa nie tylko odzyskała to, co utracił Związek Sowiecki, ale udało jej się – korzystając z dokonywanych po egidą Recepa Tayyipa Erdoğana przemian wewnętrznych – przeorientować Turcję w kierunku sojuszu. Powróciła do mocarstwowej roli na Bliskim Wschodzie w wielkim stylu, w szczególności w obliczu konieczności rozproszenia przez Stany Zjednoczone sił w związku z koniecznością rywalizacji z chińską potęgą. Pozycja strategicznego partnera Syrii i Egiptu wydaje się być mocna, Rosja ma też silne karty w relacjach z Arabią Saudyjską i Izraelem. Paradoksalnie jej rolę w regionie wzmacnia, niweczący pokojowe wysiłki Baracka Obamy, zdecydowanie antyirański zwrot administracji Donalda Trumpa. Zwiększa on napięcie w regionie i odbiera pole manewru Teheranowi, dla którego relacje z Rosją nie są mimo wszystko, ze względu na istniejące rozbieżności interesów czy kwestie historyczne, w oczywisty sposób łatwe. Wydaje się przy tym mało prawdopodobne, aby Stany Zjednoczone ostatecznie przekroczyły próg wojny z Iranem, zmuszając Rosję do opuszczenia alianta albo przejścia na znacznie wyższy poziom globalnej konfrontacji.

Wydaje się, że słabym punktem pozostaje stanowiące w pewnym sensie powtórzenie czasów sowieckich niezrównoważenie czynników politycznego i militarnego z jednej, a gospodarczego z drugiej. Egipt i Syria pozostają krajami ubogimi, niedającymi wielkich perspektyw w zakresie wymiany handlowej, w której zresztą oferta Rosji pozostaje jeszcze uboższa niż w przypadku Związku Sowieckiego. Tamten oferował dość szeroki zakres odznaczających się pewną konkurencyjnością na uboższych rynkach towarów o charakterze niemilitarnym. Rosjanie zapewne będą uważali, aby nie powtarzać sowieckich błędów, z których największym było de facto utrzymywanie rozbijanych raz za razem armii swoich sojuszników, aczkolwiek przed tym akurat chroni ich póki co sytuacja międzynarodowa. Konfrontacja Egiptu czy nawet Syrii na szerszą skalę z Izraelem wydaje się być nieprawdopodobna, zatem za każdy egzemplarz uzbrojenia partnerzy będą musieli zapłacić, nie mogąc powołać się na wyższą konieczność w postaci zagrożenia dla prestiżu Moskwy. Obecność Rosji na Bliskim Wschodzie pozostanie funkcją interesu politycznego, determinowanego przez globalną konfrontację ze Stanami Zjednoczonymi i możliwości gospodarczych.

Autor korzystał obficie z publikacji Ośrodka Studiów Wschodnich, w szczególności z opracowania Witolda Rodkiewicza „Bliskowschodnia polityka Rosji. Regionalne ambicje, globalne cele”.

Przypisy:

  1. Wyjąwszy osobny przypadek Persji, który jednak wymaga w istocie osobnego opisu, zatem w niniejszym tekście pojęcie „Bliski Wschód” używane jest w sensie nieobejmującym Iranu; Turcji jako takiej i ewolucji jej stosunków z Rosją z kolei poświęciłem artykuł „Turcja: od kemalizmu – dokąd?”, opublikowany w numerze 24 (75) „Nowego Obywatela”.
  2. Na marginesie, jako przykład bardzo częstej niejednoznaczności wielkich podziałów ideologicznych, skutkującej występowaniem tuneli w ich poprzek, warto dodać, że z prosowieckimi państwami arabskimi bardzo kordialne relacje utrzymywała Hiszpania generała Franco, a niemałego wsparcia w budowie sił zbrojnych czy próbach rozwoju przemysłu udzielili im specjaliści wywodzący się z III Rzeszy, w tym mający bardzo nieciekawą historię wojenną.
  3. Temat ten i dalsze perspektywy zostały omówione szerzej w wzmiankowanym wyżej tekście w numerze 24 (75) „Nowego Obywatela”.
komentarzy