„1670”: pogromca mitu sarmatyzmu?

·

„1670”: pogromca mitu sarmatyzmu?

·

Wyprodukowany przez Netflix serial „1670” to utrzymana w konwencji mockumentu opowieść o szlachcicu Janie Pawle Adamczewskim, którego życiowym celem jest zostanie „najsłynniejszym Janem Pawłem w historii Polski”. Serial stał się bodaj jednym z najważniejszych wydarzeń w polskiej popkulturze ostatnich lat. Mówią o nim „wszyscy”, swoje opinie wygłaszają przedstawiciele rozmaitych formacji intelektualnych. Jedni widzą w nim dzieło przełomowe i nieomal epokowe, drudzy wyrażają zdegustowanie. Warto oczywiście pamiętać, że o pionierstwie w dziedzinie satyrycznego przedstawienia Rzeczypospolitej Szlacheckiej trudno mówić. Wszak już Henryk Sienkiewicz, którego najmodniej dziś nie czytać, w postaciach Zagłoby i Podbipięty wykpiwał – co prawda dość dobrotliwie, ale i celnie – ówczesną formację umysłową, imć Onufry reprezentował też explicite ciasny szowinizm stanowy. Dwa pokolenia później schyłkową postać formacji sarmackiej wyszydził już bez żadnej litości w swoim „Niemcewiczu od przodu i tyłu” Karol Zbyszewski.

Skoro „się” mówi o „1670”, to aby dołączyć, obejrzałem ośmioodcinkową produkcję Macieja Buchwalda i Kordiana Kądzieli. Weszła całkiem gładko, momentami ubawiłem się naprawdę nieźle, aczkolwiek muszę przyznać, że nie odczuwałem zbyt natarczywej potrzeby połykania kolejnych odcinków. Zdecydowanie najlepsza wydaje mi się strona wizualna z pieczołowitą rekonstrukcją realiów (także i takich detali jak to, że podczas chodzenia po błocie płaszcz uwala się nim), świetnymi zdjęciami i warstwą muzyczną, która zapewne mocno przyczyni się do rozpropagowania na nowo odkrywanego rodzimego folkloru w postaci niekojarzącej się już, jak za słusznie minionych czasów, z żenadą. Nawet jeżeli niektóre odcinki nieco się rozłaziły w szwach czy odlatywały w sobie tylko wiadomym kierunku, wrażenia wizualne i słuchowe pozostawały nieodmiennie pozytywne, nieraz nieomal hipnotyczne.

Toczy się dyskusja, o czym właściwie traktuje serial. Jedni twierdzą, że o polskim dniu dzisiejszym, tylko podanym w jakimś w sumie obojętnym kostiumie. Inni, jak wyraźnie zachwycony „1670” i obszernie argumentujący na rzecz swojego stanowiska historyk Piotr Napierała, utrzymują, że jednak o historii. Wydaje mi się, że zamierzeniem autorów było swoiste ustawienie naprzeciw siebie krzywych zwierciadeł, w których mają przeglądać się wzajemnie polska współczesność i sarmatyzm. Skoro dziś mówimy o rezyduach folwarczności w życiu społecznym i ekonomicznym, warto poszukać ich źródeł, choćby w komediowy sposób. Ta niejednoznaczność wskazuje chyba, że cel udało się zrealizować całkiem udatnie. Być może można było darować sobie jednak niektóre nadmiernie dosłowne odniesienia do współczesności, jak XVII-wieczne „smartfony”, którymi bawią się bohaterowie.

Komediowa konwencja sprawia, że nośny dziś temat „ludowej historii Polski” zostaje potraktowany cokolwiek ramowo i hasłowo, lub może inaczej – eufemistycznie. Biopolityczna władza pana, jak by to ujął Jan Sowa, na którego powołują się autorzy, występuje w postaci żartów i aluzji, więc co do zasady, widząc w warstwie wizualnej nędzę bytowania, nie jesteśmy atakowani martyrologią chłopów. Ale skoro kwestia jest tak chwytliwa, może powstanie produkcja traktująca o tym zupełnie na poważnie.

Bodaj największą siłą komiczną było włożenie w usta bohaterów współczesnego języka, przede wszystkim żargonu (pseudo)intelektualnego. Zrobiono to całkiem kunsztownie. Główną jego nosicielką jest oczywiście córka Jana Pawła, Aniela, Social Justice Warriorka pierwszej wody – co swoją drogą mocno niuansuje tę postać. Pozornie jest ona najbardziej pozytywna, kontrapunktuje absurdy i szaleństwa świata przedstawionego, ale jej zideologizowany do imentu język pozostaje nieodparcie śmieszny, a przy tym impotentny. Jednak i inni potrafią zaatakować tą samą bronią. Bodaj najbardziej zabawnym momentem całości był dla mnie Jan Paweł atakujący szablę u boku mieszczanina jako „kulturowe zawłaszczenie”. Godne najwyższego uznania, także za zwięzłe wskazanie, że sarmatyzm miał swoją rozbudowaną ideologię.

Postacie skonstruowano z różnym powodzeniem. Grany znakomicie przez Bartłomieja Topę Jan (a może Janusz?) Paweł jest całkiem niezły. Do najlepszych zaliczam te, które w pewnych momentach ocierają się o dramatyzm, jak jego żona, Zofia, i zakochany w Anieli pochodzący z Litwy pomocnik kowala, Maciej. Słaby i płaski jest natomiast brat Zofii, niewydarzony husarz Bogdan, który nie wnosi wiele poza wykpieniem używanego przez siebie języka narodowców. Również ksiądz Jakub (prywatnie syn Jana Pawła) jest mimo bardzo dobrej kreacji Michała Sikorskiego jako postać mocno taki sobie. Co do zasady pozostaje tylko szyderstwem z dzisiejszego kleru, pozbawioną pierwiastka żarliwości czy choćby bardziej komediowego szczerego fanatyzmu.

Ciekawym aspektem może być powstrzymanie się autorów od bezpośredniego przełożenia na bieżący spór polityczny, co w sumie sugerowałby wprost podział Adamczychy na dwie (nierówne) połowy. Trudno powiedzieć, czy wynika to z przenikliwości autorów, czy przeciwnie – z ich ignorancji i nierozumienia współczesności. Bo przecież wsteczny Jan Paweł to nie „PiS” – wszak obóz ten mówi o „pułapce średniego dochodu”, prezentuje konkurencyjną wobec opartej o UE, „narodową” wizję modernizacyjną, znamionowaną przez wielkie inwestycje (jak to wychodzi to już inna sprawa). Oczywiście można podejrzewać, że jest to efekt takiej, a nie innej formacji intelektualnej jego lidera. Natomiast niewykluczone, że kadry mogłyby dokonać rewitalizacji Doktryny Goryszewskiego, nawet z ujednoznacznieniem, że skoro biedna Polska modliła się i chodziła do kościoła, to lepiej z tym rozwojem i bogactwem nie przesadzać (a w czymś takim mógłby wybić nurt mistycyzująco nawiązujący do sarmatyzmu, próbowany wszak na prawicy kulturowej). Natomiast modernizacyjno-socjalny Andrzej to nie „PO” – jeżeli ktoś ma pojemniejszy hipokamp, pamięta, którego obozu zaplecze intelektualne twierdziło, że tania siła robocza stanowi zasadniczy warunek toczenia się polskiej gospodarki do przodu i trzeba ludziom wybić ze łbów myśli o tym, że w zasuwaniu za przysłowiowe 1200 jest coś złego, a tym bardziej że można to zmienić. In dubio pro reo – przyjmuję, że chodziło o sportretowanie pewnych typów myślenia bez jednoznacznego przyporządkowywania ich do konkretnych formacji.

Czy ta produkcja zmieni jakoś głęboko stosunek Polaków do przeszłości? Nie sądzę, do tego nawet i 10 ani nawet 100 produkcji nie wystarczy. W końcu dokooptowanie na przełomie XIX i XX wieku chłopstwa do Narodu Historycznego, tak że i ono może się powoływać na te husarskie skrzydła, stanowiło sukces ogromny i trwały. Nawet PRL po krótkim okresie między circa 1948 a 1955 po prostu sam się do Heroicznej Historii dokooptował, uznając się za kontynuatora tendencji mocarstwowej i pozytywnych, a może wręcz postępowych nurtów/postaci: Piastowie, „narodowcy” czasów Trylogii, Sobieski, Oświecenie…

Krytyczne analizowanie historii jest jak najbardziej potrzebne, ale nie zdoła ono dokonać wyodrębnienia jakiejś osobnej pamięci. I całe szczęście, bo przy panującym dziś klimacie intelektualnym męczyłaby ona tylko wszystkich swoimi bardziej czy mniej realnymi krzywdami. A w ramach rekompensaty domagałaby się przywilejów trudnych do sensownego określenia.

W nawiązaniu do przywołanego na początku Sienkiewicza, warto przypomnieć niesamowitą scenę opowieści księdza Kamińskiego z „Pana Wołodyjowskiego”, która sama w sobie całkowicie usprawiedliwia zaistnienie tej skądinąd całościowo dość nudnej i słabej powieści. Po dokonaniu za swoich czasów wojskowych, przypadających na okres wojen z Kozakami, czynu, którego podany ze szczegółami opis każe zakwalifikować go jako psychopatyczną zbrodnię wojenną z rysami morderstwa rytualnego, doznaje ni to snu, ni to wizji, w której Chrystus uznaje za stosowne powiedzieć do szlachcica: „Tanie teraz wasze szlachectwo, bo je za czasów wojny każdy łyk mógł kupić; ale mniejsza z tem!”. To się nazywa odwaga odbrązowiania i dekonstrukcji dyskursu… Kiedy doczekamy się takich w wykonaniu współczesnych, krytycznych twórców?

dr Jan Przybylski

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie