Polska-Ukraina: kryzys czy urealnienie?

·

Polska-Ukraina: kryzys czy urealnienie?

·

Ostatnie tygodnie przyniosły zdecydowane ochłodzenie w relacjach na linii Warszawa-Kijów. Jest ono postrzegane powszechnie jako dramatyczny zwrot.

Polska wespół ze Słowacją i Węgrami przedłużyła embargo na import na własny rynek (nie należy go mylić z tranzytem) ukraińskiego zboża. Ukraina zareagowała skargą do Światowej Organizacji Handlu – WTO. W wypowiedzi na sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych prezydent Zełenski oskarżył implicite Polskę o sprzyjanie interesom Rosji i działanie na jej korzyść. Polskie czynniki oficjalne nie pozostały dłużne. Premier Morawiecki co prawda w istocie nie zadeklarował zatrzymania wsparcia Ukrainy materiałem wojennym, które zresztą jest zaplanowane jeszcze na długie miesiące, ale szerokim echem w świecie odbił się fragment jego wypowiedzi, który został w sposób sugerujący to sformatowany na użytek krajowej kampanii wyborczej przez jego własną kancelarię. Ustały kontakty na wyższych szczeblach politycznych, a polscy komentatorzy zaczęli dość jednogłośnie wskazywać na równoległą kwitnącą wiosnę w relacjach ukraińsko-niemieckich.

Historia niedawna

O skali i roli polskiego wsparcia dla Ukrainy w związku z toczącą się wojną (zaczęło się ono jeszcze przed jej rozpoczęciem) nie trzeba przekonywać nikogo przytomnego. Dla porządku wypada jednak podać pewne liczby.

Na Ukrainę trafiło lub trafi niedługo co najmniej 14 myśliwców MiG-29, 12 śmigłowców Mi-24, 330 czołgów, 342 kołowe i gąsienicowe bojowe wozy piechoty, 95 dział i moździerzy samobieżnych, systemy przeciwlotnicze i wiele innego, drobniejszego, ale nie mniej ważnego sprzętu. Ukraińców nie kosztowały one prawdopodobnie nic – wszelkie rozliczenia refundujące odbywają się na liniach Polska-UE i Polska-Stany Zjednoczone. Wojsko Polskie zaryzykowało przy tym znaczący sposób rozbrojenia – zasadnicza większość tego sprzętu trafiła ze stanu jednostek liniowych i dopiero w perspektywie kolejnych lat stany będą odtwarzane dokonywanymi obecnie ogromnymi zakupami. Polskie dostawy miały kluczowe znaczenie dla utrzymania gotowości bojowej jednostek ukraińskich, kompensacji poniesionych strat i formowania nowych oddziałów.

Równie ogromna była waga przyjęcia kilku milionów ukraińskich uchodźców i zapewnienia im wspólnym wysiłkiem społeczeństwa oraz struktur państwowych sensownych warunków bytowania, włącznie z objęciem świadczeniami socjalnymi. Towarzyszyły temu liczne gesty z obu stron. Mogło się wydawać, że dawne krzywdy i niedawna wzajemna umiarkowanie życzliwa obojętność pójdą w zapomnienie, a nastąpi wręcz coś w rodzaju odrodzenia ducha jagiellońskiego, bez historycznych błędów.

Upływ czasu pokazał jednak, że po podniosły nastroju pozostało tylko wspomnienie, a konkretów jest, eufemistycznie mówiąc, niewiele. Koncept traktatu polsko-ukraińskiego pozostał pustym hasłem, które zapewne skończy na śmietniku, w najlepszym wypadku w zamrażarce. Strona ukraińska nie wykazała woli uwzględnienia polskich postulatów w kwestii polityki historycznej, odnoszących się do masakr wołyńskich. Nic takiego nie nastąpiło, chociaż nastrój, w szczególności pierwszego roku wojny, dawał Kijowowi możliwość zamknięcia tematu na poziomie symbolicznym nawet deklaracją dość zdawkową, byle płynącą z najwyższego szczebla. Gesty czy wypowiedzi przedstawicieli władz Ukrainy były formułowane w taki sposób i na takim szczeblu, że nic w tej materii nie wnosiły. O ile, jak się wydaje, w Polsce dość szybko i słusznie uznano, że deklaracja wymuszona będzie automatycznie zdezawuowana, równie słusznie podtrzymywany jest postulat zezwolenia na poszukiwania miejsc pochówku i ekshumacje ofiar. Na to jednak nie ma wciąż, poza jednym stanowiskiem pozostającym kwiatkiem do kożucha, realnej, niekończącej się na zapowiedziach przełomów, które nie następują, zgody strony ukraińskiej.

W tle narastał konflikt dotyczący dostępu do rynków rolnych. W związku z blokadą ukraińskich portów czarnomorskich przez rosyjską marynarkę wojenną i niepewną sytuacją tamtejszego transportu morskiego nawet w sytuacji obowiązywania tzw. umowy zbożowej, z której zresztą Moskwa wycofała się w lipcu, Polska stała się jednym ze szlaków ukraińskiego eksportu produktów rolnych. O ile sam tranzyt nie budzi żadnych wątpliwości, o tyle import do Polski produktów takich jak zboża, rzepak czy słonecznik jest problematyczny z uwagi na interesy krajowych rolników. Ukraińskie rolnictwo, oparte na ogromnych pokołchozowych gospodarstwach będących własnością oligarchów i podmiotów zagranicznych, korzystające z doskonałych ziem, niskiego kosztu siły roboczej i braku konieczności dostosowania do norm UE, jest w stanie osiągać nokautującą przewagę cenową nad polskimi producentami. A ochrona ich, choć stała się tematem toczącej się kampanii wyborczej, ma również wymiar strategiczny.

Po COViDzie i napaści Rosji na Ukrainę tylko najbardziej oporni na fakty mogą utrzymywać, że lokalne zasoby produkcyjne są błahostką, których ograniczenie zawsze będzie można uzupełnić importem. W związku z tym, w atmosferze skandalu związanego z mającymi umocowanie polityczne machinacjami związanymi z napływającym z Ukrainy zbożem, polskie władze wprowadziły pod koniec kwietnia embargo na import wspomnianych wyżej kilku kategorii ukraińskich produktów rolnych, które tym razem szybko uzyskało sankcję Komisji Europejskiej.

Chociaż deklaratywnie relacje pozostawały doskonałe, kolejną porcję kwaśnych wydarzeń przyniosło lato. W okolicach odbywającego się 11–12 lipca szczytu NATO w Wilnie pojawiały się komentarze o daleko posuniętym dystansowaniu się Kijowa od Warszawy i pokładaniu nadziei w aliantach leżących dalej na zachód. Na początku sierpnia, po wypowiedzi szefa prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej zarzucającej Ukrainie niewdzięczność, do kijowskiego MSZ został wezwany polski ambasador, co mimo słodkiego sosu (przyjaźń miała być niezachwiana) stanowiło akt co najmniej obcesowy. Niemal równocześnie doradca prezydenta Zełenskiego, Mychajło Podolak, wygłosił zdumiewającą deklarację, z której wynikało, że Ukraina będzie traktowała Polskę jako przyjaciółkę do końca wojny, po czym przejdzie do twardego konkurowania z nią. Kolejna wołyńska rocznica upłynęła bez żadnych istotnych gestów ze strony ukraińskiej.

W tle toczyła się sprawa wygasającego we wrześniu embarga na import produktów rolnych. Ukraińska oligarchia naciskała na powolne sobie tamtejsze władze w kwestii zapewnienia najkorzystniejszych dla siebie, abstrahujących od interesów sąsiadów, warunków sprzedaży produktów. Obie strony przedstawiały swoje racje przed Komisją Europejską, która przychyliła się do stanowiska Ukrainy. Warto przypomnieć, że w roku 2019 tamtejsi rolnicy indywidualni eksploatowali zaledwie 27% gruntów, reszta należała do agrofirm i agroholdingów operujących nawet na setkach tysięcy hektarów, będących własnością lokalnych oligarchów i w znaczącym stopniu nawet czysto oficjalnie kapitału zagranicznego, w tym zachodnioeuropejskiego. To, obok doskonale znanych konfliktów politycznych na linii Warszawa-Bruksela, może tłumaczyć ostateczną decyzję KE. W tej sytuacji dość egzotyczny w kontekście ogólnego stosunku do Ukrainy alians polsko-słowacko-węgierski zdecydował o jednostronnym przedłużeniu embargo.

Pivot na Niemcy?

Stosunki ukraińsko-niemieckie w pierwszym okresie wojny trudno uznać za dobre. Berlin uznawano powszechnie za wspólnika umożliwiającej agresję polityki rosyjskiej, co niedwuznacznie symbolizowały gazociągi Nord Stream. Tamtejsze czynniki polityczno-wojskowe jawnie deklarowały oczekiwanie szybkiego upadku Ukrainy. Gdy to nie nastąpiło, pomoc wojskowa była przez długi czas pośmiewiskiem, za co brutalnie beształ Niemców ówczesny ambasador Ukrainy Andrij Melnyk, a wtórował mu prezydent Zełenski. Kiedy Niemcy zostały „za uszy” wciągnięte do koalicji wspierającej Ukraińców i zaczęło to dawać efekty w postaci dość istotnych dostaw, retoryka Kijowa jednak uległa, w sposób być może słabo zauważony w Warszawie, złagodzeniu, a Melnyk, źle kojarzący się nad Sprewą, został odwołany jeszcze w lipcu ubiegłego roku. W maju roku bieżącego Zełenski odwiedził Niemcy, a na wspomnianym forum ONZ spotkał się w serdecznej atmosferze w kanclerzem Scholzem i wyraził wsparcie dla kandydatury Bundesrepubliki na stałego członka Rady Bezpieczeństwa.

Warto jednocześnie pamiętać, że przed wojną Berlin był dla Kijowa, przy mizernych relacjach z Warszawą, bardzo istotnym punktem odniesienia na mapie politycznej Europy. Stanowił m.in. współgwaranta bezwartościowych, jak się okazało, porozumień mińskich. Obecnie może oferować Ukrainie korzyści w postaci wspierania jej stanowiska na forum UE, jak w przypadku sporu zbożowego, i co istotne, adwokata potencjalnego członkostwa w tej organizacji. Korzyściami dla Niemiec są poprawa silnie nadszarpniętego na początku wojny tak na zewnątrz, jak i wewnątrz wizerunku. Kraj ten, zgodnie z dość nową, ale ugruntowaną tradycją może przedstawiać się jako wielki grzesznik, który jednak wzorowo przepracował swoją winę, i jako prymus świeżej cnoty ma prawo rozstawiania po kątach tych, którzy nie zgrzeszyli. Przy okazji cenne jest torpedowanie nawet mocno ewentualnych regionalnych aliansów Warszawy, które zrządzeniem okoliczności mogłyby się zmaterializować, tworząc różne problemy. Na przykład dla spodziewanej kiedyś przecież odbudowy kordialnych relacji z Moskwą, zapewne z kolejnym „liberałem i demokratą” u sterów władzy. Polsce z kolei z jej kiepską pozycją w UE, albo kraju skonfliktowanego z centrum jej władzy, albo pokornego wasala spełniającego polecenia tegoż centrum, konkurować z Niemcami w kontekście tej organizacji trudno.

Jako kontrapunkt powyższego warto zacytować wypowiedź byłego doradcy Zełenskiego, Ołeksija Arestowycza, postaci tyleż kontrowersyjnej, co zorientowanej w ukraińskich realiach, który w wywiadzie udzielonym Witoldowi Juraszowi stwierdził: „Myślę, że wy, Polacy, mylicie się, sądząc, że zaostrzenie relacji pomiędzy Warszawą i Kijowem ma jakikolwiek związek z Niemcami. To zaostrzenie jest pochodną zakochania się prezydenta Zełenskiego w samym sobie oraz nadmiernego przejmowania się przez prezydenta Ukrainy interesami grup biznesowych działających w rolnictwie. Niczego proniemieckiego w tym nie ma”.

Konteksty wyborcze

Oczywistym tłem konfliktu jest polska kampania wyborcza, w której głównymi rywalami są obozy „suwerennościowy” i „europejski”. W pewnym sensie można uznać, że obecnej władzy nieprzychylne stanowisko Kijowa pomogło w kontekście nastrojów niechętnych Ukrainie, nasilających się wskutek zmęczenia wojną, rozmaitymi problemami w stosunkach z ukraińskimi imigrantami, a także działania prorosyjskich agentów wpływu. Umożliwiło ono zajęcie twardego stanowiska, wytrącającego oręż otwarcie antyukraińskiej i pełnej elementów prorosyjskich Konfederacji.

Z drugiej strony trzeźwi komentatorzy zwracają uwagę, że Kijów świadomie gra przeciwko obozowi PiS. Zawsze miał on lepsze relacje z obozem liberalnym, prezydent Zełenski i jego formacja nie podzielają zupełnie ideowo-politycznych założeń polskich narodowych konserwatystów, sami reprezentując opcję socjalliberalną i opowiadającą się za ścisłą integracją europejską z własnym udziałem, a w obecnym układzie sił działa też na korzyść wrogiego PiS Berlina.

Warto jednak pamiętać, że kwestie wyborcze dotyczą także Ukrainy. Wybory parlamentarne według przedwojennego kalendarza powinny odbyć się niemal równolegle z polskimi, w roku przyszłym powinny mieć miejsce prezydenckie. Tamtejsza scena polityczna wkracza w erę tymczasowości i przygotowań do formalnej walki o władzę – co oczywiste, mniej formalna toczy się nieprzerwanie. Perspektywa wspieranych przez Niemcy starań o członkostwo w UE będzie zapewne przedstawiana jako istotny argument w rywalizacji o rząd dusz.

Co dalej?

Niezależnie od deklaracji, polsko-ukraińska współpraca strategiczna trwa. Polska pozostaje i pozostanie głównym szlakiem transportu wsparcie wojskowego dla Ukrainy, nasz przemysł zbrojeniowy realizuje produkcję na potrzeby frontu. Na poziomie relacji międzyrządowych w krótkim okresie istotny będzie wynik polskich wyborów. Utrzymanie władzy przez obóz PiS, w szczególności w sytuacji konieczności wspomagania się w tym celu szablami Konfederacji, zapewne utrzyma daleko posuniętą nieufność i niechęć. Warszawa nie zapomni wtedy Kijowowi domniemanej gry na zmianę układu rządzącego. W razie wygranej dzisiejszej opozycji relacje mogą stać się bardziej kordialne, ale wcale nie muszą. Brak sympatii wobec polityki polskiej Kijowa nie dotyczy wyłącznie elektoratu PiS czy Konfederacji. Słaba zapewne koalicja będzie miała w składzie reprezentujący rolników PSL, a KO wzięła na swoje listy rolniczego trybuna Michała Kołodziejczaka. Czy w istocie ewentualny nowy rząd będzie aż tak skory znosić embargo importowe i ryzykować swoje funkcjonowanie od protestów rolników?

W wymiarze strategicznym warunki potencjalnej ewolucji stosunków będzie determinował wynik wojny. A obecnie niewiele wskazuje na definitywnie korzystne dla Ukrainy rozstrzygnięcia militarne. Prowadzona od późnej wiosny ofensywa najprawdopodobniej zakończy się znikomymi zdobyczami terenowymi. Ciągłość znaczących dostaw dla Kijowa w dłuższym okresie, w szczególności przekazywania mu przez Zachód nowych zdolności wojskowych, stoi pod znakiem zapytania. Wielka Brytania, wyrażająca podobne frustracje co Polska, ogłosiła, że przekazała już to, co miała do przekazania. Nie materializują się dostawy amerykańskie czy firmowane przez Waszyngton w odniesieniu do najbardziej zaawansowanych systemów, takich jak taktyczne pociski rakietowe ATACMS czy wielozadaniowe samoloty bojowe. Waszyngton wyraża też jawnie niezadowolenie polityką wewnętrzną Kijowa i dysponowaniem pomocą, wyznaczając jej kontrolerów i żądając reform. Ogólnie rzecz biorąc, coraz realniejsze staje się zamrożenie wojny na dalece niezadowalających dla Ukrainy liniach.

Takie zamrożenie nie będzie oczywiście pokojem, lecz oczekiwaniem na kolejną odsłonę wojny. Trudno oczekiwać, aby jej przetrwanie i prowadzenie zapewnił Ukrainie Berlin, który, jak wiele wskazuje, będzie usilnie starał się maksymalnie rozwodnić 100-miliardowy pakiet odbudowy Bundeswehry. Los Ukrainy będzie zależał przede wszystkim od Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i… Polski realizującej potężne plany zakupowe dla własnych sił zbrojnych. W tym stanie rzeczy perspektywa przyjęcia do UE może łacno stać się mirażem, jeżeli nie jest nim z samej istoty, z uwagi na potencjalne ogromne trudności przeforsowania jej w referendach w aktualnych krajach członkowskich. Przy skali spustoszenia kraju oraz problemów i pozostałej pod kontrolą Kijowa populacji liczącej prawdopodobnie około ledwie 25 milionów ludzi bardzo słabe podstawy wydaje się mieć postawa scharakteryzowana przez Tadeusza Iwańskiego z Ośrodka Studiów Wschodnich następująco: „Ukraina od uzyskania niepodległości postrzegała się jako kluczowe państwo europejskie, podkreślając swój potencjał terytorialny, demograficzny i ekonomiczny, co w domyśle zakładało aspirację do dołączenia do grona najważniejszych graczy. Inwazja i heroiczny opór tylko wzmogły przekonanie o specjalnej roli, jaką kraj będzie odgrywać w Europie po zwycięstwie nad Rosją. Sprawia to, że Kijów uznaje się za równorzędnego partnera dla Waszyngtonu, Berlina czy Paryża, a inne stolice traktuje jako drugorzędne”.

Istotne jest pytanie, kto ową przypuszczalną wojnę będzie prowadził – jeszcze Zełenski i jego obóz czy domniemana „partia generałów”. Być może wśród niej, ludzi dla których bezpośredniego przetrwania na linii frontu polskie dostawy były często kluczowe, można będzie upatrywać zasadniczo większej życzliwości dla strategicznych więzi z Polską. Oczywiście, strona polska powinna też nad tym pracować, korzystając z nawiązanych bardziej lub mniej formalnych relacji.

Na płaszczyźnie metapolitycznej, z uwagi na wspomniane zaniechania strony ukraińskiej, został jak się wydaje roztrwoniony ogromny początkowo kapitał, a szansa na być może definitywne odesłanie do lamusa drażliwych kwestii historycznych – zaprzepaszczona. Nieprzewidywalność sytuacji podpowiada jednak, aby, nie żywiąc się złudzeniami, nie rezygnować z marzeń. Być może ściślejsza więź między dwoma kluczowymi narodami Europy Bałtyckiej tylko się oddaliła.

dr Jan Przybylski

Zdjęcie w nagłówku tekstu: fot. Muhammad Imran z Pixabay

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie