Co się dzieje na świecie i jakie mamy pole manewru?
Co się dzieje na świecie i jakie mamy pole manewru?
Megatrendy
Świat obecnie szybko się zmienia, na co ma wpływ kilka głównych czynników.
Zmiany klimatyczne i niszczenie środowiska naturalnego. Zjawiska te będą w coraz większym stopniu powodowały wymuszoną migrację dziesiątków milionów ludzi (z powodu susz, wzrostu poziomu mórz, powodzi, pożarów, huraganów), katastrofy humanitarne, liczne lokalne wojny. Przykładem jest wojna w Syrii, która wynikła między innymi z suszy i jej skutków. W Polsce już można zaobserwować nietypowe fale upałów, nagłe znaczne opady deszczu czy gwałtowne wichury.
Zmiana układu globalnych sił, zwłaszcza z powodu rozwoju ekonomicznego Chin. Już dziś Chiny są największą gospodarką na świecie, przed USA – według parytetu siły nabywczej, ale jeszcze nie nominalnie. Europa liczy się ekonomicznie tylko gdy jest zjednoczona w Unii Europejskiej. Rozpatrywane samodzielnie nawet Niemcy to globalna druga liga, a Polska to mikrus w granicach błędu statystycznego. Skutkiem tego jest zaostrzający się konflikt między tracącymi globalny prymat Stanami Zjednoczonymi a Chinami wypychającymi USA z azjatyckich stref wpływu i dokonującymi globalnej ekspansji ekonomicznej. Skutkami są także starania USA i Chin, żeby osłabić Unię. Przykładem tego konfliktu jest obecna wojna handlowa między USA a Chinami oraz między USA a UE.
Kolejna internetowa rewolucja medialna. Negatywną stroną Internetu jest to, że państwa trzecie mogą manipulować demokratycznymi społeczeństwami gwarantującymi wolność słowa. Łatwo infekować je bzdurami, poważnymi w skutkach ruchami, dezinformować w sposób strategiczny i tym samym np. wpływać na demokratyczne wybory, jak dość skutecznie robi to Rosja. Można także potencjalnie używać sieci internetowej jako broni, aby paraliżować społeczeństwa, istnieje np. ryzyko zawirusowania w zimie systemu informatycznego zarządzającego siecią przesyłu prądu czy systemami grzewczymi. Jednym ze źródeł władzy będzie w coraz większym zakresie stopień kontroli nad „big data”.
Społeczne skutki neoliberalnej doktryny ekonomicznej. Zwiększanie się różnicy majątkowej między bogatszą a biedniejszą częścią powoduje rosnące napięcia społeczne.
Megagracze
Jakie państwa wpływają na dynamikę układu sił na świecie i/lub mają bezpośredni wpływ na Polskę? I co to dla niej oznacza?
Po pierwsze USA. Ich mocne strony to najsilniejsza na świecie armia, w tym flota; nominalnie jeszcze przez kilka lat największa globalnie gospodarka; scentralizowane państwo. Słabe strony to relatywne ekonomiczne i militarne słabnięcie w stosunku do Chin. Populistyczny, impulsywny prezydent, co osłabia skuteczność USA w globalnej rozgrywce.
Szanse dla Polski z dobrych relacji z USA: sojusz militarny za pośrednictwem NATO, chęć wejścia na europejski rynek energetyczny (skroplony gaz), wspieranie budowy „Międzymorza” w celu utrudnienia ekspansji Chinom w Europie Wschodniej oraz chęci wejścia na rosyjski rynek zbytu gazu.
Zagrożenia dla Polski: generowanie napięcia między Polską a Rosją jako pobocznego wątku eskalującego konfliktu z Chinami. Interes w utrzymaniu konfliktu na Bliskim Wschodzie w celu uniemożliwienia działania na pełną skalę Nowego Jedwabnego Szlaku (lądowy transport surowców z Afryki i Zatoki Perskiej), co zmniejsza znaczenie floty USA kontrolującej strategiczne dla Chin cieśniny (Ormuz, Malakka). Burzenie międzynarodowego porządku handlowego opartego na zasadach umów wielostronnych. Utrudnianie czy de facto uniemożliwienie ochrony planety przed destrukcyjną działalnością człowieka przez dystansowanie się od globalnych porozumień (Cele Zrównoważonego Rozwoju, Paryskie Porozumienie Klimatyczne). Praktycznie globalny – poza Chinami i Rosją – monopol nad „big data” (Microsoft, Facebook, Amazon, Google itd.), co daje spore możliwości inwigilacji polskich obywateli. Gra na osłabianie Unii i wojna handlowa z Unią (czyli też z Polską) prowokowana przez Trumpa, który żąda np. wolnego dostępu do rynku UE amerykańskich produktów rolnych, co stanowi żywotne zagrożenie dla polskiego rolnictwa, zdrowia konsumentów i krajowego bezpieczeństwa żywnościowego.
Jeśli chodzi o Chiny, to ich silne strony są następujące:
- niebawem staną się pierwszą potęgą gospodarczą świata, ze sporym marginesem możliwości dalszego zwiększania przewagi ekonomicznej nad USA i Unią Europejską.
- rosnące wydatki na zbrojenia, w tym technologie kosmiczne.
- w systemie autorytarnym łatwiej podejmować strategicznie słuszne decyzje.
- ogromne rezerwy finansowe pod kontrolą autorytarnej Komunistycznej Partii Chin.
- planowy wykup strategicznej infrastruktury i zasobów naturalnych w krajach trzecich (np. Pireus w Grecji, dystrybucja energii w Portugalii, francuska telekomunikacja kupuje chińskie technologie, co daje Chinom potencjalnie możliwość kontroli ważnych danych we Francji), ziemi i złóż mineralnych w Afryce czy Ameryce Łacińskiej.
- skuteczna polityka technologiczna.
Słabe strony tego państwa to natomiast:
- zależność stabilności chińskiego systemu autorytarnego od wzrostu gospodarczego (mniejszy wzrost = większe ryzyko protestów), który z kolei w sporym stopniu zależy od eksportu produkcji na wielkie rynki zbytu, jak UE, USA czy Japonia;
- uzależnienie od importu surowców;
- ogromne zanieczyszczenie środowiska w samych Chinach i poza nimi: chińskie łańcuchy dostawcze (ogniwa systemu eksportu chińskich produktów) i gwałtownie rosnąca konsumpcja 1,3 miliarda ludzi stają się istotną przyczyną zmian klimatycznych i degradacji środowiska (kongijski kobalt wydobywany przez dzieci i finansujący konflikty znika między innymi w chińskich hutach, a indonezyjskie huty produkujące na potrzeby chińskiego przemysłu są głównym powodem degradacji indonezyjskiej rafy koralowej, zakup surowców od dyktatur afrykańskich gwałcących praw człowieka podtrzymuje te reżimy, itd.);
- brak kontroli nad morskimi szlakami handlowymi.
Szanse dla Polski z dobrych relacji z Chinami są takie: długofalowo Chiny będą hybrydowo, czyli innymi metodami niż otwarta konfrontacja militarna, uzależniać rosyjską Syberię, co osłabi Rosję. Nie widać natomiast dla Polski krótkoterminowych korzyści, może poza łatwiejszym dostępem do rynków byłego ZSRR, a korzyści z polskiego odcinka Jedwabnego Szlaku są raczej iluzoryczne z powodu niskiej zdolności obecnej władzy do rozgrywania takich spraw. Chiny nie będą wchodzić w otwarty konflikt z Rosją o Syberię, dopóki nie uzyskają nad nią przewagi technologicznej zdolnej do skutecznej neutralizacji rosyjskiego potencjału nuklearnego.
Zagrożenia dla Polski z takiego sojuszu: przez uzależnienia finansowe, posiadanie strategicznej infrastruktury niektórych członków UE, bycie ważnym rosnącym rynkiem dla europejskich firm, Chiny zyskują zdolność wywierania wpływu na UE przez Radę Europy i europejskie korporacje. Może to skutkować utrudnianiem wzrostu znaczenia militarno-politycznego Unii i utrzymania jej globalnego znaczenia ekonomicznego. Będzie miało rosnący negatywny wpływ np. na rozwój ekonomiczny Polski, uzależniony od wzrostu gospodarczego w Unii, który również zależy od bilansu handlowego z Chinami.
Z kolei silne strony Unii Europejskiej polegają na tym, że jest ona jedną z trzech globalnych potęg ekonomicznych, wraz z Chinami i USA. Japonia, Niemcy, Wielka Brytania, Indie czy Brazylia to druga liga, choć Indie raczej tymczasowo.
UE stanowi – to z kolei jej słabe strony – związek demokratycznych państw, co powoduje, że jest de facto zależna w ważnych kwestiach od konsensusu, a to utrudnia szybkie reakcje na zmieniający się świat. Unia nie ma armii i silnej polityki zagranicznej (poza handlową) – co jest raczej skutkiem bycia związkiem licznych państw niż jakimś błędem organizacyjnym łatwym do naprawienia. Taka forma organizacyjna ma z natury ograniczoną możliwość centralizacji władzy. Stąd zarzucanie UE powolności decyzyjnej jest brakiem zrozumienia jej naturalnych ograniczeń. Unia międzyrządowa, jakiej chce część polskiej prawicy, dopiero byłaby niezborna – wystarczy popatrzeć jak działają Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), Unia Afrykańska, Wspólnota Krajów Ameryki Łacińskiej i Karaibów (CELAC) czy Wspólny Rynek Południa (MERCOSUR – Ameryka Łacińska).
Szanse dla Polski związane z UE: średnioterminowo Polska może zwiększać swój wpływy na decyzyjność UE, w tym na politykę względem Rosji, Ukrainy i Białorusi oraz na przyszły kształt wewnętrznego rynku UE. W przypadku zwiększenia znaczenia ruchów skrajnie prawicowych w Niemczech (jak AfD), Niemcy mogą być dla Polski państwem mniej przyjaznym. Ponieważ takie ryzyko dotknęłoby wówczas także inne państwa, jak Holandia, Belgia, Czechy, Francja czy Włochy, mądry i dyskretny sojusz takich krajów w ramach UE mógłby zapewne dość skutecznie ograniczać taką hipotetyczną sytuację. Jednak za obecnych rządów zwiększenie wpływu Polski na Unię oraz na Niemcy nie jest możliwe ze względu na styl sprawowania władzy oraz budowanie kapitału politycznego na prowokowaniu międzynarodowych konfliktów, w tym z Brukselą.
Jeśli chodzi o zagrożenia dla Polski, to perturbacje w UE, ograniczające jej globalne znaczenie, w dwójnasób ograniczają znaczenie Polski. Tym samym w interesie Polski jest próbować stabilizować Unię.
Silnymi stronami Rosji są: broń jądrowa, mocna armia, scentralizowana władza, bardzo sprawne służby umiejętnie manipulujące sieciami społecznościowymi w celu osiągnięcia wpływu politycznego w krajach o dużej wolności słowa, posiadanie zasobów naturalnych (w tym ropy i gazu), kontrola na sieciami energetycznymi eksportującymi gaz oraz geografia (wielkie obszary, w zasadzie uniemożliwiające podbój całego terytorium). Do słabych stron tego kraju należą mizerna gospodarka uzależniona od eksportu, negatywne procesy demograficzne, rosnące dysproporcje ekonomiczne względem Chin, a także, tym razem w innym kontekście, duży obszar, co podnosi koszty utrzymania spójności kraju.
Polska, wywierając odpowiedni wpływ na UE, może wpływać także na stosunki, relacje i układ sił między Ukrainą, Białorusią i Rosją. Z kolei Rosja przez zorganizowaną na szeroką skalę cyberdezinformację w sieciach społecznościowych próbuje wpływać na opinię publiczną innych krajów, w tym Polski, odnosząc liczne sukcesy na tym polu. Jest w jej interesie, aby wybory wygrywały partie dezintegrujące Unię, jak AfD, UKIP, Front Narodowy, Fidesz itp. W strategii militarnej Rosji zapisano z kolei punktowe uderzenie nuklearne, np. w jedno miasto, celem zastraszenia przeciwnika i jego obywateli. Polska ze swoją geografią nie może ignorować takiego zagrożenia. Kolejnym ryzykiem jest zdolność Rosji do zniszczenia każdej elektrowni w Polsce. Gdyby to zdarzyło się w zimie, skutki byłyby tragiczne. Tym samym jest w interesie Polski rozwój zdecentralizowanego systemu energetycznego, czego obecna władza nie robi.
Inne ważne podmioty
Turcja, słabsza od Rosji, nie jest na pewno globalnym graczem. To raczej słaba druga liga, ale ma spory potencjał dezintegracyjny w Unii z powodu bliskości do jej granic. Ma imperialne ciągotki, sporą diasporę w Europie, zwłaszcza w Niemczech, a także wpływ na częstotliwość i skalę strumieni migracyjnych do Europy. Posiada stosunkowo silną armię, quasi-autorytarny system władzy, strategiczne położenie geograficzne, jest też członkiem NATO. Takie są jej silne strony, a słabą stanowi mizerna gospodarka. W kwestii zagrożeń dla Polski związanych z aktywnością Turcji najważniejsze są duża zdolność w kwestii dezintegracji Azji Mniejszej (co ma wpływ na poziom imigracji do Europy oraz jej sytuację gospodarczą przez wpływ na ceny ropy naftowej), używanie migracji do Europy jako narzędzia szantażu politycznego, systematyczne podburzanie niemieckich Turków przeciwko wartościom demokratycznym. Turcja posiada także potencjał destabilizacji NATO, a jej militarny sojusz z Rosją byłby sporym wyzwaniem dla Europy.
Jest wiele innych państw nieunijnych, które mają wpływ na rozwój sytuacji na świecie, ale albo jest on lokalny i odległy, albo nie ma bezpośredniego związku z Polską. Polska może na nie wywierać jakiś wpływ tylko poprzez UE. Izrael, Pakistan, Koreę Północną i Indie łączy destrukcyjny potencjał posiadanej broni nuklearnej. Z kolei Australia, Kanada, Japonia, Korea Południowa i Nowa Zelandia to państwa o silnych, nowoczesnych gospodarkach, mające do pewnego stopnia podobne do unijnego wyobrażenie o międzynarodowym porządku ekonomiczno-prawnym. Chociaż Australia jest w coraz większym stopniu zależna ekonomicznie od Chin poprzez masowy eksport surowców.
Afryka w związku z demografią, zmianami klimatycznymi i „przekleństwem surowcowym” może stać się obszarem o jeszcze większym niż obecnie ryzyku lokalnych konfliktów zbrojnych. Dla Polski/Europy oznacza to wyzwanie związane z dziesiątkami milionów potencjalnych imigrantów. Najsilniejsze kraje Afryki, jak RPA czy Nigeria, raczej nie staną się globalnymi graczami, ale na pewno mają szansę zostać stabilizatorem sytuacji w regionie.
Środkowoazjatyckie byłe republiki ZSRR mają potencjał rozwoju, jednak zapewne ze sporym wpływem Rosji (malejącym) i Chin (rosnącym). Dla Chin to obszar strategicznie ważny w związku z Nowym Jedwabnym Szlakiem.
Bliski Wschód (Iran, Syria, Jordania, Arabia Saudyjska, Irak itd.) – w tych krajach istnieje ogromne ryzyko konfliktów zbrojnych. Jest to powodowane ścieraniem się tam interesów USA, Chin i do pewnego stopnia UE i Rosji – to ropa i ważne szlaki handlowe. Iran, Turcja i Izrael to trzej silni regionalni militarni konkurenci. Skutek to kontynuacja presji migracyjnej do Europy.
Organizacje regionalne i ponadnarodowe
Takie organizacje/porozumienia jak CELAC i MERCOSUR (kraje Ameryki Łacińskiej) czy Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN: Indonezja, Malezja, Wietnam, Tajlandia, Filipiny itd.) to podmioty mające szansę na odegranie pewnej roli w tworzącym się nowym porządku świata. Będzie ona jednak zależeć od ich zdolności do pogłębiania współpracy między sobą, co może zwiększyć ich przyszłe pole manewru względem Chin i USA. Ich obecna forma współpracy międzyrządowej raczej nie daje na to dużej szansy.
Z kolei BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Południowa Afryka) raczej nie ma zdolności do budowy stałych struktur i pozostanie formą luźnej współpracy międzyrządowej. Kraje te mają zbyt różne interesy, aby stworzyć stabilny blok polityczny czy militarny. Rzadko i w konkretnych sprawach mogą podejmować wspólne działania polityczne, zapewne zresztą bardziej propagandowe niż faktyczne.
G7, czyli struktura zrzeszająca USA, Japonię, Niemcy, Francję, Włochy, Kanadę, Australię oraz biorącą udział w jej spotkaniach UE, nie ma obecnie zbyt dużego znaczenia z powodu tego, że USA prowadzą wojny handlowe z Kanadą i UE. Również Australia nie może sobie pozwolić na ignorowanie chińskich interesów. Obecnie UE, Japonia i Kanada zacieśniają więc współpracę, na przykład przez tworzenie stref wolnego handlu.
Północno-Amerykańska Strefa Wolnego Handlu, czyli NAFTA, skupiająca Kanadę, Meksyk i USA, znajduje się obecnie pod pręgierzem krytyki ze strony Trumpa.
G20 stanowi ważne forum budowania konsensusu największych globalnych gospodarek, choć raczej nie posiada zdolności do zarządzania konfliktami interesów swoich prominentnych członków, takich jak Chiny, USA czy UE.
Światowa Organizacja Handlu (WTO) staje się coraz mniej znacząca, ponieważ USA nie stosują się do jej zasad i decyzji. ONZ i jej agencje mają znaczenie moralne, i to tylko w świecie multilateralnej zgody i współpracy. OECD czy Bank Światowy nie posiadają znaczenia decyzyjnego i pełnią raczej ważną funkcję analityczną oraz wspierają budowanie zdolności elit krajów rozwijających się do zarządzania państwem.
Co to oznacza dla Polski?
Nie będę odkrywczy ze stwierdzeniem, że Polska leży między Niemcami a Rosją, i że to te dwa kraje mają największy bezpośredni wpływ na to, co dzieje się w ich strategicznej strefie interesów, w tym w naszym kraju. Na globalną sytuację główny wpływ ma natomiast rozgrywka między Chinami a USA. Dla nich Polska jest tylko pioneczkiem na szachownicy, który zostanie poświęcony politycznie, militarnie czy ekonomicznie bez mrugnięcia okiem, jeśli tylko wpłynie to na strategiczne interesy tych państw. Oba kraje mają natomiast interes w osłabianiu UE, do czego np. USA próbuje wykorzystywać Polskę.
Jednak o naszym międzynarodowym znaczeniu decyduje głównie siła UE i siła Polski w UE. Międzynarodowy, realny wpływ Polski to wypadkowa tych dwóch czynników. Polexit zrobiłby z Polski tylko rosyjsko-niemiecko/unijną strefę wpływów na globalnej szachownicy konfliktu chińsko-amerykańskiego. Taką trochę większą Serbię, Białoruś czy Ukrainę, coś jak upadła I Rzeczpospolita z połowy XVIII w.
Sama Unia znajduje się w kryzysie wynikającym z szybkiej zmiany realiów i pewnej inercji decyzyjnej, bo nie jest państwem scentralizowanym jak USA, Chiny czy Rosja. Polska w tym tyglu zmian mogłaby sobie wiele rzeczy ułatwić sprawną wielowymiarową dyplomacją, ale niestety poziom merytoryczny polskiej dyplomacji gwałtownie spada z powodu podporządkowania jej polityce wewnętrznej oraz obsadzania stanowisk ambasadorskich osobami bez doświadczenia w dyplomacji.
Nie będę spekulować, kto wygra globalną konfrontację: Chiny czy USA. Zapewne z czasem Chiny przynajmniej wypchną Stany Zjednoczone z obszarów wokoło swojego wybrzeża, zneutralizują znaczenie Malakki i Ormuzu przez rozruch Nowego Jedwabnego Szlaku i portu Gwador w Pakistanie, zapewne doprowadzą też do jakiejś formy zjednoczenia z Tajwanem. Trudno to jednak ocenić, bo rozwój wydarzeń jest w zasadzie nieprzewidywalny. Polska na niego nie ma wpływu. Na pewno jednak globalny porządek się zmieni. Otwarte pozostaje pytanie, w jakim stopniu będzie to porządek oparty na poszanowaniu prawa międzynarodowego i praw człowieka, a w jakim na dominacji autorytarnych i antydemokratycznych mocarstw.
Trudno też ocenić, czy Trump jest tylko chwilową aberracją, czy trwałym trendem i symbolem początku upadku tradycyjnych demokracji. Faktem jest, że Trump dołączył do Chin i Rosji w próbie rozbijania UE, co właściwie nie jest logiczne, bo USA i UE mają wiele wspólnych interesów, a mało sprzecznych. W każdym razie dla Amerykanów, zwłaszcza tych biedniejszych, często jego wyborców, świat według Trumpa nie oznacza nic dobrego, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Z jednej strony tnie podatki najbogatszym, czyli będzie mniej na wydatki socjalne dla jego wyborców karmiących się obecnie wywodami spod znaku „America First”, a z drugiej – zakłóca globalny handel, co zawsze w historii doprowadzało wcześniej czy później do konfliktów zbrojnych, w których „amerykański lud” będzie mięsem armatnim.
Czy Polska ma na cokolwiek wpływ? Posiada go w sposób niebezpośredni: poprzez to, czy będzie stabilizować UE, czy ją dezintegrować. Ma wpływ również na to, czy stanie się peryferyjnym przedmiotem tego globalnego konfliktu, czy nie. W tym kontekście bardzo trudno ocenić, czy to dobrze, czy źle, że w Polsce powstają bazy USA. Możliwe są jednak skutki uboczne, choć z drugiej strony, jeśli Rosja zdecyduje się na wojnę z Europą, to czy się to Polakom podoba, czy nie, będziemy głównym teatrem tego tragicznego przedstawienia. Na pewno dobre dla nas jest to, że zarówno UE, jak i USA finansują lub chcą finansować energetyczno-transportową infrastrukturę Międzymorza. Wiadomo, jakie to ma znaczenie i skutki dla Rosji. Dziwi to, że nie mówi się w Polsce, iż projekt ten zawiera również elementy antychińskie. W skrócie mówiąc chodzi o to, żeby infrastruktury nie zbudowały i nie kontrolowały Chiny od strony Pireusu i żeby to stamtąd nie zaczął płynąć gaz kontrolowany przez Chińczyków, jak obecnie przez Rosję.
Co i z kim?
Silna Polska w silnej Unii wspólnotowej to najlepsze ubezpieczenie przeciwko Rosji, konfliktowi chińsko-amerykańskiemu i ryzyku zmiany polityki Niemiec na kierunek à la Trump. Zasada państwa prawa, zwalczana przez PiS na odcinku unijnym, jest nie tylko najlepszym gwarantem bezpieczeństwa dla obywateli w polityce wewnętrznej, ale i dla państw mniejszych i słabszych w polityce międzynarodowej (vide Krym). Obecna polityka PiS wpisuje się w strategię Putina, dążącego aktywnie do rozbicia UE.
Wspieranie rozwoju NATO – sądzę, że ten postulat nie wymaga komentarza. Warto jednak podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze, NATO powinno być uzupełniane przez obronne programy unijne. Po drugie, należy pilnować, aby NATO nie zostało wciągnięte w obecną agresywną politykę międzynarodową USA. Powinno zostać obronne, a nie ofensywne.
Kluczowe dla Polski są dobre relacje z proeuropejskimi Niemcami. Na wypadek „trumpizacji” czy „orbanizacji” Niemiec, jeśli AfD lub ktoś podobny weszliby do rządu, polska dyplomacja powinna dyskretnie i długofalowo budować strategię z innymi krajami UE podobnie się tego obawiającymi.
Polska może mieć wpływ na Rosję tylko dzięki UE. Głównym celem powinno być dążenie do minimalizacji rezerw finansowych Rosji, np. do maksymalnie 50 miliardów dolarów. Znacznie większe kwoty dają Rosji możliwość finansowania kolejnych interwencji militarnych (miesiąc interwencji militarnej w Syrii kosztuje Rosję około 1 miliard euro). Z kolei rezerwy znacznie poniżej tego poziomu stwarzają ryzyko chaosu na obszarach z dużym nasyceniem broni jądrowej. Ponieważ Rosja przez zorganizowane wpływanie na wyniki wyborów w krajach UE i USA zagraża ich elitom, owe elity na pewno rozumieją ten związek i dojrzewają do adekwatnej reakcji. Polska dyplomacja mogłaby teoretycznie odegrać tu pewną rolę.
Zwiększanie niezależności Ukrainy i Białorusi od Rosji jest postulatem pozornie oczywistym, ale ostatnie ciągłe godnościowe przepychanki z Ukraińcami nie wspierają tego celu.
Ważne jest także budowanie silnych więzów ze Szwecją, Finlandią i Norwegią. Wszystkie te kraje mają dokładnie takie same obawy względem Rosji, co Polska, ponieważ z nią graniczą lub mają, jak w przypadku Szwecji, wyspy strategicznie ważne z punktu widzenia kontroli nad Bałtykiem (Gotlandia). Są więc naturalnymi sojusznikami Polski, dodatkowo posiadającymi nowoczesne technologie obronne. Należą do UE (Finlandia i Szwecja) lub NATO (Norwegia). Dystans Polski wobec inicjatyw obronnych UE jest zadziwiający, gdyż bojkotuje w ten sposób nowe platformy współpracy obronnej ze Szwecją i Finlandią, które z różnych powodów nie wchodzą do NATO.
Jaki świat dla nas?
Polska, za pomocą UE, powinna promować nowy globalny porządek oparty na zasadzie rządów prawa, a nie prawem. Nie chodzi tu nawet o sytuację w Polsce. Relacje międzynarodowe, praw człowieka czy bezpieczeństwo klimatyczno-środowiskowe – mogą być regulowane albo za pomocą przestrzeganego prawa, albo przez silniejszego kosztem słabszego. A od tego już tylko krok do autorytaryzmów i konfliktów zbrojnych.
Obecnie widać pęknięcie między światami demokratycznym i autorytarnym. Ten pierwszy to np. UE i jej kraje, Kanada, Australia, Japonia, Indie, Korea Południowa. Ten drugi to Chiny, Rosja, Turcja czy Białoruś. USA jest bezsprzecznie demokracją, ale w coraz większym stopniu przestaje akceptować prymat prawa międzynarodowego czy umów międzynarodowych. Z prawnego punktu widzenia trudno powiedzieć, czym różni się lekceważenie umów zawartych w ramach Światowej Organizacji Handlu czy zupełnie bezpodstawne wszczęcie wojny handlowej przez Trumpa z Europą, a więc także z Polską, od złamania przez Rosję Memorandum Budapesztańskiego i zajęcia Krymu.
Polska posiada spore możliwości globalnej ekspansji gospodarczej w wybranych gałęziach przemysłu, zwłaszcza jeśli będzie wspierać się potencjałem UE. Europa potrzebuje surowców takich jak kobalt, lit, nikiel, pierwiastki ziem rzadkich, a Polska posiada spory potencjał eksportu usług górniczych. Można się tylko zadumać, dlaczego nie przewiduje tego żadna strategia. Polska strategia gospodarcza przewiduje np. skok technologiczny przez transfer technologii przy zakupach obronnych albo masową produkcję polskich samochodów elektrycznych. Niestety, skok technologiczny nie jest realizowany z powodu braku umiejętności kadr PiS do prowadzenia takich projektów. Natomiast masowa produkcja elektrycznych samochodów osobowych na polskich technologiach jest niewykonalna, bo Polska nie ma szans na kluczowych technologicznych globalnych rynkach masowych. Ma takie szanse w dziedzinach niemasowych. Czyli polski autobus elektryczny – może tak, natomiast elektryczny, masowy samochód osobowy raczej nie. Za to wydobycie kobaltu w krajach trzecich, jako ważny element łańcucha dostawczego europejskich samochodów elektrycznych – jak najbardziej leży w naszej mocy i może być bardzo opłacalne.
Świat ma problemy z klimatem i ekosystemami. Zwykły instynkt samozachowawczy powinien pchać Polskę do tego, aby wdrażać postanowienia ważnych umów międzynarodowych, jak Paryskie Porozumienie Klimatyczne, Cele Zrównoważonego Rozwoju czy Konwencja o Różnorodności Biologicznej. Zdolność obecnej władzy do takich działań pozostaje jednak wątpliwa po historii z Białowieżą…
Napór imigracyjny na Europę będzie rósł ze względów opisanych wyżej. Jest to jeden z nielicznych punktów, gdzie brak uwspólnotowienia polityki UE jest korzystny dla Polski. Narodowa kontrola imigracji jest bardzo ważna z wielu względów. Nie należy tego tematu automatycznie kwitować wywodami o ksenofobii i traktować wszystkich sceptyków niekontrolowanego otwierania granic jako rasistów. Również argument o braku solidarności Polski jest do dyskusji, bo dlaczego niby solidarność ma obejmować tylko kwestię imigracji, a nie np. kwestię Nordstream? Z drugiej strony należy z ciekawością obserwować, co wymyśli władza w kwestii zapewnienie polskiemu rynkowi pracy migrantów do wypełnienia rosnącej luki demograficznej, zwłaszcza w kontekście antyimigracyjnej retoryki – Ukraińcy, Białorusini i Rosjanie nie wypełnią jej.
Co z tą Unią?
W Polsce krąży sporo mitów na jej temat, a wielu polityków prawicy buduje kapitał zaufania na tych mitach, półprawdach i nieprawdach. UE nie bardzo może odpowiadać medialnie na taką agresję, bo nie została stworzona do walki z demokratycznymi partiami i politykami z państw członkowskich, lecz do wdrażania i ochrony traktatów UE, które państwa dobrowolnie między sobą uzgodniły i we wspólnym, dobrze pojętym interesie podpisały.
Spójrzmy na kilka często powtarzanych opinii o UE:
„Ślimak to ryba, marchewka to owoc” – nie ma nawet sensu sprawdzać, czy faktycznie tak to zostało zapisane w regulacjach UE, jak przekonują jej krytycy. Wystarczy wspomnieć, że co do zasady, większość legislacji wymaga w ostatniej fazie zgody rządów państw członkowskich i demokratycznie wybranego Parlamentu Europejskiego oraz podlega regularnym konsultacjom z rządami podczas procesu legislacyjnego (komitologia). Jeśli więc z rozpędu czy przez pomyłkę coś takiego zapisano, to zostało to zrobione za zgodą rządów, w tym od 2004 r. rządu Polski i demokratycznie wybranych polskich posłów Parlamentu Europejskiego. Warto też podkreślić, że ponad 95% decyzji na forum Rady UE jest podejmowanych jednomyślnie przez przedstawicieli rządów państw członkowskich. Patrząc na ostatnią mnogość rewizji polskich aktów prawnych przez zwykłe legislacyjne niechlujstwo (IPN, reformy sądownicze itd.), obecna polska władza nie ma podstaw do takiej krytyki pojedynczych i relatywnie rzadkich potknięć Brukseli. Ponadto prawo UE daje inicjatywę ustawodawczą wyłącznie Komisji Europejskiej, a ustawy UE muszą przejść solidną ścieżkę legislacyjną wraz z konsultacjami międzyresortowymi i konsultacjami społecznymi, co np. w polskiej inicjatywie poselskiej wymagane nie jest.
„Komisarzy UE nikt nie wybierał w wyborach. Bruksela jest niedemokratyczna”. A czy premier i ministrowie rządu polskiego są wybierani w wyborach powszechnych, czy raczej wybiera ich partia rządząca? W Brukseli komisarzy wybierają Parlament Europejski i Rada UE, czyli pośrednio robią to demokratyczne rządy. Tu warto podkreślić, że poseł do Parlamentu UE nie może być Komisarzem Komisji Europejskiej, zgodnie ze standardami trójpodziału władzy. W Polsce poseł może być premierem, ministrem czy wiceministrem.
„Nie będzie nam UE mówiła, jaki mamy mieć system sądowy”. Polska poprzez podpisanie Traktatów UE zobowiązała się do ich przestrzegania. Traktaty i ich wykładnia jasno stanowią, w jakich sprawach Trybunał Sprawiedliwości UE rozstrzyga spory między UE i krajami członkowskimi, a Art. 9 Konstytucji stwierdza, że „Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego”. Jeśli PiS doprowadzi do Polexitu, to wtedy rząd PiS nie będzie musiał ich wykonywać. A na razie musi, tak jak obywatel Polski musi płacić podatki, a kierowca w Polsce musi przestrzegać zasad kodeksu drogowego.
„Wyalienowani brukselscy urzędnicy zdecydowali o tym czy owym”. Zazwyczaj osoby wyrażające tę tezę mają na myśli Komisarzy Komisji Europejskiej czy Przewodniczącego Rady UE. To bardzo dziwna teza, bo akurat te osoby to politycy, a nie urzędnicy, a zostali wybrani na swoje stanowiska przez Parlament UE i Radę UE. Jest to tak samo bezsensowne lub tak samo uzasadnione, jak powiedzenie, że premier Morawiecki czy minister Ziobro są urzędnikami.
Jakie będą skutki awantury o wdrożenie przeciwko Polsce Art. 7 Traktatów o nieprzestrzeganiu zasady państwa prawa? Bardzo trywialne i przewidywalne. UE tworzy ustawę pośrednio wiążącą wydawanie funduszy europejskich ze stosowaniem lub nie tej zasady. Zostanie ona zapewne uchwalona większością kwalifikowaną, więc polskie czy węgierskie weta nic tu nie zwojują. Oznacza to dla Polski ryzyko wstrzymania lub zmniejszenia finansowania inwestycji infrastrukturalnych czy dopłat bezpośrednich dla rolników.
Na zarzuty o „zdradzie narodowej” i „wysługiwaniu się Brukseli” można wzruszyć ramionami i wskazać na art. 9 Konstytucji RP. Nikt Polski do UE nie ciągnął za uszy, akcesję poparł także PiS i jego prominentni politycy, obecnie obowiązujące Traktaty UE podpisał Prezydent Lech Kaczyński, a Polacy przyjęli wejście do UE w referendum. Są prawa – są i obowiązki.
Słyszy się opinie, że Unia powinna być związkiem narodów itd. Aby zmienić traktaty i tym samym zrealizować wizję Unii Narodów, państwa UE muszą się zgodzić na rozpoczęcie prac nad taką zmianą, mieć jasny wspólny cel, aby się porozumieć na poziomie roboczym, a potem wszystkie 28 państw (po Brexicie 27) musi ratyfikować nowe traktaty. Nie ma innej drogi niż powszechna zgoda ogółu krajów członkowskich na zmianę charakteru porozumienia europejskiego. Nic nie wskazuje na to, że istnieje silna tendencja ku takiej zmianie, zatem polskie dywagacje na ten temat są zwyczajnym mydleniem oczu obywatelom.
Polska ma dwie realne opcje:
- Polexit, czyli wkroczenie w objęcia prezydenta Putina oraz koniec marzeń o zamożnej i sprawiedliwej Polsce. Warto z tej perspektywy obserwować brexitowe szamotanie się Wielkiej Brytanii, w końcu trzy razy większej gospodarki niż polska, posiadającej broń atomową i niegraniczącej z Rosją.
- Zostać w UE z takimi traktatami i wynikającymi z tego skutkami prawnymi, jakie są.
Pozostanie w UE ma dwie możliwe konsekwencje:
- Polska rozumie swoje interesy, stabilizuje UE jak się da, zwiększa swoje w niej wpływy i korzysta z nich w celu a) realizacji swoich międzynarodowych interesów, w tym polityki względem Rosji, Ukrainy i Białorusi; b) pilnowania, aby żadne duże państwo Europy nie mogło jej zdominować – traktaty UE świetnie się do tego nadają; c) wspierania UE w budowaniu globalnego porządku opartego na zasadach cywilizowanego stosowania prawa, prawach człowieka i zrównoważonym rozwoju; d) rozwój rynku wewnętrznego zgodnego z interesami polskiej gospodarki
- Polska pogłębia swoją izolację w UE, próbuje ją rozbijać od środka, a strategię zagraniczną opiera na sojuszu z Trumpem, Orbanem i budowie Międzymorza jako alternatywy dla UE (za unijne pieniądze zresztą). Jak na to zareagują inne państwa UE? Tak:
- w ramach retorsji Polska dostaje tak małe, jak to tylko możliwe, fundusze na lata 2021-2027, na pewno przynajmniej 30% mniej niż w latach 2014-2020, a są to grube miliardy euro. UE uchwala ustawę regulującą wstrzymywanie wypłat z funduszy unijnych w przypadku niestosowania się do zasad państwa prawa i stosuje ją wobec Polski.
- ponieważ traktaty UE nie regulują wysokości funduszy do wypłacenia Polsce, perspektywa finansowa 2028-2034 znacznie przesuwa fundusze do realizacji zadań strefy euro lub zadań niewynikających z wyrównywania zamożności państw UE. Powoduje to, że kraje leżące poza strefą euro, jak Polska, stają się de facto członkiem rynku wewnętrznego wydrenowanego z funduszy.
- traktaty UE przewidują możliwość zacieśniania współpracy między krajami zainteresowanymi dalszą integracją. Tak się zapewne stanie wokół strefy euro, do której prawdopodobnie docelowo przystąpi większość państw mitycznego „Międzymorza”. I wtedy samotna Polska będzie tkwiła między strefą euro a Rosją oraz coraz bardziej zdominowanymi przez nią Ukrainą i Białorusią.
Innych realistycznych i przewidywalnych opcji nie ma. Warto też dodać, że o ile obecne Niemcy nie są dla Polski zagrożeniem – choć miewają interesy odmienne od naszych, tak jak my miewamy interesy odmienne od litewskich czy ukraińskich – o tyle te same Niemcy mogą stać się ponownie czynnikiem ryzyka dla Polski, jeśli zwycięży tam retoryka reprezentowana przez AfD czy podobne ugrupowania skrajnie prawicowe. Część polityków PiS i komentatorów prawicy zakłada z niewytłumaczalnego powodu, że antyunijne ruchy w Europie Zachodniej, jak Front Narodowy czy UKIP, są ich sojusznikami. Jest całkowicie odwrotnie. Partie te, gdyby doszły do władzy, prowadziłyby antypolską i prorosyjską politykę, choćby dlatego, że rosyjskie pieniądze je obecnie po cichu finansują i że są nacjonalistami nielubiącymi obcych, w tym Polaków – wystarczy przypomnieć sobie antyimigracyjną retorykę UKIP skoncentrowaną na Polakach przed referendum ws. Brexitu.
Zakończę tekst fragmentem opinii Józefa Mackiewicza. Sądzę, że warto ją mieć w pamięci, gdy myślimy o roli Polski w świecie: „Od konfederacji barskiej […] narodem polskim można najłatwiej rządzić, jeśli się wszystko potępia, za żadną rzeczywistość nie bierze odpowiedzialności, zawsze się apeluje do uczuć niezadowolenia, krytyki, bezwzględnego potępienia. Anglicy mają nad nami tę wielką wyższość, że pytają zawsze: pan krytykuje, a co pan zrobiłby na ich miejscu? U nas takie pytanie nie jest konieczne. Nasze życie publiczne to ciągła premia za całkowite poczucie nieodpowiedzialności”. Czy Polakom uda się zaprzeczyć tej opinii?