Zrób sobie własny wskaźnik [2002]

·

Zrób sobie własny wskaźnik [2002]

·

Według raportu opublikowanego w lipcu przez jedną z najbardziej znanych firm konsultingowych Arthur D Little International, palenie może być korzystne dla gospodarki, ponieważ palacze umierają młodo i dlatego w mniejszym stopniu korzystają z usług publicznych niż niepalący. Ci ostatni częściej dożywają wieku emerytalnego, co naraża państwo na kosztowne zasiłki emerytalne i świadczenia opieki lekarskiej – w tym drugim przypadku bardzo niepraktyczne jest to, że korzystają z nich jednostki nieprodukcyjne. Mówi się o tym, że konsultanci pracowali też nad szeregiem innych zagadnień związanych z zagadnieniem wydajności ekonomicznej – prawdopodobne wyniki mają potwierdzać, że rozwój przemysłu budowlanego można osiągnąć przez zniesienie przepisów BHP, ponieważ taniej jest zastąpić martwego pracownika niż opłacać wydatki związane z bezpieczeństwem pracy. Inna propozycja: dzieci, które nie dają sobie rady w szkole, w wieku jedenastu lat powinny być natychmiast wysyłane do prostej pracy fizycznej, nie można tracić pieniędzy na kosztowne wykształcenie, które nie przyniesie odpowiednich korzyści ekonomicznych. Podobno nowym pomysłem na zrównoważenie bilansu płatniczego ma być propozycja, aby przestać wypłacać emerytury i zaoszczędzone w ten sposób pieniądze zainwestować w produkcję broni na eksport.

Nie, nie oszalałem, ani nie bluźnię. Pierwszy raport tej agencji został już zaprezentowany rządowi czeskiemu przez giganta tytoniowego Philip Morris (no dobra, resztę przykładów wymyśliłem – niedługo się okaże, czy przesadziłem). Według niego, przedwczesna umieralność spowodowana paleniem pozwoliła rządowi czeskiemu zaoszczędzić w 1997 roku 147 mln brytyjskich funtów z pieniędzy, które ów rząd – gdyby Czesi np. palili tylko z okazji zawartych umów – musiałby wydać na emerytury. Raport wydaje się mieć na celu przekonanie czeskiego rządu do „szerszego obrazu”, który wygląda mniej więcej tak: palenie jest dobre na poziome makroekonomicznym, więc jakiekolwiek ruchy w celu jego ograniczenia, jak np. opodatkowanie, ostrzeżenia lekarskie, ograniczenia reklamy, są sprzeczne z celami gospodarczymi.

Myślę, że większość ludzi czytając powyższe stwierdzenia pomyśli: to jakiś absurd – cóż, aberracje wydarzają się w każdej populacji od czasu do czasu. Jest mi przykro, ale muszę im powiedzieć, że się mylą. Nie jest to przykład odchylenia, ale „nieubłaganej logiki” stojącej za raportem brytyjskich konsultantów, która po prostu bazuje na treściach nauczanych w większości podręczników ekonomii. Czeszka zajmująca się kampaniami związanymi ze zdrowiem wskazała, że idąc dalej tym tropem powinno się zabijać emerytów w chwili osiągnięcia wieku emerytalnego.

Jeśli każdy z nas weźmie do ręki gazety gospodarcze, to bez trudu odnajdzie podobne wątki. Naturalnym pytaniem podsuwanym przez zdrowy rozsądek jest: czemu, gdzie tkwi błąd? Odpowiedź leży w naszym własnym postrzeganiu tego, co ważne, komunikowaniu tego innym i – bo diabeł tkwi w szczegółach – w sposobach, w jakich mierzymy te rzeczy.

Czym jest wskaźnik i dlaczego jest ważny

Ludzie od zawsze myśleli o wskaźnikach, z podstawowych powodów – dzięki nim każdego dnia staramy się zrozumieć i przewidywać otaczający nas skomplikowany świat. Czasem jesteśmy zmuszeni konstruować bardziej skomplikowane wskaźniki, jednak zazwyczaj posługujemy się znacznie prostszymi: sen i apetyt dziecka da nam wskazówkę co do jego zdrowia, ilość robaków w ziemi powie nam coś o jakości gleby, a ptaki i chmury nad oceanem są oznaką pobliskiego lądu. Mało ludzi ma jednak świadomość, że źródłem wskaźników są wartości (to, na czym nam zależy, o co dbamy). Filtrujemy więc wiele szczegółów w naszym życiu, starając się zwracać uwagę na to, co wydaje nam się ważne i właśnie owe najważniejsze rzeczy staramy się „mierzyć”. Jeśli coś uznajemy za ważne, to znaczy, że ma dla nas wartość. Napotykamy na te wartości w momencie, gdy docierają do nas takie pytania jak: Dlaczego czuję się dobrze/źle w miejscu, w którym pracuję? Dlaczego chciałbym pozostać albo opuścić miejsce, w którym żyję?

Idąc dalej, nie da się nie zauważyć, że nasze środowisko naturalne i kultura ukształtowały różnorodność wartości, które są dla nas ważne. I tak w np. w USA ludzie uważają za „ważne” takie kwestie jak: Czy musimy zamykać nasze domy i samochody? Czy w naszych rzekach pływają łososie (stan Washington)? Inaczej wygląda rzecz np. w Portugalii, gdzie częstszymi pytaniami są: ile mamy kilometrów czystej plaży? Czy kiedy idę ulicą ludzie odnoszą się do mnie przyjaźnie? Natychmiast nasuwa się wniosek, że aberracją jest narzucanie wszystkim jednakowego wskaźnika dobrobytu, bo prędzej czy później musi się to skończyć konfliktem.

Nie wiem dokładnie jak to się stało, ale faktem jest, że nie zauważamy pewnego cyklu: wskaźniki potrafią tworzyć wartości i odwrotnie. Jeśli w naszej świadomości często goszczą takie miary jak indeksy giełdowe, wskaźniki cholesterolu, wydajność spalania benzyny przez samochód (litry na 100 km) czy wreszcie PKB, to większość z nas myśli, że owe miary muszą być istotne – w przeciwnym razie nie słyszelibyśmy o nich tak często. Owo sprzężenie zwrotne sprawia, że właśnie te wskaźniki wydają się ważne, niezależnie od tego, czy dobrze mierzą nasze zadowolenie lub dobrobyt czy też w ogóle się do tego nie nadają. Są wykorzystywane w edukacji, propagandzie i dyskusjach politycznych. Lecz jeśli są wybrane arbitralnie lub źle zbudowane, mogą napełnić nasze mózgi bezużyteczną i mylącą informacją, zniekształcać nasz obraz świata i sprawiać, że przestajemy dostrzegać nasze wartości. Co więcej, w takim przypadku jest dużo trudniej znaleźć naprawdę ważne informacje i przekazać je innym. Tak czy inaczej wpływają na rzeczywistość – wyobraźmy sobie, jak odmiennie wyglądałoby nasze dążenie w kierunku dobrobytu, gdyby zamiast PKB jego głównym wskaźnikiem był stosunek bogactwa najbogatszych i najbiedniejszych 10% społeczeństwa!

Jest jeszcze jedna sprawa. Miary, których używamy, potrafią bardzo szybko zmieniać percepcję ludzi i kreować siły zdolne zmieniać przyszłość. Ogromna ilość podejmowanych decyzji, od szczebla gospodarstwa domowego do poziomu państwa, kręci się wokół wybranych wskaźników, ponieważ większość z nas polega na ich „odpowiedniości”. Jeśli np. niezależnie od całej różnorodności świata najważniejszym indeksem staje się PKB per capita, to kraje zaczynają postępować tak, aby go maksymalizować, do czego świetnie nadaje się między innymi promocja palenia tytoniu.

Zrób to sam

Czy naprawdę dobrym wskaźnikiem zdrowia ludzi jest ilość pieniędzy wydawana na opiekę zdrowotną? Czy o poziomie edukacji świadczy ilość komputerów w szkole? Czy wzrost PKB oznacza to samo, co rozwój gospodarczy, jeśli może następować dzięki zwiększonej przestępczości, handlowi bronią lub rozkwitowi takich dziedzin gospodarczych jak hazard? Czy wzrost oznacza to samo, co rozwój? Idę o zakład, że większości z czytelników tego typu pytania przyszły choć raz do głowy. Niektórzy zdają też sobie sprawę, że większość wskaźników, których się dziś używa, została stworzona w tzw. Pierwszym Świecie i zazwyczaj właśnie jego instytucje dysponują zasobami zdolnymi do zbierania potrzebnych informacji (pieniądze, uniwersytety, infrastruktura). Podejście ich twórców i rodzaje informacji, które są zbierane, mogą być zwyczajnie niedopasowane w stosunku do rzeczywistości nawet tak zbliżonego do Zachodu kraju jak Polska.

Zatem pierwszą zasadą, kiedy czytamy, że coś wzrasta albo spada, powinna być wzmożona uwaga, żeby nie powiedzieć nieufność. Potem najlepiej zadać sobie pytania: czy dany indeks nie jest zbyt ogólny, czy nie nastąpiło wyraźne przekłamanie, czy nie odwraca uwagi od tego, czego bezpośrednio doświadczamy (większość wskaźników gospodarczo-społecznych), czy jego heroldzi nie są zbyt pewni siebie i – w końcu, dla najbardziej dociekliwych – czy wskaźnik nie został oparty na fałszywym obrazie świata.

Obywatelu, jeśli uważasz się za takiego, powinieneś śmiało zastanowić się, czy nie jest możliwe, abyś wymyślił własny indywidualny wskaźnik dobrobytu. Co jest dla Ciebie ważne, w Twoim mieście, regionie, w Polsce? Co jest ważne dla Twojej rodziny? Może następnie warto pogadać o tym z sąsiadami i zastanowić się, jakie są wspólne elementy waszych „linijek”. Podobno sam dialog na ten temat potrafi wiele zmienić…

Nie twierdzę, że jest to proste zadanie, ale ważne jest choćby to, że my sami stajemy się świadomi, co jest nam drogie, co jest możliwe do osiągnięcia, a co nie. Jeśli stwierdzamy, że warto takie ćwiczenie przeprowadzić, powinniśmy wiedzieć o kilku zasadach:

– wskaźniki nigdy nie są doskonałe, ponieważ tylko częściowo oddają rzeczywistość. Nasze mózgi nie „zawierają” rzeczywistości, ale pewne założenia na temat naszego otoczenia, oparte na naszej osobowości, kulturze czy doświadczeniu. Choć dzięki konstruowanym miarom staramy się ograniczyć niepewność, to lepiej pamiętać, że nigdy nie są one doskonałe. Jedna z czołowych postaci XX wieku piszących na ten temat, niedawno zmarła Donella Meadows, napisała kiedyś: „stosowanie złego modelu albo błędnego wskaźnika nie jest jeszcze powodem do wstydu; jest nim kurczowe trzymanie się tego wskaźnika pomimo podważających go dowodów”.

– czasem potrzebujemy „obiektywnych” wskaźników, które mierzą ilość, ponieważ możemy ich użyć do zmierzenia czegoś przez dowolną osobę albo w dowolnym czasie (np. wszystkie miary, które służą nam do ostrzegania przed nadchodzącą powodzią). Zazwyczaj uważamy je za bardziej wiarygodne, co więcej są łatwiejsze do zakomunikowania lub powtórnego przetestowania. Lecz jednocześnie są też bardziej niebezpieczne, bo mają tendencję do zagłuszania.

– wskaźników „subiektywnych”, które mierzą jakość, zazwyczaj nie stosując liczb. Przypomina mi się zasłyszane kiedyś zdanie: „Najpiękniejsze rzeczy w życiu – wolność, harmonia, miłość, nawet piękno naukowej precyzji – nie są rzeczami”.

– wzrost oznacza, że coś staje się większe – rozwój, że coś staje się lepsze. Co dla Ciebie oznacza lepsze życie: nowy samochód czy lepsze powietrze w Twoim mieście, a w kraju – więcej autostrad czy lepiej zorganizowany system komunikacji?

I na koniec: myślenie konsultantów firmy Arthur D Little, jak każde „rozumowanie” będące żonglowaniem fragmentarycznymi danymi, przypomina węża zjadającego swój własny ogon. Badania medyczne potwierdzają, że palenie może być przyczyną niewydolności jajników lub wcześniejszej menopauzy. W związku z tym, niestety, palenie może być przyczyną nie tylko usuwania „zużytych” podatników, ale także może ograniczać produkcję nowych.

Jednak ten fakt nie zrazi krawców posługujących się ową „logiką”. Według niej możesz być tylko urzędnikiem, konsumentem, przedsiębiorcą, pracownikiem bądź podatnikiem; z tej „logiki” wypływają wskaźniki, którymi żonglują ekonomiści, politycy i gazety. Jeśli nie chcemy, aby owi krawcy przycinali nas stosując miary, które uważamy za głupie bądź szkodliwe, musimy zacząć myśleć o miarach własnych i sprawdzić, czy inni ludzie obok nas przypadkiem nie myślą podobnie.

Maciej Muskat

Tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Obywatel” (poprzedniku „Nowego Obywatela”) nr 4, w roku 2002.

W nagłówku tekstu wykorzystano grafikę Marco Melgratiego.

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie