Kobieta – równa towarzyszka (1909)
Kobieta – równa towarzyszka (1909)
Czasopismo „London Saturday Review” w swoim ostatnim wydaniu brutalnie stwierdza, że „o wyższości mężczyzny świadczy jego zdolność do podporządkowania sobie kobiety”. Takie postawienie sprawy wystarczy, by wzbudzić gniew człowieka, który kocha własną żonę i czci matkę. To głos dzikiego, warczenie prymitywizmu. Mierząc taką miarą, każdy tyran byłby zatem bohaterem, a brutalność jest zarazem szczytem doskonałości człowieka i przyczyną chwały.
Ale to kłamstwo i zniesławienie. Autor jest nienaturalnie postępującym synem, który potrafi uderzyć matkę, brutalnym mężem, który triumfuje, gdyż jest w stanie przewrócić swoją wierną żonę na ziemię, zezwierzęconym ojcem bijącym córkę pięściami i cieszącym się, gdy upada – ponieważ udowodnił, że jest od niej silniejszy.
Jednak pogląd ten nie pojawia się tylko w wizjach moralnego degenerata, który pisuje kłamstwa za wynagrodzenie czy w wizjach pochlebcy, który sprzedaje swoją duszę za okruchy wydzielane przez aroganckich bogaczy ich wasalom. Jest on osadzony w okrutnym systemie, w jakim żyjemy – w kryminalnym systemie, gdzie dzieci zmuszane są dla zysku do pracy w młynach, gdzie kobiety pracują ponad siły w warsztatach, wyzbywając się tym samym energii do matkowania pokoleniu przyzwoitych ludzi, w systemie, który więzi niewinnych i uczciwych, czyniąc z nich mniej niż niewolników w czymś jeszcze gorszym niż jakiekolwiek wizje piekła.
Znajduje to wyraz w zachowaniu dyrektorów ukrywających się przed agitatorkami w spódnicach, prezydentów ignorujących błagania matek mężczyzn, w uwięzieniu sufrażystek i w rechocie hazardzistów z Wall Street, którzy, siedząc na workach pieniędzy, śmieją się z naszych żądań sprawiedliwości. Widać to w prawach i przepisach traktujących matki i córki jak idiotki i przestępczynie. Zapisane jest w prawie mówiącym, iż mężczyźni powinni się zbuntować przeciwko opodatkowaniu bez reprezentacji, ale kobiety muszą podlegać opodatkowaniu bez reprezentacji [taxation without representation – slogan krytykujący płacenie podatków przez osoby pozbawione, jak wówczas kobiety, prawa wyborczego; nawiązuje do zawołania z 1761 r., gdy Amerykanie musieli jako kolonia odprowadzać podatki na rzecz rządu brytyjskiego, nie mając w brytyjskim parlamencie żadnych reprezentantów – przyp. tłum.]. Przekonanie o niższości kobiet czyni z prawa własności bożka czczonego przez mężczyzn, przy jednoczesnym założeniu, że kobiety winny być tego prawa pozbawione. Zamiast je posiadać, same są traktowane jako własność i żyją na łasce i niełasce mężczyzn, którzy wydzielają im grosze na wydatki.
Z kobiety czyni się niewolnicę niewolnika i uważa się ją za jego towarzyszkę tylko w okolicznościach seksualnych. Ręce i piersi, które wykarmiły wszystkich mężczyzn, są pogardzane przez niewdzięcznych brutali, chlubiących się swoją wyższością i siłą, i chwalących się, że mogą ujarzmić tę, która uczyniła ich tym, kim są.
Jakże inaczej jest kobieta postrzegana przez naprawdę mądrych i wielkich! Paola Lambroso, jedna z najbardziej dogłębnych badaczek umysłu, pisała o niej: „Najprostsza, najbardziej niepoważna i bezmyślna kobieta ukrywa na dnie swojej duszy iskierkę heroizmu, której istnienia nie domyślają się ani ona sama, ani nikt inny, i której nigdy nie pokazuje, jeśli tylko jej życie przebiega zwyczajnym torem; ale która objawia się aktami samopoświęcenia, gdy tylko przeznaczenie zagraża jej samej lub komuś spośród jej bliskich. Wtedy – ani się skrzywi, ani nie będzie narzekać, nie pozwoli też sobie na bezsensowną desperację, lecz pospieszy na barykady. Kobieta, która waha się włożyć stopy w zimne, spokojne wody, bez zastanowienia rzuci się w otchłań ryczącego, gwałtownego wiru”.
Sardou, pisarz analityczny, deklaruje: „Uważam, że kobiety prawie we wszystkim przewyższają mężczyzn. Posiadają nadzwyczajnie rozwinięty zmysł intuicji i prawie zawsze można się spodziewać, że postąpią w słuszny sposób. Są pełne szlachetnych cech i, choć mocno dotykane przez Los, dobrze znoszą każdą próbę. Żeby zrozumieć, iż to, co mówię, jest prawdą, trzeba się tylko zwrócić ku historii”.
Z kolei Lester F. Ward, ekonomista, specjalista ds. stosunków międzynarodowych, daje takie świadectwo: „Nie mamy nawet pojęcia o ogromie talentów i geniuszu, jakimi dysponują kobiety. Nie ma obecnie właściwie wielkiej różnicy pomiędzy nimi a mężczyznami i gdy minie kilka pokoleń o oświeconych poglądach, podzielanych przez obie płcie, okaże się, że różnica zachodzi tylko między jednostkami”.
Cieszę się, że mogę się przyłączyć do partii, która deklaruje absolutną równość między płciami. Mniej niż taka równość to zbyt mało dla cywilizacji dwudziestego stulecia i zbyt mało jak na mężczyznę, który ma właściwą koncepcję męskości. Wierzę, że mężczyzna, tak jak woda, nie może wznieść się ponad swoje źródło. Nie jestem doskonalszy od mojej matki. Nie posiadam mocy ani praw, których nie posiadałyby moje siostry z całego świata.
Przyznajmy, że kobieta nie osiągnęła pełni możliwości, jakie może osiągnąć – kiedy myślę o jej poświęceniu obowiązkom, o jej czułej służbie, o jej łagodnym duchu, który w walce i namiętności uczynił z niej zbawiciela świata, pojawia się wizja rasy do tego stopnia nadrzędnej, że zostawia nas z poczuciem podziwu dla swojej niewypowiedzianej chwały i urody.
Mężczyzna nie osiągnął pełni swoich możliwości. Nigdy jej nie osiągnie, jeśli nie będzie szedł naprzód ramię w ramię z kobietą. Platon miał rację – kobieta i mężczyzna są po prostu połówkami ludzkości i każda z nich potrzebuje cech tej drugiej, by wstąpić na szczyty swoich możliwości. Szekspir to rozumiał, gdy czynił swoje szlachetne kobiece bohaterki silnymi jak mężczyźni, a swoich najlepszych bohaterów – delikatnymi jak kobiety.
W naszym brutalnym świecie wbijającym kobiecość w podłogę, szalejemy z namiętności do konkretnej kobiety, tylko po to, by jej użyć. Pewnego dnia jednak wzrośnie w nas społeczna namiętność dla kobiecości, a wtedy obrzydliwość rozpłynie się w służbie i towarzyszeniu sobie nawzajem. Wtedy podniesiemy kobietę z błota, w które wbiły ją nasze pięści, i ustawimy ją przy naszym boku jako równą nam towarzyszkę – i to właśnie będzie miłość.
Znaczenie mężczyzny pokaże się nie w tym, że zniewolił swoją żonę, lecz w tym, że potrafił uczynić ją wolną.
Eugene V. Debs
Tłum. Magdalena Okraska
Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Progressive Woman”, tom 3, numer 30, listopad 1909. Przedrukowywano go na ulotkach kobiecego komitetu w Partii Socjalistycznej Stanów Zjednoczonych.