Polski budżet VAT-em i akcyzą stoi – i dopóki tak będzie, nie będzie sprawiedliwie
W kraju takim jak Polska, gdzie nierówności ekonomiczne są znaczne, obecne podatki pośrednie potęgują efekt niesprawiedliwości.
Pandemia koronawirusa zostanie zapewne uznana za największą globalną tragedię od czasu II wojny światowej. Zaraza, która już pochłonęła życie kilkuset tysięcy ludzi, wzbudza zrozumiały strach i niepewność o przyszłość. Uczucia te są dodatkowo podsycane przez media, które nie muszą już się specjalnie wysilać w poszukiwaniu tematów zapewniających oglądalność czy tzw. klikalność. Wystarczy, że prowadzą relację na bieżąco, podając najważniejsze informacje z kraju i ze świata, na temat rozwoju pandemii. Wiele z nich dotyczy stanu załamujących się gospodarek. Koronawirus bowiem jak w soczewce ukazuje nam, na jak kruchych fundamentach zbudowany jest gmach światowego kapitalizmu.
Kolos na glinianych nogach – tak zwykło się określać Związek Sowiecki, szczególnie w schyłkowym momencie istnienia. Kilka tygodni zamrożenia gospodarki dowiodło, że taki termin jak ulał pasuje jednak również do kraju uważanego wciąż za największe polityczne, militarne i ekonomiczne mocarstwo świata. W ciągu pierwszych dwóch tygodni liczba bezrobotnych w USA zwiększyła się o 10 mln osób (najwięcej w historii), by po kolejnym miesiącu przekroczyć 30 mln. Wystarczyły dwa miesiące przestoju, by upadłość ogłaszały nawet największe firmy. Hertz, które wspólnie z Avis Budget i Enterprise kontroluje większość amerykańskiego rynku wypożyczalni samochodów, pod koniec maja złożył wniosek o upadłość.
W Europie sytuacja wygląda podobnie. O tyle może lepiej, że na starym kontynencie przepisy prawa pracy nie są tak elastyczne jak za oceanem, dając mniejszą swobodę w zwalnianiu pracowników. To jednak nie rozwiązuje problemu. Firmy co prawda nie mogą z dnia na dzień rozwiązywać stosunku pracy, ale zawsze mają możliwość ogłoszenia upadłości, co de facto wiązałoby się z utratą zatrudnienia nawet przez tysiące osób (w największych korporacjach). Rządy są zatem zmuszone opracowywać programy pomocowe, aby zachować jak najwięcej miejsc pracy. Środki na ten cel pochodzą z pieniędzy publicznych, a więc państwo wspomaga prywatne firmy wpływami z naszych podatków, czyli wszyscy składamy się na utrzymanie tego stanu rzeczy. Oczywiście wyjścia nie mamy żadnego, bo gdy upadnie wielkie prywatne przedsiębiorstwo, to jego załoga i tak znajdzie się na publicznym utrzymaniu.
To, co dzieje się dzisiaj ze światową gospodarką, jest jednak dobrą okazją, by zastanowić się nad kondycją światowego kapitalizmu. Okazuje się bowiem, że dla większości firm brak raptem jedno- czy dwumiesięcznych przychodów rodzi sytuację, w której nie tyle przeżywają kryzys, ale wręcz ich byt jest zagrożony! Nie mam tu na myśli małych, jedno- czy kilkuosobowych firm, wiążących koniec z końcem od pierwszego do pierwszego. Natomiast dla wielu dużych przedsiębiorstw brak wpływów przez zaledwie kilka tygodni powoduje podobno olbrzymie problemy.
Nam, pracownikom, doradza się często, by nie wydawać całości miesięcznej wypłaty. Nawet jeżeli nie mamy jakichś ambitnych celów finansowych, jak kupno mieszkania czy nowego samochodu, należy odkładać część wynagrodzenia, by zbudować tzw. poduszkę finansową. Ekonomiści przekonują, że powinna być ona na tyle duża, aby zapewnić nam normalne funkcjonowanie przez okres minimum trzech miesięcy. Ma zatem stanowić zabezpieczenie na wypadek jakiegoś nieprzewidzianego zjawiska (np. choroby czy utraty pracy). Skoro za jednostkę postępującą rozsądnie uznajemy taką, która oszczędza i dysponuje zabezpieczeniem finansowym, dlaczego tego samego nie mielibyśmy wymagać od przedsiębiorstw? Okazuje się jednak, że w świecie biznesu znacznie większą popularnością od oszczędzania cieszy się kult nieustannych inwestycji. Firmy zadłużają się, by inwestować, a pożyczki spłacają z bieżących dochodów. Kiedy ich brakuje, nie tylko nie starcza im środków na bieżącą działalność, ale stają się dłużnikiem względem podmiotów zewnętrznych. Aby nie być gołosłownym, posłużmy się danymi zamieszczonymi przez portal pulsHR pod koniec zeszłego roku, kilka miesięcy przed kryzysem spowodowanym pandemią koronawirusa. Nieuregulowane płatności przedsiębiorstw widniejących w Krajowym Rejestrze Długów wynosiły 9,4 mld złotych. Na tę kwotę złożyły się zobowiązania ponad 281 tys. firm. Średnio ok. 34 tys. złotych na przedsiębiorstwo.
Oczywiście każda firma powinna dążyć do rozwoju, ale czy na pewno kredyt jest do tego najlepszą drogą? I tutaj możemy wrócić do porównania przedsiębiorstwa z osobą indywidualną. Od nas wymaga się, abyśmy poważnie zastanowili się przed zaciągnięciem zobowiązania. Rozważyli, czy będziemy w stanie je spłacać w przypadku wystąpienia jakiegoś przejściowego kryzysu. Tak samo każde odpowiedzialne przedsiębiorstwo winno skalkulować swoje możliwości.
Tak być powinno, ale nie jest. Być może dlatego, że jeżeli my przeszacujemy swoje możliwości finansowe, to konsekwencje ograniczają się „tylko” do nas samych, ewentualnie naszej najbliższej rodziny. Nie uruchamia się specjalnych programów pomocowych, chroniących przed upadłością. Co najwyżej dostaniemy skromną jałmużnę od państwa i lokal socjalny, pozwalające jedynie na wegetację. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku wielkich przedsiębiorstw. Gdy administracja prezydenta Obamy ratowała przed upadkiem największe amerykańskie banki, których fatalna sytuacja wynikała w lwiej części z wysoce niewłaściwej polityki udzielania kredytów, było jasne, że postępuje tak w interesie depozytariuszy. Czyniła to jednak za pomocą środków publicznych. Dzisiaj rządy różnych państw opracowują programy wsparcia dla biznesu, chroniąc interesy obywateli zagrożonych utratą pracy. Rozumiem, że istnieją pewne okoliczności (a obecną pandemię jak najbardziej można do takich zaliczyć), w których nieodzowna jest jakaś forma pomocy prywatnym inicjatywom ze środków publicznych. Rolą biznesu jest bowiem nie tylko zapewnienie miejsc pracy dla obywateli, ale także generowanie wpływów podatkowych czy dostarczanie na rynek pożądanej ilości towarów. Tym bardziej, że sytuacja wielu prywatnych przedsiębiorstw jest pośrednio, a często bezpośrednio skorelowana z konkretnymi decyzjami podjętymi przez władze centralne w związku z rozwojem epidemii. Zastanówmy się jednak, czy nie byłoby wskazane, aby w przypadku podreperowania sytuacji ekonomicznej prywatnego przedsiębiorstwa za pomocą pieniędzy publicznych, nie powinno ono w jakiś sposób zostać zobowiązane do prowadzenia bardziej odpowiedzialnej polityki finansowej.
Mam świadomość, z jakimi trudami i niedogodnościami może wiązać się prowadzenie przedsiębiorstwa. Czasami zadłużenie jest jedynym ratunkiem, by uratować byt firmy i pracę osób tam zatrudnionych. Jest to zrozumiałe, gdyby dotyczyło sytuacji jednostkowych. Przerażająca jest jednak powszechność tego zjawiska, która aż krzyczy o refleksję, czy taka forma kapitalizmu daje nam poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Kapitalizm na kredyt przypomina bowiem bańkę mydlaną. Dla wprawionych bańkarzy nie stanowi problemu wydmuchanie przez słomkę okazałych pęcherzy powietrza. Bańki jednak pękają momentalnie przy napotkaniu jakiejkolwiek przeszkody.
Marcin Rezik
W kraju takim jak Polska, gdzie nierówności ekonomiczne są znaczne, obecne podatki pośrednie potęgują efekt niesprawiedliwości.
Czasami konsekwencje są już bardzo blisko niszczycieli i wydaje się, że lada moment doświadczą oni, jak kruchy świat urządzili.