Rymowane teksty socjalne

·

Rymowane teksty socjalne

·

* * *

Nr 1

Związki pracownicze, na nie bracie tylko liczę
Posiadacz mnie wysiudał z zysku, który mu wyćwiczę

Wbrew wyobrażeniu, łączy szefie nas niewiele
Twój finansowy sukces to moje upodlenie
Transakcje, spekulacje, zza kulis pertraktacje
Hegemoniczny rynek prowadzi swą narrację
Krucjata ideologii, neoliberalne szambo
Wybiło już dawno, tworząc dookoła bagno
Bank Światowy i Fundusz Walutowy
Destrukcja społeczeństw przy pomocy rewolty
Odtąd kto nie przedsiębiorczy, ten odstaje od normy
W systemie grodzenia nie ma już łąk wspólnych ani pastwisk
Miarą sukcesu jest finansowy na konto zastrzyk
Choćby dawał światu sam plastik i pastisz
Zwolennicy terapii szokowej zawieszeni są jak karnisz
Zyski prywatyzowane, uspołeczniane nadal straty
Uberyzacja pracy, zyski korpo podane na tacy
Ta dysproporcja boleśnie doskwiera jak sośnie siekiera
Solidarność pracownicza, jak równość, od dawna umiera
A ci co mają mało boją się ryzykować
By nie utracić resztek godności
To nie moja błyskotliwość, tak mówi psychologia
Dlatego nie chcę być prekariuszem
Upaćkanym pariasem w kapitału strukturze
A ci co mniej wytrwali dyndają na sznurze
Jak rolnik z Pendżabu, który doświadczył rynkowego krachu

Uderzam w kapitalizm celnie jak Piguła
Przez całe życie jebana harówa
I co z tego, że odpowiednio się nie wykształciłem
W tym manifeście chodzi o nasze bycie

Ci co mniej wytrwali powpadali w rozpacz
Jak polska szwaczka, której zakład się rozpadł
Eksperymenty chłopców z Chicago
Gospodarka jak plansza Monopoly
W systemie naczyń połączonych
Nie ma miejsca do swawoli
Rygor panów zza kotary
Lobby niczym czarnoksiężnik uskutecznia swe podłe czary
Coś w tym świecie zgrzyta, potwornie mi nie odpowiada
Gdy jeden nie dojada, na koncie drugiego spoczywa suma horrendalna
Przyprawiająca o ból głowy, większa niż budżet państwa
Prywatyzacja zagarnia publiczną przestrzeń
Którą przy każdej nadarzającej się okazji kapitał zdepcze
Rządy silne są wobec słabych, za cienkie na tych mocnych
Ile jeszcze czasu na niesprawiedliwość będziemy zamykać oczy?
Błogosławiona jest własność prywatna, a daleko w tyle człapią pozostałe prawa
Prawdą ponoć jest, że urodziłem się w najlepszym systemie
Z biegiem lat ocknąłem się, że coś jest nie teges
Rwetes tu, słów szeroki strumień wypływa z ust
I będę już od dawna gotowy
Kiedy ciche głosy oburzenia zleją się w chóralne tony
Agresywnie nawołujące do obalenia
Kapitalistycznego kolosa, osiadłego u podstaw jak osad
Dosadnie, strąćmy panów z ufortyfikowanych posad
Klaruje się silna potrzeba rewolucji jak Zapatyści
Te myśli, nie chcą już opuścić mojej głowy
Pora na raban, nie ma miejsca na rezygnacji skowyt

 

Nr 2

Stoimy nad urwiskiem, a w dole tańczy pożoga
Czas się pożegnać, ogromna szkoda
Tych zniszczeń nie zrekompensuje nam żadna kwota
Na ocalenie coraz mniej szans, a zresztą na co mi hajs
Kiedy z ziemi zrobiliśmy ten szajs
Decydenci składają deklaracje, nic to nie daje
Protokół z Kioto, porozumienia kopenhaskie i paryskie
Nie przyniosły nic poza ufajdanym kłamstwem politycznym pyskiem
W wystąpieniach obiecują zmianę
Nie cichną echa gromkich oklasków
Co nie zmienia faktu, że nadal tkwimy w potrzasku
Tworzę jedność z światem, nie jak dualizm Kartezjusza
Filozofia, która wycisk przyrodzie narzuca
Różnica między podmiotem a przedmiotem
Uzmysławia kogo wyzyskiwać i co można posiadać
Choć ludzkie ciało na produkt też się nada
To nie błąd w mechanizmie, system to jedna wielka wada
Wycieczkowiec z turystami kontra tubylcza tratwa
Czy myślę, więc jestem?
Przez to reszta świata musi być martwa?
Biznes zgładził naturę, uczynił z niej na półkach towar
Stabilność świata zahaczona o próchniejący konar
Wszystkim dziś można handlować
To co dla nas jest bezcenne oznacza tani surowiec w łańcuchu dostaw
Indywidualne wybory to wciąż za mało
By życie na Ziemi uratowano
Spychana odpowiedzialność na nasze sumienia
Odwrócenia uwagi wielkim molochom potrzeba
Bo wybiórczo dobierane dane traktują nieuczciwie prawdę
Nie zawsze jest to kłamstwem, lecz pomijanym faktem
Obłudą mamiącymi masy reklamami i promocjami
Celebryckimi uśmiechami i marketingowymi zabiegami
A to czego potrzebuję to czyste powietrze
Woda wsiąkająca w glebę i ptaki na wietrze
W obliczu żywiołu serce me truchleje
Woda gasi pragnienie w dniu upalnym i daje pożywienie
Powodzie i ulewy, przeciwnie, jak ostrzeżenie
Choć nie jestem czcicielem ognia jak zaratusztrianie
To bez niego nie ma na ziemi życia panie
Lecz nieokiełznany może też nam je odebrać
Równanie jest proste, to żadna algebra
Z naturą ludzkość się musi pojednać
Nie ma odwrotu, to kwestia nadrzędna
Tu nie ocali nas polisa od Ergo Hestia
Nadmiernej konsumpcji nie można zaprzestać
Bo mimo nasycenia rynku on dalej brzuch swój chce napełniać
Otwór pustki wciąż się poszerza, a dziura to niepomierna głębia
W podmuchach wiatru coraz częściej czuć destrukcję
Orkany nadciągają, meteorolodzy imionami je oswajają
Chyba przeczuwają, że te zjawiska staną się już normą
Hormon szczęścia zniżkuje i nie poprawia mi nastroju
Ile by nie opublikowano badań zwojów
Głos denialistów nieustępliwie szturmuje do boju

Nr 3

Choć cię nie widać, nie znaczy, że jesteś niezauważalny
Dane krążą jako towar, funkcjonujemy wszyscy w trybie zdalnym
Informacja tutaj nie jest równa wiedzy
Uchodzi za znawcę typ w temacie niekompletny
Sprowadzone życie jest do ciągu cyfr
Przewidywalność w sieci jak czytanka dla dzieci
Cyfrowa dyscyplina, pierdolony tayloryzm
Bezwiedne wykonawstwo, indywidualność to tylko pozory
Autonomia kończy się, gdy uwierzytelniasz system logowaniem
Niby coś dostajesz, ale więcej jednak dajesz
Myślenie jednostkowe przemielone w strumień
Danych, których oddać nie chcemy, a oddajemy
Nie wiedząc nawet kiedy
Reguły gry nie są symetryczne, niestety
Profilaktyka ma się dobrze?
Puls sprawdzisz w telefonie,
w zegarku poziom cukru,
Streaming porad i e-zdrowie
Sprywatyzowana wartość tworzona jest przez użytkownika
Choć nie nazwiesz tego pracą, robisz tu za pracownika
Hakowana psychika, login do podświadomości, mój nick to Michał
Siedzisz przed kompem, robisz swoje ekran obserwując
Role się odwróciły, teraz twoje zachowanie bacznie monitorują
Przekroczyli granice umysłu, brak czasu do namysłu
Sformatowane potrzeby, o których nie wiedziałeś
Lecz nieważne, dadzą ci szanse
Na spełnienie każde, kreowane niuanse
Kolejne skandale jak Cambridge Analytica
Wstrząsająca ingerencja jak eugenika
Wpływ GAFA na świat jak polityka
Otępiały zgadzam się na to i ciasteczka połykam

Nikt mnie tak szczegółowo nie zna jak algorytm
Jak algorytm, Dolina Krzemowa, Mark Elliot
Wszyscy jesteśmy pochłonięci przez monitory

Chcę posłuchać muzyki
A brzdęka reklamowy song
Twarz skądś kojarzę, lecz
czy to ktoś znajomy czy
zasponsorowany post
Manipulacji mam już dość
Na wskroś – prywatności penetracja
Odzyskanie danych to docelowa stacja
Niejasności i kolejne matactwa
Osobowość skatalogowana
W kwestii ochrony dopuścili się partactwa
Aplikacja – pracodawca, nie obroni cię tu prawo pracy
A inwestor bije temu z entuzjazmem brawo
Miało być klawo w świecie łatwo dostępnej wiedzy
Społeczne korzyści kontra dla garstki kupa pieniędzy
Stopa wzrostu musi stale rosnąć dla interesanta zwrotu
Rynek niekończących się przejęć, fuzji i obrotu
Nieubłagalnie dąży to do monopolu
Ponieśliśmy wyraźną porażkę na tym polu
Licencje, prawne zasieki, chciwość i patenty
Informacja obwarowana jak pręty, choć odebrana mi za darmo
Od zagęszczenia faktami robi się już gwarno
Żyjemy dziś wszyscy w centrum, nie ma już peryferii
Tkwimy w globalnej wiosce milionów osiedli
Waszyngton – Mogadisz, bogaci i biedni
Makler – pastuch, lubiani i wredni
To nie sci-fiction ani post-apokalipsa
Algorytm warunki rynkowe na nowo wymyśla
Oplótł cały glob jak pnącze ruinę
Informacja tutaj nigdy nie zginie
Bo tworzy się w niekończącej operacji
W efekcie sieciowym chodzi o mnogość reakcji
Aktywności powiązanej jak jony
I zrabowanej koncentracji
Przyszedł czas społecznej demokratyzacji
Wspólnica danych może przynieść społeczeństwu pozytywne zmiany
Inaczej będziemy nadal z prywatności ograbiani
Scenariusz do bani!

Michał Matuszak

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie