Odezwa Rady Jedności Narodowej i Krajowej Rady Ministrów (3 października 1944)
Bohaterem jest lud Warszawy. I nieśmiertelny jest naród, który stać na takie powszechne bohaterstwo.
Z pracą platformową – jednym z bardziej popularnych pojęć-wytrychów, których używa się przy próbach opisu przemian zachodzących w nowoczesnej gospodarce oraz na rynku pracy – jest trochę jak ze znanym memem z kreskówki „Scooby-Doo”. Pojmany przez Freda Jonesa złoczyńca ukrywa swoją tożsamość pod maską, którą zdobią atrakcyjne i pociągające hasła o elastyczności, swobodnym dorabianiu do pensji czy zarobkowaniu na własnych warunkach. Po ściągnięciu zasłony okazuje się jednak, że w ogromnej liczbie przypadków mamy tak naprawdę do czynienia z niepewnością, erozją bezpieczeństwa socjalnego oraz wszechwładzą niezwykle wpływowych korporacji.
Po latach konsumenckiej fascynacji możliwościami oferowanymi przez modne „appki”, bierności ustawodawców i odosobnionych prób ostrzegania przed narastającymi problemami, coś wreszcie zaczyna zmieniać się na lepsze. Elity rządzące w Europie przebudzają się z apatii, inicjując pierwsze kompleksowe akty prawne dotyczące gig economy, a presję wywiera na nie zorganizowany świat pracy. Jednym z jego przedstawicieli jest organizacja związkowa OPZZ Konfederacji Pracy, zrzeszająca kurierów z Pyszne.pl. W związku z przygotowywaną dyrektywą UE opublikowała ona niedawno manifest wzywający do pilnego uregulowania pracy platformowej.
Ziarnko do ziarnka – jak rozrastają się platformy
Dostępny praktycznie na zawołanie samochód z kierowcą odbierającym nas z nocnej imprezy, jedzenie z ulubionej knajpki dostarczone do drzwi przez poruszającego się na rowerze kuriera, fachowiec od drobnych napraw, którego wizytę zamawia się jednym kliknięciem – praca platformowa, kojarzona również z takimi terminami jak gig economy („ekonomia fuch”), zdążyła się już wpisać w krajobraz i styl życia rozwiniętych społeczeństw, w tym polskiego. Rozwiązanie wydaje się niezwykle proste: platformy internetowe kojarzą ze sobą usługodawców i klientów, a do szybkiego wyboru odpowiedniej oferty wystarczy kilka ruchów na smartfonie. Według oficjalnych danych przytaczanych przez organy Unii Europejskiej, w 2022 roku w państwach Wspólnoty za pośrednictwem platform zarobkowało już ponad 28 mln osób, których liczba w ciągu dwóch najbliższych lat ma wzrosnąć do 43 mln.
Ilościowa skala zjawiska nie jest jednak łatwa do precyzyjnego oszacowania, a zajmujący się tym tematem badacze i badaczki mierzą się z poznawczymi i metodologicznymi problemami. – „Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie o skalę pracy platformowej” – mówi Zuzanna Kowalik, ekspertka Instytutu Badań Strukturalnych i współautorka badania „Job quality gaps between migrant and native workers: evidence from Poland” (Różnice w jakości pracy pomiędzy pracownikami platformowymi pochodzącymi z Polski i migrantami). – „Nie wiemy przede wszystkim, dla ilu z osób przywoływanych w oficjalnych źródłach jest to jedyne bądź główne źródło utrzymania, a ile traktuje to jako dodatkowe lub dorywcze zajęcie. Dokładniejszej wiedzy mogłoby dostarczyć dodanie pytania o pracę platformową do badania aktywności ekonomicznej ludności (BAEL), które obejmuje dużą próbę populacji. Dopóki się go nie przeprowadzi, musimy polegać na cząstkowych i niepełnych danych. Wiemy na przykład, że w zeszłym roku liczba osób wykonujących usługi taksówkarskie oraz zajmujących się dostawami jedzenia, a więc zasilających dwie największe gałęzie pracy platformowej, w dziewięciu największych miastach w Polsce wynosiła od 0,5 do 2% ogółu zatrudnionych”.
Badania prowadzone m.in. przez dr. Macieja Beręsewicza z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu pokazują, że w czerwcu 2021 r. z aplikacji dla kierowców Ubera korzystało niespełna 47 tys. osób, z kolei z podobnej aplikacji Bolta – niecałe 39 tys., z czego część wyników prawdopodobnie się ze sobą pokrywała. Same te liczby mogą nie robić większego wrażenia. Liczą się jednak trendy oraz konsekwencje dla całego rynku pracy. Ekonomiczne znaczenie platform takich jak Uber, Deliveroo, Bolt czy Glovo rośnie. Między 2016 a 2020 rokiem dochody sektora w całej UE wzrosły z ok. 3 mld do ok. 14 mld euro.
Platformy zarabiają przede wszystkim na prowizjach płaconych przez klientów i pracujących, ale nie boją się „długiego marszu” i są cierpliwe. Stanisław Kierwiak, lider związku kurierów w zarządzającej marką Pyszne.pl spółce Takeaway, zwraca uwagę na powolne i konsekwentne budowanie przez platformy coraz silniejszej pozycji rynkowej, która w przyszłości ma umożliwić pełne dyktowanie warunków zarówno pracownikom, jak i konsumentom oraz kontrahentom takim jak restauracje. – „Platformy są uważane za bardzo przyszłościowy biznes i łatwo pozyskują od inwestorów venture capital na rozwój swojej działalności” – mówi Kierwiak. – „To strategia obliczona na dłuższy okres. Z punktu widzenia wielu pracowników, poszczególne marki mogą dzisiaj oferować całkiem przyzwoite zarobki, wiemy jednak, że dla platform to tylko etap przejściowy umacniania się na rynku. Nie mamy absolutnie żadnej gwarancji, że gdy poczują się pewniej, płace nie pójdą w dół. Zgodnie z tym samym mechanizmem mogą wzrosnąć obecnie niskie ceny dla klientów albo prowizje pobierane od współpracujących z platformami niewielkich firm”.
Wolność i swoboda czy innowacyjny wampiryzm?
Z prospołecznej perspektywy jeden z głównych problemów z platformami polega na tym, że nie chcą one wziąć odpowiedzialności za swoją rolę pracodawcy. Wraz ze wszystkimi obowiązkami, jakie XX-wieczne umowy społeczne nałożyły na kapitał.
Wykorzystanie nowoczesnych rozwiązań opartych na danych i algorytmach miało stworzyć wrażenie, że dzięki innowacyjności cyfrowych wizjonerów otrzymaliśmy neutralną – a może nawet demokratyczną – infrastrukturę, która pozwoli łatwo kojarzyć ze sobą przedsiębiorcze jednostki i z niespotykaną dotąd wygodą dostarczać tanie usługi. Jak zauważa Zuzanna Kowalik, w opowieści platform nawet praca ma się stać doświadczeniem ekscytującym i uwalniającym od etatowego kieratu. Kampanie rekrutacyjne Ubera zachwalają takie atuty prowadzenia taksówki, jak różnorodność i poznawanie wielu nowych ludzi. Nic, tylko usiąść za kierownicą. Albo dla innej formy wsiąść na rower i ruszać ku wzbogacającym przygodom. Co jednak wtedy, gdy będziemy potrzebować L4, zechcemy pójść na urlop albo po prostu wiedzieć, ile pieniędzy zarobimy w danym miesiącu?
Rozmaite triki prawne i technologiczne umożliwiają platformom gładkie omijanie przepisów prawa pracy, gwarantujących zatrudnionym socjalne zdobycze ubiegłego stulecia. Stanisław Kierwiak opowiada o popularnym mechanizmie służącym do takich celów: „Większość platform funkcjonuje w modelu, w którym nie ma żadnej więzi prawnej między marką a osobą wykonującą pracę. Służą do tego pośrednicy tzw. flotowi, czyli firmy zatrudniające chętnych do pracy np. w Uberze, Wolcie czy Glovo na umowach zlecenie. W zamian za prowizję oferują obsługę księgową, wypłacają pieniądze, czasem mogą jeszcze wynajmować sprzęt i na tym właściwie ich rola się kończy. Z formalnego punktu widzenia to zupełnie niezależne podmioty, które nie mają nic wspólnego z platformami – te mogą się od nich w każdej chwili odciąć i powiedzieć, że to przecież nie ich sprawa, gdy np. pośrednik ogłosi upadłość i nie wypłaci ludziom wynagrodzeń. Takie przypadki już się zdarzały i jest to najzupełniej legalne. Platforma nie ma żadnych zobowiązań wobec tych, którzy dla niej pracują”.
Umowy podpisywane z pośrednikami, ale i klasyczne samozatrudnienie, niosą jeszcze inne groźne konsekwencje. Pracownicy platformowi są często pozbawieni prawa do minimalnego wynagrodzenia. Zuzanna Kowalik zwraca uwagę na podobieństwo przyjętych formuł prawnych do tzw. zero hour contracts, czyli umów, w których pracodawca nie jest zobowiązany do zapewnienia pracownikowi minimalnej ilości pracy, a więc i minimalnej pensji. Kurier czy kierowca otrzymuje pieniądze wyłącznie za wykonane zlecenie, licząc na to, że w danym momencie pojawi się zapotrzebowanie na jego usługi. Jak mówi Kierwiak, w skrajnych przypadkach skutkuje to sytuacjami, w których pracujący spędza w terenie cały dzień, zarabiając za to około 20 zł.
Stawki są niejasne i oparte na zupełnie nieprzejrzystych decyzjach algorytmów. Umowa zawarta z pośrednikiem nie chroni w żaden sposób również przed czysto arbitralnymi decyzjami platformy. Może ona w dowolnej chwili odciąć zatrudnionych od podstawowego narzędzia pracy, a więc mobilnej aplikacji służącej do wyłapywania zleceń. Pewnym medialnym echem odbiły się wydarzenia z wiosny 2021 r., gdy Glovo postanowiło ukarać w ten sposób kurierów strajkujących z powodu obniżki płac. Stanisław Kierwiak informuje, że poza tego rodzaju „cyfrowym lokautem” nagłe blokady stosuje się jednak także w bardziej prozaicznych przypadkach. – „To nie dotyczy tylko strajków czy działalności związków zawodowych. Platformy odcinają od aplikacji każdego, kto z dowolnych przyczyn się im nie spodoba, nie przedstawiając przy tym żadnego uzasadnienia” – mówi mój rozmówca. – „Taka osoba nie może wtedy zarabiać i nie ma nawet pojęcia, dlaczego. Po prostu usuwa się jej konto i nikt nie musi się z tego choćby szczątkowo wytłumaczyć”.
Stare dobre śmieciówki
Przykłady można mnożyć. Po zdjęciu marketingowej fasady rzeczywistość pracy platformowej dzisiaj to w ogromnej mierze niestabilne warunki zatrudnienia, niepewne i szybko zmieniające się zarobki, długie godziny pracy, brak urlopu i chorobowego, niższe składki emerytalne, utrudnienia dla aktywności związkowej i skrajnie niekorzystne położenie wobec rzeczywistego pracodawcy, którego samowoli nie krępują żadne ograniczenia. Niestety w Polsce to wszystko może brzmieć aż zbyt znajomo. Opisywany stan rzeczy to bowiem w istocie nic innego niż kolejna odsłona uśmieciowienia i prekaryzacji, z którymi w różnych fazach borykamy się od co najmniej dwudziestu lat. Z taką diagnozą zgadza się Michał Lewandowski, przewodniczący międzybranżowego związku zawodowego OPZZ Konfederacja Pracy: „W naszym odczuciu jako związkowców to wszystko nie jest nic specjalnie nowego – myśląc o pracy platformowej, warto zdać sobie sprawę, że tak naprawdę mamy do czynienia z dobrze znanymi umowami śmieciowymi w nieco ładniejszych ozdobach”.
Samo pojawienie się platform wraz z przyjętym przez nie modelem biznesowym można traktować jako przejaw długofalowych tendencji rozwojowych współczesnego kapitalizmu. Takie spojrzenie proponuje m.in. kanadyjski ekonomista Nick Srnicek, którego zdaniem kapitał wciąż poszukuje nowych, jeszcze skuteczniejszych technologii oraz form organizacji. W XXI wieku zapewniają je przede wszystkim dane – w przypadku np. Ubera wykorzystywane do analizy ruchu i aktywności klientów oraz pracowników. Zbiega się to z jeszcze starszymi, bo zachodzącymi już od kilku dekad przekształceniami gospodarki, która odchodzi od dawnej fordowskiej organizacji produkcji i w coraz większym stopniu opiera się na tzw. nowych formach pracy oraz atypowych formach zatrudnienia. Jak w oparciu o klasyfikację Eurofound w wydanej jeszcze w 2019 r. publikacji „Nowe formy pracy w Polsce” pisze ekspert Instytutu Spraw Publicznych, Dominik Owczarek, należy do nich m.in. praca platformowa.
Podobnego zdania jest Zuzanna Kowalik: „Platformy wpisują się w dawno już rozpoznany trend postępującego uelastycznienia rynku pracy oraz neoliberalizmu. Wcześniej widzieliśmy np. umowy zero hour contracts, a teraz to zjawisko jest technologicznie oraz ideologicznie zasilane właśnie przez platformy” – mówi mi ekspertka. I dodaje, że trwająca przez lata w Polsce plaga kiepskiego i niestabilnego zatrudnienia w pewnym sensie znieczuliła nas na sytuację pracowników platformowych: „Być może jako społeczeństwo pozostajemy wobec tego raczej obojętni, ponieważ po prostu przyzwyczailiśmy się do pracy na śmieciowych warunkach. Na Zachodzie szok był większy, bo u nas już wcześniej przygotowano pod to grunt”.
Stanisław Kierwiak jednego z większych niebezpieczeństw dla pracownic i pracowników upatruje w możliwym rozlewaniu się modelu pracy platformowej na pozostałe branże. Te dzisiaj jeszcze objęte tradycyjnymi zabezpieczeniami. Jak zauważa związkowiec, może się tak stać, ponieważ przyjęta przez platformy formuła jest niezwykle atrakcyjna dla biznesu. W końcu jaki prawdziwy kapitalista nie marzy o doskonale elastycznej i dyspozycyjnej sile roboczej, na którą można przerzucić większość ryzyka i nie martwić się takimi uciążliwościami, jak stabilność zatrudnienia czy zabezpieczenia społeczne? – „Problem z platformami jest taki, że to model bardzo uniwersalny” – mówi Kierwiak. – „Przy braku regulacji będzie się więc rozprzestrzeniał, bo wiele firm i sektorów zechce skorzystać z tak kuszącej okazji. Jeżeli można niemal dowolnie ciąć koszty, przerzucając ryzyko na pracownika, to po prostu będzie się to robić”.
To zresztą już się dzieje. Manifest organizacji związkowej kurierów z Pyszne.pl wspomina o aplikacji Tikrow. To stosunkowo świeży wynalazek, który został szybko ochrzczony „Uberem dla pracowników”. Pomysł stojący za polskim start-upem sprowadza się do jak największej optymalizacji pozyskiwania pracowników przez firmy. Za pomocą nowego narzędzia zyskują one błyskawiczny dostęp do osób przyjmowanych na krótkie, często zaledwie jednodniowe zlecenia. Większość ofert dotyczy pracy fizycznej, związanej m.in. z układaniem towaru w magazynach czy sprzątaniem. Będący oficjalnie agencją pracy tymczasowej Tikrow, w swoim materiale promocyjnym zapewnia o szeregu korzyści dla wszystkich stron zawieranych transakcji. Pracodawca nie traci już czasu na długie i kosztowne procesy rekrutacyjne, a pracownik łapie fuchę poprawiającą stan portfela. New day. New job – czytamy na stronie marki, która roztacza sielankową wizję szybkich i dobrowolnych kontraktów zawieranych dla wspólnego dobra między równymi partnerami.
W dorabianiu nie ma niczego złego, a formalności bywają dokuczliwe. Ale czy w przypadku strukturalnego pogorszenia się sytuacji pracowników to wspaniałe urządzenie nie zamieni się w cyfrowy odpowiednik placu przed XIX-wieczną fabryką, na którym zdesperowani robotnicy każdego ranka rywalizują o to, który z nich dostanie zatrudnienie na chociaż jeden dzień?
Coś zaczęło się ruszać – manifest i dyrektywa
Poparty przez prezydium OPZZ manifest pracowników platformowych z Pyszne.pl, którzy mają już za sobą pierwsze akcje strajkowe i podjęcie dialogu z pracodawcą, ukazał się w nieprzypadkowym momencie. Po raz pierwszy bowiem istnieją obecnie realne polityczne szanse na uregulowanie gig economy oraz zatrzymanie groźnych trendów potencjalnie zdolnych do podminowania całości stosunków pracy oraz związanego z nimi ładu instytucjonalnego.
W grudniu 2021 r. Komisja Europejska przedstawiła projekt dyrektywy, która ma stworzyć ramy prawne dla pracy platformowej oraz objąć ochroną zarabiających w ten sposób ludzi. Prace nad dyrektywą toczą się w tzw. trialogu – 12 czerwca swoją opinię wydała gromadząca ministrów państw członkowskich Rada UE, wkrótce natomiast odbędą się konsultacje z europarlamentem. Najważniejsze postanowienia dokumentu mówią o warunkach, których spełnienie oznacza domniemanie istnienia stosunku pracy. Są wśród nich ograniczona swoboda wyboru godzin, nadzór platformy czy górny limit wynagrodzenia. Mowa także o zapewnieniu wglądu w decyzje algorytmów wraz z prawem do ich zakwestionowania.
Dlaczego UE w ogóle zainteresowała się tym obszarem i podejmuje działania, które mogą uderzyć w ekonomiczne interesy platform? Stanisław Kierwiak uważa, że w dużej mierze chodzi tu o kwestię suwerenności i samosterowności silnego międzynarodowego gracza, który nie może pozwolić sobie na to, żeby wielki kapitał całkowicie wszedł mu na głowę. – „Unia to nie jest instytucja szczególnie znana z jakiegoś bardzo propracowniczego nastawienia” – mówi lider Konfederacji Pracy w Pyszne.pl. – „Tam po prostu zdano sobie sprawę, że nie można pozwolić na to, aby jakaś grupa korporacji zaczęła dyktować państwom warunki dotyczące standardów pracy i zatrudnienia. Europejski system stosunków społecznych jest jednak bardziej solidarystyczny niż amerykański i nadeszła chwila, w której należy go zbiorowo bronić”.
Moi rozmówcy są zgodni: do kluczowej próby sił, w której rozstrzygnie się przyszłość pracy platformowej, dojdzie przy implementacji unijnych przepisów do systemów prawnych poszczególnych państw członkowskich. Dokładny kształt przyjętych rozwiązań ma zależeć od specyfiki istniejących tradycji i ustawodawstwa, poszczególne warianty mogą się więc od siebie różnić. Zuzanna Kowalik zauważa, że do pewnego rozwodnienia pierwotnego projektu doszło już na etapie przygotowań w instytucjach unijnych, które początkowo proponowały mniej warunków niezbędnych do stwierdzenia stosunku pracy. Lobbing platform zatem działa i można się spodziewać jego intensyfikacji.
Stanisław Kierwiak podkreśla, że właśnie teraz szczególnie ważny i potrzebny jest głos strony pracowniczej, która zawalczy o przyjęcie korzystnych dla siebie zapisów. W przestrzeni publicznej zdominowanej przez optymistyczną opowieść platform, postulaty związkowe wybrzmiewają jako zupełna nowość. – „Jako reprezentanci związku zawodowego wzięliśmy udział w zebraniu sejmowego zespołu ds. przyszłości pracy – mówi Kierwiak – na którym były również przedstawicielki Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Po usłyszeniu naszej agendy te panie powiedziały, że bardzo ciekawie było usłyszeć stanowisko drugiej strony, bo cały czas słychać tylko to, co mówią platformy”.
„Mamy prawo obawiać się, że firmy takie jak Uber, Glovo, Wolt stanowić będą awangardę uśmieciowienia rynku pracy […] Model platformowy oznacza brak prawa do uzwiązkowienia, płatnego urlopu, stałej stawki godzinowej, stałej liczby godzin pracy czy przewidywalności wynagrodzenia, a także niższą emeryturę w przyszłości, brak prawa do urlopu macierzyńskiego i chorobowego” – tymi słowami związkowcy z Konfederacji Pracy otwierają swój manifest, który zawiera diagnozę obecnej sytuacji oraz kluczowe propozycje jej rozwiązania. Modus operandi platform szkodzi przede wszystkim pracownikom oraz ich prawom socjalnym i związkowym. Zagraża jednak również tracącemu wpływy podatkowo-składkowe państwu i pozostałym rynkowym podmiotom, które muszą się mierzyć z nieuczciwą konkurencją. Wykorzystywanie pośredników flotowych pozwala na kreatywną księgowość. Platformy poza tym przerzucają na instytucje publiczne rozmaite koszty uboczne, takie jak leczenie wypadków przy pracy czy zdrowotnych skutków chronicznego przepracowania.
Opowiadając o problemie nieuczciwej konkurencji, Kierwiak stwierdza, że oferowanie przez platformy niskich cen dzięki obchodzeniu zobowiązań wobec pracowników to psucie rynku. Dlatego na uregulowaniu tej sfery powinno zależeć również „konwencjonalnym” przedsiębiorcom. – „Z dużym zdziwieniem obserwuję, że takie organizacje pracodawców jak Konfederacja Lewiatan cały czas trzymają stronę platform” – opowiada związkowiec. – „Nietrudno przecież zauważyć, że model ich działania jest nie fair nie tylko wobec zatrudnionych, ale i pozostałych firm, które chciałyby prowadzić działalność w zgodzie z przepisami prawa i oferować normalny model zatrudnienia. Nie da się konkurować z kimś, kto całe koszty i ryzyko swojej działalności może przerzucić na pracowników”.
Minimum, którego domagają się związkowcy i które powinno znaleźć swoje odbicie w zapisach polskiego prawa po wdrożeniu unijnej dyrektywy, składa się z pięciu postulatów. Pierwszy z nich to zapewnienie stabilności zarobków, których wysokość – nawet przy gwarantowanej stawce godzinowej – waha się dzisiaj w zależności od liczby dostępnych kurierów czy kierowców albo od warunków atmosferycznych.
Nigdy do końca nie wiedząc jakich pieniędzy mogą się spodziewać, kurierzy i kierowcy chętniej korzystają z oferowanych przez platformy premii za większą liczbę zleceń, wzmagając przez to czysto fizyczną eksploatację. Stąd właśnie wynika kolejny punkt manifestu, czyli zakończenie promocji pracy ponad siły, stosowaną obecnie poprzez platformy w ramach systemu zachęt.
Następny postulat mówi o kolejnej fundamentalnej sprawie, bez której na dłuższą metę trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek skuteczną walkę o prawa zatrudnionych. Jest to zagwarantowanie praw związkowych. Michał Lewandowski z OPZZ Konfederacja Pracy – organizacji, która stawia sobie za cel docieranie do pracowników z różnych, często słabo uzwiązkowionych branż – stawia sprawę jasno. Nikt nie żyje w próżni, a czasy się zmieniają, więc również związki zawodowe muszą za tym nadążać, nie przeoczając takich nieobecnych wcześniej na rynku pracy tworów jak platformy. – „Musimy starać się uczestniczyć w tych formułach, które nas otaczają” – mówi Lewandowski i dodaje, że udało się już powołać organizację w Pyszne.pl, co zapewnia związkowcom nowe możliwości działania, takie jak rozmowy ze stroną pracodawców czy kontakty z politykami i urzędnikami. Organizowanie kurierów czy kierowców nie jest jednak łatwe i napotyka na problemy wynikające m.in. z czysto przestrzennych czy logistycznych uwarunkowań. – „W wielu firmach pracownicy w ogóle nie mają ze sobą kontaktu; to praca wykonywana raczej indywidualnie. Trudniej wtedy myśleć o założeniu związku”.
Przeszkodą w zakładaniu i rozwijaniu działalności związków jest oczywiście śmieciowe zatrudnienie, które utrudnia m.in. ochronę działaczy – można się ich pozbyć, po prostu nie przedłużając umowy zlecenia. Mówiąc o teoretycznej możliwości powołania organizacji u jednego z formalnie zatrudniających pośredników, Stanisław Kierwiak powraca do problemu pełnej kontroli platform nad aplikacjami umożliwiającymi pracę. W ramach antyzwiązkowych retorsji pracownicy mogą zostać od nich zwyczajnie odcięci. Jak mówi związkowiec, stało się tak m.in. podczas niedawnego protestu kurierów Glovo w Wałbrzychu. – „Jakiś czas temu rozmawialiśmy z niezadowolonymi kurierami z Wolta. Byli dobrze zorganizowani i spokojnie mogliby założyć organizację związkową u pośredników flotowych. Ostatecznie jednak się na to nie zdecydowali, ponieważ nie było absolutnie najmniejszej gwarancji, że pierwszą reakcją platformy na wiadomość o powstaniu związku nie będzie usunięcie im kont. Były to osoby, dla których praca platformowa stanowiła główne albo jedyne źródło zarobkowania. Z tą wolnoamerykanką trzeba po prostu skończyć”.
Niepewność zarobków, przepracowanie – eksploatowanym pracownikom należy się work-life balance i zwyczajne wolne. Dlatego też czwarty punkt manifestu mówi o zagwarantowaniu prawa do płatnego urlopu.
Piąty i ostatni z kluczowych postulatów odnosi się do kwestii uwzględnionej w projekcie unijnej dyrektywy, która wykracza zresztą poza problematykę pracy platformowej, dotykając również innych sektorów. Mowa o wprowadzeniu rozwiązań gwarantujących przejrzystość algorytmów stosowanych przez platformy. Wydaje się, że w realiach coraz silniej „udanowionej”, mediowanej przez narzędzia cyfrowe gospodarki, jest to jeden z fundamentalnych kierunków walk całego świata pracy. Jego sprawczość i samostanowienie zależą m.in. od znajomości obowiązujących zasad i możliwości otwartej polemiki z decyzjami ocenianymi jako niesprawiedliwe.
W poszukiwaniu optymalnej formuły
Co dalej? Prace nad dyrektywą trwają i minie pewnie jeszcze sporo czasu, zanim krajowi ustawodawcy przełożą je na konkretny język obowiązującego prawa. Wiadomo, że określenie satysfakcjonujących zapisów będzie trudne – także z powodu skomplikowanej czy chwilami niejednoznacznej natury samych platform. Nie ulega wątpliwości, że należy położyć kres zupełnie bezwstydnemu wyzyskowi i składkowo-podatkowemu cwaniactwu, uprawianemu przez korporacje pod płaszczykiem nowoczesności i innowacyjności.
Moi rozmówcy dodają jednak, że oferowana elastyczność w pewnych wypadkach rzeczywiście bywa atrakcyjna i nie należy z niej w pełni rezygnować. Niełatwym, ale możliwym do realizacji wyzwaniem będzie zatem ochrona możliwości swobodnego dorabiania czy preferencyjnego wyboru godzin pracy przy równoczesnym zagwarantowaniu minimum bezpieczeństwa socjalnego i praw pracowniczych. – „Platformy żerują na tym, że jako społeczeństwo faktycznie chcemy nieco większej elastyczności” – mówi Stanisław Kierwiak. – „Widać to m.in. w popularności pracy zdalnej po pandemii. Wiemy, że rynek będzie się zmieniał w tym kierunku, bo coraz mniej podoba nam się przywiązanie do jednego miejsca i zadań. Chodzi jednak o to, żeby to nie wielkie korporacje dyktowały nam, jak ta elastyczność ma wyglądać”. Z kolei Zuzanna Kowalik dodaje: „Pewną zaletą platform jest to, że mogą stanowić bufor pomiędzy »normalnymi« pracami w okresach bezrobocia. W zasadzie bez większych barier wejścia możemy wtedy znaleźć jakieś zlecenia, które stanowią pewną poduszkę bezpieczeństwa”.
Dorabianie czy freelancing mają swoje miejsce, dlatego regulatorzy będą musieli pamiętać o zróżnicowanej sytuacji różnych grup zarobkujących na platformach. Chodzi tu zarówno o tych z kurierów i kierowców, którzy np. łączą pracę z nauką, jak i o ludzi wykonujących różnego rodzaju fizyczne bądź zdalne zadania dla kilku zleceniodawców. Przejrzystość algorytmów oraz zarobków dotyczy chyba jednak wszystkich bez względu na konkretną specyfikę wykonywanej pracy. – „Jako związkowcy wiemy, że nie wszyscy pracownicy potrzebują dokładnie tego samego” – mówi Michał Lewandowski. – „Przyjęte przepisy powinny mieć to na uwadze. Mimo to, elementarne zabezpieczenia socjalne i wpływ na warunki pracy należą się każdemu”.
Przed nami ważne i nieoczywiste rozstrzygnięcia. Walka o jak najbardziej korzystny dla pracowników i pracownic kształt nowych przepisów będzie trwała zarówno na poziomie europejskim, jak i polskim. Warto więc trzymać rękę na pulsie i śledzić kolejne wydarzenia. Głośne afery ostatnich lat, takie jak Uber Files, pokazują, że platformy potrafią agresywnie i z naruszeniem prawa bronić swoich interesów. Dlatego w ramach przeciwwagi tym bardziej potrzebujemy silnego prospołecznego i propracowniczego głosu. Lepiej, żeby słowa takie jak „elastyczność”, „wolność” czy „różnorodność” zachowały swoje pozytywne znaczenie, zamiast służyć jako wytworne opakowanie dla praktyk związanych z wyzyskiem, stresem i wyczerpaniem.
Szymon Majewski
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Mike Ramírez Mx z Pixabay
Bohaterem jest lud Warszawy. I nieśmiertelny jest naród, który stać na takie powszechne bohaterstwo.
Ponieważ w dyskusjach klimatycznych dominują głosy klasy średniej, skupiamy się na rozwiązaniach dla klasy średniej.