
Brexit i kultura postępu
Klasa robotnicza i niższa klasa średnia – a nie elity kulturalne czy polityczne – wywołały rodzaj współczesnego buntu chłopskiego.
(ur. 1972) – angielski pisarz, publicysta i dziennikarz, aktywista społeczny i ekologiczny; z wykształcenia historyk. Jego aktywność obywatelska zaczęła się na studiach, kiedy zaangażował się w akcję przeciwko budowie autostrad, za co został aresztowany. W 2001 r. znalazł się na liście „10 największych rozrabiaków Wielkiej Brytanii”. Jego teksty ukazują się na łamach pism głównonurtowych („The Guardian”, „Independent”, „Le Monde”, „New Statesman”) i niezależnych (m.in. „The Ecologist”, do którego redakcji swego czasu należał). Autor książkowych reportaży o ruchu antyglobalistycznym („One No, Many Yeses”) oraz na temat niszczenia angielskiego krajobrazu i lokalnych więzi społecznych („Real England”). Jak sam mówi, stara się wskazywać powiązania między ludźmi a miejscami, polityką a życiem jednostek – tak, by zaczęły się interesować procesami, które dzieją się wokół nich. Jeden z głównych animatorów ambitnej inicjatywy, której celem jest wypracowanie nowego języka opisu rzeczywistości w obliczu kryzysu cywilizacyjnego i ekologicznego (zob. www.dark-mountain.net). Pracował m.in. w centrum rehabilitacji orangutanów na Borneo, był pokojowym obserwatorem podczas rewolucji zapatystowskiej w Meksyku i sprzątaczem w barze sieci McDonald’s. Autor nagradzanych wierszy. Mieszka na Tamizie, w pobliżu Oxfordu. Strona internetowa: www.paulkingsnorth.net.
Klasa robotnicza i niższa klasa średnia – a nie elity kulturalne czy polityczne – wywołały rodzaj współczesnego buntu chłopskiego.
Pozytywny angielski nacjonalizm: antyrasistowski, patrzący w przyszłość, lecz zakorzeniony w przyszłości.
Jedynym wydarzeniem w moim życiu, które zbliżyło się do spowolnienia ekobójczej machiny śmierci, którą nazywamy „gospodarką globalną”, był upadek. Przypadkowy. Wszystkie nasze obietnice zmian spełzły na niczym. Zatrzymywaliśmy swoje szaleństwo tylko wtedy, gdy coś szło nie tak.
Gdzie się podziała nasza odwieczna tradycja buntu i sprzeciwu? Dzisiaj potrzebujemy jej bardziej niż kiedykolwiek.
Świat, który nas otacza i w którym żyjemy, staje się pozbawioną duszy i charakteru plątaniną autostrad i dróg szybkiego ruchu, bezładną mieszaniną hipermarketów, centrów handlowych, parków rozrywki, jednakowych domów i ogrodzonych osiedli dla bogaczy.
Od dłuższego już czasu mainstreamowi ekolodzy wykazywali obsesyjną wręcz fiksację na punkcie zmian klimatycznych i poszukiwania rozwiązań opartych o nowe technologie. Inne drogi pozostawały poza ich zainteresowaniem. W konsekwencji zarówno język, jak i przekaz stały się bardzo technokratyczne i ociekające żargonem naukowym. Przypuszczam, że większość ludzi ma w sobie miłość do przyrody w tej czy innej formie, ale jedynie nieliczni uwielbiają niekończące się spory o wyższość energii atomowej nad gazem ziemnym.
Większość ekologów głównego nurtu spędza teraz czas, spierając się, czy wolą farmy wiatrowe od elektrowni wodnych, energii jądrowej czy sekwestracji dwutlenku węgla. Wszystkie te prognozy opierają się na seriach odmóżdżających wyliczeń, wyciągniętych z tych czy innych naukowych opracowań – jakby świat był jednym wielkim arkuszem kalkulacyjnym, w którym wystarczy jedynie wszystko poprawnie obliczyć.