Powrót bez powrotu
Nie przegapi żadnej okazji na 288 stronach książki, aby podkreślić expressis verbis, że jego matka jest/była „rasistką”.
(ur. 1981) – etnografka, publicystka, pracownica socjalna. Autorka książek „Ziemia jałowa. Opowieść o Zagłębiu” (2018) oraz „Nie ma i nie będzie” (2022) poświęconych społecznym skutkom neoliberalnej „transformacji” i zniszczeniu przemysłu w Polsce. Członkini redakcji „Nowego Obywatela” i osoba odpowiedzialna za funkcjonowanie techniczno-organizacyjnego aspektu wydawania pisma.
Nie przegapi żadnej okazji na 288 stronach książki, aby podkreślić expressis verbis, że jego matka jest/była „rasistką”.
W przypadku większości lotów na krótkich (500–1500 km) i średnich dystansach (1500–3500 km) najlepszą alternatywą są pociągi nocne, ponieważ większość ludzi nie chce spędzać w pociągu sześciu lub więcej godzin w ciągu dnia. Zaletą pociągów nocnych jest możliwość przenocowania w podróży i pokonania dystansu do 2000 km, a z pomocą kolei dużych prędkości nawet do 3000 km.
Najlepsze jest jeżdżenie w cyklu i co godzinę, bo wtedy będzie każdemu pasowało. A ludzie dostosują się do tego, bo to nie jest tak, że ludzie muszą dostosować pociągi do siebie. Jeżeli jeździmy często, ludzie sami się dostosują ze swoimi potrzebami do rozkładu jazdy, który istnieje. To nie oznacza, że nie powinniśmy w ogóle słuchać ludzi, bo „my wiemy lepiej”. Na pewno musimy zmienić system zarządzania koleją w taki sposób, aby była bardziej przyjazna w odbiorze dla podróżnych, bo na razie jest nowoczesna, ale pod względem taboru. Dla mnie kolej jest jeszcze za mało otwarta na zewnątrz.
Brak transportu publicznego jest przeszkodą w realizacji konstytucyjnych praw i wolności obywatelskich: prawa do ochrony zdrowia, prawa do nauki, prawa osób z niepełnosprawnościami do pomocy ze strony władz publicznych w komunikacji społecznej, wolności poruszania się, korzystania z usług publicznych gwarantujących godne życie. Bardzo trudno te wszystkie możliwości realizować, jeśli nie ma transportu publicznego. W dużym mieście jest łatwiej, transport publiczny jest w zasadzie na wyciągnięcie ręki. Oczywiście to zależy od miasta, ale w mniejszej miejscowości albo na wsi na porządku dziennym są takie dylematy: pojadę do lekarza specjalisty i zrobię badania czy muszę zostać w domu.
Najsilniej drzwi trzymają ci, do których świata miałaby ewentualnie dołączyć.
To są często mężczyźni nieuprzywilejowani, wykluczeni pod wieloma względami i oni też cierpią w wyniku istnienia tych wzorców męskości, presji związanej z byciem „prawdziwym mężczyzną”. A jednocześnie trafiają ciągle w sieci czy w telewizji na feministki z wielkich miast, które mówią o mężczyznach – o tym, że są uprzywilejowani, często tworząc binarny podział na kobiety-ofiary i mężczyzn-sprawców. Podział, który jest fałszywy i krzywdzący.
Tożsamość, która obejmuje większość osób w kraju, czyli tożsamość narodowa, jest tą, na którą w naszym państwie lewica spogląda z góry, marszcząc brwi i mówiąc: „Nie można dawać wyrazu tożsamości narodowej, ponieważ to ksenofobia, bigoteria i wyłączanie ludzi ze wspólnoty”. Jednocześnie lewica jest bardzo chętna, by afirmować tożsamość każdej innej osoby czy grupy. Klasa robotnicza może pomyśleć: Chwila, dlaczego moja tożsamość jest nieistotna? Liberalna klasa polityczna w naszym kraju zawsze żwawo promuje kulturę mniejszości, ale gdy biała, „tubylcza” klasa robotnicza wyrazi jakiś cień narodowej przynależności, mówi się jej, żeby była cicho, bo nie wolno tego robić.
Ludzie giną tam non stop, tylko podczas jednej próby przejścia latem 2022 r. zginęło od 23 do 37 migrantów, a ponad 70 uznano za zaginionych. Rok wcześniej Hiszpania push-backowała do Maroka ok. 10 tysięcy osób w ciągu dosłownie kilku dni. Dlatego gdy czytam o „wyjątkowych zbrodniach Polski/polskiej Straży Granicznej”, to przecieram oczy – w takich „lewackich” krajach, jak Hiszpania, jest jeszcze brutalniej…
Pamiętam osoby, które w początkach wojny deklarowały, że trzeba pomóc – często teraz publikują w swoich mediach społecznościowych takie rzeczy, których spodziewalibyśmy się raczej ze strony skrajnej prawicy, a nie od ludzi, którzy czytają „Wysokie Obcasy”.
Nie napisałem ani jednego tekstu, nie zrobiłem prawie żadnego zdjęcia. Wydzwaniali do mnie z wielu redakcji i pytali: „Czemu nic nie piszesz, czemu nic nam nie przesyłasz?”. A ja na to: „Po prostu nie mam czasu, bo tu się tyle dzieje, jestem wykończony, nie dam rady nic napisać”. Trzeba ludziom pomagać, a nie pisać. Jest mnóstwo osób, które piszą, wszystko już wiadomo.
Kiedy feministki przestaną zajmować się długością nóg, zapytacie.
Powodem zorganizowania się ludzi były fatalne relacje w firmie. Nazywałem to folwarkiem XXI wieku. Wszystko odbywało się na zasadzie dekretów, szeregowy pracownik produkcyjny nie miał prawa głosu. Jeśli ktoś się za dużo odzywał, to mógł liczyć się z tym, że przy najbliższej okazji, gdy firma będzie w dołku, może stracić pracę. Więc ludzie siedzieli cicho, znosili złe traktowanie, chamstwo. Te fatalne, chwilami wręcz patologiczne relacje udało nam się naprawić.
Często to były uwagi, z którymi nic się nie dało zrobić – dlaczego pani nie otworzy drugiej kasy? Bo właśnie wyciągam bułki z piekarnika, a jak ich nie wyciągnę, to zaraz będzie pani krzyczeć, że ich nie ma. W relacjach międzyludzkich więcej można załatwić nie wychodząc z pozycji „płacę to wymagam”, „jesteście tu, aby mi służyć”, a poza tym to wiadomo, „trzeba się było uczyć, to by się nie skończyło na kasie w markecie”. Pomijając fakt, jak bardzo jest to krzywdzące, głupie i niesprawiedliwe, to naprawdę nie rozumiem, jak takim ludziom się to w głowie składało, że oczekiwali szacunku i uśmiechu, ale jednocześnie traktowali pracowników sklepu z wyższością i pogardą.
Zbadałam, jak się kojarzą słowa „wielodzietność” i „rodzina wielodzietna”. Prosiłam o pierwsze skojarzenia z tymi sformułowaniami. Przeważały określenia pejoratywne: hałas, harmider, ubóstwo, alkoholizm, brak czasu. Badałam to samo zjawisko w Hiszpanii i Słowacji. I tam procentowy udział odpowiedzi nasyconych pejoratywnie nie był aż tak duży. W Hiszpanii w ogóle wyszło odwrotnie – pod adresem rodziny wielodzietnej było więcej określeń i opinii pozytywnych niż negatywnych.
Jak zatrzymać młodych w małych miastach? Przede wszystkim pracą.