Kto nie lubi mieć pięciu stówek w kieszeni?
Szczególnie zaniepokoił mnie jeden z okrzyków, skandowany zresztą dość długo: „Idźcie rodzić za pięć stówek”. Adresatami byli uczestnicy kontrdemonstracji, którzy przez biologiczne uwarunkowania męskości rodzić nie mogą. Ale slogany, podobnie jak pociski, rażą niekiedy odłamkami. W tym konkretnym przypadku uderzają one w pierwszy od lat śmiały gest redystrybucyjny. Wspomniana demonstracja zorganizowana została przez Razem, pojawiły się na niej również inne środowiska, którym z dobrą lub złą wolą można przypisać afiliacje lewicowe. Wściekłość wywołana przez zamiar zaostrzania ustawy częściowo usprawiedliwia to nieszczęśliwe połączenie haseł wolnościowych i antysocjalnych. Potraktowałbym jednak ten incydent jako sygnał ostrzegawczy, który powinien zwrócić uwagę na to, co może w przyszłości zagrozić lewicowej narracji. Użyty na demonstracji slogan wpisuje się bowiem w linię wyjaśniania sytuacji, którą wkrótce po ostatnich wyborach przyjął obóz religii wolnorynkowej. Słyszeliśmy wtedy, że zwycięstwo PiS było wynikiem przekupstwa, a cały program „dobrej zmiany” – jedynie sprawną socjotechniczną manipulacją. Właściwie trudno wyobrazić sobie bardziej toksyczną mieszaninę pogardy, samozadowolenia i błędnego rozpoznania przyczyn werdyktu wyborców. Dziś, gdy piszę te słowa, usłyszałem w radiowej audycji redaktora Pawła Wrońskiego, cytującego Margaret Thatcher. Cytat brzmiał: Każdy socjalizm kończy się tam, gdzie kończą się pieniądze.