My z Niego wszyscy

My z Niego wszyscy

Adam Mickiewicz. Tej postaci chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Ale ilu z nas wie, że Wieszcz to nie tylko autor szkolnych lektur i scenariusza dla Wajdy, ale też namiętnie zaangażowany polityk? I to nie tylko żarliwy patriota, nie tylko mistyk błąkający się w kręgu Towiańskiego, lecz również jeden z pierwszych polskich socjalistów.

Mickiewicz oczywiście był przede wszystkim poetą, romantykiem. Uwikłany w polityczne burze swej epoki uczynił wszakże z romantyzmu program polityczny. Wszyscy chyba pamiętamy jego pogardę dla „mędrca szkiełka i oka” tudzież namiętne wezwania do mierzenia „sił na zamiary” i wzlatywania „ponad poziomy”. Konserwatywno-romantyczna krytyka racjonalizmu – paradoksalnie – wiodła Wieszcza w kierunku rewolucyjnym. Historiozofia Mickiewicza zastępowała linearną koncepcję postępu wizją gwałtownych zrywów, przerywających procesy upadku i dźwigających ludzkość na wciąż wyższe poziomy. Z socjalisty Saint-Simona zaczerpnął Mickiewicz przekonanie, że o ile misją Chrystusa było wyzwolenie duchowe człowieka, to teraz nadchodzi czas wyzwolenia społecznego; reakcjonista de Maistre zaszczepił mu koncepcję eschatologicznego sensu historycznych cierpień – ważną dla wyjaśnienia polskich nieszczęść.

Owe idee, skojarzone z wiarą w szczególną rolę Polski, zrodziły Mickiewiczowski mesjanizm, najdobitniej wyrażony w „Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego” (1832). Dzieło to, wyrosłe z klęski powstania listopadowego, wywarło wielki wpływ na twórcę francuskiego socjalizmu chrześcijańskiego, Huguesa Felicite de Lamennais. Wedle „Ksiąg”, Polska ma być „Chrystusem narodów”: jej męczeństwo jest elementem planu Opatrzności, niezbędnym do podniesienia ludów z dna upadku; jej zmartwychwstanie przyniesie odrodzenie wiary i ducha poświęcenia. Jak widzimy, mesjanizm umieszcza zbawienie nie w zaświatach, lecz w świecie doczesnym. Nic dziwnego, że w lipcu 1841 r. poeta przystał do kręgu wyznawców mistyka Andrzeja Towiańskiego. Chrześcijaństwo Mickiewicza nabrało cech wyraźnie heterodoksyjnych – miało pozostawać w takim stosunku do Kościoła katolickiego, jak religia chrześcijańska do judaizmu.

To pod wpływem Towiańskiego – hołubiącego Napoleona, a zarazem postulującego pojednanie z Rosją – Mickiewiczowski mesjanizm wyszedł z ciasnych narodowych opłotków. Faktem jest, że Mistrz od początku nadawał polskiej idei narodowej internacjonalistyczny wymiar, pisząc np. w „Księgach”: „Słyszycie, iż mówią /…/ ludzie z duszą żydowską i cygańską: tam Ojczyzna, gdzie dobrze; a Polak powiada narodom: tam Ojczyzna, gdzie źle; bo gdzie tylko w Europie jest ucisk wolności i walka o nię, tam jest walka o Ojczyznę, i za tę walkę bić się wszyscy powinni” (Ks. XXI). Choć jednak nakazywał polskim emigrantom modlić się „o wojnę powszechną za wolność ludów” – wszystkich ludów – to zarazem podkreślał, że „Gorszy z was jest lepszy niż dobry cudzoziemiec”. Teraz natomiast uznał, że wyzwolenie ludzkości będzie wspólnym dziełem Francuzów (jako nosicieli „ducha napoleońskiego”) oraz Słowian, nieskażonych industrializmem i racjonalizmem – Polska odegrać miała rolę łącznika między tymi mocami. Dlatego też patriotyzm Mickiewicza najdalszy był od egoizmu narodowego: „Polska musi być początkiem nowego świata, inaczej niepotrzebną by była” – powiadał.

W przeciwieństwie do Towiańskiego, zalecającego moralne doskonalenie człowieka i przeciwstawianie się złu wyłącznie siłą ducha, Mickiewicz żądał „ofiary ciała i krwi”. Jego mesjanizm był mesjanizmem czynnym, rewolucyjnym. W 1846 r. zrywa z Towiańskim, tworząc własną frakcję. Dwa lata później rzuca się w wir Wiosny Ludów: w Rzymie organizuje Legion Polski, na audiencji u Piusa IX domaga się papieskiego błogosławieństwa dla rewolucji, w Paryżu współredaguje międzynarodowe pismo rewolucyjne „La Tribune des Peuples”.

Właśnie twórczość z tego okresu wydaje się być najpełniejszym, najbardziej dojrzałym wyrazem poglądów Mickiewicza. Wykracza on tu wyraźnie poza niepodległościowy i republikańsko-demokratyczny program polskiego wychodźstwa. Proklamowany 29 marca 1848 r. „Skład Zasad” tak ocenił historyk polskiej demokracji, Limanowski: „W szacie poetyckiej /…/ głosił on: wolność religijną, wolność słowa, równość powszechną, obieralność urzędów, przyznanie Izraelitom równego prawa obywatelskiego, równouprawnienie kobiety, prawo obywatelstwa zamieszkałym w Polsce Słowianom, gminną własność ziemi, ścisłe przymierze z Czechami i ruskimi ludami i solidarność międzynarodową”.

Obok starego wroga – despotyzmu – pojawia się nowy: kapitalizm. Antykapitalizm Mickiewicza jest żywiołowy, instynktowny, płynący z głębin duszy; wyraża obrzydzenie poety wobec przyziemnego, egoistycznego „kramarskiego ducha”. Namiętnie krytykuje „orleanizm” – będący dlań synonimem burżuazji – za to, że myśli tylko o zysku: „/…/ Giełda to przenajświętszy przybytek egoizmu; codziennie składa się tam w ofierze krew ludów, dyskontując nią zwyżkę!” („Orleanizm”, „Trybuna Ludów” [TL] nr 50). Wieszcz daje wyraz przenikliwości, dostrzegając ponad ideologicznymi podziałami solidarność klasową kapitalistów: „Stronnictwa księży, arystokratów, niedowiarków i ateuszów, od tak dawna rozdzielone, jednoczą się wszystkie po raz pierwszy w uwielbieniu bożka KAPITAŁU” („Miliard”, TL nr 39). Szydzi z owego braterstwa pozornych przeciwników: „Filozofowie wolteriańscy, bankierzy żydowscy, potomkowie rycerzy krzyżowych łączą się we wspólnym interesie. Rozdzieleni dotychczas jedni od drugich uczuciami religijnymi, poróżnieni przekonaniami politycznymi, znajdują wreszcie wspólny dogmat, dogmat interesu [podkr. A. M.] („Socjalizm propagowany przez ulicę de Poitiers”, TL nr 21). W dobie globalizacji wręcz proroczo brzmią sądy Mickiewicza ostrzegającego przed wszechwładzą kapitału: „/…/ giełdę, która jest od dawna jedyną świątynią naszego wieku, należy uważać za jego jedyny arsenał i za siedzibę jedynego prawowitego rządu, rządu ludzi pieniądza. Systemat ten /…/ zawiera w sobie zniesienie Kościoła, armii i parlamentu, skoro państwo jest jedynie towarzystwem akcyjnym wzajemnego wyzysku”(TL nr 121).

Głęboko wierzący poeta w swej krytyce nie oszczędza też „urzędowego” Kościoła. Zarzuca duchowieństwu, że woli ateizm od republiki („Rzym a katolicyzm urzędowy”, TL nr 3). Chłoszcze bezlitośnie za zdradę powołania: „Księża i prałaci, wy oczekujecie ocalenia tylko od złota, od kanonu i od protokołów, a tych środków /…/ domagacie się od potęgi ziemskiej; wy którzy powinni byście dźwignąć i zbawić ziemię, domagacie się od ziemi, aby ona was dźwignęła i zbawiła. Nie mówcie, że ludy was opuszczają, to wyście je porzucili; one was szukają na waszej placówce i nie znajdują tam; chcą się dźwignąć a wy staczacie się w dół. Posiadaliście siłę nieprzezwyciężoną, /…/ która daje życie, a porzuciliście je, te skarby nieba, dla skarbów ziemi, które zabijają ducha” („Świętopietrze”, TL nr 19).

Naprzeciwko potęg starego świata staje Lud – albowiem „duch Boży jest dzisiaj w bluzach paryskiego ludu”. W imieniu tegoż ludu Wieszcz formułuje program: „/…/ Wyzwolisz mnie z nędzy, skruszysz kajdany ludów uciśnionych, nie będziesz paktował z ludźmi przeszłości /…/” („Poatierczycy”, TL nr 62). Jak to osiągnąć? „Zbawienie polityczne Francji jako też bratnich jej narodów leży w połączeniu idei napoleońskiej z ideą socjalistyczną” – rzecze Mickiewicz (TL nr 101).

Przyjrzyjmy się najpierw owej „idei napoleońskiej”, której niezrozumienie czyniło z Mickiewicza w oczach co poniektórych bezkrytycznego apologetę Bonapartych. W rzeczywistości, Mickiewicz odróżniał bonapartyzm – dyktaturę jednostki i dynastii – od idei napoleońskiej, rozumianej jako rewolucyjny nacjonalizm francuski o ogólnoeuropejskim, mesjanistycznym wymiarze. Zastrzegał, iż „nie należy mieszać idei napoleońskiej z bonapartyzmem”, jako że „dynastie przemijają; idea pozostaje” („Bonapartyzm a idea napoleońska”, TL nr 25). Prawdziwa idea napoleońska to „wiara w Wielki Naród”, to „idea socjalna, która się stała rządem”; Napoleon był „zbrojnym krzewicielem rewolucyjnej idei równości”. Później wszakże, zauważa Mickiewicz, „Napoleon zwrócił się przeciwko ideom, które go uczyniły /…/ człowiekiem Rewolucji powszechnej” (TL nr 99).

Bardziej interesujące jest Mickiewiczowskie rozumienie socjalizmu, stawiające go w rzędzie pierwszych socjalistów „utopijnych” Europy. Nie oczekujmy tu pretendujących do naukowości analiz ani sążnistych opisów w najdrobniejszych szczegółach projektujących sprawiedliwe społeczeństwo. Socjalizm Mickiewicza to raczej niejasne wyobrażenie, poetycka wizja. Jego istotą jest kolektywizm – gdy np. pisze, że „Uczucie socjalne jest porywem ducha ku lepszemu bytowi, nie indywidualnemu, lecz wspólnemu i solidarnemu”. I dalej: „Odszczepieńcy i herezjarchowie chcieli bronić swych indywidualności przeciw rozrostowi dogmatu, który zagrażał ich słusznym zresztą prawom osobowości. Socjaliści wzywają wszystkie jednostki, wszystkie państwa do poświęcenia swoich praw uczuciu, które nosi w sobie zaród dogmatu powszechnego” („Socjalizm”, TL nr 33). Socjalizm Mickiewicza – w zgodzie z Marksem – wywyższa pracę, czyniąc z niej fundament społeczeństwa: „/…/ ziemia /…/ i sam kapitał mają tylko wartość względną i zależną; jedynym i prawdziwym bogactwem jest praca” („Posiedzenie Zgromadzenia Narodowego”, TL nr 31).

Socjalizm ten wreszcie opiera się na własności wspólnej, społecznej. Jako uczeń Lelewela, głosił Mickiewicz (np. w pracy „Pierwsze wieki historii Polski”) gminną własność ziemi wśród Słowian: „Ta wspólność dóbr jest starożytnym charakterem Słowiańszczyzny i wynika z ich rolniczego życia i z religijnych wyobrażeń”. W wykładach w College de France w 1843 r. opisywał: „Zasadniczym pojęciem ludów słowiańskich jest, że posiadać ziemię na własność to grzech: oto podstawa całego prawodawstwa słowiańskiego, że człowiekowi nie wolno posiadać ziemi. /…/ Własność wedle pojęcia słowiańskiego należy do /…/ tego zbioru rodzin /…/, które nazywa się gminą. /…/ Po założeniu gminy dzieli się jej grunta na dwie części: grunta przyznane pojedynczym osobom oraz ziemię gromadzką. /…/ Ziemię gromadzką uprawiają wszyscy chłopi wspólnie na użytek publiczny” (Wykład XIX). Ta retrospektywna utopia miała być wzorem dla całej Europy – Mickiewicz krytykował hasło demokratów uwłaszczenia włościan, które nie ograniczało praw własności, poprawiając zarazem sytuację tylko mniejszości ludu. „Sant-simoniści” – pisał – „chcieli /…/ podzielić własność i każdemu dać część według jego zdolności. Znaczyłoby to jeszcze pogorszyć teraźniejszy stan rzeczy, znaczyłoby to wydać własność w ręce garstki spekulantów”. Zapewniał jednak przy tym francuskich chłopów, że rewolucja nie czyha na drobną chłopską własność („Chłopi”, TL nr 49).

Mickiewiczowski socjalizm miał jednakowoż cechy szczególne, stanowiące o jego niepowtarzalnym charakterze. W oczy rzuca nam się przede wszystkim głęboko romantyczny (dziś powiedzielibyśmy – postmaterialistyczny) idealizm, wyrażający się w prymacie Ducha nad sprawami przyziemnymi. Wieszcz z tego powodu krytykował socjalistów: „Materialiści, których nazwiemy niby-socjalistami, w gruncie rzeczy żałują upadku Ludwika Filipa; /…/ cóż ich obchodzą interesy narodowe, oni myślą tylko o polepszeniu miski” („Poatierczycy”, TL nr 59). Zarzucał im, że przekształcili „czysty socjalizm w materializm. /…/ Na nieszczęście /…/ niektórzy demokraci dali orleanizmowi broń do ręki, mówiąc wyłącznie o materialnych potrzebach ludu, a lekceważąc całkowicie ideę narodową, która jest sprężyną wszystkich naszych rewolucji” („Orleanizm”, TL nr 53).

Z jednej strony konsekwencją owego idealizmu było odrzucenie idei walki klas. Mickiewicz pisał: „Nieprawdą jest, jakoby wojna toczyła się jedynie między tymi, co nie posiadają, a tymi, co posiadają. Ta wojna jest szlachetniejsza w swoich założeniach /…/ bo jest to wojna ludzi wolności przeciw ludziom despotyzmu /…/”(„Poatierczycy”, TL nr 59).

Z drugiej wszakże strony idealizm ten nadawał Mickiewiczowskiemu programowi rewolucyjny charakter. Spod pióra Mistrza wychodziło namiętne potępienie reformizmu i filantropii: „Jeśliby robotnicy dali się znęcić obliczonymi na zysk ustępstwami materialistów; jeśliby zadowalając się nieznaczną choćby poprawą położenia odłączyli się od powszechnej sprawy proletariatu, /…/ byliby podobni do owych ludzi z opozycji, co stawszy się płatnymi urzędnikami /…/ wypierają się uczuć i przekonań. /…/ los osiedli robotniczych zależy od samych robotników. /…/ Niech nie zapominają, że właśnie chwytając za broń dla położenia kresu powszechnemu cierpieniu i nędzy /…/ zdobyli prawo do życia w osiedlach” (TL nr 41). Dlatego też zarzuca socjalistom teoretyzowanie i oderwanie od rzeczywistości, brak ducha rewolucyjnego: „Starają się nawracać zamiast pobudzać do działania. Czynią się apostołami miast czynić się prawodawcami i ludźmi czynu /…/. Trawią swoje siły krasomówcze chcąc nawracać bankierów, hurtowników i maltuzjanów /…/” („Socjalizm”, TL nr 36).

Trudno jednak nie dostrzec, że Mickiewicz wydaje się być rewolucjonistą także z pobudek patriotycznych. Nie sposób otrząsnąć się z wrażenia, że agitował tak żarliwie za bezkompromisową Rewolucją, gdyż tylko w niej tkwiła nadzieja na wyzwolenie Ojczyzny i Europy. Nie było w tym bynajmniej hipokryzji, poeta nie widział bowiem sprzeczności między patriotyzmem a socjalizmem. „Socjalizm, aby się kiedyś stać ogólnoludzkim, musi najpierw stać się narodowym /…/” (TL nr 101). Szedł jeszcze dalej: „Uczucia religijne i patriotyczne są podstawą socjalizmu” („Socjalizm”, TL nr 36). Mickiewicz rozumiał, że socjalizm jako forma solidarności społecznej nie jest konkurencyjny, lecz komplementarny dla solidarności religijnej i narodowej, że nawzajem się one wzmacniają.

Nie zdziwi nas więc, że pierwsze punkty „Składu Zasad” obwieszczały: „Duch chrześcijański, w wierze świętej katolickiej rzymskiej, jawiony czynami wolnymi… Słowo boże w ewangelii zwiastowane – prawem narodów, ojczystym i społecznym… Kościół – stróż słowa…”. W „Trybunie Ludów” (nr 13) poeta pisał: „Dziennik nasz /…/ pokłada nadzieję /…/ jedynie w Bogu, w Bogu, którego królestwa ludy codziennie wzywają”. Zdaniem Mickiewicza, „Prawdziwy socjalizm /…/ nie był nigdy wrogiem autorytetu. Wykazuje tylko, że w starym społeczeństwie nie istnieje już żadna zasada, na której by można oprzeć autorytet prawowity, to znaczy zgodny z obecnymi potrzebami ludzkości” („Socjalizm”, TL nr 31).

Ale powtórzmy: patriotyzm Mickiewicza jak najdalszy był od szowinizmu. Stale podkreślał konieczność współpracy ludów. Konieczna była ona z powodów taktycznych, gdyż „Wojna, która od pół wieku nie przestaje zakłócać Europy, jest wojną rodzin: wojną między wielką rodziną królewską, jedną i niepodzielną, a ludami, rozproszonymi członkami wielkiej rodziny europejskiej” (TL nr 93). Ale nie tylko: „Położenie Europy jest tego rodzaju, że odtąd staje się niepodobieństwem, aby jakiś lud kroczył w odosobnieniu na drodze postępu, bo zagubi się sam i tym sposobem narazi sprawę wspólną” („Nasz program”, TL nr 1). Zdecydowanie sprzeciwiał się też Wieszcz antysemityzmowi, np. krytykując Krasińskiego za to, że „Dopuścił się /…/ występku narodowego, zniesławiając charakter Izraelitów /…/. W usta przedstawicieli Izraela włożył słowa najbardziej nienawistne i okrutne. /…/ Nie należy też lekkomyślnie tłumaczyć wyroków Opatrzności, bo nie jest to bez przyczyny opatrznościowej, że /…/ ich [Izraelitów – J.T.] los jest ściśle związany z losem narodu polskiego” (wykład IX).

Ostatni wreszcie – jakże aktualny! – element Mickiewiczowskiej ideologii. Otóż okazuje się on być prekursorem na ziemiach polskich nie tylko feminizmu (punkt 11 „Składu Zasad”), ale i ekologizmu. W „Wykładzie XIX” przeczytać możemy: „Powszechnie budzi się przeczucie, że zachodzi ściślejszy, niż dotąd przypuszczano, związek między człowiekiem a tym, co nazywamy naturą. /…/ Saint-simoniści mieli niejakie przeczucie prawdy, kiedy mówili, że człowiek winien wejść w przymierze z globem, a nie tylko użytkować go na swą wyłączną korzyść. /…/ Dawne prawo, /…/ prawo Mojżeszowe, przykazuje otoczyć staraniem roślinę, bydlę, a nawet naznacza ziemi dnie wypoczynku. /…/ myśl nieograniczonej władzy nad zwierzętami, drzewami, nad ziemią, nad całą naturą, ta myśl, że człowiek jest /…/ nieograniczonym despotą, to /…/ niebezpieczeństwo, które przynosi z sobą własność”.

„Wszystkie nadzieje tegoczesnych socjalistów skupiają się w idei stworzenia nowej syntezy” – napisał Mickiewicz. Próbą stworzenia takowej był jego system, łączący idee sprawiedliwości, wolności, patriotyzmu, religii. Idee, których krwawe zmagania znaczyły kolejne 150 lat. Żałować może więc warto, że synteza ta nie zyskała uznania potomnych, że jej składniki rozeszły się w różne strony.

Nie umniejsza to jednak wielkości Mistrza. To po prostu Mickiewicz: patriota – ale internacjonalista; chrześcijanin – ale antyklerykał; socjalista – ale wolnościowiec. My z Niego wszyscy.

Jarosław Tomasiewicz

Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w „Obywatelu” nr 32 w roku 2006.

 

komentarzy