Społeczny wymiar powstań śląskich

Społeczny wymiar powstań śląskich

·

 

„Już zachodzi czerwone słoneczko za zielonym gajem. Ubodzy powstańcy, śląscy szeregowcy idą na bój krwawy…” – śpiewali polscy powstańcy z Górnego Śląska w 1919 r. Ale w burzliwych latach 1918–21 czerwień nie oznaczała jedynie krwi przelanej przez powstańców czy barwy zachodzącego słońca. Wiązała się też z rewolucją społeczną.

Na Górnym Śląsku w XIX w. mieliśmy do czynienia z klasycznym zjawiskiem „etnoklasy” – sytuacją, gdy podziały etniczne nakładają się na społeczne. Jak stwierdził w 1921 r. Julian Marchlewski: „wieki trwające panowanie Niemców zdołało zgermanizować arystokrację feudalną oraz prawie całe mieszczaństwo, polskimi tylko zostały masy ludowe Śląska Górnego i Cieszyńskiego”. Taka sytuacja intensyfikowała napięcia społeczne. „Niemiecki pan często uważa polski lud za jakąś gorszą rasę i nie ma miłości i serca do polskiego ludu…” – stwierdzano w piśmie „Katolik” w 1882 r. „Z tego […] na Górnym Śląsku jeszcze gorsze, aniżeli gdzie indziej i stosunki społeczne […] ponieważ chlebodawcy innej narodowości […] i lud innej”. Wyższy status społeczny nie godził się z pojęciem Polaka. Na początku lat 90. XIX w. Ślązacy na widok poznańskiego dziennikarza mieli się zdumiewać: „to istne dziwy, ten pan tak pięknie ubrany […] nie jest Niemcem. Nigdy byśmy tego nie myśleli, że i pomiędzy Polakami są tacy panowie”. Tu posługiwanie się językiem niemieckim było sposobem podniesienia swej rangi społecznej czy choćby tylko towarzyskiej. Po niemiecku starali się mówić urzędnicy, majstrzy, podoficerowie, ba! wszyscy „miastowi”.

Sytuacja zaczęła zmieniać się wraz z gwałtowną industrializacją regionu, która wynikała z bogatych złóż węgla kamiennego. Wyrwany z ciasnych opłotków rodzinnej gminy wieśniak stykał się z sobie podobnymi, zyskiwał szerszą, ponadlokalną świadomość. Pojawiają się nowe polskojęzyczne grupy społeczne – przede wszystkim klasa robotnicza, która była odporniejsza na panujący model asymilacji, jako że sama stanowiła grupę awansu społecznego o wyraźnym poczuciu własnej wartości. Mówiący na ogół po polsku robotnicy dysponowali znaczną siłą nabywczą, co sprawiało, że na rynku liczyli się jako klienci. Sami przedsiębiorcy dowartościowali język polski, używając go przy sprzedaży czy reklamie produktów.

Odnajdującym swe miejsce w nowoczesnym społeczeństwie robotnikom przestawała wystarczać także tożsamość regionalna – pozbawiona kultury wysokiej, kojarzona z zacofaniem. Nadprezydent wrocławski jeszcze w 1900 r. donosił: „Ludność polska ciągle stoi na niższym stopniu kultury aniżeli niemiecka i jest jej bardziej złakniona. Tam, gdzie nie przychodzi Niemiec, zjawia się Polak”. Skonfrontowany z niemczyzną Górnoślązak szukał oparcia w bliskiej mu językowo, a rozwiniętej kulturze polskiej. Dlaczego jednak posłuch wśród ludności śląskiej zyskali „wielkopolscy agitatorzy”, jakże słabi w porównaniu z potężną machiną państwa niemieckiego?

Przyczyny narodowo-polskiej dynamiki należy szukać w sile konfliktów społecznych na Śląsku. Początkowo opór polskojęzycznych Ślązaków przyjął formę ruchu socjalnego, nie narodowego. „Katolik” akcentował wątek społeczny, np. ubolewając, że „dla wyborów zapomniano o sprawie socjalnej i przez bratanie się z pracodawcami zmniejszono sobie zaufanie u robotników”. W 1893 r. pisma polskie („Katolik”, „Nowiny Raciborskie”, „Gazeta Opolska”) zaangażowały się w popieranie ludowego skrzydła katolickiej partii Centrum, stojącego na gruncie antynacjonalistycznego ultramontanizmu. Dostrzegały to władze pruskie, np. prezydent rejencji opolskiej Bitter w 1896 r. widział w tym „ruch społeczny nie tylko polskich, ale i niemieckich drobnych posiadaczy tutejszego regionu”.

Dynamika owego ruchu pchała go jednak – mimo podtrzymywania początkowo kompromisu z Centrum – w kierunku narodowo-polskim. Historycy zgodnie podkreślają proletariacki charakter ruchu polskiego, np. Pater zauważa, że „robotnicy stanowili główną podstawę ruchu polskiego zarówno w sensie biernej recepcji elementów kultury polskiej […], jak też jako najbardziej aktywny w nim czynnik organizujący”. „Katolik” relacjonował np. w 1885 r.: „Nie obaczysz tu [Kółko Polskie w Roździeniu – przyp. aut.] żadnego gospodarza, jeno rzemieślników i robotników, bo gospodarz […] który konie w kopalni lub pod jakim Żydem ma [wynajmuje], boi się, aby mu ich z roboty nie wygnał”. W odróżnieniu od chłopów, robotnikom nie wystarczał program powrotu do status quo ante – wyidealizowanej wspólnoty regionalnej, a odnajdywali się w nowoczesnym pojęciu narodu, któremu nadawali specyficzną treść społeczną. Podział na etnoklasy sprawiał, że walka klas napędzała konflikt narodowy – i odwrotnie. Przywódca śląskich narodowców Wojciech Korfanty – zanim zawarł w 1910 r. kompromis z katolickim obozem Adama Napieralskiego – ścigał się w radykalizmie społecznym z socjalistami (zresztą w wyborach 1903 r. wygrał dzięki poparciu socjalistów).

Przebudzenie indyferentnych narodowo Górnoślązaków przyniósł ich udział w I wojnie światowej. Klęska „niezwyciężonych” Niemiec przyspieszyła krystalizowanie świadomości narodowej również wśród tych mieszkańców regionu, którzy dotychczas byli ambiwalentni narodowościowo lub labilni językowo. Równolegle przyspieszył rozwój ich świadomości klasowej. Gdy mężczyźni wrócili z frontu, okazało się, że wiele ich matek, żon, sióstr pracuje w przemyśle. W 1918 r. kobiety stanowiły 52% zatrudnionych w górnictwie rud żelaza, 30% w górnictwie rud cynku i ołowiu, 23% w hutnictwie żelaza i 23% w hutnictwie cynku i ołowiu. Kobiety codziennie stykały się z arogancją, molestowaniem seksualnym, wyzyskiem płacowym czy poniżeniem ze względu na gwarę śląską, którą mówiły w pracy. Następstwem zatrudniania kobiet i innych niewykwalifikowanych robotników były głodowe zarobki, brak troski pracodawców o bezpieczeństwo pracy, a w konsekwencji – poważny wzrost wypadków przy pracy.

Przyzwyczajeni do niskich płac kobiet przemysłowcy niemieccy nie chcieli podnosić zarobków wracającym do pracy mężczyznom, a jeśli już – to tylko niemieckim weteranom. W rezultacie postępowała radykalizacja nastrojów. Jednym z przykładów był strajk opisany w sprawozdaniu inspekcji przemysłowej, który 1 lipca 1918 r. wywołały w kopalni „Biały Szarlej” robotnice zatrudnione na powierzchni, żądając skrócenia czasu pracy z 11 do 8 godzin. Dlatego na wiecach robotniczych w Bytomiu, Katowicach, Królewskiej Hucie, Rudzie Śląskiej, Świętochłowicach czy Zabrzu żądano reform społecznych, a jednocześnie wołano o przyłączenie Śląska do Polski, w nadziei, że tam te reformy nastąpią szybciej niż w pokonanych Niemczech.

Najostrzejszym wyrazem napięć społecznych narastających na Górnym Śląsku pod koniec wojny i w pierwszych miesiącach po jej zakończeniu była rosnąca liczba strajków. Na terenie całej rejencji opolskiej w 1917 r. było ich 66 z 35 tysiącami strajkującymi. W 1918 r. doszło już do 134 strajków, a uczestniczyło prawie 121 tysięcy strajkujących. Rok 1919 zamienił się w prawie nieustająca falę strajków: w 350 strajkach wzięły udział 452 tysiące robotników – gdy cały region liczył około dwóch milionów mieszkańców. Żywiołowe wystąpienia pracownic i pracowników na Górnym Śląsku od 1918 r. zaczęły wyprzedzać działalność organizacji robotniczych. Znacznie „silniejsze były dążenia socjalno-bytowe robotników aniżeli polityczne, narodowych nie wyłączając. Żywiołowość górowała nad świadomością” – pisał Jan Walczak.

Wrzenie rewolucji w Niemczech pchało ludzi na Śląsku do spontanicznych wystąpień przeciw władzom niemieckim i pracodawcom. Dyrektor jednego z większych przedsiębiorstw górnośląskich skarżył się w prywatnym liście: „Tu nie jest wesoło. […] Załoga uprawia politykę rewolwerową i zmusiła mnie do przyrzeczeń. […] U mnie zwolnili oni [robotnicy – przyp. aut.] z pracy dziesięciu urzędników na drodze uchwały masowej”. W ostatnich strajkach 1918 r. i fali strajkowej roku 1919 oprócz postulatów ekonomicznych pojawiły się też postulaty polityczne: zakończenia wojny, obalenia monarchii Hohenzollernów, ośmiogodzinnego dnia pracy, samorządów robotniczych w zakładach pracy, ograniczenia wszechwładzy właścicieli przedsiębiorstw, ale też wycofania Grenzschutzu z terenu Górnego Śląska czy otwarcia granicy z Polską. W postulatach robotniczych formułowanych na przełomie 1918 i 1919 r. coraz silniej wybrzmiewało połączenie haseł narodowych i społecznych. Jak stwierdza historyk, „polscy robotnicy górnośląscy traktowali zjednoczenie z Polską niemal jako wyzwolenie spod ucisku kapitalistycznego”. Przykładem może być rezolucja wiecu robotniczego z Królewskiej Huty 24 listopada 1918 r., która jednym tchem wysuwała postulaty „związku wolnych narodów […] pod przewodnictwem Namiestnika Chrystusowego”, „unarodowienia skarbów ziemi naszej ojczystej” (czyli uspołecznienia przemysłu wydobywczego) i „Polski niepodległej […] do której […] ma należeć także cały polski Śląsk”.

Rewolucyjne wrzenie współbrzmiało z mitem Polski ludowej. Działacz Zjednoczenia Zawodowego Polskiego Paweł Dubiel wytykał: „bogate zasoby we wnętrzu polskiej ziemi należą do obcych, a nie do polskich robotników, w ogólności do Polaków, którzy mają do tego prawo”. Wśród śląskiego proletariatu, szukającego oparcia dla swych marzeń o lepszym losie, żywym był mit Polski sprawiedliwej, sejmowładnej Rzeczpospolitej, symbolizowanej postaciami chłopa-króla Piasta i Kościuszki w sukmanie. Arka Bożek wspominał: „Śniliśmy o idealnej Polsce, o Polsce sprawiedliwej, o Polsce bez panów i parobków. Miała to być ojczyzna ludzi naprawdę wolnych, równych”. Polski ruch narodowowyzwoleńczy na Śląsku propagował tę wizję łączącą ideał socjalny i narodowy. Choć rzeczywistość niepodległej Polski drastycznie odbiegała od wyidealizowanych wyobrażeń górnośląskich robotników, to w pierwszych powojennych latach podtrzymaniu mitu służyły reformy społeczne wprowadzane w Polsce przez „rządy ludowe” Daszyńskiego i Moraczewskiego. Ulotka kolportowana w marcu 1919 r. zapowiadała, że „Polska jest i będzie republiką ludową”.

Apogeum ruchu rewolucyjnego był strajk marcowy 1919 r., wywołany przez komunistów. Od 8 marca trwały starcia zbrojne robotników z siłami niemieckimi w Michałkowicach, Mikulczycach, Porębie, Szopienicach, Zabrzu, Radzionkowie, Rokitnicy, Wielkich Hajdukach, Świętochłowicach i Kochłowicach. Do próby połączenia ruchu strajkowego na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim doszło 10 marca: robotnicy z Michałkowic i Siemianowic ruszyli pochodem w stronę Czeladzi, aby wymusić otwarcie granicy i zademonstrować jedność walk robotniczych po obu jej stronach. Pochód został zatrzymany przez Grenzschutz seriami z karabinów maszynowych. Doszło do regularnej strzelaniny z obu stron granicy. W odpowiedzi na te pacyfikacje Komunistyczna Partia Górnego Śląska proklamowała na 30 kwietnia 1919 r. strajk generalny. Wybuchł on przed zapowiedzianym terminem: 28 kwietnia załogi śląskich elektrowni wstrzymały dostawy prądu, dlatego 29 kwietnia stały już kopalnie w Gliwicach, Bytomiu, Rudzie, Knurowie, Bielszowicach i Zaborzu. Strajk zbiegł się z obchodami 1 maja na Górnym Śląsku, a w niektórych zakładach – stał się okazją do polskich manifestacji narodowych 3 maja. Mimo to od 4 maja działania strajkowe wygasały.

Nie to było jednak główną przyczyną opadnięcia fali radykalizmu społecznego. Radykalizm został przejęty przez nurty narodowe: wizje lepszych Niemiec czy sprawiedliwej Polski, roztaczane przed mieszkańcami dzielonego Górnego Śląska. Charakterystyczne są przy tym refleksje z francuskiej niewoli górnośląskiego feldfebla z Murcek, opowiedziane po latach socjologowi Józefowi Chałasińskiemu: „Widziałem jedyne rozwiązanie kwestii Śląska w komunizmie zapoczątkowanym w Rosji. W komunistycznej Paneuropie wyobrażałem sobie Śląsk jako samodzielną jednostkę i postanowiłem tej idei poświęcić moją pracę po powrocie. Po wyczytaniu z gazet, że Śląsk przypadnie do Polski, idea komunizmu zbladła zupełnie”.

Ruch robotniczy na Górnym Śląsku już przed I wojną światową podzielił się według kryteriów narodowych. Główną siłą polskiego ruchu narodowego nie była już korfantystowska chadecja (Chrześcijańskie Zjednoczenie Ludowe), ale tworzone praktycznie od podstaw partie robotnicze. Narodowa Partia Robotnicza pod wodzą Józefa Rymera liczyła 50 tysięcy członków, Polska Partia Socjalistyczna kierowana przez Józefa Biniszkiewicza – 23 tysiące. NPR została założona w 1917 r. jako Narodowe Stronnictwo Robotników przez działaczy Zjednoczenia Zawodowego Polskiego – centrali związkowej utworzonej w 1902 r. przez polskich robotników w Westfalii. Partia głosiła program solidarystyczny: celem priorytetowym była niepodległa republika polska, walkę klas uznawała za „czynnik rozwoju i fakt niewątpliwy”, ale tylko w granicach interesu narodowego. Oparciem NPR było ZZP liczące na Górnym Śląsku w 1920 roku 174 tysięcy członków. Polska Partia Socjalistyczna zaboru pruskiego powstała w 1893 r. jako autonomiczna sekcja Sozialdemokratische Partei Deutschland, w przededniu wojny uniezależniła się jednak od niej. Reaktywowana w ostatnim kwartale 1918 r., za główny cel działalności uznała wyzwolenie narodowe ludu polskiego na Śląsku, przedstawiając Odrodzoną Rzeczpospolitą jako państwo sprawiedliwości społecznej i wolności demokratycznych. Związkowa przybudówka socjalistów – Centralny Związek Zawodowy Polski – liczyła 42 tysiące członków.

Dla porównania: Socjaldemokratyczna Partia Niemiec miała w tym regionie 8000 członków, a bardziej lewicowi niezależni socjaldemokraci – 2000. Podobnie jak polskie partie robotnicze, również ich niemieckie odpowiedniki na czoło wysunęły kwestię narodową. Uważając za niedopuszczalne oderwanie Górnego Śląska od Niemiec czy nawet jego autonomię, niemieccy socjaldemokraci współpracowali z partiami mieszczańskimi w propagowaniu opcji niemieckiej, a nawet popierali działalność freikorpsów. Socjaldemokrata Otto Hörsing, stojący na czele Centralnej Rady Robotniczej w Katowicach, był równocześnie specjalnym komisarzem rządu niemieckiego. Wprawdzie w listopadzie 1920 r. na konferencji w Berlinie SPD zawarła umowę z PPS o wyłączeniu z propagandy plebiscytowej treści nacjonalistycznych, ale w praktyce obie strony odeszły od proletariackiego internacjonalizmu.

Większą siłę od niemieckich socjalistów stanowili podkreślający swój internacjonalizm komuniści, którzy w apogeum wpływów w 1919 r. liczyli 25 tysięcy członków, lecz w 1921 już tylko 4000–6000. Komunistyczna Partia Górnego Śląska powstała na bazie organizacji niemieckich, ale w listopadzie 1920 r. wchłonęła Komunistyczną Partię Ziem Śląskich, która pod wodzą Stanisława Barczyńskiego wyłamała się z PPS. Odezwa KPZŚ głosiła: „Musimy ściśle się zorganizować pod sztandarem III Międzynarodówki. […] Polska Partia Socjalistyczna zdradza proletariat polski […] My sokołów i klechów nie potrzebujemy do wyzwolenia Górnego Śląska. Sami wywalczymy sobie prawo gospodarowania Górnym Śląskiem”. Zjednoczona KPGŚ potępiała ucisk narodowy Polaków: „niemieccy przedsiębiorcy na Górnym Śląsku wyzyskiwali bezwstydnie robotników mówiących po polsku […]. Wzbraniali polskim robotnikom ich języka ojczystego […]. Wyparli ludność mówiącą po polsku z jej chat”. Jednak z drugiej strony odrzucali możliwość przyłączenia do kapitalistycznej Polski. „Nie plebiscyt, lecz rewolucja”, głosili. „Nie głosujcie za Niemcami, nie głosujcie za Polską kapitalistów i junkrów!”. W ich wizji Górny Śląsk miał być pomostem między rewolucją w Polsce i w Niemczech.

W praktyce jednak również komuniści ulegali narodowym nastrojom, biorąc np. udział w plebiscycie po obu stronach. Na zebraniu KPGŚ w Piekarach Śląskich w lutym 1919 r. jeden z uczestników mówił, że „na Górnym Śląsku tylko Niemcy uciskali robotników polskich, a Polak jako kapitalista nigdy by nie uciskał […] robotników w Polsce”. Nic dziwnego, że zwłaszcza w 1919 r. „wobec mieszaniny narodowopolskich i komunistycznych idei nikt nie był w stanie dokładnie rozróżnić, gdzie należało szukać właściwego inspiratora” zaburzeń, jak stwierdzał niemiecki historyk. Erzberger, minister spraw zagranicznych Niemiec, oznajmiał: „Agitacja polska […] na Górnym Śląsku działa w ścisłej łączności z bolszewizmem”. Potwierdzały to incydenty takie jak współdziałanie polskiego ruchu narodowego i komunistów w kampanii przeciw Grenzschutzowi wiosną 1919 r. czy Polska Republika Radlińska (w Radlinie tamtejsza Rada Robotnicza – „czysto polska”, ale z „naleciałościami spartakusowskimi” – usiłowała proklamować niezależność).

W 1919 r. na Górnym Śląsku sytuacja była rewolucyjna. Już w czerwcu polska Naczelna Rada Ludowa raportowała, że „ludność zaczyna tracić zaufanie do przywódców swych […], ale jak się zdaje nie traci zaufania we własną siłę”. Pożywką niezadowolenia było przyjmowanie do pracy zdemobilizowanych członków niemieckich freikorpsów, którzy zastępowali miejscowych robotników. 7 sierpnia 1919 r. konferencja delegatów polskich górników, hutników i kolejarzy w Katowicach zażądała zaniechania zwolnień polskich robotników, uwolnienia więźniów politycznych, uznania konferencji delegatów za partnera rokowań z przedsiębiorcami, odwołania stanu oblężenia oraz otwarcia granicy z Polską dla importu żywności. 11 sierpnia strajk objął załogi wszystkich kopalń i licznych zakładów przemysłowych. 14 sierpnia strajkowało już 140 tysięcy robotników, co stanowiło około 60% zatrudnionych w przemyśle. Ponieważ jednak żadna centrala związkowa nie wzięła za strajk odpowiedzialności, zdecydowano, że 16 sierpnia miało się zacząć wygaszanie strajku.

Tymczasem 15 sierpnia doszło do masakry robotników pod kopalnią „Myslowitzgrube”, gdzie oddział Grenzschutzu zabił siedmiu robotników, dwie kobiety i 13-letniego chłopca. Na wieść o masakrze stanęły prawie wszystkie zakłady przemysłowe na Górnym Śląsku, a robotnicy w Orzegowie, na Goduli, w Bobrku, Świętochłowicach czy Szombierkach spontanicznie występowali przeciw Niemcom. Zapoczątkowało to działania Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska, zakończone nieskoordynowanym wybuchem I Powstania Śląskiego. Zauważyć tu warto, że POW nie była jednolita: rozdzierał ją rozłam między frakcją strumieńską Alfonsa Zgrzebnioka i bytomską z Józefem Grzegorzkiem na czele; pierwsza, związana z Korfantym, była bardziej umiarkowana, druga dążyła do radykalnych działań. Postawić można hipotezę, że podziały te były przejawem podskórnej walki klas – niewyartykułowanej, być może nawet nieuświadomionej, jednak część działaczy musiała ulegać ciśnieniu otaczającego ich radykalizmu. Tarcia były na tyle ostre, że Tadeusz Jędruszczak („Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska”) sugerował wręcz, iż aresztowanie Grzegorzka tuż przed wybuchem powstania 16 sierpnia 1919 r. spowodowane było donosem jego przeciwników. Mimo to powstanie wybuchło w nocy 16/17 sierpnia z inicjatywy grzegorzkowców. Uczestniczyło w nim około 20 tysięcy ludzi, z czego ponad 60% stanowili robotnicy zakładów przemysłowych.

Co ciekawe, I powstanie przyjęte zostało z rezerwą przez kierownictwo PPS, które obawiało się przechwycenia go przez komunistów. Tym niemniej w trakcie I powstania śląskiego z inicjatywy Kazimierza Pużaka powstał Komitet Opieki nad Powstańcami. Tomasz Arciszewski przybył do przygranicznego Sosnowca już 18 sierpnia 1919 r., by pokierować pomocą partii dla powstańców. Niebawem dotarli tam Tadeusz Hołówko i Tadeusz Szturm de Sztrem, których zadaniem było zorganizowanie oddziałów dywersyjnych. W tym celu grupa socjalistów pod kierunkiem Tadeusza Puszczyńskiego ps. Wawelberg uruchomiła produkcję materiałów wybuchowych (początkowo w Warszawie, od czerwca 1920 r. w Sosnowcu). W powstaniu uczestniczyli też, choć w sposób niezorganizowany, komuniści. Na przykład na Nikiszowcu bracia Szwedowie, którzy kierowali radą zakładową kopalni „Giesche”, porwali górników do walki i 18 sierpnia pod dowództwem Teodora Chrószcza z POW rozbroili tam kompanię Grenzschutzu i ponad 100 jeńców odesłali za Brynicę, na polską stronę. W rezultacie władze niemieckie były przeświadczone, że powstanie wywołali właśnie „spartakiści”.

10–12 maja 1920 r. na wezwanie Polskiego Komisariatu Plebiscytowego, NPR, PPS i polskich związków zawodowych wybuchł strajk wymierzony przeciw terrorowi niemieckiej Sicherheitspolizei. Strajk ten przygotował atmosferę pod wybuch II Powstania Śląskiego, wśród robotników ścierały się jednak różne, sprzeczne nieraz tendencje. Od 15 do 18 sierpnia trwały organizowane przez KPGŚ strajki przeciw wojnie Polski z Rosją bolszewicką. Tym niemniej, gdy rozeszły się wieści o aktach terroru bojówek niemieckich w Katowicach (zabójstwo znanego polskiego lekarza doktora Andrzeja Mielęckiego), robotnicy okolicznych zakładów samorzutnie przerywali pracę, ogłaszali strajki i chwytali za broń. Tak było m.in. w Szopienicach czy Rudzie, gdzie robotnicy pod dowództwem członków POW GŚ nie tylko przegonili niemieckich urzędników z huty i kopalni, ale i rozbroili posterunki policji. Masowe poparcie robotników zapewniło sukces II powstaniu, które wybuchło w nocy 19/20 sierpnia, a zakończone zostało po rozwiązaniu Sicherheitspolizei pięć dni później. Podczas II powstania komuniści aktywnie agitowali za strajkiem, jednak to nie zapobiegło spadkowi liczebności ich organizacji w połowie 1920 r. do około 1600 członków. Ograniczone cele polityczne II powstania zostały też w pełni poparte przez PPS.

W okresie przed plebiscytem PPS współdziałała z obozem narodowym w akcji plebiscytowej, organizując wiece i manifestacje, wydając i kolportując ulotki i plakaty. W inicjatywach tych uczestniczyła duża grupa działaczy Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej z Warszawy, którzy w swej odezwie z 10 listopada 1920 r. oznajmiali: „Idziemy do walki o Górny Śląsk z hasłami […] [walki – przyp. aut.] o wyzwolenie i zjednoczenie narodowe, o spotęgowanie siły proletariatu polskiego, o zwycięstwo demokracji i postępu, o Polskę pracy”. W kierownictwie Polskiego Komisariatu Plebiscytowego znaleźli się dwaj socjaliści: Biniszkiewicz i Józef Adamek z CZZP (Biniszkiewicz był nawet zastępcą Korfantego). Z kolei Puszczyński w kwietniu 1920 r. został kierownikiem Wydziału Plebiscytowego B, kierującego z ramienia Oddziału II Sztabu Generalnego działaniami Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. W Wydziale znaleźli się też inni członkowie PPS: Henryk Krukowski, Marian Kenig, Wacław Bruner, Wacław Wardaszko, Stanisław Machnicki. Od grudnia „Wawelberg” organizował sabotażowo-dywersyjny Referat Destrukcji, opierając się głównie na socjalistach.

Strona polska w agitacji plebiscytowej obficie posługiwała się argumentami socjalnymi. Jedna z ulotek głosiła np.: „7 magnatów niemieckich posiada na Górnym Śląsku 4 razy tyle ziemi, co 83 000 chłopów polskich. Tylko Polska naprawi tę krzywdę”. Charakterystycznym przykładem jest broszura Ignacego Daszyńskiego „Głosuj za Polską! Uwagi o tym, jak robotnicy polscy mają głosować podczas plebiscytu”. Jej autor jako socjalista przyznawał, że „Solidarność i braterstwo narodów to największa myśl ludzkości”, ale zjednoczenie całej ludzkości może nastąpić tylko w socjalizmie. Dopóki panuje ustrój kapitalistyczny, państwa narodowe są niezbędną formą organizacji społecznej: „państwo […] broni od niewoli obcej i jest polem rozwoju dla narodu”. Choć własne państwo nie rozwiązywało wszystkich problemów („Pewno, że jest i swój wyzysk własny”), to jednak „nie trzeba do jednego wyzysku dodawać jeszcze cudzego!”. Podkreślał, że niepodległa Polska jest republiką demokratyczną, w której parlamencie istnieje „większość robotniczo-chłopska”. Przywoływał przykłady reformy rolnej i ustawodawstwa socjalnego, wdrażanych w Rzeczypospolitej. Przyznając, że „lud polski jest właśnie w walce ze swoją szlachtą”, uważał, że „obowiązkiem robotnika polskiego na Śląsku jest pomóc swym braciom w tej walce”. To ostatnie stwierdzenie zdaje się wyrażać rzeczywistą kalkulację polskich socjalistów – sądzili oni, że przyłączenie uprzemysłowionego Śląska przechyli szalę w układzie sił politycznych na korzyść lewicy.

Po przegranym przez Polskę plebiscycie w marcu 1921 r. wśród socjalistów pojawiły się obawy o losy Górnego Śląska i – mimo że centrala partii negatywnie oceniała Korfantego jako przywódcę – górnośląska PPS zaakceptowała wywołanie III powstania śląskiego. Powstanie poprzedził strajk solidarnościowy w kopalni Gliwice, który wybuchł 20 kwietnia 1921 r. jako protest przeciw zwolnieniu z pracy ośmiu robotników, którzy ośmielili się publicznie w pracy okazywać swoją polskość. Strajk uznały za „dziki” wszystkie centrale związkowe, ale na apel KPGŚ załogi innych zakładów przeprowadziły zbiórkę pieniędzy i żywności dla strajkujących. Kiedy 2 maja upłynął termin ultimatum dyrekcji, a 400 górników nadal strajkowało, do strajku solidarnościowego przystąpiły załogi dalszych czterech kopalń: „Königin Luise” w Zabrzu, „Preussen” w Miechowicach, „Castellengo” w Rokitnicy i „Karsten-Zentrum” w Bytomiu. Dzięki atmosferze napięcia społecznego i narodowego wywołanego tym strajkiem hasło III powstania zyskało duży oddźwięk, a strajk w kopalni gliwickiej stał się częścią polskiej walki narodowej o Górny Śląsk i trwał jeszcze podczas walk powstańczych do 10 maja.

3 maja 1921 r. wybuchło III powstanie, w którym wzięło udział około 35 tysięcy robotników śląskich, wśród nich członkowie PPS i CZZP. Biniszkiewicz oraz Adam Wojciechowski i Klemens Borys jako jego zastępcy weszli do Wydziału Wykonawczego, następnie podpisywali kolejne majowe odezwy Korfantego. Socjaliści wyraźnie zaznaczyli też swój udział w działaniach bojowych powstańców, zwłaszcza w specjalnej Grupie Destrukcyjnej Wawelberga. Działalność socjalistów w Polsce nie ograniczała się do zwoływania wieców i przeprowadzania zbiórek pieniężnych dla powstańców. Żeby przeciwdziałać jednostronnej akcji informacyjnej SPD wśród zachodnioeuropejskich socjaldemokratów, PPS wysłała delegatów do Londynu, Paryża, Rzymu i na obrady Biura Międzynarodówki Związków Zawodowych w Amsterdamie. Zarazem jednak kierownictwo partii obawiało się, aby powstanie nie przerodziło się w wojnę niemiecko-polską, dlatego z zadowoleniem przyjęło decyzję mocarstw zachodnich o nowym podziale Śląska. Pod koniec maja 1921 r. na prośbę rządu PPS wydelegowała na Śląsk Tomasza Arciszewskiego, który oddziaływał wśród robotników-powstańców na rzecz likwidacji powstania, żeby nie przekształciło się w rewolucję.

Wśród komunistów wybuch powstania wywołał konsternację. Kierownictwo Komunistycznej Partii Niemiec rozważało możliwość przekształcenia go w rewolucję proletariacką, dlatego o polskich powstańcach mówiono życzliwie. Odezwa z 7 maja podkreślała, że „powstanie jest nie tylko ruchem narodowym, lecz również buntem robotników”, bo podczas strajków, które je rozpoczęły „wypędzili dyrektorów i właścicieli kopalń”, „opanowali kopalnie i huty tak samo, jak chłopi i robotnicy rolni odebrali junkrom ziemię”. W efekcie komuniści niemieccy w odezwie z 21 maja wezwali proletariat Niemiec do działań przeciw wysyłaniu uzbrojenia i amunicji oraz do zatrzymywania i rozbrajania freikorpsów wysyłanych przeciw powstaniu, aby nie dopuścić do wojny z Polską. Choć jednak oceniono powstanie jako splot walki narodowej i rewolucji robotniczej, to nadal krytykowano je jako nacjonalistyczne. Mimo to w powstaniu wzięła udział grupa komunistów, m.in. Józef Wieczorek z kopalni „Giesche”. Niektóre oddziały powstańcze szły do boju pod czerwonymi sztandarami, a 4 maja takie oddziały wkroczyły do Zabrza z okrzykami na cześć Rosji radzieckiej.

Radykalne tendencje społeczne wyrażał organ wojsk powstańczych „Powstaniec”. Na jego łamach można było przeczytać: „Dziś mamy wobec siebie dwóch wrogów. […] Pierwszym jest Niemiec, drugim kapitalista”. I dalej: „Cel naszej walki jest […] podwójny. Dążymy do połączenia naszego kraju z naszą Ojczyzną Rzeczpospolitą Polską. Dążymy do oddania skarbów tej ziemi jej prawdziwemu właścicielowi – ludowi pracującemu”. A w innym artykule: „Cała produkcja węgla i przerobionego żelaza jest naszą, powstańców, własnością. […] Nie weźmie obcy produktów krwawego trudu Waszych rąk”. Dopatrywać można się też podskórnego wpływu lewicy – raczej ideowego niż politycznego – na bunt Grupy Wojsk Powstańczych „Wschód” pod dowództwem Karola Grzesika i Michała Grażyńskiego 3 czerwca 1921 r. Zbuntowani przeciw Korfantemu oficerowie łączyli radykalizm narodowy (sprzeciw wobec wygaszania powstania) ze społecznym (pomysły uspołecznienia przemysłu). Grażyński pisał w 1921 r.: „podłoże walki wolnościowej na Górnym Śląsku nosi w sobie dwa pierwiastki, narodowy, przejawiający się w nienawiści do Niemca oraz społeczny, krystalizujący się w nienawiści do fabrykantów, urzędnika i właściciela wielkiej własności”.

Niestety po przyłączeniu Śląska do Rzeczypospolitej nadzieje Ślązaków na sprawiedliwy ład społeczny zderzyły się z kapitalistycznymi realiami zacofanego państwa. Rozczarowanie doprowadziło wielu byłych powstańców w szeregi partii komunistycznej, innych – do nazistowskiego podziemia. To jednak temat na inną opowieść.

Roman Adler (ur. 1961) – absolwent Uniwersytetu Śląskiego, historyk kultury pracy na Śląsku, „czerwony” polski Ślonzok, autor artykułów historycznych do pism branżowych „Atest – Ochrona Pracy” i „Praca. Zdrowie. Bezpieczeństwo” oraz związkowych, m.in. dwutygodnika „Górnik”. Od końca lat 90. ubiegłego wieku założyciel i współanimator Samorządowej Inicjatywy Mieszkańców najpierw w Chorzowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, następnie wśród mieszkańców Chorzowa.

Jarosław Tomasiewicz (ur. 1962) – doktor habilitowany nauk humanistycznych, politolog, adiunkt Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego, publicysta, autor kilku książek, m.in. „Terroryzm na tle przemocy politycznej (zarys encyklopedyczny)” (2000), „Między faszyzmem a anarchizmem. Nowe idee dla nowej ery” (2000), „Ugrupowania neoendeckie w III Rzeczypospolitej” (2003), „Zło w imię dobra. Zjawisko przemocy w polityce” (2009), „Rewolucja narodowa. Nacjonalistyczne koncepcje rewolucji społecznej w Drugiej Rzeczypospolitej” (2012), „Naprawa czy zniszczenie demokracji? Tendencje autorytarne i profaszystowskie w polskiej myśli politycznej 1921–1935” (2012), „Po dwakroć niepokorni. Szkice z dziejów polskiej lewicy patriotycznej” (2014), a także wielu tekstów publicystycznych i naukowych. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”.

komentarzy