Meandry modernizacji technicznej Wojska Polskiego
Do nierzadko porywających programów, prezentacji i deklaracji w odniesieniu do modernizacji polskiej armii zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
W październiku już po raz 25. obchodziliśmy Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Funkcjonuje cała masa stereotypów dotyczących problemów psychicznych. Jednym z nich jest pogląd – czasem dla kamuflażu przedstawiany półżartem – że bogata klasa średnia (w mizoginistycznej odmianie: przede wszystkim dobrze sytuowane kobiety) – znacznie częściej zmaga się z neurozami czy depresjami niż ciężko pracujący, zwykli ludzie. Jej przedstawiciele są ustawieni, więc przewraca im się pod czapką z nudy i przejedzenia. Człowiek zmęczony po uczciwej pracy przy maszynie nie ma głowy do dwubiegunówek i bezsenności. Kłopoty z zasypianiem może mieć ewentualnie jakiś inteligent, belfer Miauczyński – bo przecież nie panowie robole, którzy „napierdalają od bladego świtu” pod jego oknem.
Rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Przekrojowe dane WHO oraz wyniki badań przedstawione przez Amerykanina prof. Chrisa Hudsona nie pozostawiają miejsca na wątpliwości. Życie w biedzie i niedostatku zwiększa wszelkiego rodzaju psychologiczne czynniki ryzyka. Mówiąc krótko: zaburzenia psychiczne to sprawa klasowa.
Ubóstwo i problemy psychiczne bardzo często idą w parze – napędzają się i wzmacniają wzajemnie. Bieda sprzyja chorobie, a choroba radykalnie utrudnia wydobycie się z biedy. Psychologia dysponuje dowodami, że obywatelki i obywatele USA należący do 20% najgorzej zarabiających są dwa do trzech razy częściej dotknięci schorzeniami psychicznymi w porównaniu z 20% najlepiej uposażonych. Konkretne przykłady: szanse na popadnięcie w zaburzenia nastroju wynoszą 33% dla najniższego kwintyla, a tylko 16% dla kwintyla najwyższego; kwoty dla zaburzeń lękowych to odpowiednio 36% i 11%, dla uzależnień od środków odurzających to 17% i 7% (źródło danych). Różnice są ogromne – jeśli wychowujemy się w ubogiej rodzinie, mamy aż trzykrotnie większe szanse na zmaganie się ze stanami lękowymi i fobią społeczną. Co więcej, często niedobór specjalistów – psychiatrów, psychologów, psychoterapeutów – występuje właśnie w ubogich i słabo rozwiniętych regionach, gdzie obiektywne zapotrzebowanie na profesjonalne usługi jest największe.
Wiemy przecież, że co do zasady wraz ze wzrostem zamożności rośnie jakość wykształcenia jednostek. Statystyki pokazują, że słaba edukacja jest istotnym czynnikiem ryzyka przy występowaniu zaburzeń psychicznych, m.in. ze względu na gotowość (lub jej brak) osoby do poszukiwania adekwatnej pomocy. Potwierdzają to duże i metodologicznie rzetelne kanadyjskie badania z 2007 r., przeprowadzone w Toronto. Raport wykazuje między innymi, że z każdym kolejnym poziomem wykształcenia ludzie średnio o 15% częściej konsultują się z psychiatrą i o 16% częściej korzystają z usług psychologa (źródło danych). Poza tym staranna edukacja wspiera optymalny rozwój mózgu w okresie dziecięcym, co z kolei chroni przed procesami patologicznymi, które naruszają funkcje poznawcze.
Naszego społeczeństwa nie trzeba specjalnie przekonywać, że problemy związane z „bazą” istotnie wpływają na kondycję głowy. CBOS w 2012 r. w raporcie „Zdrowie psychiczne Polaków” oznajmił, że 65% osób biorących udział w badaniu uważa, iż najbardziej zagrażające zdrowiu psychicznemu jest… bezrobocie. Był to wynik wyraźnie przodujący, kolejne: „kryzys rodzinny” i „nadużywanie alkoholu”, zyskały znacznie mniej głosów.
Powrót do aktywności zawodowej podczas ciężkiej depresji graniczy z cudem, a nowoczesne leki są relatywnie kosztowne (choć trzeba przyznać, że część z nich podlega refundacji przez NFZ). „Depresja jest obecnie drugim powodem niezdolności do pracy w Polsce. Ocenia się, że za kilka lat będzie pierwszym powodem” – informuje prof. Piotr Gałecki, krajowy konsultant w dziedzinie psychiatrii. Ogromne wyzwanie dla resortu pracy już wisi w powietrzu, a o przygotowaniach środków zaradczych niestety nie słychać.
Od lat jakość i dostępność psychiatrycznych świadczeń medycznych w Polsce znajdują się na żałośnie niskim poziomie. W tegorocznym raporcie Najwyższej Izby Kontroli możemy znaleźć dramatyczne wnioski: Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego realizowany w latach 2011-2015, mający przenieść w XXI wiek system pomocy chorym psychicznie, zakończył się wielką, spektakularną klęską. NIK informuje, że ani administracja rządowa, ani władze samorządowe nie wykonały swoich zobowiązań. Przede wszystkim nie stworzono Centrów Zdrowia Psychicznego (instytucji kluczowych dla programu), mających zapewniać „wszechstronną środowiskową pomoc psychiatryczną”. Według NIK, organom samorządowym nie udało się zorganizować planowanych centrów, gdyż nie zapewniono im adekwatnego wsparcia finansowego oraz know-how. Podkreślmy, że Ministerstwo Zdrowia wykonało tylko 3 z 32 zadań przewidzianych w programie! Jedną z pozafinansowych barier w tworzeniu centrów były oczywiście niedobory kadrowe w służbie zdrowia. „W 2015 r. było 3500 psychiatrów, przy oczekiwanej liczbie 7800, zaś psychiatrów dziecięcych 380, przy oczekiwanych 780” – czytamy w raporcie. Te liczby doskonale pokazują, z jak głębokim problemem mamy do czynienia.
Czy naprawdę trzeba jeszcze kogoś w Polsce przekonywać, że strajk głodowy lekarzy rezydentów, którego niedawno byliśmy świadkami, miał uzasadnienie? Za burtą ochrony zdrowia psychicznego zostaną jak zwykle najbiedniejsi.
Michał Kowalówka
Do nierzadko porywających programów, prezentacji i deklaracji w odniesieniu do modernizacji polskiej armii zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Wśród wielu rzeczy, których możemy dowiedzieć się od Williama Blake’a, angielskiego mistyka, poety i malarza z przełomu XVIII i XIX wieku, na szczególną uwagę zasługuje jego wizja artysty w działaniu. Dla Blake’a pisanie i wszelka twórczość to akt łaski, efekt kontaktu z czymś większym od nas, z wizjami, które jednocześnie rozjaśniają i upajają.