Etyczne supermocarstwo. Rola Europy w konkurencji z technoautokracjami XXI wieku
Etyczne supermocarstwo. Rola Europy w konkurencji z technoautokracjami XXI wieku
Brytyjczycy dopiero jedną lub dwie dekady po fakcie zrozumieli, że nie są już globalnym supermocarstwem. Skłonność do postrzegania wydarzeń w wąskich ramach czasowych uniemożliwia formułowanie jasnych odpowiedzi na powolne i prawie niezauważalne, ale istotne zmiany. Europejczycy zyskaliby na przyznaniu, że bogactwo zdarzeń jest przytłaczające i daje usprawiedliwiającą wymówkę krótkowzroczności. Po dziesięciu latach od 2009 r., kiedy prawie wszystkie europejskie gospodarki narodowe doświadczyły recesji, wydaje się, że co każde dwa lub trzy lata nastaje kolejna znacząca era polityczna na naszym kontynencie. Długi okres nieprzerwanego wzrostu i postępu w wielu krajach Europy od połowy do końca XX w. dał kolejnym falom profesjonalistów, decydentów, a nawet wyborców poczucie stabilności istniejącego porządku opartego na znanych regułach. W chwili, gdy zacierają się poruszające wspomnienia II wojny światowej, a także bezpośrednich powojennych niepokojów i zagrożenia przerodzenia się zimnej wojny w gorącą, nowo nabyte poczucie bezpieczeństwa i zaufania do politycznych i społecznych ustaleń zostało zmiażdżone przez realia przyspieszającej Historii.
Wyliczmy: recesja gospodarcza, bezsilność polityczna i obywatelska w obliczu osądów rynku kapitałowego, kryzys grecki, kryzys migracyjny, Brexit – Europejczycy byli uderzani raz po raz i pozbawiani czasu na odzyskanie równowagi. Populistyczne ugrupowania odniosły triumfy wyborcze: w Austrii skrajnie prawicowa partia zyskała członków gabinetu, w Niemczech skrajna prawica zdobywa trzecie miejsce w sondażach. Na Węgrzech i w Polsce rządy stale podważają istniejące instytucje i pogarszają stosunki z innymi krajami europejskimi. We Francji bunt został ledwo odparty poprzez rebranding sił status quo w ramach nowo utworzonego ruchu politycznego. Potem przyszły włoskie wybory i większościowy rząd dwóch partii populistycznych.
Za wielką wodą również nie dzieje się business as usual. Donald Trump został prezydentem Stanów Zjednoczonych. Osłabił stosunki transatlantyckie z sojusznikami z Unii Europejskiej i NATO, zbliżając pozycję polityki zagranicznej do polityki Federacji Rosyjskiej, uważanej za czynnik destabilizujący na wschodniej flance UE. Jednocześnie Trump, odrzucając multilateralizm, zaczął eskalować konflikty z nowym gospodarczym i politycznym supermocarstwem – Chinami – którego wzrost był dotychczas bagatelizowany przez transatlantyckie elity. Podczas gdy kwestia rosyjska jest bardziej bezpośrednim zagrożeniem dla Unii, głównym skutkiem polityki Trumpa może być skupienie uwagi na realiach zmieniającej się równowagi stosunków gospodarczych między słabnącym światem transatlantyckim a rosnącymi Chinami.
Europejskie myślenie strategiczne jest wytrącone z równowagi, koncentrując się prawie wyłącznie na pilnych kwestiach, przy jednoczesnym niepoświęcaniu wystarczającej uwagi kwestiom wydarzającym się wolniej, lecz trwale zmieniającym cały świat. Długoterminowa perspektywa gospodarcza i polityczna Europy wydaje się groźna, a obecne tendencje wskazują na niemal nieuchronną degradację naszego kontynentu do statusu drugorzędnego regionu świata, przyjmującego reguły ustalane przez innych. Uniknięcie takiej marginalizacji powinno mieć ogromne znaczenie dla Europy.
Dwie przyszłości: schyłek lub przywództwo
Proponuję w niniejszym tekście pięćdziesięcioletnią perspektywę spojrzenia na przyszłość europejską i globalną – a raczej na dwie odrębne przyszłości. Pierwsza przyszłość to schyłek, przepowiedziany obecną dynamiką społeczną, polityczną i gospodarczą. Druga przyszłość, europejskie przywództwo, wymagałaby dużego wysiłku, ale miałaby transformujący wpływ na świat poprzez udaremnienie totalnej dominacji technoautokracji nad porządkiem międzynarodowym i nad sposobami życia wolnych społeczeństw.
Przy obecnych tendencjach, w 2069 r. Unia Europejska byłaby czwartą siłą gospodarczą na świecie. Przy skromnych 10 procentach światowego PKB, taki regionalny blok byłby karłem wobec ogromnych Chin z rozszerzoną bazą południowo-wschodnioazjatyckiego przemysłu i bloku handlowego. Znacznie prześcignęłyby go również Indie, o wiele mniej zamożny kraj. Indie miałyby udział w wielu chińskich łańcuchach dostaw, ale stanowiłyby zbyt wielką odrębność kulturową, aby stać się zwykłym chińskim klientem, jak wiele krajów południowo-wschodniej Azji. Trzecie miejsce zajmowałyby Stany Zjednoczone, które chociaż byłyby tylko cieniem dawnej potęgi, nadal mogłyby cieszyć się znaczącymi wpływami z aktywów niegdyś wiodących firm technologicznych z Doliny Krzemowej. Inne kraje euroazjatyckie, poczynając od Turcji, przez Bliski Wschód i Iran, aż po Pakistan, nie mogą być traktowane jako blok gospodarczy. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że choć są zróżnicowane i często pozostają we wzajemnym konflikcie politycznym, to pod względem ekonomicznym staną się wszystkie częściowo zależnymi częściami potężnych chińskich łańcuchów dostaw. Innym podobieństwem tych krajów byłoby przyjmowanie wewnętrznych rozwiązań społeczno-politycznych znanych z chińskiego państwa, ponieważ ich skłonność doń już się ujawnia.
Chińska dominacja w większości Eurazji w 2069 r. byłaby dobrze ugruntowana pod względem wiodącej pozycji technologicznej (zwłaszcza w najbardziej zaawansowanych technologiach uczenia maszynowego i robotyce) oraz zapewniania kontroli nad najbardziej dochodowymi łańcuchami wartości w kluczowych branżach, takich jak sprzęt komputerowy, oprogramowanie, półprzewodniki i optoelektronika, chemikalia, energia, bionika, motoryzacja, lotnictwo, przemysł maszynowy, wirtualna rzeczywistość i inne. To mocarstwo byłoby bezpieczne politycznie również pod względem zasobów, a kraje Azji Południowo-Wschodniej godziłyby się na role posłusznych podmiotów zależnych od Chin, jakkolwiek także wiele korzystających na tym układzie. Zdolności militarne mocarstwa, napędzane niezrównanymi technologiami, od dawna nie pozwalałyby Amerykanom próbować kontrolować i odstraszać Chińskiej Republiki Ludowej operacjami wymuszającymi wolność żeglugi. Po dziesięcioleciach zmagania się z wytrzymałością ekonomiczną Chin w wyścigu zbrojeń, koszty zaangażowania wojskowego zaczęłyby niszczyć gospodarkę amerykańską. Druga najpotężniejsza marynarka wojenna na świecie, US Navy, nadal nie byłaby kwestionowana, ale tylko na własnym podwórku – w Ameryce Północnej i Południowej oraz na Atlantyku. Obszar wpływów petrodolara byłby dawno przeszłością, a Bliski Wschód byłby ściśle zintegrowany z chińskim ładem gospodarczym. Kraje niezaangażowane, leżące w większości w Afryce i Ameryce Łacińskiej, również byłyby pod silnym wpływem Chin. W przypadku Afryki znacznie bardziej niż w Ameryce Łacińskiej.
Europa coraz bardziej stawałaby się „chorym człowiekiem świata”. Nierozwiązane problemy społeczne i polityczne powodowałyby chaos i podziały w ramach europejskiego bloku, osłabiając koordynację i wspólne egzekwowanie interesów w relacjach ze światem i jego blokami handlowymi. Pokusy dwustronnych porozumień między państwami byłyby umiejętnie wykorzystywane do osłabienia europejskiej solidarności interesów przez państwa spoza UE. Ponadto utrata przewagi strategicznej pod względem konkurencyjności gospodarczej radykalnie zmieniłaby strukturę łańcucha dostaw i wartości, stawiając Chiny za punkt odniesienia dla reszty świata. W sztucznej inteligencji (artificial intelligence – AI) i innych kluczowych obszarach nowej gospodarki Europa znalazłaby się na trzecim miejscu po chińskim bloku i USA, co kształtowałoby nowy, całkowicie zmieniony krajobraz gospodarczy. Utrata spójności politycznej i społecznej w państwach członkowskich UE na początku XXI w. miałaby kluczowe znaczenie dla możliwości odwrócenia tendencji i ponownego uruchomienia przyszłych szans Europy. Europejskie siły biznesowe, obecnie mimowolnie skupione na kontroli procesów politycznych i zabezpieczaniu krótkoterminowych zysków poprzez strategie regulacyjne, podatkowe, lokalizacyjne lub mobilności pracy, straciłyby nieeksponowane pozycje w sektorach zbywalnych (wymiennych, tradable), kluczowych dla długoterminowej konkurencyjności. To dalsze poszukiwanie krótkoterminowych rent przyczyniłoby się nieodwołalnie do wzrostu przewagi Chin, jednocześnie osłabiając potencjał rozwojowy UE. W obecnej sytuacji Europa jest na najlepszej drodze do utraty znaczenia za 50 lat.
Brak działań byłby strategicznym szaleństwem, ale także etycznym zaniedbaniem w szerszym sensie niż tylko dotyczącym przyszłego dobrobytu Europejczyków. Nieznacząca Europa oznaczałaby kłopoty dla świata. To prawda, że zdominowany przez Zachód świat był świadkiem ogromnego nadużywania bezsilnych przez potężnych, a wypowiedzi o wartościach często przykrywały niesprawiedliwość. Ale krytycy, w tym progresywni przeciwnicy obecnych zachodnich elit, muszą uważnie spojrzeć na perspektywy świata. Obecnie nieprawidłowo funkcjonujące i wykorzystywane demokracje, którymi władają pełne hipokryzji zachodnie elity, mogą być zastąpione w pozycji ustalającego reguły gry przez technoautokracje otwarcie lekceważące demokrację i prawa człowieka. Te technoautokracje byłyby niezwiązane pozorami wysokich wartości. Już teraz tworzą reżimy inwigilacji i nadzoru, które stawałyby się coraz bardziej inwazyjne i przyniosłyby korzyści tylko małej kaście elit rządzących. Chińskie i kilka innych globalnych firm technologicznych stałyby się sercem tych technoautokratycznych systemów społecznych, politycznych i gospodarczych. Wedle obecnych trendów w zakresie inwestycji i technologii są na dobrej drodze, aby to osiągnąć.
Europa może zaproponować inną wizję przyszłej oferty dla siebie i świata – odmienny pogląd na spójność społeczną, stosunki państwo-obywatele, prawa jednostki i model globalnego wzrostu. Widzieliśmy już, że wprowadzone przez Unię Europejską regulacje w zakresie ochrony danych (RODO) zaczęły wpływać – choć na razie lekko – na równowagę sił między technologicznymi oligopolami a obywatelami świata. Na całym świecie europejskie przepisy są wskazywane, być może z pewną przesadą, jako modelowy przypadek wykorzystywania przez siły polityczne i administracyjne instrumentów w interesie szerszych kręgów społeczeństwa.
Prymat powszechnego dobra społecznego nad prywatnymi zyskami przedsiębiorstw, tak jak w przypadku RODO, może stać się zarówno znakiem rozpoznawczym Europy, jak i źródłem jej przewagi konkurencyjnej. Przyjmując etyczne podejście, Unia Europejska może stać się jedynym znaczącym oświeconym, globalnym projektem, podczas gdy reszta świata odwraca się od indywidualnych praw i wspólnych dóbr. Perspektywy ograniczenia nadmiernego wpływu interesów biznesowych na rząd w Stanach Zjednoczonych są niepewne. W Azji Chiny dawniej wykazywały chęć równoważenia władzy kapitalistycznej przez polityczną, ale chyba dla chińskich przywódców to podejście oparte na zasadzie win-win staje się przeżytkiem. W nowym wieku technoautokratycznym potęga państwa i oligopolistycznych korporacji łączy się w silny amalgamat, który pozwala kontrolować i lekceważyć indywidualne preferencje i wartości.
Europa musi zapewnić etyczne przywództwo w newralgicznych technologiach przyszłości. Jeśli znacząco poprawi swoje zdolności w zakresie sztucznej inteligencji, aby uniknąć prześcignięcia przez Chiny i Stany Zjednoczone, może zaproponować nowy model, który mógłby stać się pudłem rezonansowym wpływu Europy w świecie przyszłości. Blok ekonomiczny i polityczny taki jak Unia Europejska, może stać się etycznym supermocarstwem, szanowanym i podziwianym zarówno za swoją ekonomiczną wydolność, jak i społecznie pozytywny wpływ na inne kraje.
UE może osiągnąć status gospodarczego i politycznego supermocarstwa z powodu dwóch czynników wzmacniających pozytywne gospodarcze i polityczne efekty etycznego przywództwa. Po pierwsze, ze względu na bardziej sprawiedliwy i skoncentrowany na dobrostanie społecznym podział gospodarczych korzyści wynikających z rozwoju technologicznego. W przeciwieństwie do modelu zagarniania przez nielicznych technoautokratów nowych zysków, podejście etyczne sprzyjałoby dobrobytowi obywateli. Zapewniłoby to bazę dla koniecznego wysokiego poziomu inwestycji w przyszłe umiejętności i technologie. Gdyby UE nie rzuciła wyzwania technoautokracji, perspektywy globalnego wzrostu byłyby o wiele gorsze. W reżimach technoautokracji, umocowane politycznie i wyzyskujące społeczeństwo oligopole tworzyłyby przy braku międzynarodowej presji konkurencyjnej system pasożytnictwa na istniejących zasobach, a tempo wzrostu spadałoby.
Po drugie, ze względu na niezrównaną atrakcyjność i siłę przyciągania (soft power), UE może stać się globalną latarnią dla społeczeństw poszukujących ucieczki od duszącego wpływu reżimów technoautokratycznych. Nadużywanie technologii prawdopodobnie spowoduje narastające obawy społeczeństw od Chile po Australię, i zapoczątkuje poszukiwanie alternatywnych modeli relacji technologiczno-obywatelskich. Od Europy zależy, czy stanie się wzorem i przewodnikiem, dając nadzieję globalnym społeczeństwom zarówno dzięki samej obecności i przykładowi odmiennego modelu, jak i bezpośrednim wpływom politycznym i gospodarczym.
Aby zbudować takie etyczne supermocarstwo, należy przezwyciężyć wiele wyzwań. Konieczne są długoterminowe polityczne umiejętności i wysiłki. Punktem wyjścia jest właściwa diagnoza, bardziej szczegółowo przedstawiona w dalszej części tego artykułu. Obecne problemy polityczne i społeczno-gospodarcze w UE są wielopłaszczyznowo powiązane, ale kwestie nierówności społeczno-ekonomicznych, nieuprawnionych wpływów politycznych i kulturowej separacji między elitami i wyborcami muszą zostać podjęte jak najszybciej. Należy zatrzymać utratę legitymacji, a zmiany na rynku wywołane przez sztuczną inteligencję, wraz ze zmianami w polityce imigracyjnej, mogą w znacznym stopniu zaradzić niektórym obecnym nierównowagom handlu sektora wymiennego (tradeable). Należy zastosować niezbędne środki zaradcze w celu przeciwdziałania dezintegracji wspólnot europejskich, na czele z UE. Należy zająć się nierównowagą ekonomiczną między bogatymi i biednymi krajami Unii. UE musi stać się równoważącą siłą dla obywateli przeciwko wpływowym grupom interesów. Musi agresywnie zwalczać raje podatkowe, aby wykorzystać odzyskane zasoby do zaradzenia nadmiernym wewnętrznym nierównościom gospodarczym. Unia musi stać się projektem wielu, a nie garstki.
Ponadto potrzebna jest ambitna i nakierowana na innowacyjne przełomy europejska strategia gospodarcza, z nowymi technologiami i ich etycznym zastosowaniem w centrum jej wysiłków. Dobra pozycja w stosunkach z sąsiadami UE ma zasadnicze znaczenie dla budowania pozycji Europy w następnym stuleciu i będzie wymagać szacunku i uczciwości. Taka sytuacja stanowiłaby dobrą podstawę dla solidnej globalnej polityki propagowania dobroczynnych wpływów Europy i zapewniania sprawiedliwszych wzorców wymiany handlowej niż te promowane przez technoautokracje. Zasadniczo potrzebne jest prawdziwie globalne zaangażowanie, aby Europa mogła wykorzystać swoje zalety. Wymagałoby to jednak rozbudowy międzyregionalnych zdolności z zakresu bezpieczeństwa, zarówno konwencjonalnych, wywiadowczych, jak i nowoczesnej projekcji siły. Mając na uwadze spodziewany spadek amerykańskiej potęgi militarnej i jej obecności, należy oczekiwać, że Europa wypełni część tej luki na arenie międzynarodowej.
Jednej z tych dwóch wersji przyszłości prawdopodobnie doświadczy młodsze pokolenie Europejczyków.
Sześć palących problemów, które stoją przed Europą
Dopóki bieżące kryzysy Europy skupiać będą niemal całą uwagę instytucji europejskich, wszelkie ambitne długoterminowe wysiłki będą niemożliwe do utrzymania. Odpowiedzią na to nie jest zaprzestanie zwracania uwagi na krótkoterminowe problemy, lecz zwiększenie skuteczności ich rozwiązywania. Do tej pory skuteczność Europy była niewielka. Niepowodzenia europejskiego establishmentu w skutecznym rozwiązaniu problemów od co najmniej dekady dowodzą, że diagnoza była niewystarczająca lub wprost mylna, i wywoływała efekty przeciwne do zamierzonych. Przykładem mylnej diagnozy byłoby obwinianie za europejski upadek nieuchwytnych czynników, takich jak brak przywództwa lub nagły wzrost bezprzyczynowej irracjonalności społeczeństwa. Ta diagnoza daje establishmentowi przesłanki do wdrażania dobrze znanych i zgranych taktyk kontr-insurekcyjnych w obliczu utraty legitymizacji, takich jak rebranding (przypadek ruchu Macrona) i zdwajanie propagandy i szyderstwa oraz instytucjonalnej represji wobec wrzącego niezadowolenia. Ta taktyka, która odnosiła sukces w XX wieku, jest w dzisiejszym świecie niewystarczająca i niecelna.
Dynamiki społeczno-polityczne państw europejskich powodują, iż na końcu tej nieskutecznej drogi, być może nie dalej niż za dwie dekady, widnieje kapitulacja liberalnych elit przed siłami (często ksenofobicznych) populistów. Zwłaszcza elity biznesowe mogłyby być chętne do przyłączenia się do populistycznych buntowników, uzyskując ostateczne oddalenie groźby pozbawienia legitymizacji istniejących stosunków społeczno-gospodarczych. Nowi władcy tworzyliby własne kliki biznesowo-polityczne na fali kulturowego populizmu i pogoni za kozłami ofiarnymi. Postępowi liderzy kwestionujący status quo (np. Corbyn w Wielkiej Brytanii) są zwalczani przez establishment gwałtowniej niż ksenofobiczno-prawicowi populiści. Jest mało prawdopodobne, aby postępowcy zwyciężyli nad prawicowymi populistami. W rezultacie brak siły politycznej równoważącej wpływy grup interesów przyczyniłby się do podziałów i marginalizacji Europy.
Poniżej zostanie wskazane, że za obecne problemy Europy odpowiada sześć głównych czynników.
Pierwszym jest akceptacja przez europejski establishment polityki prowadzącej do wzrostu nierówności ekonomicznych i społecznych. Od lat 80., a zwłaszcza od upadku muru berlińskiego, establishment stopniowo przyjął polityczne rozwiązania sprzyjające kumulowaniu potęgi gospodarczej w rękach coraz mniejszej części populacji. Unia udzieliła gwarancji temu procesowi, wprowadzając neoliberalny konsensus polityczny w ramach UE na mocy traktatów z Maastricht, koncentrujący się na zwalczaniu deficytów budżetowych. Towarzyszący temu spadek realnej stopy osobistego, a zwłaszcza korporacyjnego opodatkowania zamożnych i interesów biznesu wpłynął na obniżenie stabilności systemów państwa opiekuńczego w całej Europie. Płace na ogół nie rosły w tempie produktywności, a konsumpcja była w pewnym stopniu finansowana przez rosnące prywatne zadłużenie wobec sektora finansowego. Polityka oszczędności po kryzysie z 2008 r. stała się kolejnym ciosem wymierzonym w niezamożne części populacji krajów europejskich. Przy długotrwałym dwucyfrowym bezrobociu wśród młodzieży w wielu krajach (szczególnie w Europie Południowej) legitymizacja systemu zaczęła ulegać erozji. Radykalnie materialistyczny pogląd, charakterystyczny dla wielu postępowych ruchów, przypisujący przyczyny społecznego niezadowolenia coraz gorszym realiom gospodarczym, jest oczywiście uproszczeniem. Jednak względny spadek gospodarczy lub stagnacja niewątpliwie przygotowały grunt, by mogły się rozwinąć ruchy antydemokratyczne.
Drugim czynnikiem jest to, że nadmierna siła polityczna zgromadzona przez biznes i finanse sprawiła, iż korekty zakłóceń równowagi systemowej były trudniejsze, a w niektórych przypadkach niemożliwe. Spowodowane rosnącą nierównością ekonomiczną i społeczną ciśnienie w systemie mogłoby teoretycznie zostać zneutralizowane przez działania równoważące. Wiele ustaleń społecznych po II wojnie światowej opierało się na takim mechanizmie, zwiększającym wpływ związków zawodowych, przywódców politycznych czy sektora obywatelskiego. Stworzono dzięki temu stosunkowo rozsądną równowagę sił. Mechanizm ten zaczął niedomagać wraz z coraz bardziej dominującym wpływem lobby biznesowego i przyjaznych biznesowi elit profesjonalnych (również urzędników państwowych), podzielających neoliberalny ogląd świata. Od lat 90., kiedy wiele europejskich partii socjaldemokratycznych zaczęło popierać neoliberalny konsensus, zbudowano technokratyczny model zarządzania, który dopuszczał jedynie bardzo małe korekty ogólnego kierunku. Osadzenie tego technokratycznego modelu w UE, a zwłaszcza w mechanizmach zarządzania strefą euro, pozwoliło na nadzorowanie działań państw członkowskich przez inne państwa i struktury ponadpaństwowe. Podczas gdy unia monetarna strefy euro w swoim obecnym kształcie jest sama w sobie źródłem nierównowagi z powodu strukturalnych czynników gospodarczych, to ostatecznie brak przestrzeni działania politycznego podważył fundamentalnie legitymizację systemu, uosabianego m.in. przez „eurokratów”. Zakazywanie mechanizmów naprawczych w całej UE podsycało poczucie bezradności i postrzeganej niesprawiedliwości systemu, który okazał się bardzo zainteresowany ratowaniem akcjonariuszy banków, ale znacznie mniej martwił się o dobrobyt europejskich obywateli.
Trzecim czynnikiem jest pogłębienie kulturowego podziału między poglądami globalistów i „lokalnych”. Rosnące podziały społeczne i gospodarcze stworzyły dwa poziomy doświadczeń. Pierwszy poziom jest merytokratyczny, zarezerwowany w rzeczywistości dla właścicieli kulturowych, społecznych, symbolicznych i ekonomicznych kapitałów: klasy średniej i wyższej. Dla nich system działa, ponieważ nagradza ich umiejętności i wysiłki osiągnięciami materialnymi lub uznaniem społecznym. Pracują w dobrze płatnych zawodach lub mogą sobie pozwolić na dostęp do ścieżek kariery w nie tak dobrze opłacanych, ale mocno prestiżowych i satysfakcjonujących rolach, takich jak pracownicy organizacji pozarządowych, naukowcy, dziennikarze, eksperci, działacze polityczni. Ich umiejętności sprawiają, że są geograficznie mobilni i mogą osiedlić się w jednym z wielu kosmopolitycznych miast świata. Drugi poziom zarezerwowany jest dla członków niższej klasy średniej i klas niższych, dawniej członków klasy robotniczej. Często żyją oni na obszarach o niekorzystnych warunkach gospodarowania, brakuje im niezbędnych środków finansowych, a także wysokiej jakości edukacji i umiejętności, które pozwoliłyby konkurować o stanowiska zawodowe na ścieżce merytokratycznej.
Rozprzestrzenianie się języka angielskiego i mediów o globalnej widowni, wraz z mobilnością klasy średniej i wyższej (dla celów turystyki, edukacji, rynku pracy) coraz bardziej stwarza wspólny globalistyczny sposób postrzegania świata przez warstwę liberalnych kosmopolitycznych profesjonalistów. To postrzeganie nie rejestruje niedoskonałości systemu (nie potwierdzonych osobistymi doświadczeniami) i często sprawia, że globaliści mają ze sobą więcej wspólnego niż z własnymi rodakami z różnych środowisk społecznych w swoich krajach. Jak zauważył Iwan Krastew, wywołuje to niechęć i podejrzliwość miejscowych „lokalnych”, którzy wierzą, że globaliści nie są przywiązani do losów narodu i zawsze gotowi są go porzucić. Brytyjski politolog Matthew Goodwin ma rację, wskazując na tę niechęć „lokalnych” jako przyczyniającą się w całej Europie do różnych miejscowych form narodowego populizmu.
Czwartym czynnikiem jest ciężar zewnętrznych efektów imigracyjnych, ciążący na niezadowolonych częściach populacji. Po II wojnie światowej, aby poradzić sobie ze zwiększonym popytem na pracę, wiele krajów Europy Zachodniej zachęcało do ruchów migracyjnych. Podczas gdy pierwsze i drugie generacje imigrantów były raczej zadowolone z przyszłości w nowych krajach ojczystych, imigranci trzeciego pokolenia już nie są. Spadające możliwości mobilności społecznej w górę i pogłębiający się podział społeczno-gospodarczy spowodowały, że dla imigrantów z trzeciego pokolenia codzienność jest źródłem upokorzeń, zarówno pod względem finansowym, jak i symbolicznym. Warunki te rodzą frustrację i odosobnienie, a czasem również radykalizację. W tym samym czasie populacja klasy niższej o nie-napływowym pochodzeniu („lokalni”) również została dotknięta przez pogłębiające się podziały dwupoziomowego systemu i malejącą siłę przetargową na rynku pracy.
Kulturowy niepokój wywołany zmianą etnicznego charakteru lokalnych dzielnic klasy robotniczej nie wystarczyłby oczywiście sam w sobie, aby siać podziały społeczne. Tak się składa, że rasistowski pesymizm tych, którzy ostrzegali przed „rzekami krwi” wywołanymi zderzeniem kultur, był chybiony. Podczas letnich zamieszek w Londynie w 2011 r., nawet pośród bezprawnego amoku, niezadowoleni z różnych środowisk etnicznych nie zwracali uwagi na kwestię pochodzenia. Jednak znaczące długoterminowe przesunięcia składu populacji mogą zasiać ziarno niepokoju, niechęci i poszukiwań kozłów ofiarnych w dzielnicach dotkniętych plagami społecznymi wywołanymi upadkiem gospodarczym. Globalne strategie firm zachodniego „Centrum” pozwoliły na ten stan rzeczy. Preferencje biznesowe dotyczące taniej siły roboczej zarówno w kraju (poprzez imigrancką presję na rynku pracy), jak i za granicą (poprzez przeniesienie produkcji do tańszych krajów rozwijających się) powodują negatywne skutki ekonomiczne dla lokalnej ludności.
Piątym czynnikiem jest spadek przewagi gospodarczej spowodowany neoliberalizmem i ukierunkowaniem biznesu na krótkoterminowe zyski i renty, kosztem rzeczywistego wewnętrznego wzrostu wydajności. Prawdziwym źródłem konkurencyjności jest solidność sektora towarów zbywalnych, czyli takich, które konkurują i są pożądane międzynarodowo, podczas gdy sektor niezbywalny (taki jak turystyka, usługi lokalne typu salony fryzjerskie itp.), często zatrudniające za niskie wynagrodzenie pracowników o niskich kwalifikacjach, dominują w gospodarkach krajów niekonkurencyjnych. Profesor Michael Porter z Harvard Business School często podkreśla, że konkurencyjne kraje powinny mieć wysokie, a nie niskie płace. Kraje o wysokich płacach są konkurencyjne, ponieważ muszą oferować światu produkty o wysokiej wartości dodanej, które znajdują wystarczający popyt. Europejski biznes preferuje konkurowanie w zakresie ograniczania kosztów pracy i kosztów regulacyjnych (poprzez przenoszenie produkcji za granicę i zwiększanie marż dzięki niższym wynagrodzeniom, niższym podatkom i łagodnym regulacjom) w dłuższej perspektywie czasowej. Zamiast koncentrować się na państwowych i prywatnych inwestycjach w badania i rozwój oraz w poprawę produktywności, kraje europejskie kanibalizowały swoje innowacje i potencjał konkurencyjny, kierując fundusze na cel szybkiego zysku. W odwrotnym kierunku do tej europejskiej krótkowzroczności, kraje rozwijające się regionu Azji Południowo-Wschodniej były w stanie oprzeć szybki wzrost produktywności na sektorze zbywalnym. Kontynuacja takiego podejścia doprowadziła Europę do przegapienia momentu na dokonanie strategicznych inwestycji w zdolności AI, które w dużej mierze będą determinować podział pracy w XXI w. na skalę światową.
Szóstym czynnikiem jest niedopasowanie zachodniej polityki do środków masowego przekazu i rzeczywistości obywateli w XXI wieku. Podczas gdy kraje europejskie nie uważają się za największych złoczyńców, ich instytucje w dużej mierze przeoczyły znaczący wpływ zmiany modelu interakcji ze społeczeństwem w mediach. Internet pozwolił na rozpowszechnianie informacji i poglądów uniemożliwiających kontrolę komunikacji przez establishment, podczas gdy alternatywne punkty widzenia zyskują poparcie ze strony państw trzecich (np. rosyjskiego), przeciwdziałających oficjalnym narracjom. Państwa zachodnie (UE i „Pięć oczu”: Stany Zjednoczone, Kanada, Wielka Brytania, Australia, Nowa Zelandia) prowadziły i nadal prowadzą aktywną politykę globalną, często obłudnie sprzeczną z deklarowanymi wartościami liberalnymi – czasami sprzeczną z ważnych powodów, ale często z zupełnie innych. Jednocześnie zachodnie kraje i organizacje są błędnie postrzegane jako całkowicie dominująca siła międzynarodowego porządku światowego, który nie musi podejmować wątpliwych z etycznego punktu widzenia działań dyplomatycznych. W świecie napędzanej Internetem transparentności kontrola komunikacji i publicznych percepcji staje się trudna. Niezdolny do wyjaśnienia swoich interesów geopolitycznych społeczeństwu, Zachód dostaje całą winę i bardzo niewiele z korzyści płynących z uprawiania cynicznej wielkiej polityki w XXI w., podsycając społeczną nieufność.
Wszystkie czynniki razem przyczyniają się do publicznej delegitymizacji obecnego systemu, jego powolnego rozszczelniania i dezintegracji.
Powrót do gry: obywatelska Europa
Wszystkie te naglące problemy muszą wkrótce znaleźć rozwiązanie, ponieważ bez ich rozwiązania nie będziemy mogli zacząć pracować nad ramami przyszłości. Polityka może odwrócić obecne trendy, ale termin jest krótki, a Europa bliska rozpadowi. Sprawą najwyższej wagi jest rozpoczęcie walki z tymi kwestiami w sposób zapalczywy, jak gdyby od tego zależała przyszłość Europy – bo w istocie tak jest.
Za pierwszą zmianę UE i państwa członkowskie muszą uznać potrzebę zwiększenia przestrzeni dla krajowych polityk społecznych. Uczynienie tej zmiany trwałą wymaga przede wszystkim oświadczenia woli ze strony wszystkich państw członkowskich i instytucji, o przyjęciu podejścia „jeden za wszystkich, wszystko za jednego”. To utrudni lub uniemożliwi spekulacje na rynkach kapitałowych na wycenach obligacji między różnymi krajami europejskimi, co trapiło wiele państw po kryzysie. Aby uniknąć pokusy nadużycia poprzez międzypaństwowy „wyścig do największego deficytu” na koszt gwarancji Europejskiego Banku Centralnego i niemieckiego rządu, przestrzeń dla polityk społecznych musi być oparta na jasnych i konkretnych celach. Cele te nie powinny być mniej ambitne niż odwrócenie do poziomu sprzed 2008 r. wskaźników bezrobocia i związanych z nim plag społecznych, takich jak bezdomność, nadużywanie narkotyków, pogorszenie stanu zdrowia psychicznego i inne. Uzgodnione środki radzenia sobie z tymi plagami poprzez dodatkową przestrzeń polityczną (programy państwowe) i ogólnoeuropejskie działania wspólnotowe muszą być adekwatne, aby po prostu osiągnąć wyznaczone cele. Należy przyznać, że jest nieprzyzwoite, ale także szkodliwe ekonomicznie, aby skazać dużą część populacji na bardzo ograniczony udział w globalnym rozwoju w XXI wieku. Pozostawienie tego wyzwania politycznego bez odpowiedzi jest zaproszeniem do całkowitej dezintegracji Europy przez cyniczne kliki.
Drugą zmianą polityki jest zajęcie się najbardziej dotkliwymi i najgroźniejszymi wewnątrzeuropejskimi nierównowagami strukturalnymi między regionami. Nie oznacza to bezsensownej próby wyrównania wszystkich gospodarek państw członkowskich do jednej płaszczyzny, ale ukierunkowaną akcję dla tych regionów, które systematycznie dowiodły, że nie są w stanie wyrwać się o własnych siłach z trwałych problemów. Ci, którzy twierdzą, że sposobem na odzyskanie konkurencyjności jest wewnętrzna dewaluacja (depresja płac) i powrót do konkurencji w innym punkcie równowagi rynkowej, zapominają o dwóch kwestiach. Po pierwsze, regiony dotknięte kryzysem niekoniecznie mają zasięg ogólnokrajowy, a rynki (w tym pracy i produkcyjne) mogą być w równowadze na poziomie całego kraju, wobec czego nie ma uzasadnienia dla wewnętrznej dewaluacji. Byłoby społecznym i ekonomicznym marnotrawstwem doradzanie w takich warunkach masowego przemieszczania się ludności do obszarów o lepiej funkcjonujących rynkach. Po drugie, by przypomnieć tezę Michaela Portera, kraje o niskich płacach nie są konkurencyjne – są tylko krajami o niskich płacach. Prawdziwym problemem jest znalezienie różnych przyczyn lub deficytów, które powodują strukturalne błędne koła w niespokojnych regionach i ukierunkowanie na te obszary mechanizmów wykraczających poza standardowy zestaw narzędzi polityki. Oczywiście unijne fundusze spójności muszą zostać wzmocnione, ale poza tym konieczne są unijne „polityki przemysłowe”, aby szczególny nacisk położyć na przywrócenie słabszych części krajów z powrotem do polityki skutecznego wzrostu. To, w połączeniu z wspomnianą wcześniej polityką w zakresie opieki społecznej i programami zwalczania plag społecznych, przyczyniłoby się w pewnym stopniu do zmiany gruntu, na którym tworzy się wiarygodność ugrupowań delegitymizujących obecny system.
Trzecia zmiana polityki: UE musi świadomie pozycjonować się jako siła równoważąca w społeczeństwach. Obecny technokratyczny model unijnej polityki spowodował jej wyobcowanie i zabrakło mu legitymacji. Właściwe jest, aby dobrobyt obywateli stał się jawną misją Europy. Aby nadać temu podejściu wiarygodność faktów, misję tę należy stworzyć w ostrej opozycji ze strony UE i państw członkowskich wobec wszystkich naruszeń interesów i tendencji skierowanych przeciwko dobrobytowi obywateli. Krótko mówiąc, UE musi walczyć i być po stronie obywatela nie tylko w oczywistych bitwach. UE częściowo usiłowała wypełnić tę rolę, ale tylko wobec obywateli jako konsumentów i tylko w niedoskonały sposób. Oczywiście obywatele są także konsumentami, a dokonania UE w niektórych kwestiach konsumenckich były pozytywne. W przypadkach takich, jak likwidacja opłat roamingowych przez operatorów telefonii komórkowej, spełniała ona cel, choć z opóźnieniem.
Istotnym osiągnięciem UE (zarówno Komisji, jak i Parlamentu Europejskiego) jest ogólne rozporządzenie w sprawie ochrony danych osobowych (RODO). Stało się przykładem innowacyjnego myślenia w polityce regulacyjnej na korzyść społeczeństwa. Bezprecedensowe komercyjne zbieranie danych przez gigantów internetowych (takich jak Google, Facebook i inne) nie zostało przewidziane przed erą internetu. Poszczególne rządy państw były zbyt słabe, aby poradzić sobie z tymi problemami i nie pomagało to, że nie istniały dobre precedensy ani przetestowane rozwiązania. Uznanie wartości ekonomicznej danych, niezbędnej przejrzystości w zakresie ich wykorzystania, ale także konsekwencji utraty prywatności w kontekście społecznym, behawioralnym i w zakresie praw człowieka, spowodowały, że UE podjęła działania. Niektórzy mogą twierdzić, że taka linia Komisji (i państw członkowskich, ponieważ w zasadzie jednomyślnie opowiedziały się za stanowiskiem UE), stała się łatwiejsza dzięki brakowi europejskich gigantów internetowych, którzy mogliby zostać poważnie dotknięci przez nowe regulacje. Ale efekty są prawdziwe, przechylają pole gry w stronę użytkowników internetu i wysyłają wiadomość o tym, po czyjej stronie stoi nasz kontynent.
Jednak podejście UE musi stać się bardziej wszechstronne, stanowić siłę wyrównawczą w interesie obywateli, jako obywateli właśnie, nie tylko konsumentów. Obywatele UE są także pracownikami, których przyszłość jest zagrożona nie tylko przez rozwiązania antypracownicze, ale także przez chwiejną konkurencyjność, jak również przez rosnące siły technoautokracji. Ale są także pracownikami, którzy mogliby patrzeć z nadzieją na zmieniające się techniczno-ekonomiczne realia robotyzacji i automatyzacji, i być włączeni w kreatywne działania, uwalniając się od ciężkiej pracy na rzecz czasu wolnego. Są także członkami szybko zmieniającego się społeczeństwa, opierającego się nie tylko na bezpieczeństwie ekonomicznym, ale także na istnieniu dobrych norm zachowania obywatelskiego. W dobie społeczeństw internetowych i nowych sposobów komunikacji, doświadczenie akceptacji nadużyć przesuwa granice przyzwoitości i korumpuje oprawców i maltretowanych. Era fałszywych wiadomości, zachowań stadnych, płytkiego dyskursu i niezdrowego myślenia stanowi niepotrzebny stres dla obywateli. Kwestie te dotyczą całego społeczeństwa i wymagają nie tylko wyraźnie emancypacyjnej polityki antydyskryminacyjnej, ale ogólnego podejścia do dobrobytu obywateli jako stanowiącego najwyższą wartość i cel. Jakość codziennego życia jest tym, co Europa XXI wieku musi postawić na nowym poziomie. W tym celu potrzebujemy Europy jako siły wyrównawczej – bojownika o obywateli Europy, wprowadzającego innowacje wszędzie tam, gdzie zajdzie taka potrzeba, walczącego o dobre doświadczenia codziennego życia obywateli.
Czwarta zmiana polityki, osadzona w poprzedniej, to konieczna zmiana stosunku UE do interesów biznesowych i plutokratycznych. Ma ona na celu przekierowanie europejskiego biznesu i elity pieniądza z szukania krótkoterminowych rent na długofalową pozycję konkurencyjną europejskich gospodarek. Utrzymanie pozycji konkurencyjnej, jak zauważają niektóre firmy, staje się coraz trudniejsze, gdy strategie poszczególnych przedsiębiorstw koncentrują się na kosztach pracy, lokalizacji i konkurencji podatkowej. Zmiany technologiczne są dobrym punktem wyjścia do resetowania stosunków, ponieważ nie tylko decydenci mogliby być zainteresowani nowym podejściem. Wiele ustalonych europejskich interesów gospodarczych nie jest zbieżnych z rozwojem technoautokracji i coraz częściej biznes czuje się „oszukiwany” przez praktyki takie jak nakłanianie do umów o dostępie do transferu technologii, praktykowane np. przez Chiny. Nowe stosunki powinny opierać się na porozumieniu i wspólnych wysiłkach na rzecz zwiększenia konkurencyjności europejskiego sektora handlu dzięki krajowym inwestycjom zwiększającym wydajność pracy. Zapewniłoby to również więcej miejsca na wzrost płac, pokrywający rosnące potrzeby pracowników.
Zmiana relacji musi obejmować poskromienie rajów podatkowych, co powinno zwiększyć wpływy do krajów, które potrzebują pomocy socjalnej, zmniejszenia ubóstwa, a także finansowania inwestycji strukturalnych. Dalsze kroki, takie jak wprowadzenie podatku od aktywów technologicznych, mogłyby być z zadowoleniem przyjęte, gdyby zostały wprowadzone w sposób, który nie zaszkodziłby przedsiębiorstwom europejskim w porównaniu z konkurencją zagraniczną. Jeden ze szczególnych środków, które warto rozważyć, to tworzenie państwowych i unijnych funduszy inwestujących w technologie w celu wspierania sieci bezpieczeństwa socjalnego. To przykład innowacji, które zapobiegają społecznym konsekwencjom potencjalnej automatyzacji wielu miejsc pracy i wynikającemu z tego ryzyku braku silnej bazy konsumenckiej.
Należy też udzielić odpowiedzi na problemy związane z imigracją i zmianami kulturowymi. Zwalczanie ksenofobicznych populistów poprzez szeroki gospodarczy awans społeczny i promocję naprawdę merytokratycznych instytucji, jest oczywiście niezbędne. Kwestie gospodarcze, dotyczące dobrobytu i rynku pracy, odgrywają istotną rolę, nie można jednak pomijać nieufności znacznych części populacji wobec zmiany demograficznego charakteru ich społeczności. Siła Europy w przyszłości będzie wymagać nowych traktatów akcesyjnych i zapraszania nowych państw członkowskich do UE, a także utrzymania pozycji Europy jako rynku pracy i przyszłego domu dla nowych imigrantów m.in. z Afryki i Azji. Liczby nie pozostawiają wątpliwości: aby konkurować w globalnej gospodarce w XXI w., udział populacji Europy w świecie nie może spaść tak dramatycznie, jak się przewiduje. Innowacyjna i konkurencyjna polityka gospodarcza dla kilkuset milionów ludzi będzie bezowocna w konkurencji ze współczesnymi blokami handlowymi obejmującymi miliardy ludzi.
Nie jest to jednak powód, aby lekceważyć głosy troski. Wręcz przeciwnie, aby zapewnić prawdziwą trwałość polityk imigracyjnych oraz chronić dziedzictwo przywództwa w zakresie praw człowieka, Europa musi zacząć dostosowywać swoją politykę imigracyjną do kontekstów regionalnych i czasowych. Liberalny absolutyzm w debacie na temat imigracji jest w rzeczywistości brakiem prawdziwej debaty, co rodzi poczucie braku wpływu na rzeczywistość i zwiastuje ostateczne zwycięstwo ksenofobicznych rozwiązań w przyszłości. Potrzebne jest inne podejście, mniej głuche i mniej protekcjonalne, bardziej słuchające i subtelniejsze. Imigracja rodzi prawdziwe problemy i nie jest dobra w każdym wymiarze, w każdej ilości i przeprowadzana w każdy sposób. Czasowe kompromisy i zmiany polityki mogą zmniejszyć gniew niezadowolonych, podczas gdy fakt prawdziwego słuchania pomógłby elitom utracić „globalistyczny” znacznik oddalonych kosmopolitów obcych zwykłym ludziom. W tym kontekście konieczne jest oczywiście zintensyfikowanie prac nad rozwojem powiązań między lokalnym patriotyzmem a UE. Te jednak muszą być ukierunkowane nie na klasy średnie i wyższe (które nawet bez programu Erasmus i podobnych mają wspólne poglądy), ale na niezadowolonych. Szkoda, że nie przeprowadzono na dużą skalę programów „Erasmus dla obywateli”, w których uczestniczyłyby dziesiątki tysięcy zwykłych europejskich pracowników, poznających poszczególne społeczności w inny sposób niż poprzez wywołaną kryzysem emigrację zarobkową. Dopóki nie przejmą władzy ksenofobiczni populiści, Europa nie będzie się bała materializacji ekstremistycznych fantazji o „rzekach krwi” wylewających się z etnicznych konfliktów na ulicach. Ale zmiany w społecznościach mogą i muszą się dokonywać tylko z akceptacją tych społeczności – w ich tempie i zgodnie z ich zasadami.
Taka zmiany polityki na rzecz zorientowanego na obywatela kontynentalnego projektu jest warunkiem wstępnym gospodarczej i politycznej ofensywy Europy, z globalnym zaangażowaniem budującym przywództwo.
Budując etyczne supermocarstwo
Ambitnych wizji Europy było wiele. Europejscy entuzjaści śnili wiele scenariuszy, od modelu luźno federalistycznego do jednego państwa Stanów Zjednoczonych Europy. Koncepcje te często obejmowały projekty integracji politycznej, w tym wspólny demokratyczny system reprezentatywny o charakterze prawodawczym i wykonawczym. W porównaniu z tymi wizjami, ostatnie wydarzenia nie są wiekopomne. Obszar waluty euro odczuł ogromny ból przy próbie przyspieszenia integracji pomimo realiów strukturalnych. Polityczne ambicje i entuzjazm okazały się nie być substytutem racjonalnego uzasadnienia.
W istocie marzenia o federacji są odległą mrzonką, ale zintegrowana Europa jest konieczna ze względu na potrzebę skali do odgrywania roli gospodarczej i w polityce międzynarodowej. Jeśli chodzi o harmonizację polityk wewnętrznych, uzasadnienie jest już mniej silne. Obecny model, w którym Komisja Europejska odgrywa rolę „biurokracji”, zaś władza polityczna i decyzje zapadają na poziomie Rady (szefów rządów suwerennych państw), jest modelem właściwym. Potrzeby koordynacyjne wymagają jedynie częstszego zbierania się Rady jako kolektywnego ciała zarządzającego wspólnymi interesami państw w zakresie gospodarki i polityki międzynarodowej.
Dlaczego więc Europa miałaby starać się stać supermocarstwem? Prosta odpowiedź brzmi, że stanie się to jedyną dobrą opcją. Bez globalnego zaangażowania, wpływów i zasięgu Europa będzie mniej ważna. Byłoby to wielką stratą dla samego kontynentu, ale także dla obywateli świata, którym zabrakłoby wówczas modelu alternatywnego wobec technoautokracji.
Powstaje zatem pytanie: jak Europa może stać się supermocarstwem? Aby mieć wpływ i być pozytywną siłą w świecie, powinna mieć wiele do zaoferowania. Aby to osiągnąć, Europa musi zbudować światowej klasy możliwości w zakresie globalnej konkurencji gospodarczej opartej na nowych technologiach, by nie zostać pokonaną i zepchniętą z czołowego miejsca przez technoautokracje. Ta silna europejska potęga gospodarcza musi być jednak sprzężona z alternatywnym podejściem do korzystania z technologii oraz stosunków obywatel-państwo-biznes w szerszym ujęciu, koncentrując się na dobrach społecznych i dobrobycie obywateli. Aby przedstawić tę ofertę alternatywnego modelu dla świata, Europa musiałaby stać się bardziej obecna i bardziej asertywna w imieniu partnerów oraz bardziej etycznie spójna w relacjach z sąsiadami i innymi podmiotami.
Wyzwanie jest dwojakie. Po pierwsze, wymaga to budowania kompetencji i inwestycji znacznie wykraczających poza obecne poziomy, by produkty technologii AI były równe produktom liderów: Chin i USA. Po drugie, nasz kontynent musi opracować wytyczne dla rozsądnego (inteligentnego) i etycznego korzystania ze sztucznej inteligencji.
Inteligentne z niej korzystanie będzie coraz częściej wyzwaniem, ponieważ maszyny mogą dawać niezrozumiałe dla twórców programów odpowiedzi, powstające na podstawie danych wejściowych i obliczeń. Podejmowanie działań na skróty może w związku z tym utrudniać odtwarzanie mechanizmów decyzyjnych i sprawdzać, czy rzekomo „optymalne” i „racjonalne” wyniki obliczeń są naprawdę optymalne i racjonalne, czy też są niezamierzonym rezultatem jakiegoś niejasnego usprawnienia lub założenia. Ważne jest, by upewnić się, że zrozumienie obliczeń uczenia maszynowego jest wyrafinowane, nie ulegając normalnym mechanizmom cięcia kosztów i rywalizacji na rynku – ponieważ społeczne konsekwencje złych decyzji podejmowanych przez maszyny mogą być katastrofalne. Budowanie założeń i wprowadzanie danych dla procesów uczenia maszynowego AI musi zatem być realizowane z myślą o dobru wspólnym.
Inteligentne użycie musiałoby iść w parze z użyciem etycznym, a więc np. eliminującym używanie bezzałogowej broni opartej na AI. Oznaczałoby to jasne określenie granic prywatności i ingerencji w sferę społeczną. Wymagałoby jasnych zasad profilowania, aby uniknąć naruszenia praw człowieka rodem z „Raportu mniejszości”. Wymagałoby również jasnych norm dotyczących komercyjnego wykorzystania, które uniemożliwiałyby korzystanie ze sztucznej inteligencji w celu zwiększenia barier uczestnictwa w korzyściach płynących z postępu (np. wyższych składek na opiekę zdrowotną). Wzrost wydajności i optymalizacja, których celem jest zwiększenie wartości społecznej (na przykład szybsze rozpoznawanie choroby) byłyby wystarczająco opłacalne dla podmiotów komercyjnych w modelu etycznego korzystania, aby na to pozwolić. Odrzucenie negatywnego wykorzystania sztucznej inteligencji nie musi więc być zabójcą zysków. Jest bardzo prawdopodobne, że kiedy inni liderzy AI będą borykać się z niezamierzonymi konsekwencjami i buntem przeciwko AI, powodującej negatywne efekty zewnętrzne dla części ich populacji, Unia może uniknąć tego przeznaczenia, tworząc szablon dla etycznej sztucznej inteligencji. Wreszcie, kwestia sztucznej inteligencji powinna stać się okazją do rozpoczęcia promocji rentyzmu technologicznego, aby zrównoważyć zakłócenia na rynku pracy poprzez zapewnienie ludności dochodów kapitałowych.
Oczywiście gospodarka związana z AI, choć najważniejsza, nie byłaby jedynym teatrem konkurencji gospodarczej. We wszystkich sektorach produktywność i produkcja muszą skupiać się na politykach przemysłowych ukierunkowanych na sektory dóbr zbywalnych. Umiejętności, rynek pracy i imigracja powinny być dostosowane do tych wyzwań. Konieczna będzie większa integracja gospodarcza UE jako bloku poprzez skupienie się na podciągnięciu produktywności maruderów w stosunku do średniej UE.
Gdyby UE była w stanie zapewnić konkurencyjny i etyczny model rozwoju, mogłaby stać się magnesem politycznym, z międzynarodową polityką gospodarczą opartą na etyce. Takie podejście byłoby potrzebne, aby zdobyć serca, umysły i rynki, od Afryki i Ameryki Łacińskiej po Azję i Australię. Podejście etyczne będzie działać na korzyść UE bardziej niż kiedykolwiek. Próbując alternatywy, technoautokracje będą z natury rzeczy koncentrować bogactwo i dochód w rękach nielicznych, co utrudni równowagę gospodarczą i społeczną. Temu podejściu UE może przeciwstawić wartości humanistyczne. W rezultacie bardzo rozbieżne dziś stopy wzrostu gospodarczego UE i Chin mogłyby się zbliżyć.
Postęp w zakresie etycznych standardów ekonomicznych na całym świecie pozwoliłby UE na zdobycie zysków z pierwszeństwa adaptacji nowego modelu, z efektami w zakresie uczenia się przez całe życie, umiejętności, kreatywności i wskaźników jakości życia. Byłaby to okazja do stworzenia marki Europy na całym świecie.
Globalne zaangażowanie musiałoby rozpocząć się od bliskich sąsiadów i współpracy z nimi opartej na szacunku, jednocześnie wyraźnie rysującej granice dopuszczalnych zachowań. Europa musiałaby wzmacniać więzi z innymi sąsiadami UE, takimi jak Wielka Brytania, EOG, Afryka i Bałkany. W dobie możliwej częściowej rezygnacji Stanów Zjednoczonych z roli jedynego obrońcy ładu globalnego, Europa musi teraz budować zdolności w zakresie dyplomacji i bezpieczeństwa, aby być obecną w krajach świata, które chciałyby i musiałyby ukształtować lub utrzymać przyjaźń ze Starym Kontynentem.
Możemy być dumni z budowania Europy opartej na wartościach przyszłości. Musimy jednak jednoznacznie postawić na etykę, zaczynając dobrym przykładem od troski o tych, których poturbowało ostatnie 10 lat przedłużonego kryzysu.