Polityka globalna a sprawa wenezuelska
Polityka globalna a sprawa wenezuelska
Lato 2018 r. przyniosło kolejne zaostrzenie kryzysu gospodarczo-społecznego i politycznego w Wenezueli. Sytuacja, której wyznacznikami są gigantyczna inflacja, spadki PKB rzędu kilkunastu procent rocznie, gwałtowne protesty pociągające za sobą liczne ofiary śmiertelne i masowa emigracja ekonomiczna, wydaje się wskazywać, że próba transformacji społecznej zainicjowana przez Hugona Cháveza zmierza albo ku katastrofie, albo ku przekształceniu się w reżim oparty na bagnetach. Sam prezydent Maduro stwierdził w sierpniu 2018 r., że zaproponowany model ekonomiczny zawiódł i wymaga zmian. Projekt Cháveza miał jednak od samego początku również istotny kontekst międzynarodowy, związany z politycznym przeorientowaniem Wenezueli. Ma on wpływ na bieg spraw także dziś – i można mniemać, że będzie jednym z czynników decydujących o dalszym biegu wypadków w tym kraju.
Historia przed Chávezem
Wenezuela jako państwo niepodległe wyłoniła się, podobnie jak gros krajów Ameryki Łacińskiej, w XIX stuleciu z rozpadających się imperiów kolonialnych państw iberyjskich. W początkowym okresie po wywalczeniu niepodległości od Hiszpanii kraj ten wchodził w skład stworzonej zgodnie z zamysłem Simóna Bolívara Federacji Wielkiej Kolumbii, obejmującej również dzisiejsze Kolumbię, Panamę i Ekwador. Ambitne zamierzenia nie przetrwały jednak śmierci legendarnego rewolucjonisty, w dużej mierze z powodów geopolitycznych. Komunikacja między położonymi w głębi lądu ośrodkami administracyjnymi była bowiem utrudniona przez rozczłonkowujące obszar łańcuchy górskie i rzeki. Z tego względu Federacja nie stanowiła spójnej całości geopolitycznej, łatwej do kontroli przez centrum polityczne, i była podatna na działanie sił odśrodkowych.
Sama Wenezuela również pozostaje w pewnym stopniu rozczłonkowana. Składa się z nizinnego jądra politycznego, obejmującego jednak tylko połowę terytorium. Regiony południowo-wschodni i północno-zachodni są górzyste, a ten pierwszy dodatkowo oddziela od reszty kraju wielka rzeka Orinoko. Wespół z charakterystycznym dla krajów latynoskich, przybierającym często radykalne formy, podziałem politycznym na konserwatystów i liberałów, skutkowało to wojnami domowymi, w tym tej największej, z lat 1859–1863, prowadzonej również pod hasłem większej autonomii prowincji względem centrum. Warto w tym miejscu dodać, że podziały polityczne były w znacznej mierze sporem o to, pod jakimi flagami występująca oligarchia ma sprawować kontrolę polityczną i gospodarczą nad krajem – czy chodząca, według hiszpańskiego przysłowia, za księdzem ze świecą, czy z kijem, jednak po za tym bez istotnych różnic w zapatrywaniach sekularnych, w szczególności dotyczących realnego kształtu stosunków społecznych.
Historia oszczędziła Wenezueli wojen z sąsiadami. Kraj odziedziczył po późnej, wyeksploatowanej i zmęczonej formie hiszpańskości brak dynamiki rozwojowej, wręcz stagnację, i swoiste niedokonanie. Pozostawał ubogi nawet jak na niewysokie standardy Ameryki Łacińskiej. W polityce zewnętrznej wchodził jednak w konflikty z mocarstwami kolonialnymi. Pierwszym z nich był kryzys z 1895 r., związany ze sporem z Wielką Brytanią o terytoria na granicy z Gujaną Brytyjską. Po stronie Wenezueli stanęły wtedy zgodnie z doktryną Monroe’a Stany Zjednoczone, co zmusiło Londyn do poddania się arbitrażowi (obradujący w Paryżu trybunał wydał zresztą werdykt co do zasady korzystny dla Wielkiej Brytanii). Drugi kryzys miał miejsce w latach 1902–03 i był wynikiem ogłoszenia przez prezydenta Castro odmowy spłaty długów wobec państw europejskich oraz odszkodowań za straty poniesione przez ich obywateli podczas niedawno zakończonej kolejnej wojny domowej. Spowodowało to ustanowienie przez Wielką Brytanię, Niemcy i Włochy blokady portów wenezuelskich. Rachuby Castro opierały się na uzyskaniu wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych przez ponowne odwołanie się do doktryny Monroe’a, co jednak w tym przypadku nie nastąpiło, a Waszyngton zajął stanowisko bardzo powściągliwie prowenezuelskie. Ostatecznie amerykański arbitraż doprowadził do znacznego ograniczenia roszczeń wierzycieli, w zamian za zobowiązanie się przez Wenezuelę do przeznaczenia 30% dochodów celnych na poczet ich regulacji.
Status Wenezueli jako ubogiego, nieistotnego peryferyjnego państwa zmieniło przystąpienie na początku i w latach 20. ubiegłego wieku do eksploatacji złóż ropy naftowej. W 1928 r. kraj był już największym na świecie eksporterem tego surowca, należał też do czołówki jego producentów (trzecie miejsce na świecie w 1940 r.), aczkolwiek eksploatację prowadziły na mocy przyznanych koncesji zagraniczne koncerny naftowe. Spowodowało to jego gwałtowny awans z grona najuboższych krajów latynoskich do pozycji jednego z relatywnie najbogatszych, a nawet najbogatszego – już w 1938 r. produkt krajowy brutto Wenezueli przekroczył tę wartość dla dotychczasowego lidera, Argentyny. Nie przekładało się to niestety jednak na kompleksowy rozwój wewnętrzny. Tu dawały o sobie znać problemy cywilizacyjno-strukturalne, połączone z neokolonialnym charakterem stosunków gospodarczych. Wenezuela pozostawała typowym krajem surowcowym, ogólnie peryferyjnym i zacofanym, bogatym tylko wycinkowo, dostarczającym ropę wprawiającą w ruch machiny gospodarcze graczy z wallersteinowskiego Centrum. Zyskała jednak znaczenie strategiczne, w szczególności dla Stanów Zjednoczonych, ze względów geograficznych najbardziej zainteresowanych jej koronnym surowcem. Podczas II wojny światowej, mimo pewnych wcześniejszych prób uzyskania wpływów przez Trzecią Rzeszę czy relacji militarnych z Włochami, Wenezuela zajmowała stanowisko całkowicie zgodne z kierunkami polityki Aliantów zachodnich, a w lutym 1945 r. przystąpiła formalnie do wojny przeciwko państwom Osi.
W okresie powojennym zgodność kierunków polityki wenezuelskiej z prowadzoną przez Zachód, w szczególności Stany Zjednoczone, utrzymywała się niezależnie od formy rządów, czy to wojskowych, czy demokratycznych. Wenezuela zwalczała u siebie komunizujących czy czysto komunistycznych rewolucjonistów, co wprowadzało ją na kurs kolizyjny z Kubą Fidela Castro, która tego rodzaju ruchy inspirowała i czynnie wspierała, wskutek czego w latach 1966–74 oba państwa nie utrzymywały stosunków dyplomatycznych. Kraj pozostawał lojalnym i znaczącym odbiorcą zachodniego uzbrojenia, w szczególności amerykańskiego i francuskiego. O skali bliskości stosunków z Waszyngtonem może świadczyć wyrażenie zgody na sprzedaż Wenezuelczykom w latach 80. myśliwców F-16A/B, dostępnych co do zasady wyłącznie dla zaufanych sojuszników. W czasie kryzysu naftowego w 1973 r. Wenezuela utrzymała dostawy do krajów objętych embargiem przez bliskowschodnich członków OPEC. Sytuacji nie zmieniła nawet przeprowadzona w 1976 r., za rządów socjaldemokratycznego prezydenta Péreza, nacjonalizacja przemysłu naftowego.
Chávez i geopolityczny zwrot
Hugo Chávez objął urząd prezydenta Wenezueli 2 lutego 1999 r., zastępując chadeka Rafalea Calderę. Nastąpiło to w sytuacji kryzysu społeczno-gospodarczego związanego z uzależnieniem ekonomicznym kraju od ropy naftowej i wahań jej cen, które pod koniec lat 90. osiągnęły poziom nominalny najniższy od połowy lat 70., przy znacznie niższej sile nabywczej pieniądza otrzymywanego za baryłkę. Program wyraziście lewicowego prezydenta obejmował obok zmian wewnętrznych również odejście od polityki proamerykańskiej, postrzeganej – zgodnie z zapatrywaniami odziedziczonymi po generacjach latynoskich rewolucjonistów łączących skłonności lewicowe z nacjonalizmem – jako bierne poddawanie się dominacji globalnego giganta z północy. Chávez był od dawna admiratorem Fidela Castro i objęcie przez niego rządów oznaczało daleko idące zacieśnienie relacji z Kubą, aczkolwiek w zmienionym kontekście globalnym pozbawione już istotnego znaczenia strategicznego. Kuba z eksporterki rewolucji zagrażającej amerykańskim interesom stała się ubogim, bezsilnym na zewnątrz skansenem, któremu Chávez podawał kroplówkę, otrzymując w zamian wsparcie w postaci militarnego czy wywiadowczego know-how.
Zupełnie inne znaczenie jakościowe miał jednak, przynajmniej w zamierzeniach, przewrót w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i ich globalnymi rywalami – Rosją i Chinami, a także niemającym aż tak daleko sięgających ambicji Iranem. W aspekcie gospodarczym objęcie władzy przez Cháveza oznaczało definitywny kres zamiarów prywatyzacji narodowego koncernu naftowego PDVSA, które istniały w latach 90. Istotność tej kwestii w stosunkach międzynarodowych jest determinowana przez rozmiar zidentyfikowanych zasobów ropy naftowej Wenezueli. Są one obecnie największe na świecie i przekraczają 300 miliardów baryłek. Kolejny kraj pod tym względem, Arabia Saudyjska, ma zasoby szacowane na 266,5 miliarda baryłek, natomiast Rosja – zaledwie 80 miliardów. Najnowsze oszacowania amerykańskie, ogłoszone w 2018 r., są w odniesieniu do wenezuelskich zasobów jeszcze bardziej optymistyczne i opiewają na nawet 513 miliardów baryłek, aczkolwiek zdania odnośnie do potencjalnej opłacalności eksploatacji złóż nieuwzględnianych w innych analizach są podzielone. Były członek zarządu PDVSA Gustavo Coronel stwierdził wręcz: „Wątpię, czy możliwości wydobycia są w stanie przekroczyć 25 proc., gdyż produkcja większości tej ropy nie byłaby opłacalna”. Znaczące, acz relatywnie mniejsze, są tamtejsze zasoby gazu ziemnego, wynoszące niecałe 10 miliardów metrów sześciennych (lider klasyfikacji, Rosja, dysponuje zasobami niemal pięciokrotnie większymi). Przy całych światowych rezerwach ropy ocenianych na 1,726 biliona baryłek oznacza to, że Wenezuela do końca okresu dominacji tego surowca w gospodarce światowej będzie utrzymywała strategiczne znaczenie, w szczególności w miarę wyczerpywania się złóż łatwiej dostępnych. Wenezuelska ropa jest stosunkowo droga w wydobyciu: uzyskanie baryłki kosztuje około 20 dolarów; dla porównania w baryłkę ropy saudyjskiej producent musi zainwestować 3 dolary, irackiej 6, rosyjskiej ze złóż lądowych 18. Jednak już amerykańska ropa z łupków kosztuje 73 dolary za baryłkę, natomiast rosyjska arktyczna 120 dolarów.
Polityka międzynarodowa Cháveza od samego początku zakładała rzucanie wyzwania Waszyngtonowi. W 2000 r. spotkał się on jako pierwsza od czasu wojny w latach 1990–91 zagraniczna głowa państwa z Saddamem Husajnem. Otwarcie krytykował m.in. atak na Irak w 2003 r. i prowadzące do obalenia prezydenta Aristide’a amerykańskie zaangażowanie w sprawy Haiti, wspierał kolumbijski ruch FARC, a także cofnął prawo do operowania na terytorium swojego kraju agencjom antynarkotykowym stanowiącym istotny element polityki regionalnej Waszyngtonu. Wiązało się to z retorsjami ze strony Stanów Zjednoczonych, takimi jak pośrednie wsparcie dla nieudanego antychávezowskiego przewrotu w kwietniu 2002 r. czy ogłoszenie w 2006 r. embarga na sprzedaż uzbrojenia (co miało na celu przede wszystkim utrudnienie eksploatacji myśliwców F-16). Przy tym wszystkim jednak Stany pozostawały i są do dziś najważniejszym partnerem handlowym Wenezueli, w szczególności głównym odbiorcą jej ropy naftowej.
Alternatywy dla poluzowania stosunków politycznych z Waszyngtonem szukał Chávez w innych stolicach. Najbardziej spektakularna idylla zapanowała za jego rządów w relacjach z Moskwą. Było to widoczne w szczególności w zakupach uzbrojenia. W tej dziedzinie nastąpiło bardzo widoczne przeorientowanie Wenezueli na zakupy w Rosji. Korzystając z dobrej koniunktury na rynku ropy naftowej (ceny surowca rosły od początku jego kadencji nieprzerwanie aż do 2008 r., po załamaniu w którym powrócił trend wzrostowy trwający aż do 2014 r.) dokonano przezbrojenia armii w znacznej mierze w broń rosyjską. Zakupy objęły m.in. 24 myśliwce wielozadaniowe Su-30MKV, śmigłowce Mi-35, stare przeciwlotnicze systemy rakietowe S-125 i nowe S-300WMK oraz Buk, a także czołgi T-72, działa samobieżne, bojowe wozy piechoty i pociski przeciwpancerne. Zakupiono nawet 100 000 karabinów automatycznych systemu Kałasznikowa z licencją (która do dziś nie przełożyła się na uruchomienie produkcji), aczkolwiek przyjęcie na początku XXI w. do uzbrojenia tej wyraźnie nienowoczesnej broni należy oceniać jako prymat względów ideologicznych i pewnej romantycznej fascynacji uzbrojeniem rewolucjonistów-idoli Cháveza nad racjonalnością.
W pozostałych aspektach zakupy w Rosji należy uznać za obiektywnie sensowne. W sytuacji zaostrzenia relacji z dotychczasowym głównym dostawcą zapewniły pożądaną dywersyfikację, uniemożliwiły skuteczne stosowanie przez niego środka nacisku w postaci wstrzymania dostaw części zamiennych i pozwoliły zbudować potencjał redukujący nawet i tak mocno teoretyczne prawdopodobieństwo otwartej interwencji wojskowej. Również jednak i one były dokonywane w sposób postkolonialny, bez przełożenia na rozwój lokalnej bazy wytwórczej. Kolejne zapowiedzi Cháveza odnośnie do rozbudowy potencjału militarnego pozostały niezrealizowane z powodu pogorszenia się sytuacji gospodarczej w kraju, po 2014 r. nie odnotowano żadnych dostaw z Rosji. Więzi militarne z Moskwą nie ograniczały się jednak wyłącznie do handlu. W latach 2008 i 2013 demonstracyjne przeloty do Wenezueli wykonały bombowce strategiczne Tu-160, w wenezuelskich portach gościły również rosyjskie okręty wojenne, uczestniczące w manewrach organizowanych wspólnie z flotą tego kraju. Okresowo pojawiają się też spekulacje dotyczące ulokowania w tym państwie rosyjskich baz wojskowych. Wenezuela znalazła się wśród bardzo nielicznych krajów, które uznały po wojnie rosyjsko-gruzińskiej w 2008 r. Abchazję i Południową Osetię za państwa i nawiązały z nimi stosunki dyplomatyczne. Deklaratywnie antyimperialistyczny na własnym podwórku Chávez wspierał neoimperializm sojusznika, okazując się w tym przypadku w najlepszym razie pożytecznym idiotą.
Mimo opiewających na kilka miliardów dolarów zakupów uzbrojenia i spektakularnej przyjaźni Rosja nie stała się ważnym partnerem gospodarczym Wenezueli. Co prawda w 2010 r. ogłoszono plany rozwoju z rosyjskim wsparciem wenezuelskiej energetyki jądrowej, jednak bardzo szybko zostały one odwołane, przynajmniej oficjalnie w związku z katastrofą w Fukushimie. Na przeszkodzie rozwojowi relacji stały niewątpliwe podobne, pozbawione komplementarności charaktery gospodarek obu krajów: surowcowych, opartych na wydobyciu paliw kopalnych. Rosja nie miała Wenezuelczykom do zaoferowania wiele poza sprzętem wojskowym, sama nie była też w najmniejszym stopniu zainteresowana ich głównym towarem eksportowym, czyli ropą. Znaczącym (z biegiem niedługiego czasu drugim co do ważności) partnerem ekonomicznym i istotnym inwestorem stały się jednak Chiny, których towarowa, eksportowa gospodarka ma adekwatną ofertę, a sama potrzebuje każdej ilości surowców. W okresie rządów Cháveza obroty handlu między krajami wzrosły ponad pięćdziesięciokrotnie. Chiny zbudowały dla Wenezueli i umieściły na orbicie satelitę komunikacyjnego, a ich firmy obficie korzystały z udzielonych od 2007 r. w kwocie przekraczającej 50 miliardów dolarów pożyczek, m.in. na rozwój wenezuelskiej infrastruktury energetycznej oraz koncernu PDVSA. Istotna stała się chińska obecność przemysłowa w Wenezueli (np. w branżach motoryzacyjnej i materiałów budowlanych). W tym przypadku sprzedaż uzbrojenia miała stosunkowo mniejsze znaczenie – największą transakcją była sprzedaż w dwu ratach 27 odrzutowych samolotów szkolno-bojowych K-8. Chiny nie posuwały się też jak dotąd do prowokowania Amerykanów ostentacyjną obecnością wojskową.
Podsumowując – chińskie relacje z Wenezuelą sprowadzają się do płaszczyzny gospodarczej. Jednak ich charakter oparty na łatwych do uzyskania pożyczkach, może budzić wątpliwości. Christopher Balding, autor portalu Foreign Policy, ujął je następująco: „Projekty kredytowe o dużej skali, realizowane bez nacisku na rentowność ekonomiczną i zdolność pożyczkobiorców do spłacania zaciągniętych długów trudno uznać za najbardziej słuszną podstawę dyplomacji ekonomicznej, którą próbują prowadzić Chiny. W najlepszym wypadku będą one prowadziły do wzajemnych podejrzeń i napięć między wierzycielem a dłużnikiem. W najgorszym – okażą się katastrofalne finansowo dla krajów obciążonych długami, które nie będą ich w stanie spłacić zagranicznymi walutami, tych bowiem nie będą posiadać”.
Bardzo kordialne relacje nawiązał Hugo Chávez z Iranem. Złożył tam kilka wizyt, wspierał irańskie stanowisko w konfliktach ze Stanami Zjednoczonymi oraz Izraelem, w roku 2006 ogłosił nawet (w odpowiedzi na amerykańskie embargo na uzbrojenie) zamiar odsprzedania Irańczykom posiadanych samolotów F-16, co miało jednak znaczenie wyłącznie retoryczne. Tu jednak również aspekt polityczny i skłonność do irytowania Amerykanów przeważały nad realnym znaczeniem stosunków. Gospodarki obu krajów są równie mało komplementarne jak rosyjska i wenezuelska, Iran nie ma też globalnych ambicji ani możliwości, zachodnią granicą szukania przezeń wpływów jest Sahara Zachodnia, a i to przecież tylko w ramach szachów w świecie islamskim i kontrowania posunięć Arabii Saudyjskiej oraz jej aliantów.
Istotniejsze znaczenie miały działania odmienionej Wenezueli na arenie lokalnej. Chávez od samego początku odwoływał się do postaci Bolívara, którego nazwisko włączono w 1999 r. do oficjalnej nazwy państwa (Boliwariańska Republika Wenezueli). Znamionuje to szeroko zakrojone ambicje regionalne, których próbę realizacji istotnie podjęto. Wenezuela jest aktywna na płaszczyźnie przedsięwzięć w zakresie integracji regionalnej. Zorganizowała obejmującą szereg państw karaibskich grupę Petrocaribe, której członkom dostarcza na preferencyjnych warunkach ropę. Wspiera lewicowe zmiany polityczne w szeroko pojętym regionie, takie jak objęcie władzy w Boliwii przez Evo Moralesa czy w Ekwadorze przez Rafaela Correę. W 2004 r. Chávez i Fidel Castro ogłosili powołanie porozumienia gospodarczego ALBA, mającego stanowić alternatywę i przeciwwagę dla przedsięwzięć globalistycznych i platformę porozumienia oraz współpracy państw podzielających lewicową wizję polityczną. Do grupy dołączyły z biegiem czasu również Nikaragua, Antigua i Barbuda, Boliwia, Dominika, Nikaragua, Saint Kitts and Nevis, Saint Lucia, Saint Vincent i Grenadyny oraz Ekwador, który jednak wycofał się z niej w sierpniu 2018 r., po sformułowaniu przez lewicowego, jednak dążącego do utrzymania jak najlepszych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, prezydenta Lenína Morenę oskarżenia o fasadowość i brak realnego funkcjonowania. Poza przedsięwzięciami w rodzaju ALBA, których Wenezuela była de facto sponsorem dysponującym możliwością dostarczania ropy po niskich cenach lub nawet za darmo, kraj ten współpracował blisko z Brazylią Luli czy Argentyną Kirchnerów.
Po Chávezie – i co dalej…
Śmierć Hugona Cháveza 5 marca 2013 r. oznaczała, jak się wydaje, koniec charyzmatycznego etapu w polityce wenezuelskiej. Nicolás Maduro walczy o utrzymanie siebie przy władzy, a projektu zainicjowanego przez poprzednika – przy życiu. Zadanie w wielkim stopniu utrudnia mu ogromny spadek cen ropy naftowej, który zaczął się w 2014 r., a na początku 2016 r. osiągnął maksimum, na poziomie 30% ceny za baryłkę sprzed półtora roku. Chociaż od tego czasu cena surowca wzrasta i obecnie ponad dwukrotnie przekracza wspomniany minimalny poziom, dla gospodarki Wenezueli, w której koszty produkcji baryłki są dość wysokie, był to ciężki cios. Została ona uderzona rykoszetem broni naftowej, skierowanej wszak przez Stany Zjednoczone i Arabię Saudyjską głównie przeciwko Rosji, w pewnym stopniu porażona też przez sojusznika – Iran po uchyleniu sankcji dążył do sprzedaży jak największej ilości ropy.
Zasadnicze kierunki polityki zagranicznej Wenezueli pozostały niezmienione, aczkolwiek zaostrzeniu uległy relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Trwające od 2014 r. protesty i związane z nimi krwawe starcia spowodowały nałożenie jeszcze przez administrację Barracka Obamy sankcji obejmujących władze kraju, ogłoszonych przez prezydenta zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Ustawy przyjęte przez Kongres przewidują również „wspieranie w Wenezueli społeczeństwa obywatelskiego”. W sierpniu 2017 r. prezydent Trump w związku z kryzysem „nie wykluczył opcji militarnej”. Póki co wydaje się ona jednak mało realna, chyba że nastąpi bardzo znacząca eskalacja sytuacji albo znaczące zaangażowanie potęgi nieprzyjaznej Stanom Zjednoczonym. Warto wspomnieć o pogarszającej się pozycji Wenezueli na arenie regionalnej. Stosunki między Wenezuelą a Ekwadorem uległy dalszemu pogorszeniu jesienią 2018. 18 października ambasador Caracas został wydalony z Ekwadoru w związku z ostrym skrytykowaniem przez ministra ds. komunikacji i informacji swojego kraju wygłoszonej na forum ONZ opinii prezydenta Moreny na temat liczby imigrantów z Wenezueli. Poważnym wyzwaniem dla Caracas może być objęcie urzędu prezydenta Brazylii przez reprezentującego przeciwległą część spektrum politycznego Jaira Bolsonarę, który w trakcie kampanii nawoływał wręcz do interwencji zbrojnej w Wenezueli.
W potencjalnym (według wszelkiego prawdopodobieństwa nadchodzącym) konflikcie globalnym, którego stronami będą Stany Zjednoczone i Chiny, znaczenia nabiera ponownie położenie geograficzne Wenezueli. O ile Chiny mogą myśleć, korzystając z relacji z Iranem, o próbach destabilizacji dostaw ropy z Bliskiego Wschodu, o tyle Wenezuela z jej zasobami wydaje się w obecnych uwarunkowaniach leżeć poza ich zasięgiem. Być może ta konstatacja wpływa na pewną powściągliwość w polityce Pekinu wobec regionu. Chińczycy zarzucili pomysł budowy wielkiego Kanału Nikaraguańskiego, mającego rywalizować z Kanałem Panamskim. Zaangażowana weń firma, która zainicjowała przedwstępne prace, a prawdopodobnie była sekretnie wspierana przez władze, praktycznie rozpłynęła się w powietrzu. W odniesieniu do Wenezueli Chiny podkreślają akcent gospodarczy relacji, posuwając się z jednej strony do wyrażania zniecierpliwienia ociąganiem się partnerów w spłacaniu pożyczek, z drugiej mimo wszystko wyrażającej gotowość udzielania dalszych, co w istocie potwierdza zasygnalizowane wcześniej wątpliwości odnośnie do charakteru stosunków. Pekin, jak się wydaje, nie będzie skłonny do jakichś szalonych gambitów, wymagających zaangażowania znaczących sił i środków, które w wyraźnie zaostrzonej sytuacji (vide praktycznie zimnowojenne przemówienie wiceprezydenta Mike’a Pence’a z początku października 2018 r.) niechybnie spowodowałyby ostrą reakcję Waszyngtonu.
Tym mniej, jak się wydaje, skłonna do rzucania rękawicy Amerykanom będzie Rosja. Zubożała Wenezuela straciła dla niej atrakcyjność jako nabywca uzbrojenia, a pomysły pozyskania baz wojskowych tam czy odtworzenia ich na Kubie nie wychodzą najwyraźniej poza podbijanie bębenka na użytek wewnętrzny, a co najwyżej grę w polityce globalnej kartami bardzo słabymi w sposób widoczny dla przeciwnika.
Wydaje się zatem, że aczkolwiek znaczenie Wenezueli w polityce światowej jest z uwagi na zasoby surowcowe niemałe, a w niedługiej perspektywie w związku z zaostrzaniem się konfrontacji amerykańsko-chińskiej wręcz wzrośnie, wokół tego kraju nie zaistnieje realna rywalizacja strategiczna. Przeciwnicy Stanów Zjednoczonych są na nią po prostu wyraźnie za słabi na ich własnym podwórku, przy ciągłej przewadze militarnej Starego Imperium. A losy przedsięwzięcia podjętego przez Hugona Cháveza rozstrzygną się gdzieś pomiędzy stosunkami wewnętrznymi a relacjami z Ameryką. Swoistym memento mogą być słowa wygłoszone w lutym 2018 przez ówczesnego sekretarza stanu Rexa Tillersona w administracji Donalda Trumpa: „W historii Wenezueli i krajów Ameryki Południowej często zdarzało się, że wojsko było czynnikiem powodującym zmianę, gdy sprawy przybierały zły obrót i rząd przestawał służyć społeczeństwu”.