„Gierek” to bardzo przeciętny film, który jednak był w Polsce potrzebny. Dość często razi, bo trudno nie dostrzec jego niedostatków, ale zarazem prowokuje w pozytywnym sensie, a o PRL opowiada w tonie dalekim od czarno-białego.
Ballada o człowieku, który stał się ikoną z przypadku
Nie ma co ukrywać. Nowa produkcja o pierwszym sekretarzu PZPR kuleje na wielu płaszczyznach. I to tych czysto warsztatowych. Razić mogą mało zabawne żarty średnio pasujące do tematyki filmu, dziwna praca kamery, niekiedy niezbyt błyskotliwe linie dialogowe popadające w niezamierzony komizm, telenowelowa otoczka czy słabo rozrysowane postacie połączone z nie do końca trafionym doborem aktorów do konkretnych bohaterów. Oczywiście Jaruzelski był skrajnie negatywną postacią w polskiej historii, jednakże w opinii osób go znających raczej w kontaktach sprawiał wrażenie stonowanej i powściągliwej osoby, a nie narwańca-spiskowca o wyglądzie i zachowaniu Gargamela, a tak go przedstawiono w filmie. Kania, tu ukazany jako towarzysz Maślak, ogładą i wyrafinowaniem nie grzeszył, lecz trudno uwierzyć, że był też pajacującym przygłupem, a tak zagrał go aktor zwykle zresztą specjalizujący się w takich rolach.
Postacie w ogóle są grubo ciosane, kliszowe i mało zniuansowane. Dotyczy to również samego Gierka, który zupełnie słusznie został przedstawiony jako bohater bardziej pozytywny niż Jaruzelski i Kania, jednak za bardzo przesadzono z jego wybielaniem, tworząc cukierkową laurkę. O ile jego rolę w zmienianiu Polski oceniam dobrze, o tyle ciężko uwierzyć, że był prawie antykomunistą, kremlosceptykiem i zwolennikiem „koncesjonowanej opozycji”, a przypadkowo został sekretarzem w systemie, którego tak naprawdę nie popierał. Mało jest prawdopodobne, by tak wysoką funkcję powierzono dobrodusznemu gamoniowi, który nie ma pojęcia o meandrach polityki i zostaje łatwo oszukany przez konkurentów, także przecież nie grzeszących inteligencją. Oczywiście Gierek uchodził za sympatycznego i naprawdę miał dobry kontakt z ludźmi, ale zarazem zanim został pierwszym sekretarzem, przez wiele lat przewodził partyjnym strukturom na Śląsku. Wiedział, z czym się je politykę i można go nazwać politycznym wygą. Tymczasem w filmie jest liściem, który omyłkowo spadł na dach i został dość szybko strząśnięty przez wiatr.
Ziarno prawdy
Wiele wydarzeń historycznych zostało w „Gierku” przedstawionych z przymrużeniem oka i dość umownie, ale to nie dokument, więc można to potraktować ulgowo. I nawet jeśli tak ukazany Gierek nie zawsze przekonuje, to akurat Koterski ze względu na podobną fizjonomię i usilne starania, tego dobrodusznego empatę przedstawia dobrze i w sposób wiarygodny. Tak jak zapewne chciał reżyser, choć jak już wspomniałem, taki pomysł na Gierka średnio mi odpowiada. Docenić należy kilka drugoplanowych ról, jak choćby radzieckiego polityka granego przez Krzysztofa Tyńca. Intryga, choć grubo ciosana, po pewnym czasie nawet zaczyna wciągać, przez co film się nie dłuży, mimo że trwa aż 2,5 godziny. Sama myśl przewodnia scenariusza też jest mi bliska, bo Gierek na tle innych dygnitarzy wypadał dobrze i był kojarzony z tym, z czym powinien być utożsamiany prawdziwy socjalizm – sprawczością, niwelowaniem nierówności społecznych, stawianiem oporu imposybilizmowi. I nie tylko socjalizm, ale każde cywilizowane państwo oraz prozwojowy projekt społeczno-gospodarczy, więc polityczny przekaz produkcji można bronić z pozycji niesocjalistycznych.
Warto przy okazji zaznaczyć, że bronią się też komentarze i wątki ekonomiczne, z których dużą część zapewne napisał publicysta ekonomiczny Rafał Woś. Sam zresztą zagrał małą rólkę liberalnego ekonomisty doradzającego Gierkowi terapię szokową i radykalną prywatyzację, co można traktować jako zapowiedź ery Balcerowicza, której upadek Gierka był być może pierwszym zwiastunem. Bawić, a jednocześnie nie pozostawać obojętnym może też na przykład stwierdzenie amerykańskiego bankiera, że tak naprawdę pożyczają wszyscy, również kraje kapitalistycznego Zachodu, a Polska nie jest wyjątkiem. To ważne w kontekście zarzucenia Gierkowi socjalistycznego populizmu.
I pewnie nie każdy wątek spiskowy w „Gierku” stał blisko prawdy, ale zarazem trudno się nie zgodzić, że przeciwko pierwszemu sekretarzowi został zawiązany spisek, o czym świadczy fakt, iż internowano go w stanie wojennym. Dlatego z dużą dozą sympatii podchodzę do tego, że reżyser Michał Węgrzyn ukazał w swoim dziele ponadczasowe i ponadpolityczne mechanizmy niszczenia ludzi. Całkiem „przypadkowo” prawie zawsze są to osoby występujące przeciwko establishmentowi i działające na rzecz „zwykłych” obywateli, a nie tylko elit. Teraz, kiedyś, w administracji państwowej, w samorządach, w spółkach skarbu państwa i przedsiębiorstwach prywatnych. Podobnie jak Gierkowi, w taki sposób gębę złodzieja i prymitywa dorobiono między innymi Andrzejowi Lepperowi. Jakkolwiek całościowo nie oceniałbym „Gierka”, doceniam to, iż wiele osób, które oglądały film, wspominało, że rozjaśnił im on sporo faktów ekonomicznych i związanych z kulisami władzy.
Film mógł być znacznie lepszy, ale krytycy też
A dlaczego był on Polsce i Polakom potrzebny? Bo mimo swoich wad – jednowymiarowych postaci czy zbyt propagandowego wymiaru – i tak jest bardziej zniuansowany w ocenie PRL czy w ogóle aktywnej roli państwa w gospodarce niż przytłaczająca większość polskich filmów powstałych po 1989 roku. Oczywiście miał ten system mnóstwo wypaczeń, jak choćby cenzura, brutalna pacyfikacja strajków i uzależnienie od Rosji, jednakże miewał i zalety. Nie brakowało ambitnych reform społecznych, inwestycji robionych z wielkim rozmachem czy takich polityków jak Gierek, którzy w jakimś stopniu próbowali otworzyć Polskę na świat i uniezależnić od ZSRR, nawet jeśli deklaracje wskazywały na coś innego. I o tym właśnie opowiada „Gierek”. Film wadliwy, a zarazem taki, który trochę nieporadnie, ale jednak próbuje tamten okres w historii Polski pokazać w sposób mniej zerojedynkowy niż to zwykle ma miejsce.
Być może z tego wynika furia, która zawładnęła recenzentami oceniającymi „Gierka”. Rozumiem, że film może się nie podobać, bo i ja nie jestem do niego w pełni przekonany, jednak zaskakiwać może zaciętość każąca niektórym redakcjom pisać aż po dwie recenzje tej produkcji, w dodatku pełne wulgaryzmów. Nikt mnie też nie przekona, że recenzenci oceniając dzieło nie mieli w głowie pewnych politycznych klisz. Szczególnie ci o przekonaniach neoliberalnych, konserwatywno-liberalnych bądź lewicowo-liberalnych. Nie ma w tym przypadku, że określali złośliwie jednego ze scenarzystów Rafała Wosia mianem „alt-leftowego publicysty” czy twierdzili, że jest radykalnym socjalistą przesadnie nienawidzącym Balcerowicza, z czego wynikają wady filmu. Jeden z historyków posunął się nawet do tego, żeby zarzucić twórcom, iż nie przedstawili polityka z Sosnowca jako nieoczytanego nieuka nieinteresującego się filmami i teatrem, bo w jego opinii to właśnie ma świadczyć o tępocie danego człowieka. Mieszanka klasizmu i uprzedzeń wobec wszelkich polityków, którzy mieli inny pomysł na Polskę niż neoliberalny, wielu recenzentom nie pozwoliłaby docenić filmu, nawet gdyby był lepszy. Zresztą warto tu zadać pytanie: skoro „Gierek” to produkcja słaba, dlaczego do tej pory nie powstał jakiś inny, lepszy film o tym polityku albo chociaż bardziej zniuansowany i zarazem wartościowy artystycznie obraz o epoce PRL-u? Dlaczego w Polsce kino społeczne kuleje, a w rodzimych filmach przeważnie szczytem analizy społecznej jest naigrawanie się z ciemnego ludu nienawidzącego „obcego” i elitarny dydaktyzm? Tego recenzenci nie napiszą, a szkoda.
Moja ocena: 5/10
Bartosz Oszczepalski