Stanisław Posner: Robotnicze święto majowe (1920)
Mógłbyś nowy ład na świecie zaprowadzić.
Usłyszałem kiedyś, od kogoś pesymistycznie nastawionego do kierunku rozwoju Szwecji, że aby zobaczyć, jak w przyszłości będzie wyglądała sytuacja w tym kraju, trzeba patrzeć na takie państwa jak Polska. Bo szwedzka gospodarka się powoli liberalizuje, a polska zrobiła to już dawno temu. I może to czytelników zaskoczy, ale sytuacja mieszkaniowa w kraju trzech koron wygląda pod pewnymi względami jak w Polsce lat 90. Mniej więcej połowa ludzi mieszka w domach, mieszkań komunalnych jest ok. 20%, a reszta żyje głównie w blokach spółdzielczych. Mieszkań nie buduje się już tyle co kiedyś, a tych komunalnych ubywa. Prawo zliberalizowano i stworzono ułatwienia dla rozwoju własności prywatnej. A państwo nie inwestuje już w budownictwo społeczne tyle, co kiedyś. Na pozór – nie wygląda to dobrze. Na szczęście dla Szwedów to, co u nas trwa już od lat, tu dopiero się zaczyna i wcale niekoniecznie będzie postępować.
A jak jest konkretnie? Na przykład moi koledzy z pracy w firmie przeprowadzkowej w Szwecji, zarabiający nieco poniżej mediany wynagrodzeń, są w stanie wynajmować dwu- lub trzypokojowe mieszkania w 60-tysięcznym mieście, co pochłania mniej więcej 1/3 ich pensji. Coś, co nieraz mnie zaskakiwało, to fakt, że znajomi single mieszkają sami, niekoniecznie w kawalerkach, co wydawałoby się naturalne z polskiej perspektywy, lecz w dwóch, a nawet w trzech pokojach. Cóż, zwyczajnie ich stać. Ponadto, o ile przeciętne mieszkanie w kraju nad Wisłą ma ok. 61 metrów kwadratowych, to w Szwecji aż 86 – dobre dwa pokoje różnicy.
Średnia cena wynajmu 70-metrowego mieszkania w śródmieściu Sztokholmu, w lokalu wybudowanym po 2011 roku, to 13 800 tysięcy koron. Osoba zajmująca się np. sprzątaniem i pobierająca minimalną przewidzianą dla tej branży pensję, zarobi miesięcznie niewiele więcej, ok. 18 tys. koron. Ale mówimy o nowych mieszkaniach w stolicy, w miejscu, w którym czynsze są najwyższe w całym kraju i o zawodzie, który ma jedne z najniższych wynagrodzeń. Tymczasem według danych związku lokatorów (Hyregastforeningen) średni dla całej Szwecji czynsz za 70-metrowe mieszkanie wynosi obecnie ok. 7 tysięcy koron, przy przeciętnym wynagrodzeniu 36 tys. koron brutto (ok. 28 tys. na rękę). Da się więc godnie mieszkać taniej.
To, co w kraju trzech koron łatwo rzuca się w oczy, to fakt, że budynki i podwórka są tu bardzo czyste i estetyczne. Dla mnie jako Dolnoślązaka standardem w centrach miast są masy kamienic, w których mimo usilnych akcji rewitalizacyjnych zazwyczaj sypie się tynk, łuszczy farba, podchodzi wilgoć, a klatki wyglądają i pachną niekoniecznie ładnie. To chyba największa różnica widoczna gołym okiem względem Szwecji, gdzie czegoś podobnego po prostu nie ma. Stare budynki w centrach miast są dobrze utrzymane. Duże blokowiska z wielkiej płyty w tzw. gettach wyglądają zupełnie tak, jak zadbane polskie osiedla. Estetyczne, z czystymi wnętrzami i dobrą infrastrukturą na podwórkach.
Wynika to nie tylko z ogólnej wyższej zamożności społeczeństwa, a na pewno nie z lepszych warunków klimatycznych. Nawet niekoniecznie z innej kultury. Spore znaczenie ma fakt, że wysokość czynszów w danym budynku jest powiązana z tym, w jakim on jest stanie, tzw. wartością użytkową, a związek lokatorów bierze udział w negocjowaniu wysokości opłat. Jeśli właściciel/spółdzielnia/gmina nic nie robi, to czynsz nie powinien być podwyższany. To ciekawy mechanizm, który skłania instytucje czy osoby posiadające budynki do większych starań o poczucie komfortu mieszkańców. Wpływ lokatorów na wysokość czynszu powoduje, że ceny nie są zostawione tylko rynkowi. Drugi czynnik brany jest pod uwagę przy ustalaniu wysokości opłat to odniesienie do innych budynków o podobnych warunkach. Do 2011 r. panowała zasada, że ceny w obiektach prywatnych i spółdzielczych są zależne od zasadniczo niskich cen w budynkach komunalnych. Regułę tę jednak rozluźniono za rządów liberałów z partii Moderaterna (M). Oddzielenie powiązania czynszów komunalnych i innych spowodowało wzrost tych drugich. Wciąż jednak ceny są pośrednio kontrolowane przez lokatorów, a państwo ma wpływ na ich wysokość poprzez gminy, które utrzymują zasoby komunalne. Ewentualne spory co do wysokości czynszu rozstrzygają specjalne sądy poświęcone właśnie temu problemowi (Hyresnamnden). Przy nieadekwatnych opłatach sąd może zarządzić zwrot pieniędzy, które najemca niesłusznie zapłacił.
Ogólnie w Szwecji około połowa obywateli żyje w domach jednorodzinnych. Te w zdecydowanej większości są własnością prywatną mieszkańców. Druga połowa zamieszkuje mieszkania w obiektach wielorodzinnych. Wśród nich mamy mieszkania komunalne i spółdzielcze (w tym spółdzielcze własnościowe) oraz na wynajem ze spółek prywatnych. Są też mieszkania zupełnie własnościowe. Te ostatnie buduje się dopiero od 2009 roku, ale w niewielkich ilościach i ich suma na rynku jest marginalna. Lokale komunalne, kluczowe dla kształtowania polityki państwa w tym zakresie, stanowią prawie 20% całego zasobu mieszkaniowego w kraju.
Trzeba zaznaczyć, że prawo do lokalu komunalnego w Szwecji ma każdy. Nie jest ono zależne od wysokości dochodów tak jak przyjęto w wielu innych państwach, także w Polsce. Dla ludzi w trudniejszej sytuacji przewidziano za to dopłaty do czynszów. Przysługują one np. emerytom, młodym singlom i osobom z dziećmi.
Ale skąd wziął się tak poważny udział mieszkań państwowych w kraju kapitalistycznym? Zaczęło się w okresie międzywojennym, kiedy wskutek wzrostów czynszów powstawały pierwsze w Szwecji związki lokatorów domagające się regulacji czynszów i interwencji państwa. Związki odnosiły pewne lokalne sukcesy, np. w Goeteborgu i Sztokholmie, ale poważne zmiany nastąpiły dopiero w czasie długich, czterdziestoletnich rządów socjaldemokratów (1936-76). Zaczęły przebijać się m.in. wyśmiewane dzisiaj przez polski mainstream idee o tym, że mieszkanie jest prawem, nie tylko towarem. W latach 40. rządzący postanowili nie tylko zaangażować państwo do budowy mieszkań, ale nawet poprawić jakość zabudowy kraju przez częściowe wyburzenia źle utrzymanych kwartałów w miastach. Kulminacją wpływu państwa na mieszkalnictwo było powołanie, z poparciem opozycji, tzw. Miljonprogrammet.
Był to plan budowy miliona mieszkań w latach 1965-75. Rozpoczęty zaraz po zatwierdzeniu, okazał się sukcesem. Przy czym większość powstałych wtedy lokali była własnością spółek gminnych zatem były to mieszkania komunalne. Miljonprogrammet był bardzo ambitny, ale nie jedyny. W sumie w latach 1950-80 w Szwecji wybudowano, w przeliczeniu na liczbę ludności, najwięcej mieszkań w całej Europie.
Pewne zmiany w polityce mieszkaniowej państwa zaczęły następować w latach 90., począwszy od czteroletnich rządów liberałów. Socjaldemokraci (S) także ulegli duchowi czasów utrzymując tendencje pro-prywatyzacyjne oraz liberalizujące budownictwo i zasady wynajmu wprowadzane przez kolejne rządy centroprawicy jeszcze na początku XXI wieku.
Jednym z ciekawszych wydarzeń politycznych ostatnich lat była zeszłoroczna próba częściowego urynkowienia czynszów w Szwecji. Reforma miała dotyczyć tylko nowo wybudowanych obiektów, w których czynsze mogłyby nie podlegać negocjacjom ze związkiem lokatorów. Był to postulat zaproponowany przez S wskutek kryzysu rządowego i próby dogadania się z liberałami. Ostatecznie po sprzeciwie partii Lewicy premier Socjaldemokratów podał się do dymisji. Cała sytuacja była jednak o tyle oryginalna, że według badań związku lokatorów zdecydowana większość Szwedów nie popiera urynkowienia czynszów. Nawet przeważająca część elektoratu liberałów jest takiego zdania. A 70% respondentów uważa też, że państwo nie tylko powinno wpływać na budowę większej ilości mieszkań, ale powinny to być przede wszystkim lokale na wynajem. Co znamienne, tuż po kryzysie rządowym prezentująca właśnie takie stanowisko partia Lewicy zanotowała zauważalny wzrost poparcia w sondażach, z 9 do 12%, kosztem spadku notowań Socjaldemokratów. Ma to znaczenie o tyle, że w obliczu jesiennych wyborów do parlamentu nie jest wykluczone, że te dwa ugrupowania będą tworzyć przyszłą koalicję rządową. A to, sądząc po nastrojach wyborców, mogłoby oznaczać zwiększanie roli wynajmu komunalnego.
Oczywiście sytuacja mieszkaniowa w Szwecji nie jest wolna od problemów. Jednym z kluczowych jest długi czas oczekiwania na lokale komunalne. W dużych miastach przekracza nawet 10 lat, w mniejszych czekać trzeba od kilku miesięcy do kilku lat. Taki stan rzeczy jest wynikiem bardzo dużego wzrostu liczby ludności Szwecji w związku z imigracją zarobkową i polityką prouchodźczą. W czasie dekady Miljonprogrammet ludność kraju zwiększyła się tylko o 130 tys. Przez ostatnie 15 lat, kiedy mieszkań wybudowano znacznie mniej, ludzi przybyło aż 1,3 mln (z 9 mln w 2005 do 10,3 mln obecnie)! Nie może więc dziwić realny niedobór, a także obecne wśród Szwedów poczucie pogorszenia sytuacji. Warto tu jednak dokonać porównania do Polski. W Szwecji obecnie na 1000 osób przypada ok. 470 mieszkań. W Polsce ok. 390 i to mniejszych. A dane te nie uwzględniają jeszcze uchodźców z Ukrainy. Trudno uciec od stwierdzenia, że lepszy szwedzki kryzys niż polski boom budowlany.
Mimo to związek lokatorów północnego królestwa spogląda z zazdrością w stronę Finlandii, przytaczając dane, że tam na budownictwo mieszkaniowe przeznacza się z budżetu 1,5% PKB, a w Szwecji „tylko” 1%. W Polsce według danych NIK na rok 2019 było to, uwaga, 0,08%. Sześć razy mniej niż średnia unijna, kilkanaście razy mniej niż w Skandynawii…
Przeglądając programy polskich partii politycznych można zauważyć, że budowa przystępnych cenowo mieszkań na wynajem zaczyna się przebijać jako jedno z możliwych rozwiązań. Program „Mieszkanie plus” jest nawet pierwszą realną próbą realizacji tych dążeń, choć trudno nazwać go sukcesem. Nie jest też nawet przeciwwagą dla postępującej od dekad wyprzedaży polskich zasobów komunalnych. Niewątpliwie problem zaczyna się ostatnio robić dostrzegalny, szczególnie w związku z trudnościami kredytowymi umiejącej nagłośnić swoje sprawy klasy średniej. Szukając inspiracji do działań pomagających wszystkim, warto więc czasem spojrzeć na północ. Bo tu nie jest może idealnie, ale na wynajem stać praktycznie każdego. Nikt też nie jest skazany na brzemię kredytu. A to już coś.
Maciej Zaboronek
Mógłbyś nowy ład na świecie zaprowadzić.
Na zapomniane linie na pograniczu województw mazowieckiego i kujawsko-pomorskiego wróciły połączenia pasażerskie. Jeszcze na początku grudnia 2021 r. granicy województw mazowieckiego i kujawsko-pomorskiego nie dało się przekroczyć koleją. Ruch pasażerski na trasie Sierpc – Rypin – Brodnica zlikwidowano 3 kwietnia 2000 r. w ramach największego w historii Polski cięcia połączeń, które …