„1670”: pogromca mitu sarmatyzmu?
Czy ta produkcja zmieni jakoś głęboko stosunek Polaków do przeszłości? Nie sądzę.
Pod koniec października, tuż po wyborach, ukazał się w „Gazecie Wyborczej” artykuł Jarosława Bratkiewicza pt. „Załoga statku PiS to sieroty po PRL-u i ćwierćinteligenci” (30.10.2023). Nie trzeba szczególnej przenikliwości, żeby wykazać, iż wpisuje się on w dyskurs „Gazety Wyborczej”, który jest kulturowo rasistowski, klasistowski i chamofobiczny. Nawet student czy studentka, wykorzystując podstawową dla medioznawstwa metodę, jaką jest analiza zawartości mediów czy analiza tekstu w dyskursie medialnym, potrafi z łatwością wykazać, iż jest on wykluczający i stygmatyzujący słabsze ekonomicznie i symbolicznie grupy społeczne (Natalia Piwek – „Katole, mohery, ciemnota. Stereotyp typowego Polaka w dyskursie medialnym Gazety Wyborczej”; praca licencjacka napisana w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego pod moim kierunkiem).
Pomimo posiadanej wiedzy, że tak się sprawy mają, i po samym już tytule, moim zdaniem artykuł ten, zresztą z serii „Adam Michnik poleca” przekroczył pewną granicę. Ukazał bowiem wyborców Prawa i Sprawiedliwości nie tylko jako roszczeniowe oraz życiowo nastawione i kupione za programy socjalne sieroty po PRL-u, które niczego nie rozumieją i niczego nie potrafią na wolnym rynku ceniącym przedsiębiorczość. Wszak do tej neoliberalnej nowomowy czytelnik tej gazety jest przyzwyczajony. Mamy tu jednak także „ludzi prymitywnych” w antropologicznym tego słowa znaczeniu.
W tym kontekście Bratkiewicz hasłowo przywołuje koncepcję myślenia prelogicznego, autorstwa francuskiego etnologa Luciena Lévy-Bruhla, a także sposób pojmowania świata przez społeczności mityczne opisany przez rumuńsko-francuskiego religioznawcę Mirceę Eliadego. Chciałbym przyjrzeć się artykułowi Bratkiewicza z punktu widzenia koncepcji „umysłowości prymitywnej” oraz cech społeczeństwa tradycyjnego, których używa, aby wykazać błędy poznawcze w tej wizji „ludu pisowskiego” posiadającego – jego zdaniem – taką właśnie umysłowość.
Z antropologicznego punktu widzenia, mówiąc najkrócej, chodzi o to, że w myśleniu określanym mianem prelogicznego nie widzi się potrzeby, ani w pewnym sensie nie jest się zdolnym, ze względu na brak pisma, do myślenia dyskursywnego, rozumowego, logicznego. Racjonalność jest zastępowana myśleniem obrazowym, pamięciowym oraz tzw. partycypacją mistyczną. Tym, co „wyciąga” z tej oryginalnej koncepcji Bratkiewicz, rzecz jasna w celu zdezawuowania i ośmieszenia „ludu pisowskiego”, jest fakt, że owe myślenie nie jest racjonalne, oświeceniowe, nowoczesne. „Lud pisowski” jest prelogiczny i z tego względu nic nie rozumie z rzeczywistości. Z kolei w opozycji do myślenia prelogicznego, myślenie racjonalne reprezentuje – a jakże – Bratkiewicz.
Ale czy na pewno tak jest? Otóż moja teza jest następująca: to Bratkiewicz reprezentuje ową umysłowość, co skutkuje tym, że nie rozpoznaje podstawowych koordynatów opisywanej oraz, co szczególnie ważne, pożądanej przez siebie rzeczywistości. Mamy zatem do czynienia z „umysłowością prelogiczną” à rebours.
Oczywiście z antropologicznego punktu widzenia nie wartościuje się „umysłowości pierwotnej”. Zgodnie z zasadą relatywizmu kulturowego nie mówi się, iż jest ona gorsza od myślenia racjonalnego. Jest po prostu inna. Bratkiewicz może sobie pozwolić na wartościowanie w swoim celu, czyli wskazania na gorszość „ludu pisowskiego” – wszak nie jest on antropologiem (choć popełnia antropologiczny błąd). Jeśli zatem Bratkiewicz zrównuje „umysłowość pierwotną” z „ludem pisowskim” i wartościuje ową umysłowość negatywnie, to jeśli sam ową umysłowością pierwotną dysponuje, co chce wykazać, należy go uznać, zgodnie z jego logiką, za ćwierćinteligenta. Słowem Bratkiewicz jest zatem „dziki” dużo bardziej niż mu się wydaje.
W artykule Bratkiewicza pojawia się cytat z Mircei Eliadego, który oddaje jedną z cech pojmowania rzeczywistości przez członków społeczności mitycznych, nazywanych przez autora tradycyjnymi. Ma to być argument, iż „lud pisowski” jako tradycyjny, jest ciemny i zacofany, gdyż taka właśnie jest tradycyjność, o czym świadczy cytat z Eliadego: „[…] rzeczą znamienną dla społeczeństw tradycyjnych jest […] przeciwstawienie swego zasiedlonego terytorium obszarowi nieznanemu i nieokreślonemu, który je otacza: ich okolica to »świat«, kosmos; reszta to już nie kosmos, to coś w rodzaju »zaświatu«, obszar obcy, bezładny, zamieszkany przez poczwary, demony, obcych”. To taka percepcja rzeczywistości ma odpowiadać, za, jak pisze Bratkiewicz, dopatrywanie się przez „lud pisowski” zła, które czai się w naszym bliskim otoczeniu: „[…] w Niemczech, Unii Europejskiej, Rosji, wśród transnarodowych »lewaków« i »pedałów«”.
Przecierałem oczy ze zdumienia: on to naprawdę napisał. Przejawem błędnej, bo tradycyjnej percepcji rzeczywistości, jest ponoć doszukiwanie się zła w Rosji. Skandal! To pisze człowiek, który nie tylko wspierał reset z Rosją (Sławomir Cenckiewicz, „Jarosław Bratkiewicz, ojciec resetu z Rosją. Cichy urzędnik, podwładny Sikorskiego”, portal i.pl, 28.10.2022), lecz pisze to w chwili wojny na Ukrainie. I kto tutaj widzi wyraźniej?
Od razu trzeba zaznaczyć kilka kwestii, które choć związane z etnologią, są równie istotne, gdyż pokazują, iż Bratkiewicz jest nieukiem, by użyć jego określenia względem „ludu pisowskiego”.
Po pierwsze, Bratkiewicz błędnie utożsamia „umysłowość pierwotną” w ujęciu Lévy-Bruhla ze społeczeństwem mitycznym w rozumieniu Eliadego. W tym pierwszym, czyli w świecie myślenia magicznego, nie ma podziału na sacrum i profanum, nie ma transcendencji, nie ma także świata pozazmysłowego, gdyż ten dopiero rodzi się wraz z symbolem. A to właśnie symbole odgrywają kluczową rolę w fenomenologicznym ujęciu Eliadego. Zestawiając tych dwóch autorów, którzy jakoby mieliby mówić to samo o specyfice „umysłowości pierwotnej”, Bratkiewicz popełnia błąd, który wytknąłby mu dobrze wyedukowany student etnologii. Bratkiewicz niewiele z tych autorów rozumie poza przywołaniem nazwiska Lévy-Bruhla i pojęcia mentalité primitive (błędnie zresztą interpretowanego jako „magiczna nieobliczalność transcendencji”, jak i błędnie nazywanego „syndromem”) oraz zacytowaniem Eliadego.
Ponadto Bratkiewicz pisze: „Antropolog Lucien Lévy-Bruhl w »La mentalité primitive« dowodzi, że przewód poznawczy »ludzi prymitywnych«, inaczej niż logiczne myślenie człowieka Zachodu, przedziera się przez labirynty magii i okultyzmu”. Lévy-Bruhl w ogóle nie pisze o okultyzmie, gdyż jest to późniejszy historycznie fenomen kulturowy, nieistniejący w społeczeństwach pierwotnych. Widać, że Bratkiewicz nie czytał „La Mentalité primitive”.
Po drugie, Eliade z pewnością nie uznawał cech społeczności mitycznych za negatywne. Jeśli już, to raczej jako nieuchronne – jego zdaniem były one częścią uniwersalnego ludzkiego sposobu doświadczania i percypowania świata. Z tego przecież uniwersalistycznego względu wykorzystywane są one i dzisiaj w fenomenologicznych analizach kultury współczesnej (vide Zbigniew Benedyktowicz), w tym także dzieł kultury wysokiej. Czy wielcy twórcy współczesnej sztuki filmowej, percypujący świat poprzez opozycję świat – zaświat, też płyną w „statku PiS-u”?
I tak oto „inteligent-szpaner-zobaczcie-jakim-oczytany” rozbija się o rudymentarną wiedzę o autorach kogoś, kto po prostu dobrze zna ich koncepcje. Nie te kwestie są jednak najistotniejsze.
Otóż nic bardziej nie potwierdza uniwersalistycznej racji Eliadego, jak sam artykuł Bratkiewicza, która właśnie w ów schemat, zarysowany w cytacie, się wpisuje: my-inteligencja, PO, „Gazeta Wyborcza”, wykształceni, obyci w świecie, eleganccy, przedsiębiorczy, piękni – to świat-kosmos. Natomiast tam, poza naszym czujnym okiem i kontrolą, roztacza się świat demonów: ciemnego, głupiego, złego, gnuśnego, zapitego, zabobonnego, katolickiego, brzydkiego, bo z „nalanymi sadłem facjatami”, „ludu pisowskiego”. Sposób oglądu świata Bratkiewicza jest kalką z postaw opisanych przez Eliadego. Robi dokładnie to samo, co krytykuje – jest zatem reprezentantem przywołanej przez siebie „umysłowości pierwotnej”, mitycznego sposobu oglądu świata.
W logikę „odwróconego świata”, w którym to innym przypisujemy cechy, których sami nie możemy posiadać (a udowodniłem, że posiadamy: nieuctwo), wpisuje się także neokolonialna retoryka o podłożu kulturowo-rasistowskim, dotycząca pisowskiego „ludu małpiego”, „małpioludziej czeredy” czy „rozjuszonych koczkodanów”. Zaświat zamieszkują nie tylko demony czy zmarli, ale także zwierzęta. Słowem, percepcja mityczna wedle Eliadego animalizuje obcego, co czyni Bratkiewicz dając świadectwo swojemu „pierwotnemu” umysłowi, patrzącemu na, jak sam pisze, „połowę Polski”.
Podsumowując, gdyby Bratkiewicz był naprawdę inteligentem, tak, jak o sobie myśli, czyli człowiekiem, którego znamionuje „umysłowość krytyczna i racjonalny dystans”, dostrzegłby z łatwością, jak jego myślenie uwikłane jest w myślenie prelogiczne. Dwukrotnie przywołuje także gnostycki pierwiastek w pisowskiej teorii i praktyce, która sprowadza różnorodność świata do konwulsyjnych starć dobra i zła. Ów pierwiastek ma być, a jakże, związany z „umysłowością tradycjonalną”. Jakoś nie dostrzegłem w tekście Bratkiewicza „różnorodności świata”, tak pożądanego, lecz właśnie starcie dobra i zła, tyle że à rebours. Na początku swojego tekstu pisze, iż „Polska PiS-u 15 października cofnęła się o krok, o dwa. Ale trwa. Szczerzy kły, parska, i furczy ze złości”. Owa złość towarzyszy jednak przede wszystkim Bratkiewiczowi, który w swoim „strumieniu świadomości”, jak w dobrej magii, wszystko łączy z wszystkim: kto mnie „obraził” w internecie, Lévy-Bruhl, Kipling, wiarygodność sojusznicza Polski, układ etc.
Przykładem podstawowego braku logiki u Bratkiewicza jest krótki opis pożądanego przez niego modelu patriotyzmu, którego przedstawicielem ma być Lech Wałęsa. Pomijam nawet dobrze znane fakty z życia Wałęsy, które są biegunowo odległe od wartości patriotycznych (suwerenność, niepodległość), ale to on przecież jest znakomitym przykładem tego, co Bratkiewicz krytykuje. Wałęsa jest nieukiem, niewykształconym anty-inteligentem, tradycjonalistą, ultrakatolikiem wszędzie dostrzegającym interwencję sił nadprzyrodzonych (Matka Boska), ma „nalaną sadłem twarz”, bredzi o kosmitach, jest narcystyczny (to cecha przaśnego narcyzmu szlachty, której odpowiednikiem ma być „lud pisowski”), a gejów w Sejmie chciałby umieścić w ostatnich ławach. Bratkiewicz za bohatera bierze kogoś, kto jak ulał pasuje do krytykowanego przez niego modelu. Gdzie tutaj logika? Brak, chyba że uznamy, że skoro Wałęsa jest „nasz”, to już może być jaki chce i kim chce, gdyż opresja i nasze wymagania go nie dotyczą: akceptujemy cię takim, jakim jesteś, byle z nami, nigdy przeciw. To nie tylko kryterium „swojacko-plemienne”, ale zwykła hipokryzja, szczególna cecha polskiego „inteligenta”, będąca wynikiem jego „umysłowości pierwotnej”, którą widzi wszędzie, tylko nie u siebie.
dr Michał Rydlewski
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Obraz Singha Bohrer (-Bender) z Pixabay
Czy ta produkcja zmieni jakoś głęboko stosunek Polaków do przeszłości? Nie sądzę.
Antyreferendalny przekaz wynikły z kampanii na rzecz bojkotu może się utrwalić, jeżeli po 2023 roku przez długi czas nie będzie w Polsce żadnego referendum ogólnokrajowego.