Eliza Moraczewska: Wiersze

·

Eliza Moraczewska: Wiersze

·

***

biały wiersz

pamięci Karoliny G.

w domu powieszonego
jupiter białawych świateł
bo wszystko jest już zamknięte
i stanął czas

ktoś komuś ciągle dowodzi
że życie nie jest wartością
jeśli dla samego życia
i choć się spóźniam z obiadem
muszę przysiąść na chwilę
by głowa zdążyła za ciosem

w domu powieszonego
okolicznościowy poeta
pisze wiersz okolicznościowy
– o białym pokoju
– w białym pokoju
– na białej ścianie

w pokoju obok kobieta
kolczyki jej dzwonią jak zęby
te kolczyki… [na stronie:
noszę rzeczy po nieżyjących
potykam się w telefonie
o kontakty do nieżyjących]

w sąsiednim siedzą w fotelach
linieją pod nimi obicia
mówią że sąsiad był dobry
płci żeńskiej mówią ze śląska
i jak była ściepa na grzanie
to sąsiad płci żeńskiej wraz z mężem
dorzucił bo dobry był sąsiad

tyle że potem niepamięć
że wrzucisz w piec miętę to miętą
a wrzucisz sośninę – żywicą
i zapach też tworzy rzeczy

nikt potem wolał nie pamiętać
a teraz wszyscy klną pamięć
w ich oczach linieją obicia
w pokoju obok się pisze
bo zapisywanie pamięci
jedyne pomaga na śmierć

 

 

o paleniu w piecu

poeta chce być wolny
więc staje się wieśniakiem
zaczyna różnicować
wpierw dzień a potem lata

rano gdy pali w piecu
w myślach powtarza wiersze
jego pies biega wolno
poeta jest zawsze w domu

poetę w jego wolności
umacnia codzienny przymus
karmienia kur pojenia świń
rannego palenia w piecu

mieszka po drugiej stronie
akwizycji świętej promocji
mówią że mu zazdroszczą
myślą że jest stracony

poeta jest już wolny
odróżnia drzewo od drewna
i wreszcie w doświadczeniu
wracają mu słowa do ciała

jak drzewo przerasta słojem
tak węgiel przerasta ogniem
myślą że jest stracony
poeta rozpala w piecu

w myślach pisze wiersze
które powtarza co rano
a analfabeci sąsiedzi
po sąsiedzku czytają

 

 

modliszka

łuna orze cienkusz księżyca
i nie mogę dojść do ładu z oddechem
a myślałam że już będzie dobrze
gdy zdybałam na progu modliszkę

która widzi w trzy de
lecz nie widzi w ciemnościach
i zastyga polując
a ucieka piechotą

od momentu gdy mówię na nowo
nie złapałam w płuca powietrza
zawahana w progu pokoju
który jest już pokojem z modliszką

a ta nie zna modlitwy
ale ręce wykręca
i nie kąsa by zabić
ale kąsa by uciec

nie mam szans żeby siebie dogonić
jeśli będę się tylko rozglądać
łuna orze cienkusz księżyca
przez co noc się wydaje wiecznością

 

 

constans

dlaczego masz smutne oczy
to źle postawione pytanie
gdy w głowie dudnił od dziecka
marszowy krok
lecz wszystkie tamy świata
zostały już przelane
nieużywane zęby
zjadła rdza

zanim jeszcze zdążyłam
wypowiedzieć swą prawdę
usta na powrót się zrosły
w ich miejscu tylko płeć
przestrzelona przez równik
wychylona na prawo
by zachować stabilność
zginam kark

żyję bo przecież oddycham
przez szczeliny się sączę
wciąż jeszcze staję przed lustrem
i kontur znam
nic nie było mi dane
przygarnęłam więc odpad
z martwych fragmentów tkanek
uszyłam twarz

z tamtego miejsca aż dotąd
to droga prosta jak wybieg
nic jednak nie ostrzegło
że potem mdli
a w rękach zostaje zaledwie
kilka z tych szklanych uczuć
nietrwałych jak kształt wody
topliwych jak lód

 

 

mały człowiek

najgłupszy jest mały człowiek
jak on myśli że myśli
że ma cały czas
że nie ma czasu
że może i jest ale
dla innych
dla mnie

wielki jak drzewo mały człowiek
do którego się modlę
żeby o nim pamiętać
żeby żył oddychał
żeby ciągle niósł siekierę
na wyręb
wielkich drzew

uwiera mnie mały człowiek
którego niosę w rękach
który jest tymi rękami
uwiera mnie nie uwiera
żyć bez niego nie mogę
a ręce puste
i kapie z nich krew

 

 

zaciskanie zębów

taka jestem teraz wygimnastykowana
tyle mam w ciele dźwięków
mowonaśladowczych

napinam teraz łydki
teraz marszczę brwi
i znowu umiem wyginać wargi
w górę w dół
prawie odruchowo

dotąd kontur spowijała mgła
teraz świeci słońce
widać wszystko

nauczę się jeszcze zaciskać zęby
skoro słowo na powrót
stało się ciałem

Eliza Moraczewska

Zdjęcie w nagłówku tekstu: Karen Nadine z Pixabay

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie