Górniczy stan (wyjątkowy) [2005]
W roku 1984 wybuchła w Wielkiej Brytanii swoista wojna domowa.
Rozwój wielkiego przemysłu w końcu XVIII wieku zapoczątkował w świecie nową gospodarkę, tzw. kapitalistyczną. Wynaleziono wówczas maszynę parową, która ludziom ułatwiła pracę. Kto miał kapitał, budował fabryki, kupował maszyny, ustawiał je w dużych halach i najmował ludzi do pracy. Starał się naturalnie o jak najtańszych robotników, a że nie wszyscy musieli być wykwalifikowanymi rzemieślnikami, bo przy maszynach jest dużo zajęć łatwych, mechanicznych, więc proponował zarobek kobietom, a nawet dzieciom, naturalnie o wiele mniej płacąc, niż mężczyznom.
Wielki przemysł zawsze wyzyskiwał pracę kobiet: dając im mamy zarobek, odrywał je od domu, nie troszcząc się o to, jak wychowają dzieci.
Obecnie w czasie kryzysu kobiety cierpią straszliwie. Można powiedzieć, że są one na dnie tego piekła, co się nazywa życiem proletariackim. Postaramy się wykazać, dlaczego tak jest.
Kryzys odbija się na kobiecie w różny sposób. Przede wszystkim zarobki spadają. Stawki kobiece są minimalne, zwłaszcza, gdy się odliczy świętówki. Nieraz zarobek tygodniowy kobiety nie przekracza 10 zł i za to trzeba wyżywić bezrobotnego męża i dzieci. Mąż nie dostaje roboty, bo praca żony jest tańsza. Niestety bowiem w okresie dobrej koniunktury nie przeprowadzono zasady „za równą pracę równa płaca” i kobieta jest faktycznie konkurentką mężczyzny: płacą jej o jedną trzecią, a czasem o połowę mniej.
W rodzinach, gdzie ani mąż, ani żona nie mają stałej pracy, kobieta szuka jakiegokolwiek przygodnego zajęcia – posługi, prania, szycia. Wskutek nadmiaru chętnych i te zarobki spadły bardzo znacznie. Posługaczkę można w Warszawie dostać za 10 zł miesięcznie i obiad, albo i bez obiadu, a praczkę za 3 złote dziennie, gdy dawniej płacono 7 zł. Jeszcze gorszy wyzysk jest w pracy chałupniczej. Szycie bielizny dla wojska przechodzi przez łańcuch pośredników i przynosi kobietom grosze. Roboty siatkowe, szydełkowe i inne tak są opłacane, że firanki ręczne konkurują w cenie z fabrycznymi. Dobrze, jeśli całodzienna praca chałupnicza daje złotówkę, bo czasem nie przynosi ona kilkunastu groszy (guziki ręczne, siatki, roboty szydełkowe).
W rodzinach bezrobotnych, korzystających z pomocy rozmaitych komitetów, troska o tę pomoc ciąży głównie na kobiecie. Ona musi dać jeść rodzinie, więc ona to przede wszystkim biega i „stara się” i to „staranie” organizuje. Ale i w rodzinach mających stały dochód troski kobiet są ogromne: trzeba przystosować nędzne zarobki do wielkich stosunkowo potrzeb. Pieniądze wystarczają najczęściej zaledwie na życie. Na mieszkanie, ubranie, szkołę dla dzieci, nieuniknione tramwaje w dużych miastach, nie mówiąc już o przyjemnościach, gazetach, książkach – nie ma pieniędzy. Trzeba by umiejętnie ułożyć budżet i trzymać się go bezwzględnie. Tego kobiety najczęściej nie umieją. Po prostu więc skąpią sobie wszystkiego, aby najwięcej zostało dla dzieci.
Warunki lokalowe proletariatu są straszliwym utrudnieniem życia kobiety. Jak utrzymać czystość i ład, jak zastosować się do najkonieczniejszych wskazań higieny w takiej ciasnocie, jaka panuje nie tylko w barakach, ale we wszystkich mieszkaniach robotniczych? Prawdziwymi bohaterkami są te, które mimo wszystko utrzymują mieszkania w porządku. Dzieje się to kosztem nadludzkiej pracy i zdrowia, bo mężczyźni, nawet gdy są bezrobotnymi, nie pomagają w pracy domowej, „babskiej”.
Pomimo to, że w obecnej dobie kryzysu kobieta musi pracować zarobkowo, nie ma ona pomocy w wychowaniu dzieci. Żłobki fabryczne są nieliczne, a przy tym nieraz bardzo daleko od miejsca zamieszkania robotnicy. Inspektorki fabryczne nie stawiają żądań tworzenia nowych żłobków, bo fabrykanci zasłaniają się kryzysem, a rządy, oparte o klasy posiadające, bronią nie kobiet pracujących, lecz fabrykantów. Przedszkoli, a nawet szkół jest za mało i coraz więcej dzieci nie ma gdzie się uczyć. W tym roku 1936/37 dla przeszło miliona dzieci w Polsce nie ma miejsca w szkołach. Łobuzują się i uczą jedne od drugich wszystkiego złego. Wzrasta liczba małoletnich przestępców, a nieszczęśliwe matki zaradzić temu nie mogą i nie umieją.
Rozpaczliwe jest położenie kobiet na wsi. Zawsze były przepracowane: całe gospodarstwo domowe, ogród, inwentarz, dojenie krów, spoczywa na ich barkach. Rodzenie, karmienie i wychowywanie dzieci, a do tego wszystkiego praca ciężka w polu. Ale dawniej ta nadludzka praca dawała chociaż utrzymanie. Dziś daje ziemniaki, trochę chleba i głód na przednówku. Mleko, masło, drób – to produkty, które wieśniaczka niesie do miasta, ale nie daje ich własnym dzieciom, a tym bardziej dorosłym członkom rodziny. A pieniądze ze sprzedaży idą przede wszystkim na podatki. Ileż się matka musi nakłopotać, by dzieci jako tako okryć i obuć. Leżą nagie w łóżkach gałganami przykryte.
Co się musi dziać w sercu matki, gdy na nie patrzy! A jaka rozpacz ją ogarnia, gdy się przekonywa, że znów zaszła w ciążę i musi urodzić nowego nędzarza!
Wszystko w domu na głowie kobiety i żadnych możności zaradzenia biedzie, bo na wsi nie działają organizacje pomocy właśnie w tych codziennych troskach. A przecież ludność wiejska to 22 miliony mężczyzn i kobiet, to główna siła robocza całego państwa.
Klasy rządzące rozumieją znaczenie świadomości ludności wiejskiej, starają się, żeby dzieci chłopskie uczyły się jak najmniej, szkoły na wsiach są najoszczędniej zorganizowane i najmniej uczą. Brak wszelkich nowoczesnych urządzeń, jak wodociągi, kanalizacja, gaz, elektryczność.
Brak oświaty i najniższy poziom warunków życiowych ciąży jak przekleństwo na życiu kobiet, sprawia, że uginają się one pod brzemieniem pracy i przedwcześnie niszczą swe siły fizyczne.
Są jeszcze i inne nieszczęścia, które gnębią kobiety.
Na rynku pracy ma kobieta trudności, jakich nie zna mężczyzna. Nie tylko bowiem praca kobiety jest do sprzedania w ustroju kapitalistycznym, ale i jej ciało. O ile jest młoda i ładna, zjawiają się panowie, którzy gotowi są płacić za jej wdzięki. Odrzuca nikczemne propozycje, ale czy zawsze może to zrobić? Majstrowie w fabrykach, szefowie w biurach wyrzucają na bruk kobiety, które nie są powolne ich żądaniom i odwrotnie dają awanse i wyższe stawki swoim kochankom. Lęk przed bezrobociem jest tak silny, że uczciwe żony robotników ulegają niekiedy nawet z wiedzą i zgodą mężów. Jest to już najwyższy stopień poniżenia i niewolnictwa kobiety w ustroju kapitalistycznym, rujnujący moralność całego społeczeństwa. Jakaż w ogóle może być moralność w tych potwornych warunkach, w których dziś żyjemy? Nie ma moralności bez pracy, która pozwala człowiekowi zarobić na najkonieczniejsze potrzeby, stworzyć rodzinę, wychować dzieci. Dziś takiej pracy pewnej i stałej nie ma ani w mieście, ani na wsi dla ogółu mieszkańców. Bezrobocie jest nie tylko klęską materialną, ale i moralną. Pomoc bezrobotnym dawana jest jak jałmużna. Poniża ona godność ludzką, przyzwyczaja do żebractwa, do życia z dnia na dzień. Mężczyźni, którzy dawniej uważali za swój obowiązek i punkt honoru utrzymać rodzinę, zostawiając kobiecie pracę domową, dziś z całym spokojem godzą się na to, że jako bezrobotni żyją z pracy i starań kobiet – żon, matek, sióstr i kochanek. Odrzucają oni pracę dla siebie nieodpowiednią, źle płatną, a kobiety chwytają każdą sposobność, aby tylko głód rodziny zaspokoić. Większe poczucie odpowiedzialności, właściwe kobietom dlatego, że jako matki bliżej są związane z dziećmi, sprawia, że biorą one na swe plecy cały ciężar. Jak wobec tego wygląda życie rodzinne? Często zamienia się ono w piekło, od którego mężczyzna ucieka, zostawiając żonę i dzieci na pastwę losu. Zdarza się jednak, że pijak biciem wymusza od żony jej zarobki i wydaje na wódkę, którą stara mu się uprzystępnić i podsunąć państwowy monopol spirytusowy. Prawo w dzisiejszym ustroju burżuazyjnym nie broni proletariuszki kobiety, często nawet zwraca się przeciw niej, a zawsze jest jakieś dalekie i niedostępne. Małżeństwo czyni z niej niewolnicę, macierzyństwo często spada na nią jak ciężar nie do podźwignięcia.
Dr Budzińska Tylicka w odczycie „Krzywda matki i dziecka” omawia szeroko sprawę świadomego macierzyństwa, więc się nad tym nie zatrzymuję, przechodzę natomiast do sprawy małżeństwa.
Po kilkunastu latach istnienia niepodległej Polski nie mamy jeszcze jednolitego prawa małżeńskiego, tylko pozostałe po dawnych zaborcach, w każdej prowincji inne. Na Wileńszczyźnie są tylko śluby kościelne, w byłym Królestwie istnieje nadto cywilny akt złączenia, za który trzeba płacić osobno, w poznańskim, zgodnie z prawem niemieckim, istnieją śluby cywilne, to znaczy ślub musi być zapisany przede wszystkim w urzędzie cywilnym i jest prawny, choćby potem młoda para nie poszła do kościoła i tam nie zawarła związku kościelnego. Ślub cywilny daje możność rozwiedzenia się, jeśli małżeństwo okaże się nieszczęśliwe. Tymczasem w kościele katolickim rozwodu nie ma, bo małżeństwo uważane jest za sakrament. Mimo to, jak o tym wszyscy wiemy, za grube pieniądze można w Rzymie dostać rozwód. Nazywa się to unieważnieniem małżeństwa i jest bardzo trudne do uzyskania. Czego jednak kapitaliści nie dostają za pieniądze! W konsystorzu, czyli w sądzie, w którym księża przeprowadzają „unieważnienia małżeństwa”, można postawić świadków krzywoprzysiężnych i sztuczkami adwokackimi dowieść, że nie było właściwego małżeństwa nawet tam, gdzie są dzieci. Jeśli kto nie ma tych tysięcy, których na to potrzeba, może zmienić wyznanie na ewangelickie lub prawosławne, w tych kościołach bowiem rozwód jest możliwy, więc taniej kosztuje. Cóż jednak mają robić biedni? Jeśli już zupełnie wytrzymać z sobą nie mogą, po prostu się rozchodzą. Często mężczyzna rzuca żonę z dziećmi i zamieszkuje bez ślubu z młodą dziewczyną, która mu się podoba. Żona jest tu bezbronna, bo wyprawowanie alimentów jest trudne i długie, kobieta nie wie, jak się wziąć do tego, jak zrobić, żeby to mało kosztowało. Gdyby były śluby cywilne i rozwody, to przy rozwodzie musiałoby się ustalać, ile mąż ma płacić na dzieci.
Jeśli znów ona nie może wytrzymać z mężem pijakiem lub nicponiem, który jej odbiera grosz ciężko zapracowany, bije ją i krzywdzi dzieci, to bardzo jej trudno uzyskać separację i odczepić się od niegodziwca. Separację bowiem przeprowadzają księża w konsystorzu, a oni zawsze umieją kobiecie radzić tylko jedno: pokorę i pogodzenie się z wolą bożą.
Tak więc, jak powiedzieliśmy, prawo nie broni kobiety, jest dalekie i niedostępne. Bliska jest tylko krzywda i niedola. Są oczywiście szczęśliwe małżeństwa, ale prawo jest na ludzi złych, bo dobrzy sobie i bez niego poradzą. Rozmaitość praw w Polsce – w każdym dawnym zaborze inne, w każdym wyznaniu inne – pozwala co prawda radzić sobie przy pomocy różnych kruczków, ale szkodzi moralności i unieszczęśliwia ludzi, zwłaszcza jeśli nie mają pieniędzy.
Tak więc na każdym kroku, w każdej sprawie ludzie biedni upośledzeni są w ustroju kapitalistycznym. Korzystanie z wynalazków, na które zdobył się umysł ludzki w technice, w wygodach życia codziennego, w organizacji pracy, w urządzeniu domu – wszystko to jest dla bogatych. Kobiety klas posiadających mają gaz, elektryczność, wodociągi i zlewy, waterklozety i wanny, maszynki do mięsa, do jarzyn, wyżymaczki i maszyny do prania, odkurzacze elektryczne i wiele innych ułatwień w gospodarstwie domowym. Robotnica ma najczęściej tylko swoje spracowane ręce. Bogate matki mogą dzieci wychować zdrowo w słońcu i powietrzu, dać im naukę i opiekę najlepszych wychowawców. Biedne robotnice zamykają dzieci w domu na klucz, idąc do pracy i bardzo się muszą nabiedzić, żeby je gdzie wcisnąć do przedszkola, a nawet do szkoły, choć się ona nazywa powszechną. A gdy dziecko proletariackie skończy lat 14, wyrzucają je z owej powszechnej szkoły, choćby jej nie skończyło i kończy się nauka. Szkoła średnia i uniwersytet to specjały nie dla niego. Wyjątkowo zdolne, pilne, wytrwałe i energiczne dzieci chłopów i robotników tam się dostawały w pierwszych latach Polski niepodległej. Kto się dostanie po tzw. reformie szkolnej rządów sanacyjnych? Osiemnaście tysięcy nauczycieli nie ma pracy, a dla miliona dzieci nie ma szkół w Polsce. Aby się uczyć nawet w szkole zawodowej, trzeba mieć pieniądze. Wiedza jest dla bogatych w ustroju kapitalistycznym.
Ale i prawo i moralność są dla bogatych. Kobiety zamożne rozwodzą się, zastrzegają sobie wszelkie prawa – pensje dla siebie, o ile nie wyjdą drugi raz za mąż, alimenty dla dzieci. Biedna robotnica, rzucona przez męża, szuka rozpaczliwie zarobku na chleb dla głodnych dzieci, a nie znalazłszy pracy, idzie na tak zwaną lekką, a naprawdę jakże ciężką i wstrętną drogę prostytucji. Prawo się nią zainteresuje, gdy okradnie gościa, zarazi się syfilisem lub podrzuci dziecko, któremu nie ma co dać jeść. Kobiety proletariuszki mało korzystają z prawa, a droga cnoty jest dla nich wąską i śliską ścieżyną, z której mężczyzna, zwłaszcza należący do wyższej klasy społecznej, często jej zwierzchnik lub chlebodawca ściąga je bez skrupułów i wyrzutów sumienia, bez naruszenia prawa, bez narażenia się na zarzut niemoralności.
Ciężkie jest położenie i smutny los kobiet pracujących w ustroju kapitalistycznym. Niestety przeważnie nie uświadamiają sobie całej swej krzywdy i nie myślą wcale z nią walczyć. Dużo tu winna jest czuła opieka księży, którzy wmawiają kobietom, że winny być pokorne, posłuszne, ciche i pracowite bez zastrzeżeń. Takie nauki są bardzo wygodne dla klas panujących, bo biedacy się nie buntują. Ale dla uciśnionych, dla chłopek, dla służących i dla robotnic, wyzyskiwanych przez pracodawców takie pokorne znoszenie krzyża – to utrzymywanie go na całe wieki, na całe pokolenia. Trzeba walczyć ze złem, zamiast mu się poddawać.
W drugiej połowie XIX wieku rozwinął się wielki ruch wyzwoleńczy o równouprawnienie kobiet, zwłaszcza w Anglii. Kobiety toczyły zacięte boje o swoje prawa polityczne, o prawo uczęszczania do szkół średnich i uniwersytetów. W walkach tych brały udział przeważnie kobiety klas średnich. Z poświęceniem znosiły prześladowania policji i kary więzienia.
Opinia publiczna wypowiadała się przeciwko tym pionierkom, ośmieszając je przez prasę, gdzie umieszczano głupie dowcipy i fotografie nieodpowiednie.
A jednak siła oporu nie malała, przeciwnie: rosły zastępy walczących we wszystkich krajach. Powstawały organizacje międzynarodowe do walki z przesądami i upośledzeniem kobiet we wszystkich dziedzinach życia publicznego, politycznego i rodzinnego.
Ruch emancypacyjny kobiecy z wyjątkiem Anglii nie objął szerokich mas kobiet proletariatu. Ale równocześnie zaczęło się organizowanie proletariuszek w partiach socjalistycznych, dążących również do poprawy doli kobiet.
Socjaliści wiedzą, że przeciwieństwa klasowe istnieją między kobietami, jak między mężczyznami. W decydujących chwilach walki, kiedy stan posiadania może być narażony, kobiety klas posiadających stają z mężczyznami tych klas do wspólnej walki przeciw proletariatowi.
W epokowej książce „Kobieta i socjalizm” August Bcbel, wódz socjalizmu niemieckiego, położył podwaliny pod nowy światopogląd: określił stanowisko socjalizmu do tak zasadniczego zagadnienia, jak rola kobiety w życiu społecznym, gospodarczym, wykazał krzywdę kobiet od zarania dziejów poprzez wieki średnie, aż do czasów współczesnych, upośledzenie przez wszystkie religie.
Chociaż 60 lat upłynęło od napisania tej książki, jeszcze wiele spraw, dotyczących stanowiska kobiet, czeka na rozwiązanie. Bo dopiero w ustroju socjalistycznym cały ogrom krzywdy przytłaczającej kobiety może zniknąć.
Socjalizm bowiem organizuje życie na zupełnie innych podstawach, niż świat kapitalistyczny.
Interes świata pracy jest pierwszym przykazaniem, gdy obecnie interes małej grupy posiadaczy zajmuje naczelne miejsce, bo rządy kapitalistyczne opierają się właśnie na tej małej grupce.
Toteż wszystkie usiłowania dążące do obalenia dzisiejszego ustroju, powinny znaleźć najgorętsze poparcie przede wszystkim u kobiet, tych milionów pokrzywdzonych, upokorzonych, odpowiedzialnych jednak za los swoich dzieci.
Drzwi do nowego ustroju jeszcze zamknięte. Jednak siła kapitalizmu bankrutującego słabnie, a wspólny wysiłek całego świata pracy, zarówno kobiet, jak i mężczyzn przyśpieszy zwycięstwo socjalizmu. Zrzucić z ludzkości zmorę załamującego się ustroju, opartego na najciemniejszych siłach faszyzmu – to zadanie, które wykonać musimy.
W tym nowym ustroju kobiety znajdą sprawiedliwość, a więc ochronę pomoc i radość życia dla siebie i swoich dzieci, oraz zupełne równouprawnienie z mężczyznami nie tylko w prawach politycznych (to już mamy), ale nadto w pracy i w rodzinie.
Dziś już socjalistki żądają:
Za równą pracę równej płacy i jednakowego dostępu do stanowisk kierowniczych i odpowiedzialnych, zależnie od zdolności i kwalifikacji, a bez względu na płeć.
Rzeczywistej ochrony kobiet i opieki nad matką i dzieckiem w miastach i po wsiach oraz poradni świadomego macierzyństwa.
Żłobków, przedszkoli, szkół i świetlic w dostatecznej ilości dla wszystkich dzieci miast i wsi.
Budownictwa domów z tanimi nowoczesnymi mieszkaniami dla ludzi pracy, urządzonymi tak, aby ułatwić i uprościć kobietom gospodarstwo domowe.
Jednolitego w całej Polsce prawa małżeńskiego, opartego na nowoczesnej nauce i dostosowanego do dzisiejszych warunków życia. Tanich ślubów cywilnych i rozwodów z tym, że kto chce, będzie obok cywilnego brał ślub kościelny.
Zrównania w prawach dzieci ślubnych z nieślubnymi.
Surowego prawa karzącego stręczenie i namawianie do prostytucji, zwłaszcza jeśli mężczyzna jest zwierzchnikiem kobiety.
Nowej ustawy prohibicyjnej, ograniczającej sprzedaż napojów alkoholowych, którą teraz forsuje państwowy monopol spirytusowy.
Władysława Weychert-Szymanowska
Powyższy tekst Władysławy Weychert-Szymanowskiej pierwotnie ukazał się w zbiorowej broszurze „Czy kobieta ma być wyzwoloną czy niewolnicą?”, wydanie II poszerzone, nakładem Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, Warszawa 1937. Poprawiono pisownię według obecnych reguł.
W roku 1984 wybuchła w Wielkiej Brytanii swoista wojna domowa.
Jesteśmy na granicy. Polsko-białoruskiej. Ale także na granicy utraty kontaktu z rzeczywistością społeczną.