Pięści w kieszeni. O trosce w kapitalizmie
Najważniejszą rzeczą, jakiej potrzebują chorzy i umierający, jest zwrócenie im bliskich.
Czas poprzedzający drugą rocznicę rosyjskiej napaści na Ukrainę przyniósł szereg wydarzeń tyleż ważkich, co nieprzełomowych. Upadła broniona przez Ukraińców, a atakowana, co prawda z różną intensywnością i długotrwałymi przerwami, od samego początku obecnej odsłony wojny Awdijiwka. W rosyjskim łagrze życie zakończył Aleksiej Nawalny. Prezydent Zełenski zdymisjonował głównodowodzącego ukraińskich Sił Zbrojnych, generała Wałerija Załużnego. Nie sprawdziły się natomiast przewidywania dotyczące możliwości wyprowadzenia przez Rosjan generalnej ofensywy o celach strategicznych.
Ogólna sytuacja wojskowa Ukrainy po dwóch latach wojny nie przypomina już swoistego karnawału nastałego po początkowej grozie. Zaczął się on bardzo szybko po inwazji w obliczu widocznego krachu całościowo pojętego zamysłu Rosjan. Nie przypomina też jednak nadziei na konkluzywne i w miarę pomyślne szybkie zakończenie konfliktu, które kiełkowały po względnych sukcesach kontrofensyw na charkowszczyźnie i chersońszczyźnie w II połowie roku 2022. Podjęta na przełomie wiosny i lata 2023 próba uderzenia na Zaporożu zakończyła się symbolicznymi tylko zyskami za cenę istotnych (choć nie tragicznych) strat w ludziach i sprzęcie, w tym jego najwartościowszych zasobach produkcji zachodniej. Z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że zakończyła ona definitywnie okres ukraińskiej inicjatywy w skali przekraczającej taktyczną.
Powrót do niej jest bardzo mało prawdopodobny z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze – wyczerpywanie się zasobów tak ludzi, jak i sprzętu dostępnego na Zachodzie, w szczególności w sytuacji blokady w amerykańskim Kongresie pakietu pomocy opiewającego na 60 miliardów dolarów. Po drugie – okrzepnięcie rosyjskiej machiny wojennej, która po dwóch latach bolesnych lekcji ograniczyła popełnianie kuriozalnych nieraz błędów. W warunkach wojny o charakterze bliskiej pozycyjnej wdrożyła skuteczne sposoby działania, które mimo teoretycznego opracowania nie funkcjonowały dotychczas w praktyce. Analiza bieżących wydarzeń na froncie wskazuje, że rosyjskie lotnictwo, które z kretesem przegrało rok 2022 i z bardzo umiarkowaną efektywnością działało w 2023, stało się głównym rozgrywającym pod Awdijiwką, uniemożliwiając Ukraińcom skuteczną obronę. Rosjanie usprawnili także radykalnie łańcuch wykrywania wysokowartościowych celów i niszczenia ich, co przyniosło Ukraińcom bolesne straty, takie jak prawdopodobna utrata elementów zestawu Patriot wskutek porażenia w strefie przyfrontowej.
Taką skuteczność działań w zasadniczej mierze umożliwia deficyt po stronie ukraińskiej narzędzi walki z rosyjską przewagą powietrzną. Obecnie sprowadzają się one w praktyce do ofensywnego wykorzystywania systemów naziemnych. Przynosi to nieraz błyskotliwe sukcesy, takie jak zniszczenie w tym roku dwóch z około dziesięciu sprawnych samolotów AWACS A-50 i co najmniej kilku bombowców taktycznych Su-34 oraz myśliwców Su-35. Jednak w sytuacji ograniczenia do minimum możliwości bojowych ukraińskiego lotnictwa to nie wystarcza – a perspektywy nie wyglądają optymistycznie. Co prawda początek lata ma już definitywnie przynieść pojawienie się nad frontem maszyn F-16AM/BM, jednak najprawdopodobniej nie będą one w stanie podjąć batalii o panowanie w powietrzu, tak z uwagi na ograniczoną liczbę, jak i własne immanentne charakterystyki. Mimo rozlicznych zalet nie zostały po prostu zaprojektowane do funkcjonowania w tym charakterze. W NATO-wskim systemie wojny powietrznej tego rodzaju zadania miały wykonywać F-15 czy Typhoon. A dostawy takich maszyn nie pozostają nawet w sferze rozważań.
Niełatwa jest także zarówno wewnątrzpolityczna sytuacja Ukrainy, jak i w stosunkach z zachodnimi sąsiadami. W kontekście tej pierwszej zauważalna jest alienacja i słabnięcie pozycji prezydenta Zełenskiego, oskarżanego o rosnące skłonności autokratyczne. Ciągnący się konflikt z niezwykle popularnym generałem Załużnym spowodował jego odwołanie i „zesłanie” na placówkę ambasadora w Wielkiej Brytanii. Tymczasem badania opinii publicznej wskazują, że gdyby generał stworzył partię, zdominowałaby ona ukraińską scenę polityczną. Mimo że póki co dystansuje się on od takiej koncepcji, nie można wykluczyć, że w sytuacji dalszego kryzysu władzy ulegnie to zmianie. Jeżeli natomiast Zełenski wierzył, że wyraźne stawianie przed 15 października 2023 na ówczesną polską opozycję spowoduje rozwiązanie problemów w stosunkach wzajemnych, rachuby te spaliły na panewce. Nowy rząd musi uwzględniać interesy protestujących rolników, a jego twarzą w relacjach w aspekcie ochrony krajowego rynku żywności jest wiceminister Kołodziejczak.
Rosyjskie sukcesy odnoszone w ostatnich miesiącach pozostają również mocno symboliczne, a mimo większej sprawności prowadzenia działań nadal są okupione ciężkimi stratami. Pod Awdijiwką miały one sięgnąć nawet kilkunastu tysięcy zabitych, przy zachowaniu przez Ukraińców bardzo korzystnego stosunku strat własnych do strat wroga. Mimo sporych obaw, Ukraińcy po poniechaniu beznadziejnej już obrony miasta zdołali ustabilizować front na póki co prowizorycznych liniach umocnień. Rosjanie co prawda nauczyli się niszczyć nawet dobrze przygotowaną defensywę ukraińską, jednak obrońcom pozostały, mimo dużego wyczerpania, spore zasoby ludzkie i mimo wszystko sprzętowe, zapobiegające katastrofalnym pęknięciom obrony. Tygodnie następujące po upadku Awdijiwki przynoszą nadal rosyjskie postępy liczone w pojedynczych kilometrach.
Rosja ponosiła i ponosi horrendalne straty. W ludziach od początku bieżącej fazy wojny można je szacować na ponad 100 000 zabitych i dwukrotnie więcej ciężko rannych. Czołgów Rosja straciła bezpowrotnie co najmniej około 2400, bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych nie mniej niż 1500, dział samobieżnych – 650. Samolotów bojowych i wsparcia walki ubyło co najmniej 90, w tym 43 nowoczesne z rodziny Su-30/34/35, co przekracza 10% stanów przedwojennych – a w tym przypadku z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można mówić również o zbliżonej liczbie maszyn spisanych ze stanu mimo dociągnięcia na lotnisko czy efektywnie wyeliminowanych z walki na wiele miesięcy z powodu konieczności przeprowadzenia gruntownego remontu.
Gospodarka rosyjska, przestawiona w znaczącym stopniu na tory wojenne, ma pewną zdolność uzupełniania tych strat, jednak pojawiają się pytania o to, jak długotrwałą. Przykładowo, dostawy czołgów na front mają obecnie sięgać 125 pojazdów miesięcznie, ale według szacunków faktyczna produkcja nowych T-90M nie sięga nawet 25% tej liczby. Pozostałe są składakami pojazdów porażonych na froncie albo rewitalizacjami maszyn ze składów – a te ulegają nieuchronnemu wyczerpaniu. Chociaż załamanie się rosyjskiego systemu gospodarczego w sposób, który zachwieje dostawami dla frontu umożliwiającymi prowadzenie wojny z obecną intensywnością nie wydaje się być perspektywą bliską, jednak w oczywisty sposób wyczerpuje ono rezerwy bieżące i tym bardziej nie pozwala na ich odtwarzanie. A alianci wspomagający moskiewski reżim dostawami broni, czyli Iran i Korea Północna, bynajmniej nie czynią tego z dobrego serca. Według ujawnionych informacji np. ceny, jakie Rosja płaci za irańskie drony, są bardzo wysokie, w istocie na poziomie sprzętu zachodniego, mimo znacznie niższej jakości. W zarysowanym kontekście warto odnotować znaczącego „plusa ujemnego” dla Rosji – mimo sporych obaw zimowa kampania uderzeń rakietowo-dronowych na ukraińską infrastrukturę krytyczną spowodowała co prawda istotne szkody, ale nie były one na tyle znaczące, żeby zachwiać ukraińskim państwem czy wywołać kryzys humanitarny.
W odniesieniu do sytuacji politycznej w samej Rosji, śmierć Aleksieja Nawalnego, za którą – niezależnie od niemożliwych do ustalenia szczegółów technicznych – ponosi odpowiedzialność ekipa Władimira Putina, można interpretować jako deklarację wobec Zachodu, że nie nastąpi żadna pieriedyszka w wykonaniu „liberała”. Który, zanim po kilku latach powróciłby na ostro imperialistyczny kurs, mógłby liczyć na fetowanie w zachodnioeuropejskich i północnoamerykańskich stolicach. Również ewentualne rachuby na wewnątrzrosyjskie alternatywy okażą się płonne. Pewne poruszenie po śmierci Nawalnego było, jak się wydaje, w pełni kontrolowane przez władze i nie będzie miało żadnych istotnych skutków. W społeczeństwie dominuje poparcie dla wojny, a akcja mobilizacyjna nie napotyka na istotny opór. Wyeliminowani z systemu zostali także wojskowi, którzy zostali zidentyfikowani jako wspierający w zeszłym roku próbę puczu Prigożyna.
W kontekście powyższego stanu rzeczy należy interpretować znaczące przetasowania w koalicji wspierającej Ukrainę. W sytuacji amerykańskiego paraliżu decyzyjnego, który może potrwać do wyborów prezydenckich, a postawa Donalda Trumpa po jego ewentualnej wygranej jest niewiadoma (pochopne wydaje się jednak zakładanie, że automatycznie pchnie on Stany Zjednoczone na tory izolacjonistyczne i odda Ukrainę Rosji), rolę koryfeusza wsparcia dla Kijowa wzięła na siebie Francja. Od kilku miesięcy z Paryża płyną sygnały, że Francuzi będą wspierać Ukrainę niezależnie od stanowiska Waszyngtonu. A w ostatnich tygodniach Emmanuel Macron przekroczył granicę niewyobrażalnego, deklarując, że nie można wykluczyć przyszłej jawnej obecności wojsk krajów zachodnich na Ukrainie, a wojna rosyjsko-ukraińska jest wojną „naszą” – Francji i jej europejskich aliantów. Wydaje się, że za takim stanowiskiem prezydenta Francuzów, który wszak na początku wojny działał bardzo zachowawczo, podejmując próby negocjacji z Władimirem Putinem, wpływa prosta i racjonalna kalkulacja.
Rosja, pokonawszy szok związany z zupełnie nieudaną kalkulacją wyjściową i krachem pierwotnego planu podboju Ukrainy, zmobilizowała gospodarkę i zmilitaryzowała w znaczącym stopniu społeczeństwo. W koniunkcji z sankcjami (mimo ich obchodzenia), cena jest jednak ogromna. Rosja straciła możliwość funkcjonowania w sposób imitujący w sporej mierze Zachód. A także dużą część zasobów finansowych zgromadzonych podczas kilkunastu lat prosperity na rynkach surowcowych. Na przykład aktywa zgromadzone w Narodowym Funduszu Dobrobytu spadły z ponad 100 miliardów dolarów przed wojną do około połowy tej kwoty obecnie. Za to wszystko Moskwa zyskała dotychczas wyłącznie zgliszcza. Nawet zdobycie całej Ukrainy nie będzie zyskiem rekompensującym poniesione nakłady – kraj jest po dwóch latach wojny zrujnowany, populacja stała się antyrosyjska, a w razie perspektywy porażki militarnej nastąpi kolejny jej eksodus na zachód. Rosja nie zdobywa żadnych nowych technologii – nie można wszak uznać za takowe zdobywanych egzemplarzy zachodniego sprzętu reprezentującego poziom sprzed dwóch dekad…
W sytuacji determinacji Moskwy do kontynuacji wojny i braku oznak załamania wewnętrznego, w razie klęski Ukrainy należy oczekiwać prób uzyskania korzyści politycznych zbliżonych do żądań formułowanych tuż przed wojną, dotyczących m.in. ograniczenia swobody funkcjonowania NATO na terenie krajów przyjętych do Sojuszu po roku 1999, a wręcz idących jeszcze dalej. Paradoksem takiej sytuacji byłoby to, że eskalowane żądania, uderzające w interesy Zachodu, formułowałaby Rosja znacznie osłabiona w stosunku do czasu sprzed 24 lutego 2022, nie wykazując też, jak można przypuszczać, skłonności do samoograniczenia na mocy jakiegokolwiek kompromisu. W tej sytuacji, skoro ostra konfrontacja z Moskwą jest w przewidywalnym horyzoncie czasowym nieuchronna, dla Zachodu lepiej toczyć ją na Ukrainie, robiąc bardzo wiele dla zapobieżenia jej upadkowi. Wydaje się też, że Kijów nie będzie skłaniany do rokowań. Ewentualny rozejm, obciążony pewnością rychłego złamania, służyłby w istocie tylko Rosji, pozwalając jej wylizać rany i odtworzyć w spokoju zasoby. Lepiej, jeżeli są one niszczone na bieżąco…
Dla wszystkich powyższych kalkulacji decydujący będzie wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Mogą one przynieść zarówno spoczęcie niemal całości obciążenia wsparciem dla Ukrainy na barkach Europejczyków, jak i agresywny powrót Waszyngtonu do rozgrywania. Przy czym paradoksem jest, że największego natężenia tej agresywności można by się spodziewać po… Donaldzie Trumpie.
dr Jan Przybylski
Grafika w nagłówku tekstu: Rosy / Bad Homburg / Germany z Pixabay
Najważniejszą rzeczą, jakiej potrzebują chorzy i umierający, jest zwrócenie im bliskich.
Rozwój wielkiego przemysłu w końcu XVIII wieku zapoczątkował w świecie nową gospodarkę, tzw. kapitalistyczną. Wynaleziono wówczas maszynę parową, która ludziom ułatwiła pracę. Kto miał kapitał, budował fabryki, kupował maszyny, ustawiał je w dużych halach i najmował ludzi do pracy. Starał się naturalnie o jak najtańszych robotników, a że nie wszyscy musieli …