Kurnik
To wszystko warte było tego, by dziobać się nawzajem, szczypać oraz stroszyć pióra aż do utraty tchu.
Wielkie sukcesy ma na koncie ekspert od praw człowieka Adam Bodnar, który od trzech miesięcy pełni funkcję ministra (nie)sprawiedliwości. Zdążył już zrobić czystki polityczne na niespotykaną dotąd skalę w wymiarze sprawiedliwości czy stanąć w obronie szefa NIK oskarżanego o przestępstwa. A teraz wykastrował prawo o konfiskacie aut pijanym kierowcom. Jednocześnie chyba nie stracił zaufania „postępowców” zatroskanych o demokrację, praworządność i bezpieczeństwo na drogach. Tyle wygrać!
W ciągu ostatnich 8 lat w środowiskach lewicowych i liberalnych intelektualistów dużo się mówiło, że wówczas rządząca prawica jest ze wszech miar barbarzyńska. Przeciwko prawom człowieka, prawom mniejszości, prawom pieszych, przyrodzie. Przeciwko wszystkim. Tylko by lali beton, jeździli szybko samochodami, niszczyli lasy i złorzeczyli na wszystkich. Nie to co lewicowi liberałowie, dbający o zrównoważony rozwój i to, by w Polsce panowały cywilizacyjne standardy.
Prawica w awangardzie bezpieczeństwa
Zapewne dlatego to właśnie rząd Zjednoczonej Prawicy wprowadził przełomowe przepisy o pierwszeństwie pieszych na pasach, zaostrzeniu kar za przestępstwa drogowe oraz konfiskacie samochodów osobom jeżdżącym pod wpływem alkoholu. Pewnie też dlatego teraz, gdy te ostatnie przepisy miały wejść w życie, postanowił wykastrować je nie kto inny, jak minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Konfiskata aut pijanym kierowcom ma nie być obowiązkowa, choć przepisy uchwalone przez PiS zakładały właśnie takie rozwiązanie. Po zmianach dokonanych przez Bodnara to sądy mają decydować, kiedy ją zastosować, a kiedy nie.
Jak się można domyślać, będą raczej skłonne obarczać nią zwykłych szaraczków, a nie osoby zamożne i wpływowe. Mówiąc zupełnie wprost: ograniczenie tego straszaka może spowodować, że na drogach będzie ginąć więcej ludzi. Projekt ten jeszcze za rządów PiS był niepotrzebnie złagodzony, ale i tak gdyby przepisy w tej formie weszły w życie, stanowiłyby przełom. Powyżej jednego promila kierowca musiałby stracić auto. Jednak po obecnej nowelizacji tylko sąd może kierowcę pozbawić auta, niezależnie od tego, jak bardzo był pijany.
Liberalny ukłon w stronę morderców na drogach
Kastracji prawa dokonał dokładnie ten sam święty Bodnar, który był i jest patronem liberałów, lewaków i NGO-sów. Idol wielkomiejskich „wrażliwych” środowisk intelektualnych, choć zdarzało mu się już czapkować Balcerowiczowi oraz polecać piosenkę konfederaty o mordowaniu socjalistów. Ekspert od demokracji, praworządności, przyjaciel mniejszości i strażnik praw człowieka. Ten sam, który został teraz patronem drogowych bandytów, bo absurdalnie rozumiane prawo do własności i do patrzenia na czubek własnego nosa postawił nad bezpieczeństwem oraz dobrem wspólnym, czym pewnie ucieszył zwolenników Konfederacji. Może nie jest mu tak daleko do nich, jak się powszechnie uważa?
To ten sam Bodnar, który właśnie zwrócił wniosek do Sądu o postawienie zarzutów szefowi NIK Marianowi Banasiowi, którego podejrzewa się między innymi o oszustwa podatkowe, nadużycie uprawnień i fałszowanie oświadczeń majątkowych. Ten sam Bodnar, który swoim nazwiskiem firmuje niespotykaną po 1989 roku feerię zamachów na praworządność i przykładów ręcznego sterowania wymiarem sprawiedliwości. Ten sam, który popiera nielegalne przejmowanie mediów publicznych, z pominięciem konstytucyjnego organu, jakim jest KRRiT.
Trudno o większy rozdźwięk między aurą, jaką ten człowiek wokół siebie wytworzył, a tym, co realnie robi jako minister w rządzie Tuska. Jest to bardziej rażące niż w przypadku Sienkiewicza czy Kierwińskiego właśnie dlatego, że Bodnar wchodził do rządu jako ekspert od praw człowieka.
Bezpieczeństwo już nie jest ważne?
Warto też zauważyć, że ta hucpa odbywa się przy cichym wsparciu właśnie tych wszystkich lewicowo-liberalnych środowisk wyspecjalizowanych w paplaniu o praworządności i prawach człowieka czy też ruchów miejskich oraz ekspertów od bezpieczeństwa drogowego. Wymowne jest milczenie szczególnie tych ostatnich, wedle których PiS zawsze robił „za mało”, jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drogach.
Przejrzałem kilka profili osób i stowarzyszeń podejmujących tematykę poprawy bezpieczeństwa na drogach, m.in. warszawskiej organizacji reprezentującej ruchy miejskie oraz pewnego specjalisty od wdrażania (trzeba przyznać, że z sukcesem) rozwiązań zmniejszających liczbę wypadków na ulicach jednego ze średnich miast. Można tam znaleźć między innymi wywody o złym CPK i o tym, że w Warszawie priorytetem jest walka z PiS, ale dziwnym trafem nie ma nic o skandalicznej decyzji Bodnara o rozmiękczeniu przepisów o konfiskacie aut pijanym kierowcom. Gdyby zrobił to prawicowy minister, to oni wszyscy krzyczeliby pod budynkiem Ministerstwa Sprawiedliwości i mówili o barbarzyńskiej prawicy. Po raz kolejny okazuje się, że kolesiostwo i koligacje z liberalną oligarchią są dla tych środowisk istotniejsze niż przywiązanie do deklarowanych wartości.
Nie ufajmy samozwańczym liberalnym ekspertom
Wnioski z tej lekcji mam dwa. Po pierwsze, jeśli prawica wróci do władzy, to właśnie Bodnara powinna w pierwszej kolejności pociągnąć do odpowiedzialności jako jedną z twarzy nadużyć obecnej władzy. Po drugie: my, osoby reprezentujące opcję suwerenno-patriotyczną, nie musimy słuchać połajanek wszystkich tych ekspertów, którzy serwują nam wykłady o demokracji, prawach człowieka i „zachodnich standardach”. Możemy sami i na własnych zasadach zbudować państwo sprawiedliwe społecznie, socjalne i zarazem takie, w którym w wielu obszarach życia panują zasady niewywodzące się z prawa dżungli.
Bartosz Oszczepalski
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Wikipedia.
To wszystko warte było tego, by dziobać się nawzajem, szczypać oraz stroszyć pióra aż do utraty tchu.
Skoro ostra konfrontacja z Moskwą jest nieuchronna, dla Zachodu lepiej toczyć ją na Ukrainie.