Socjal czy praca? Socjal i praca!

·

Socjal czy praca? Socjal i praca!

·

Własność pracownicza i demokratyczne zarządzanie zawsze budziły pozytywne emocje ludzi z mojego środowiska lewicy pracowniczej z ruchu „Solidarności”. Wyrośliśmy na Abramowskim czy Wojciechowskim. Wychowaliśmy się na etosie socjalistów z PPS, dla których spółdzielczość nie była tylko teorią, ale praktycznym przedsięwzięciem. Gdzieś z daleka opowiadano nam o doświadczeniach i wielkości baskijskiej spółdzielni Mondragon. Słuchaliśmy o strajku czynnym i przejęciu przez robotników fabryki zegarków Lip w Besançon w latach siedemdziesiątych. To działało na wyobraźnię. W Polsce idea odrodziła się po 1981 r. pod hasłem „fabryki dla robotników”, które byłyby ich własnością i były przez nich zarządzane. Koncepcje przedsiębiorstwa społecznego były poważnie rozpatrywane i dyskutowane w ramach Sieci Wiodących Zakładów NSZZ „Solidarność”.

Jednak rok 1990 zaprzepaścił te nadzieje. „Prywatne” i „prywatyzacja” okazywały się zaklęciem nowej rzeczywistości. Nawet lansowana przez część działaczy „Solidarności” idea akcjonariatu pracowniczego, oparta na amerykańskim systemie ESOP, okazała się zbyt progresywna na owe czasy transformacji według wzorców thatcheryzmu.

Obok działała spółdzielczość z czasów PRL, którą powoli rozdeptywano – jak spółdzielnie inwalidów i niewidomych – lub spychano do tylnych szeregów gospodarki jako komunistyczny relikt. W wielu przypadkach zresztą niesłusznie. Trzeba było czekać do momentu zbliżenia się z Unią Europejską, by pojawiły się nowe prądy spółdzielcze. W tym spółdzielczość socjalna.

W nowej odsłonie

Idea pojawiła się w okolicach lat 2000–2003, a inspiracją dla niej były quasi-spółdzielnie tworzone w ramach Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” w Poznaniu. Tomek i Basia Sadowscy wraz ze swoimi małymi dziećmi zamieszkali razem z grupą bezdomnych w opuszczonej szkole, tworząc pierwszą wspólnotę pracy i mieszkania. Z czasem zbudowali organizację, która nie tylko dawała nadzieję wielu ludziom, ale też była inspiracją dla sporej liczby rozwiązań systemowych. Dzięki ich inspiracji pojawiły się Centra Integracji Społecznej, przygotowujące do nowego życia osoby, które państwo uznało za stracone dla społeczeństwa. Ale inspiracją były też doświadczenia kierowanego przez Krystynę Mrugalską Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym (dzisiejsze Polskie Stowarzyszenie Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną), krakowskie doświadczenia zatrudniania osób chorych na schizofrenię przez Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Psychiatrii i Opieki Środowiskowej działające przy Klinice Psychiatrii Dorosłych Szpitala Uniwersyteckiego (Andrzej Cechnicki, Hubert Kaszyński).

Ludzie z Barki przywieźli do Polski m.in. włoską ustawę o spółdzielniach socjalnych, która, choć zupełnie nie przystawała do naszego systemu prawnego, była kolejną inspiracją. Włoskie spółdzielnie socjalne stanowiły w latach siedemdziesiątych nowatorski projekt aktywistów społecznych i lekarzy, skierowany do osób w kryzysie zdrowia psychicznego. Wobec niemożliwości odnalezienia się ich na komercyjnym rynku, wymyślono demokratyczne firmy z mieszanym składem osobowym. Pierwsza taka inicjatywa powstała w 1972 r. w Trieście z inicjatywy psychiatry Franco Basaglii. Była to Zjednoczona Spółdzielnia Pracownicza, nosząca dziś nazwę Zjednoczona Pracownicza Spółdzielnia Socjalna Franco Basaglia. Z czasem pojawiły się też spółdzielnie realizujące usługi społeczne. W 1991 r. ujęto ten ruch w formułę ustawową, a dziś to ponad 14 tys. spółdzielni w całych Włoszech.

Polskie początki

Ta inspiracja i doświadczenia z Polski i Europy spowodowały, że przy okazji przyjmowania ustawy z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, dokonano dość „dyskretnie” zmiany prawa spółdzielczego, wprowadzając nowy typ spółdzielni adresowanej do osób bezrobotnych, z niepełnosprawnościami oraz osób wymienionych w ustawie o zatrudnieniu socjalnym. Były to właśnie spółdzielnie socjalne, stanowiące w istocie odmianę spółdzielni pracy z określonym katalogiem osób, które mogą być członkami spółdzielni oraz możliwością otrzymania dotacji z Funduszu Pracy na jej założenie.

Ustawa weszła w życie 1 czerwca 2004 r. W październiku 2004 r. ukazało się pierwsze rozporządzenie dotyczące wzorów dokumentów do rejestracji, zaś kilka miesięcy później rozporządzenie o wsparciu dotacyjnym w tworzeniu miejsc pracy. W efekcie spółdzielnie socjalne zaczęły działać w połowie 2005 r. Pierwszą była założona w czerwcu 2005 r. Spółdzielnia Socjalna Usługowo-Handlowo-Produkcyjna z siedzibą w Polanowicach k. Byczyny, od 2016 r. nosząca nazwę Spółdzielni Socjalnej ProfES w Byczynie. Przez lata funkcjonowała w bardzo różnych branżach, m.in. remontowo-budowlanej czy poligraficznej. Obecnie działa na rynku doradczo-eksperckim. Od początku aż do dzisiaj jednym z głównych liderów jest Marcin Juszczyk, chłopak ze wsi Miechowa. Do chwili obecnej istnieją i funkcjonują utworzone wówczas spółdzielnie Konar z Tarnobrzega, Żarska Spółdzielnia Socjalna czy Pomocna Dłoń z Bystrzycy Kłodzkiej. Wciąż istnieje także jedna z pierwszych spółdzielni – WwwPromotion z Wrocławia, choć jej członkowie przymierzają się do wygaszenia działalności ze względu na swój wiek i stan zdrowia. Ponad dwudziestoletni okres działalności jest naprawdę imponujący, jeśli weźmiemy pod uwagę niesprzyjające środowisko oraz liczne ograniczenia.

Walka o nową ustawę

Chodziło nam o zupełnie nową formułę spółdzielni – łączącą cechy przedsiębiorstwa społecznego oraz organizacji pozarządowej. Stąd pojawiła się propozycja nowej, samodzielnej ustawy o spółdzielniach socjalnych. W lutym 2005 r. rząd skierował propozycję do Sejmu, gdzie ustawa przeszła pierwsze i drugie czytanie. W czerwcu 2005 r. została zablokowana na skutek niezwołania wspólnego posiedzenia Komisji Polityki Społecznej i Komisji Gospodarki przez przewodniczącego tej ostatniej, Adama Szejnfelda. Było to świadome działanie. W wywiadzie dla „Gazety Prawnej” twierdził on: „Nie można dać się zwieść nazewnictwu. Spółdzielnie socjalne byłyby niczym innym jak przedsiębiorstwami, tylko zwolnionymi z płacenia podatku. Gdyby ustawa weszła w życie w proponowanym kształcie, za rok lub półtora przez Polskę przeszłaby fala przekształceń działających dziś na rynku firm w uprzywilejowane spółdzielnie. Wystarczyłoby, aby przedsiębiorca zwolnił zatrudnionych u siebie pracowników, ci zarejestrowaliby się w urzędzie pracy jako bezrobotni i razem założyli spółdzielnię socjalną. Bez znaczenia byłoby przy tym, czy byliby zarejestrowani w urzędzie pracy jeden dzień czy 10 lat”.

Pomijając absurdy takiej oceny, którą po dwudziestu latach można zweryfikować, warto zapamiętać to nazwisko. Adam Szejnfeld w 2011 r. stał na czele sejmowej komisji nadzwyczajnej o mylącej nazwie „Przyjazne Państwo”. Był architektem i promotorem rządowego projektu ustawy o ograniczaniu barier administracyjnych dla obywateli i przedsiębiorców. Warto pamiętać, że pomysły deregulacyjne nie pojawiły się wraz z Rafałem Brzoską, ale znacznie wcześniej – „za pierwszego Tuska”.

W ówczesnym projekcie wprowadzono coś dokładnie odwrotnego niż obawy Szejnfelda. Znalazł się tam skandaliczny przepis ułatwiający przekształcanie spółdzielni pracy w spółkę prawa handlowego. Z przepisu tego już rok później skorzystała spółdzielnia pracy „Polityka”, wydawca znanego tygodnika, tworząc spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością i spółkę komandytowo-akcyjną. Warto dodać, że zmiana ta została w dużej mierze zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny w 2015 i ostatecznie uchylona ustawą z dnia 16 maja 2019 r.

Niemożność uchwalenia ustawy w 2005 r. spowodowała zakończenie jej biegu legislacyjnego. Stało się jednak coś, co w dzisiejszych czasach wydaje się nieprawdopodobne. Otóż ówczesny premier Marek Belka już po wyborach przekazał nowemu rządowi Kazimierza Marcinkiewicza kilka projektów ustaw, w tym na wniosek Ministerstwa Polityki Społecznej i działaczy lokalnych projekt ustawy o spółdzielniach socjalnych. Nowy rząd podjął rękawicę i dalej poprowadził go minister pracy Krzysztof Michałkiewicz, zaś w Sejmie poseł Tadeusz Tomaszewski z lewicy.

27 kwietnia 2006 r. została uchwalona Ustawa o spółdzielniach socjalnych. W zasadzie została poparta przez wszystkie kluby parlamentarne. Ustawa uzyskała 333 głosy. Jednak w jednym klubie doszło do rozbieżności. Za ustawą głosowało bowiem 33 posłów PO, przeciw było 71, zaś 9 się wstrzymało. Wśród przeciwników ustawy był oczywiście poseł Szejnfeld. A także Donald Tusk.

Nowy początek

Do momentu uchwalenia odrębnej ustawy powstało około 70 spółdzielni socjalnych. Istotnym wsparciem dla nich było utworzenie w 2005 r. czterech Regionalnych Funduszy Ekonomii Społecznej, dysponujących łącznie „zawrotną” kwotą 1 miliona zł. W 2006 r. powstały Ośrodki Wsparcia Spółdzielczości Socjalnej m.in. w Poznaniu, Rudzie Śląskiej, Toruniu, Byczynie, Krakowie i Olsztynie, które otrzymały wsparcie w wysokości po 150 tys. zł. Przy dzisiejszych budżetach projektów finansowanych z Europejskiego Funduszu Społecznego nie były to kwoty porażające.

Pod koniec 2007 r. funkcjonowało już 139 spółdzielni. Jednak proces tworzenia pierwszych spółdzielni socjalnych napotykał na szereg trudności. Należały do nich brak znajomości nowych rozwiązań wśród urzędników i sędziów, dość wymagające kryteria odnośnie do spełnienia warunków oraz brak zrozumienia wśród wielu lokalnych i krajowych włodarzy. Oczywiście trudności pojawiały się również po stronie założycieli, którzy musieli wywodzić się wyłącznie z grup społecznych znajdujących się w trudnej sytuacji. W efekcie często zakładano je wśród osób nieprzygotowanych lub posiadających wygórowane nadzieje co do wsparcia publicznego. Klęską okazało się np. tworzenie spółdzielni wśród społeczności romskiej.

Po zmianach ustawowych skład spółdzielni mógł być nieco bardziej elastyczny, ale nadal 80% członków musiało wywodzić się z grup zagrożonych na rynku pracy. Dla porównania: we Włoszech niezbędne jest, aby 30% stanowiły osoby w trudniejszej sytuacji. Wsparcie dotyczyło w zasadzie jedynie założenia spółdzielni (jednorazowe wsparcie z Funduszu Pracy na utworzenie miejsca pracy) oraz zwolnienia z opłat w rejestrze sądowym. Niektóre podmioty korzystały z fakultatywnej ulgi w składkach na ubezpieczenie społeczne i ulgi podatkowej przy nadwyżce kierowanej na reintegrację zawodową i społeczną członków spółdzielni. Wsparcie było jednak dość niewielkie. W 2007 r. z pomocy Funduszu Pracy skorzystało zaledwie 97 osób bezrobotnych, uzyskując łącznie jednorazowe środki finansowe w wysokości 706 tys. zł. W tym samym czasie wsparcie na działalność gospodarczą uzyskało z tego samego Funduszu 44 500 bezrobotnych.

W tamtym okresie zaczęła aktywnie działać reprezentacja spółdzielcza – Ogólnopolski Związek Rewizyjny Spółdzielni Socjalnych.

Zmiany na rzecz rozwoju

Istotnym przełomem były zmiany legislacyjne z 2010 r., gdy udało się zabrać posłów z wszystkich klubów parlamentarnych z Komisji Polityki Społecznej na wizytę studyjną do Włoch. Dzięki temu zbudowano koalicję, która wprowadziła do polskiego porządku prawnego spółdzielnie zakładane przez osoby prawne (samorządy i organizacje pozarządowe) oraz złagodziła surowe warunki zakładania i działania spółdzielni w kontekście zatrudniania osób w trudniejszej sytuacji. Tu istotną rolę odegrał poseł Eugeniusz Wcisło – późniejszy burmistrz Mikołowa, który przekonał koleżanki i kolegów z klubu PO do poparcia takich zmian. Z kolei w latach 2017 i 2019 miały miejsce zmiany, dzięki którym wprowadzono szereg ważnych rozwiązań, takich jak tworzenie konsorcjów, promowanie usług społecznych czy możliwość dokonywania zamówień publicznych do wysokości 130 tys. zł wyłącznie spośród spółdzielni socjalnych.

Nie ma wątpliwości, że okres pierwszych dwóch dekad XXI wieku był czasem rozwojowym dla spółdzielni. Dość decydujące było umożliwienie wsparcia tworzenia spółdzielni ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki 2007-2014. Nie odbyło się to jednak od razu. Dopiero w połowie perspektywy udało się wprowadzić wsparcie dla spółdzielni socjalnych. W kolejnej perspektywie 2014–2020 środków było już znacznie więcej (ok. 500 mln zł), ale znacząca cześć została skierowana na działania budujące infrastrukturę ekonomii społecznej oraz wsparcie różnych form prawnych (nie tylko spółdzielni) znanych pod nazwą przedsiębiorstw społecznych (ta kategoria obejmuje nie tylko spółdzielnie socjalne, ale także spełniające określone kryteria stowarzyszenia, fundacje i spółki non profit). Warto jednak pamiętać, że – jak wskazują dane z 2017 r. – tylko 32% nowotworzonych spółdzielni korzystało ze wsparcia EFS, co wskazuje też na oddolny potencjał rozwojowy takich inicjatyw.

Pomysł padł na podatny grunt w wielu miejscach. Wysokie bezrobocie było wyzwaniem dla samorządów, które często jeśli nie wspierały, to przynajmniej łaskawym okiem patrzyły na inicjatywy spółdzielcze. Dla wielu osób borykających się z problemami na rynku pracy spółdzielczość była środkiem do odzyskiwania godności. Ludzie stawali się pracownikami, ale i współwłaścicielami. Choć warto przypomnieć, że w tworzenie spółdzielni często angażowali się ludzie bez właściwych kompetencji lub nie tworzący zespołu o wspólnym podejściu do realizowanej działalności. I jeśli coś przyczyniało się do ich upadku, to właśnie raczej problemy i niesnaski w zespole niż kwestie gospodarcze.

W tym czasie zanotowano największy przyrost spółdzielni. Apogeum nastąpiło na przełomie lat 2018 i 2019, gdy w rejestrach Krajowego Rejestru Sądowego odnotowano 1547 takich podmiotów, licząc bez wykreślonych i będących w likwidacji. W sumie można odnotować, iż przez rejestry sądowe przeszło blisko dwa tysiące spółdzielni. To oczywiste zjawisko. W gospodarce kapitalistycznej jedni rozpoczynają działalność, inni upadają, choć, jak wskazywały różne analizy, przeżywalność spółdzielni była wyższa niż firm w formule jednoosobowej działalności gospodarczej. Ponad 40% spółdzielni działa od 10 do 20 lat, co wskazuje na względną stabilność ich funkcjonowania.

Nie ma spółdzielni bez konkretnych ludzi

Statystyka jest nam potrzebna, aby mieć całościowe spojrzenie i dobrze projektować zmiany. Do niej jeszcze wrócimy. Jednak spółdzielczość to przede wszystkim ludzie. Ludzie, którzy tworzą demokratyczne przedsiębiorstwa oraz ci, którzy podejmują w nich zatrudnienie. To setki indywidualnych opowieści.

Może to być opowieść o Spółdzielni Socjalnej Kobierzyn z Krakowa. Inicjatywa pojawiła się w 2013 r. jako wspólne przedsięwzięcie Fundacji Pomocy Chorym Psychicznie im. Tomasza Deca oraz Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Psychiatrii i Opieki Środowiskowej. Spółdzielnia powstała tuż przy szpitalu klinicznym im. Józefa Babińskiego. Założycielom przyświecała idea stworzenia miejsca, w którym ludzie chorujący psychicznie poczują się potrzebni i niezależni dzięki pracy zawodowej, a społeczeństwo ich zauważy, zaakceptuje i będzie szanować. Dziś spółdzielnia zatrudnia niemal dwadzieścia osób mających za sobą kryzys zdrowia psychicznego. Realizują prace związane ze sprzątaniem budynków i utrzymaniem terenów zielonych szpitala oraz prowadzą bistro Rumiankowo. Liderem spółdzielni jest Maria Zawiła.

Może to być opowieść o spółdzielni Grupa Alivio, założonej w Zielonej Górze przez ludzi, którzy powrócili z emigracji w Irlandii i postanowili zorganizować wsparcie wytchnieniowe dla rodzin i osób potrzebujących. Dziś to uznana firma realizująca usługi opiekuńcze w trybie dziennym i całodobowym, asystenturę osobistą ludzi z niepełnosprawnością. Prowadzi trzy placówki wsparcia w Zielonej Górze: dzienną przy ul. Sowińskiego, całodobową przy ul. Cisowej oraz dom sąsiedzki przy ul. Kościelnej. Spółdzielnia stworzyła podzielnię sprzętu medycznego, która jest społeczną i nieodpłatną inicjatywą mającą na celu pozyskanie, przystosowanie i przekazanie osobie potrzebującej sprzętu rehabilitacyjno-pomocniczego. Prowadzi też wsparcie merytoryczne dla rodzin w kryzysie niepełnosprawności oraz szkolenia dla osób wykonujących bezpośrednie usługi społeczne. Liderami spółdzielni są Piotrek Frołowicz i Ola Borkowska. Dziś Alivio zatrudnia już 42 pracowników. To osoby zagrożone wykluczeniem lub wykluczone, którym pokazuje się, że potrafią wykonywać swoją pracę – czasami potrzebne jest tylko cierpliwe przygotowanie.

Tuż obok, w tym samym mieście, Dzienny Dom Pobytu prowadzi spółdzielnia socjalna Alternatywy, której liderem jest Mateusz Czechowski. Obie organizacje – i nie tylko one – tworzą w zasadzie wspólne konsorcjum.

To również może być opowieść o Spółdzielni Zielony Zakątek z Wałbrzycha, która organizuje przeprowadzki i prowadzi remonty. Zajmuje się też porządkowaniem terenów zielonych. W ramach przetargu Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej spółdzielnia przebudowywała i dostosowała do potrzeb osób niepełnosprawnych lokale mieszkalne z przeznaczeniem na mieszkania wspomagane. Obecnie pracuje tam 13 osób, w tym dziesięć, które wyszły lub wychodzą z bezdomności. Lider, Dariusz Maląg, odszedł z pracy w zakładzie Toyoty, by zaangażować się w działania spółdzielni.

To może być spółdzielnia Negocjator z Miłomłyna (warmińsko-mazurskie). Stworzyła markę „Mazurskie Słoiki”, której liderem jest Piotr Stobniak. Produkuje dżemy, przetwory z grzybów, mieszanki ziół oraz mydła. Marzą też o stworzeniu sieci pijalni naparów ziołowych.

To może być spółdzielnia Perunica z Byczyny, z liderką Anną Jurczyk, produkująca lniane stroje na zamówienie pod marką „Z lnu i paproci” czy budująca polsko-czeski turystyczny Szlak Czarownic.

Albo spółdzielnia Margines na czele z Karoliną Goerigk i ich cieszący się uznaniem warszawski Lokal Vegan Bistro, oferujący znakomite wegańskie potrawy.

Albo działająca od 2005 r. spółdzielnia Konar w Tarnobrzegu, założona przez księgową Anetę Englot, a obecnie prowadzona przez Krzysztofa Patrzyka, prowadząca bar „Domowe Jadło” i dostarczająca posiłki do szkół i placówek pomocy społecznej.

To może być Strzelecka Spółdzielnia Socjalna, której prezesem jest Joanna Kastura, a zapewniająca całodzienne wyżywienie (w tym dla klientów pomocy społecznej) w stołówce osiedlowej oraz prowadząca w centrum Strzelec Opolskich bar z tradycyjnym polskim jedzeniem i lokal „Na Zamkowej”, zlokalizowany w zabytkowym parku. W tym roku została laureatką Diamentów Miesięcznika „Forbes”.

Może to być również Spółdzielnia Socjalna Dalba z Pucka, prowadząca browar spółdzielczy z piwami kraftowymi, zatrudniająca kilkanaście osób, w większości z niepełnosprawnościami intelektualnymi. Liderami są Agnieszka Dejna i Janusz Golisewicz, mający trzydzieści lat doświadczenia pracy w warsztatach terapii zajęciowej. Dalba stworzyła też franczyzę społeczną wspierając tworzenie pubów spółdzielczych zatrudniających osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Powstały one m.in. w Łodzi i Rzeszowie.

No i swoista wisienka na torcie, czyli spółdzielnia socjalna Arte z Bielawy, prowadzona przez Jarka Pileckiego przy współpracy prawdopodobnie najlepszej żony na świecie – Doroty. Prowadzi hostel dla osób wychodzących z uzależnień, dla osób bezdomnych lub ubogich. Daje im pracę, realizując usługi budowlane i wykończeniowe. Zajmuje się remontami mieszkań i klatek schodowych. Świadczy też usługi z zakresu prac porządkowych: prace na wysokościach czy zagospodarowywanie terenów zieleni. Prowadzą sklep społeczny i jadłodzielnię, czyli ogólnodostępne lodówki z żywnością. A od dwóch lat zajmują się najmem lokali w ramach powstałej w 2023 r. Społecznej Agencji Najmu. Zatrudniają 37 osób na pełnych etatach, mają 20 stażystów i niemal 50 wolontariuszy.

Można tak wymieniać i wymieniać. Trudno zliczyć i opowiedzieć ich historie. A każda z nich jest indywidualnym przypadkiem. I każda z nich jest inna. Jednak warto spojrzeć też na sumę tych opowieści.

Spojrzenie całościowe

Obecnie zarejestrowano 1354 takich podmiotów. Jednak liczba ta nie oddaje całej rzeczywistości. Główny Urząd Statystyczny zaczął badać aktywność spółdzielni według opłacanych składek na ubezpieczenie społeczne. Trudno chyba o lepszy sprawdzian aktywności gospodarczej. Według tych danych w latach 2019 i 2021 wykazywano ponad 920 aktywnych gospodarczo spółdzielni. Niestety, od kilku lat daje się zauważyć pewien impas. O ile w 2021 r. aktywnych było już 868 spółdzielni socjalnych, to w 2023 r. zanotowano spadek do 818 czynnych gospodarczo podmiotów. Widać wyraźnie wpływ pandemii i narastającego kryzysu postpandemicznego. Atrakcyjność spółdzielczości socjalnej zmalała po zmniejszeniu się poziomu bezrobocia, co wpłynęło na postawę gmin wobec takich podmiotów.

Należy pamiętać, że obecnie wsparcie na miejsce pracy wraz ze wsparciem na jego utrzymanie to ok. 60 tys. zł. Nie ulega wątpliwości, że w ramach takiego wsparcia trudno zbudować działalność produkcyjną. Dlatego spółdzielnie to najczęściej przedsiębiorstwa usługowe. W działaniach spółdzielczych dominują trzy obszary: gastronomia – 22,2% aktywnych spółdzielni, działalność w zakresie usług biurowych (sprzątanie) i porządkowanie obszarów zielonych – 20,6%, pomoc społeczna i ochrona zdrowia – 16,2%. Jeśli dodamy jeszcze edukację, kulturę i rekreację, to usługi społeczne łącznie obejmują 26,7%. Dla porównania, budownictwo to 6,8%, zaś przetwórstwo przemysłowe (produkcja artykułów spożywczych, produkcja odzieży i materiałów tekstylnych) to działalność 10,6% ogółu aktywnych spółdzielni. Od 2019 r. wyraźnie wzrasta grupa spółdzielni gastronomicznych oraz prowadzących usługi pomocy społecznej. Maleje natomiast grupa zajmująca się sprzątaniem i terenami zielonymi. W zasadzie trudno wskazać obszar tematyczny, w którym nie funkcjonują spółdzielnie.

Według rozkładu terytorialnego najwięcej takich podmiotów znajduje się w Wielkopolsce, Mazowszu, w Lubelskim i Śląskim. W przeliczeniu na mieszkańców Wielkopolska i Lubelszczyzna nadal są obecne w gronie liderów, ale dochodzą jeszcze województwa lubuskie i warmińsko-mazurskie.

W 2023 r. spółdzielnie zatrudniały na umowach o pracę niemal 6,5 tys. osób. Warto zwrócić uwagę, że ponad 60% to kobiety, zaś co czwarty zatrudniony to osoba z niepełnosprawnościami.

Spółdzielnie to niewielkie podmioty, najczęściej działające na obszarze jednej gminy (40% podmiotów). I właśnie takie mają być spółdzielnie socjalne, tworzone przez ludzi, którzy się znają, lubią, przyjaźnią – zgodnie z ideą spółdzielczości socjalnej. Spółdzielnie miały – i robią to – tworzyć przyjazne miejsca pracy dla ludzi, którzy próbowali się odnaleźć w społeczności lokalnej odbudowując swoją godność, możliwość zarabiania i robienia rzeczy ważnych dla miejscowej zbiorowości.

Spółdzielnie socjalne w 2023 r. miały około 800 mln zł przychodów. Niemal 60% z nich to koszty pracy, co wskazuje na ich najczęściej usługowy profil działania oparty na pracy ludzkiej. Spółdzielnie nie dysponują dużym majątkiem. W 2023 r. posiadały majątek trwały w wysokości 153 mln. Dla porównania dużo mniej liczna grupa spółdzielni inwalidów posiada majątek o wartości ponad 1 miliarda złotych. Warto dodać, że ponad połowa spółdzielni w 2023 r. zanotowała dodatni wynik finansowy. Prawie 80% przychodów stanowią wpływy rynkowe, najczęściej ze sprzedaży dóbr i usług osobom fizycznym. Zaledwie co czwarta złotówka przychodów pochodzi ze środków publicznych. Konkursy ofert stanowią ok. 7,4%, zaś środki z UE ok. 2,7% przychodów. Upada zatem mit, krążący tu i ówdzie, że spółdzielczość socjalna nie ma żadnych szans bez wsparcia publicznego. Warto przypomnieć, że badanie przeprowadzono w okresie pandemii, gdy sytuacja wielu inicjatyw i przedsięwzięć była niezwykle trudna.

To, na co chciałbym zwrócić uwagę, to fakt, że w spółdzielniach socjalnych obowiązuje partycypacyjny charakter działania. Otóż według danych z 2023 roku 86,8% spółdzielni konsultuje projekty podejmowanych działań z członkami oraz ponadto 44,1% robi to ze swoimi pracownikami niebędącymi członkami. W przypadku organizacji pozarządowych wskaźnik konsultacji z pracownikami wynosi 51,5%, zaś w przypadku pracowników jest to 22,7%. Świadczy to o stosunkowo wysokim wskaźniku partycypacji całych zespołów spółdzielczych. Nie czynię tu jednak zbyt wielu porównań pomiędzy spółdzielniami a innymi formami organizacji, wychodząc z założenia, że przewaga jednej cechy w jednym typie podmiotu jest rekompensowana inną przewagą w odmiennej formie prawnej. I nie ma tu ani lepszych, ani gorszych.

Należy z dumą podkreślić, że spółdzielnie socjalne angażują się w działania społeczne. Na przykład po wybuchu wojny na Ukrainie co piąta spółdzielnia socjalna była zaangażowana w pomoc uchodźcom, a łącznie spółdzielnie socjalne objęły wsparciem ponad 16 tys. osób. Jak na stosunkowo niewielką liczebnie grupę spółdzielczą brzmi to naprawdę imponująco.

Skutki zrównania spółdzielni z formami kapitałowymi

Już na podstawie prezentowanych wcześniej danych widać pewną stagnację. Spółdzielczość socjalna traci dynamikę rozwojową. Stało się to częściowo z uwagi na fakt, iż w związku z uchwaloną w 2022 r. ustawą o ekonomii społecznej rozszerzono prawnie możliwość tworzenia i  finansowania ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego (choć z EFS było to możliwe już wcześniej) i środków krajowych działań związanych z tworzeniem przedsiębiorstw społecznych również w formach kapitałowych (fundacje, spółki non profit). Poszerzono także dotychczasowe uprawnienia i możliwości przypisane spółdzielniom na inne formy prawne.

Nie mamy nic przeciwko temu, by ludzie wybierali formuły funkcjonowania dopasowane do własnych chęci czy możliwości. Nie ma jednak wątpliwości, iż podmiotom wspierającym tworzenie przedsiębiorstw społecznych (Ośrodki Wsparcia Ekonomii Społecznej) często dużo łatwiej – z uwagi na osiągnięcie wskaźników projektowych – zakładać podmioty o prostszej formule, w których wystarczą trzy miejsca pracy, a sam proces tworzenia zespołu i jego integracja są łatwiejsze. W przypadku spółdzielni mamy natomiast pięciu członków, którzy muszą stać się wspólnie udziałowcami przedsiębiorstwa. Dlatego bez dobrego przygotowania i wspólnych uzgodnień łatwo o błąd, który może doprowadzić do upadłości.

Miało to swoje konsekwencje, bowiem na liście prowadzonej do 2022 r. w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w ramach projektowego statusu przedsiębiorstwa społecznego niemal 2/3 podmiotów stanowiły formy kapitałowe. Po wejściu w życie ustawy o ekonomii społecznej okazuje się, że większość przedsiębiorstw na nowej liście to stowarzyszenia i spółdzielnie. Można zatem przypuszczać, że niektóre formy prawne były wspierane i wybierane przez założycieli jako łatwiejsze do realizacji, bo nie mają charakteru członkowskiego, partycypacyjności.

Nie oznacza to, że różnorodność formuł działania przedsiębiorstw społecznych jest zła. Wręcz przeciwnie, jest pożądana – ale nie można zapominać o partycypacyjności i zasadzie członkostwa jako trzonie przedsiębiorczości społecznej. Uważam, że podmiot, którego właścicielem/udziałowcem jest jedna osoba fizyczna zatrudniająca trzy osoby z niepełnosprawnościami, nie jest jeszcze przedsiębiorstwem społecznym. Dziś jest to jednak możliwe, a nawet coraz częściej spotykane. Założenie pięcioosobowej spółdzielni socjalnej, w której każdy ma jeden równy głos, jest dużo trudniejsze niż powołanie podmiotu zatrudniającego trzy osoby. Chyba że zaczniemy wymagać znacznie większej partycypacji pracowników również w innych formach prawnych – wtedy ta nierównowaga zostałaby zniwelowana.

To wołanie o to, aby dać równe szanse również trudniejszym spółdzielczym formułom. One oferują nie tylko zatrudnienie, ale także współwłasność oraz współuczestnictwo. To jest właśnie DNA ekonomii społecznej i jej istota.

W którą stronę?

Dwadzieścia lat faktycznego istnienia spółdzielczości socjalnej, a zwłaszcza ostatnie lata, powinno być okazją do refleksji, co należy skorygować w sytuacji prawnej, finansowej i organizacyjnej sektora spółdzielczego ekonomii społecznej.

Wydaje się, że najwyższy czas odejść od nazwy „socjalne” na rzecz „społeczne”. O ile dotychczasowa nazwa w działaniach społecznych jest adekwatna, o tyle w działaniach gospodarczych budzi szereg nieporozumień w kontekście jakości czy rzetelności produkowanych dóbr i usług. Spółdzielcy nie oczekują pobłażliwego traktowania czy też nabywania ich produktów i usług z litości, lecz rzetelnej oceny tego, co oferują. Tym samym oznaczenie „socjalne”, które pozwoliło zaistnieć w rzeczywistości prawnej, dziś powinno ulec modyfikacji, bez utraty swojego znaczenia i przesłania ideowego.

Nie może to być tylko zmiana nazewnicza. Spółdzielczość społeczna powinna znacząco poszerzyć obszar działania, obejmując być może dotychczasowe spółdzielnie pracownicze oraz spółdzielnie inwalidów i niewidomych. Ponadto należy rozważyć włączenie do tego grona także spółdzielni konsumenckich oraz spółdzielni rozwojowych i innowacyjnych. Warto też pomyśleć o obywatelskich społecznościach energetycznych. Mielibyśmy zatem szereg specjalizacji spółdzielni społecznych działających w przestrzeni lokalnej na rzecz pracowników i użytkowników, poza obecnymi spółdzielniami reintegracyjnymi i realizującymi usługi społeczne. Istotne jest również uznanie, iż spółdzielnie realizują usługi w interesie ogólnym, co może przekładać się na różne możliwości związane z pomocą publiczną czy innymi kwestiami regulowanymi przepisami europejskimi.

Przedyskutowania wymaga również cały system instrumentarium wsparcia dla spółdzielczości. Oczywiście dobrze, aby system wsparcia (środki zwrotne, bezzwrotne, ulgi i inne mechanizmy prawne i finansowe) był zintegrowany z przepisami dotyczącymi przedsiębiorstw społecznych. Ale warto też, by uwzględniał specyfikę spółdzielczą oraz innowacyjny charakter formuły spółdzielczej na rzecz angażowania pracowników w rozwój przedsiębiorstwa.

Ustawa o spółdzielniach socjalnych była do tej pory poligonem nowych rozwiązań, które mogły być rozwijane w innych formach i działaniach. Warto zatem pokusić się o takie rozwiązania, aby np. spółdzielnie były formą wspieranej aktywizacji dla osób wychodzących z podmiotów reintegracyjnych. Takich rozwiązań może być więcej, musimy jednak mieć do tego przestrzeń. Może np. warto rozważyć istnienie prostych spółdzielni społecznych rejestrowanych w gminie, które prowadziłyby działania rozwoju lokalnego czy też działania w szkołach jako spółdzielnie uczniowskie.

Do przepracowania pozostaje kwestia konsorcjów spółdzielczych, które miałyby tworzyć podmioty spółdzielcze i komercyjne, oraz odpowiednich zmian w Prawie zamówień publicznych, zachęcających do ich tworzenia (uznanie kryterium zatrudnienia 30% osób w trudnej sytuacji dla całego konsorcjum, a nie tylko pojedynczego podmiotu). Ponadto należałoby przewidzieć możliwość wsparcia ze środków budżetowych funduszy wzajemnościowych tworzonych przez konsorcja.

Podobnie dyskusji wymaga poszerzenie uprawnień organizacji i spółdzielni w zakupach towarów i usług, nie tylko w przypadku przedsięwzięć w ramach gminnych programów rewitalizacji, lecz także programów rozwoju społecznego – tam, gdzie funkcjonują Centra Usług Społecznych czy na obszarach gmin zagrożonych degradacją społeczną i gospodarczą. Głosy w tej kwestii dobiegają od spółdzielców już od dawna. Dziś najważniejszym instrumentem takich gmin jest nadal „bon na przesiedlenie” ze środków Funduszu Pracy. Jednym słowem przez lata zachęcano mieszkańców gmin, w których źle się dzieje, do wyjazdu do dużego miasta; brak jest sensownej oferty zachęcającej do pozostania w takim miejscu i działania na rzecz lokalnej społeczności.

Wspólnym dla sektora obywatelskiego i spółdzielczości obszarem powinno być również wypracowanie i uporządkowanie systemu programowania społecznego na poziomie lokalnym, ponadlokalnym i regionalnym z obowiązkowym współudziałem tych podmiotów w wypracowaniu, zmianie i monitorowaniu dokumentów programowych. Dość już bycia wyłącznie przedmiotem działań czy obiektem „wsparcia”. Jesteśmy tak samo ważnym podmiotem, jak wiele otaczających nas instytucji lokalnych. A wiemy, że jeśli ktoś nauczy się współpracować i współdecydować w swojej spółdzielni, to jest również gotowy do takiej samej dyskusji we wspólnocie lokalnej. Takie oczekiwania już dawno były artykułowane przez środowisko organizacji społecznych.

Podobnie w przypadku realizacji usług społecznych niezbędne jest uproszczenie procesu zlecania zadań, czyli przejście z działań o charakterze konkurencyjnym (konkursy) na działania o charakterze negocjacyjnym czy partnerskim. Organizacje obywatelskie i spółdzielnie muszą mieć tu zdecydowanie pierwszeństwo w realizacji (co najmniej niektórych) usług społecznych. W wielu krajach Europy nie traktuje się sektora społecznego na równi z komercyjnym, uznając, że tworzy on dodatkową wartość społeczną, która niekoniecznie występuje w przedsięwzięciach komercyjnych.

Takie propozycje były już zgłaszane, a nawet wypracowane i zarekomendowane rządowi w 2025 r. przez Radę Działalności Pożytku Publicznego. Jednak do chwili, kiedy pisane są te słowa, niewiele się zmieniło. Gotowa propozycja została skierowana do kolejnego zespołu międzyresortowego, który nie śpieszy się do pracy. A czas biegnie. Warto też dodać, że samorządy w Polsce zleciły sektorowi społecznemu w 2023 r. zadania na kwotę 3,6 mld zł. Oczywiście niech nikogo nie zmyli sama kwota. Od lat wskaźnik wynosi 0,9% budżetów samorządowych i ani drgnie. Warto dodać, że spółdzielnie socjalne realizowały zadania zlecone na kwotę 32 mln zł, a więc są to śladowe wydatki, nieprzekraczające procentu wydatków na konkursy.

Nie tylko realizacja zadań publicznych ma tu znaczenie. W maju 2025 r. dyskutowaliśmy z udziałem gości zagranicznych przykłady międzynarodowe, w których spółdzielnie – ale też inne formy prawne – traktowane są w wielu krajach z szacunkiem. Ich działania często uważane są za usługi w ogólnym interesie gospodarczym, co pozwala na szersze wsparcie. W kilku krajach odnotowaliśmy niższy VAT na produkty i usługi realizowane przez te przedsiębiorstwa. I to nie tylko we Włoszech, ale i na Słowacji, która wyrasta na promotora ekonomii społecznej w naszej części Europy. Nas natomiast ciągle przekonywano, że dyrektywy europejskie nie pozwalają na wprowadzenie tego rodzaju rozwiązań. Widocznie Słowacja należy do innej Unii Europejskiej. Warto zatem te rozwiązania nie tylko analizować, ale również wdrażać. Jeżeli oczywiście znajdziemy sojuszników, dla których ta kwestia będzie ważna.

***

Gdy spojrzymy na te dwadzieścia lat, to można je uznać zarówno za sukces, jak i porażkę. Dzięki spółdzielczości socjalnej tysiące ludzi znalazło swoje miejsce w życiu, stało się realnymi udziałowcami przedsiębiorstw, odzyskało godność w kraju hołdującym zasadzie „jeśli nie pójdziesz do jakiejkolwiek pracy, to zabierzemy ci zasiłek”. Z drugiej – dla wielu było to rozgoryczenie z powodu nieudanego przedsięwzięcia. Często oczekiwano wiele, a w istocie otrzymywano wsparcie jedynie na początku, ze słowami: „a teraz idź dalej i «czyń dobro»”. Państwo z dużą niechęcią tworzy przyjazne warunki dla rozwoju spółdzielni socjalnych. Świat zewnętrzny też niezbyt chętnie – lub z dystansem – podchodzi do naszych inicjatyw. Ale wartością jest to, że nadal są ludzie, którzy chcą działać i pojawiają się następni, którzy się nie poddają. To właśnie tworzy napęd do wspólnej walki o lepsze warunki, o korzystniejsze rozwiązania i nowe instrumenty dla spółdzielców. Lepszy świat jest możliwy. Jednym z kamyczków takiej układanki są spółdzielnie socjalne.

Cezary Miżejewski – z wykształcenia polityk społeczny, z ducha socjalista i spółdzielca z racji wykonywanej profesji. W czasach PRL działacz opozycji demokratycznej, m.in. Polskiej Partii Socjalistycznej i Międzyzakładowego Robotniczego Komitetu „Solidarności”, redaktor i drukarz prasy podziemnej, w tym „Robotnika”. Po 1990 związkowiec, współorganizator Biura Ochrony Pracy NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze. Od 1993 do 1997 poseł SLD i Koła Parlamentarnego Polskiej Partii Socjalistycznej. Później działacz związkowy, organizator i przewodniczący OPZZ Konfederacja Pracy. Od 2001 do 2005 urzędnik oraz wiceminister polityki społecznej, a od 2005 do 2009 radca w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. Od 2009 spółdzielca socjalny i przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Socjalnych. Wiceprzewodniczący Krajowego Komitetu Rozwoju Ekonomii Społecznej przy Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Z numeru
Nowy Obywatel 47(98) " alt="">
komentarzy