Chrześcijański socjalizm Karola Ludwika Konińskiego
Chrześcijański socjalizm Karola Ludwika Konińskiego
Nigdy nie uwierzę, żeby rozdawnictwo ciepłej zupy zmarzniętym, kula w łeb tyranowi, kolonie wakacyjne dla dzieci, jasne mieszkanie dla biednych, organizacja minimum utrzymania dla każdego, kto się w społeczeństwie urodził i chce w nim żyć, nawet opieka nad zwierzętami, żeby to były rzeczy w oczach Pana Boga mniej ważne i mniej warte niż uniesienie św. Teresy i jej ucznia św. Jana – deklarował Karol Ludwik Koniński1.
O nim samym natomiast, ponad czterdzieści lat temu, Bronisław Mamoń, niestrudzony popularyzator spuścizny Konińskiego, pisał: …to pisarz niezwykły, nie mający swoich poprzedników oraz następców w literaturze polskiej, z rodziny wielkich gwałtowników chrześcijańskich: Pawłów i Orygenesów, Pascalów i Newmanów, Kierkegaardów i Mounierów. W dwudziestoleciu międzywojennym zajmujący ważną i bardzo własną pozycję w życiu intelektualnym – Irzykowski zaliczał go do pierwszej dziesiątki publicystów – dziś prawie nieznany przez szerokie kręgi czytelników, wyłączony z żywego obiegu kulturowego, czekający wciąż na odkrycie i „zaszeregowanie” w historii myśli polskiej, odpowiednie jego randze2. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o recepcję jego niezwykle bogatej twórczości. Nawet gdy mamy do czynienia z pewnymi symptomami świadczącymi o odkrywaniu Konińskiego w ostatnich latach, to przede wszystkim jako krytyka literackiego, popularyzatora kultury ludowej oraz pisarza religijnego3, mniej natomiast znany jest jako myśliciel społeczny i polityczny4.
***
W jednym ze swoich niedokończonych pamiętników Koniński zanotował: Urodziłem się 1. XI [1]891 we Lwowie; musiało to być w nocy, gdyż matka moja mówiła mi z naiwną dumą żem od razu patrzył na lampę: chętnie bym stwierdził mój horoskop, choć astrologia wydaje mi się nonsensem: nieraz myślę o tym, że dzień umarłych, w którym przyszedłem na świat, położył się cieniem swoim na całym moim życiu5.
CC BY-NC-SA Rob Ireton, http://www.flickr.com/photos/aoisakana/483863069/
Szkołę elementarną Karol wraz z rodzeństwem przerabiał w domu. Gdy jego rodzina przeprowadziła się do Krakowa, tamże ukończył szkołę średnią i rozpoczął w 1911 r. studia. Uczęszczał głównie na zajęcia z historii i literatury. W owym czasie zwrócił się w kierunku nacjonalizmu, czytał pisma Dmowskiego, Balickiego, Popławskiego.
Odkrył jednak wówczas także twórczość Stanisława Brzozowskiego i Karola Irzykowskiego, dwóch osób, które kto wie, czy nie w największym stopniu odcisnęły piętno na jego twórczości.
Jeszcze jako student podjął pracę w krakowskim magistracie, a jesienią 1916 r. został wcielony do 16. pułku strzelców. Służba wojskowa zaważyła na jego całym późniejszym życiu – wiosną 1917 r. zachorował na zapalenie płuc, złe warunki w wojsku i nieprawidłowe leczenie powodują w późniejszym czasie nawroty choroby oraz kilkumiesięczny pobyt w szpitalu, a wreszcie gruźlicę kręgosłupa. W 1918 r. polska komisja zwalnia go z wojska jako osobę o stuprocentowej niezdolności zawodowej, od 1919 r. przechodzi zaś na rentę inwalidzką.
W tamtym czasie Koniński coraz śmielej włącza się w życie intelektualne Krakowa, nawiązuje kontakt z „Głosem Narodu”, na łamach którego publikuje swoje teksty, wkrótce podejmuje współpracę z kolejnymi periodykami, jak „Przegląd Warszawski”, „Przegląd Współczesny”, „Przegląd Wszechpolski”, „Myśl Narodowa” czy „Trybuna Narodu”. Na ich łamach zaczynają się krystalizować zręby jego publicystyki, ześrodkowanej wokół zagadnień narodowych, literackich i religijnych. W 1929 r. ze względu na stan zdrowia przeprowadza się z Krakowa do Zakopanego, gdzie nawiązuje kontakty m.in. z Marią Kasprowiczową i Stanisławem Ignacym Witkiewiczem, które przerodzą się w trwałe przyjaźnie.
W latach 30. jego związki z obozem narodowym rozluźniają się, Koniński coraz bardziej zniesmaczony jest nasilaniem się antysemickich akcentów w publicystyce narodowców. Jego zdaniem, tego typu działalność powoduje, że uwaga społeczeństwa skierowana zostaje na Żydów, zamiast na poczynania Niemców, będących rzeczywistym, ogromnym zagrożeniem. Postrzegał to nawet jako zakamuflowaną formę dywersji, mającej na celu moralne rozbrojenie polskiego narodu. Wyrazem niechęci do tego rodzaju postaw i działań był chociażby artykuł, w którym bezpardonowo zaatakował Adolfa Nowaczyńskiego6. W związku z tym coraz mniej publikuje w pismach endecji, nawiązuje natomiast kontakt z „Gazetą Literacką”, a następnie pismem „Zet” Jerzego Brauna, „Prosto z mostu” i „Marchołtem” Stefana Kołaczkowskiego, a wreszcie pod koniec lat 30. ze związanymi z Frontem Morges, a później Stronnictwem Pracy periodykami „Polonia”, „Odnowa” czy „Zwrot”. W 1938 r. wstępuje w szeregi Stronnictwa Pracy.
Mimo poważnej choroby realizuje się również jako działacz społeczny. W 1937 r. razem Jerzym Płomieńskim oraz S. I. Witkiewiczem organizują letnie kursy naukowo-literackie w Zakopanem, które w zamierzeniu miały się przerodzić w uniwersytet wakacyjny. W 1938 r. program kursów obejmował 40 odczytów wygłaszanych pomiędzy 11 VII a 1 VIII w sali hotelu „Morskie Oko”, w gronie prelegentów obok Konińskiego i Witkiewicza znajdowali się m.in. Roman Ingarden, Karol Irzykowski i Leon Chwistek. Wkrótce zaś wraz z Marią Kasprowiczową podejmuje działania mające na celu utworzenie Uniwersytetu Wiejskiego im. Jana Kasprowicza na Harendzie, prace nad wdrożeniem tego pomysłu przerwała jednak wojna. W 1938 r. wydaje natomiast dwutomową antologię pt. „Pisarze ludowi. Wybór pism i studium o literaturze ludowej”, której poświęcił wiele lat życia. Zawierała ona fragmenty pamiętników nie tylko chłopów, ale także bezrobotnych oraz amatorską poezję, prozę, dramaty i publicystykę.
W lutym 1939 r. Koniński wyjeżdża do sanatorium w Lanckoronie, gdzie zastaje go wojna. Tam powstaje dziennik „Wojna” oraz jego najdojrzalsze, obok późniejszego „Nox atra”, dzieła z gatunku medytacji religijnych – „Ex labiryntho” i „Uwagi”. Prace te, jak pisał Konrad Górski, to …rodzaj intymnego dziennika, odtwarzającego różne etapy zmagań wewnętrznych o zdobycie pewności prawd religijno-moralnych i filozoficznych, które by uregulowały wewnętrzny stosunek autora do Boga i świata7. Bieda, postępująca choroba, poczucie bezsensu, oderwanie od rzeczywistości, brak książek, towarzystwa i miejsca do pracy dają mu się mocno we znaki, pogrążając go w coraz większej rozpaczy: Gdybym mógł ludziom pomagać, pomagałbym, gdybym mógł pracować i walczyć, pracowałbym i walczył; ale ani ludziom pomagać, ani pracować i walczyć nie mam sposobności ani możliwości […]. Po co właściwie żyć? Na co czekać? Jaki obowiązek mnie łączy z tą ziemią smutku? Nie pomogę nikomu, nikomu nie kupię mleka i chleba, kto głoduje8.
Pod koniec 1940 r. Konińscy przenoszą się rodzinnego domu żony w Rudawie k. Krakowa. Tam powstają m.in. dwie rozprawy dotyczące tematów społecznych – „Gospodyn” i „Humanizacja własności”. Umiera 23 marca 1943 r. w związku ze zwyrodnieniem nerek na tle gruźliczym.
***
Bronisław Mamoń dzieli publicystykę polityczną Konińskiego na dwa okresy. Pierwszy obejmuje lata 1926-1935 i wiąże się z oddziaływaniem ideologii endecji, drugi natomiast lata 1937-1939 i związany jest ze zbliżeniem do Frontu Morges i Stronnictwa Pracy. Oczywiście podział tego rodzaju jest umowny, trudno bowiem dostrzec jakąś radykalną woltę w myśli samego Konińskiego. Co najwyżej mamy do czynienia z narastającym krytycyzmem pod adresem obozu narodowego i zmianą zainteresowań, jednak ta następowała bardziej ewolucyjnie. Poza tym trochę na wyrost Koniński bywa niekiedy klasyfikowany jako przedstawiciel nacjonalizmu integralnego spod znaku obozu narodowego. Owszem, współpracował z pismami narodowymi, określał się mianem nacjonalisty, jednak ciężko go zaliczyć w poczet teoretyków endeckich. Jego wersja nacjonalizmu zawsze różniła się od propagowanej w obozie narodowym, np. brak było w niej choćby śladów antysemityzmu; zajmował tam niewątpliwie własne, odrębne miejsce9. Jak pisał już w późniejszym okresie, odnosząc się do swego skomplikowanego i bogatego drzewa genealogicznego, obfitującego w przodków różnych stanów i narodowości: Czuję się Polakiem zrośniętym fanatycznie z tą ziemią i tym narodem. Tylko jak widzę czasami polskie niedołęstwo, myślę o sobie, że jestem trochę kalwinem szwajcarskim, trochę Niemiaszkiem, trochę arystokratą francuskim10.
Stałym punktem publicystyki politycznej Konińskiego jest duży krytycyzm wobec sanacji i wprowadzonych przez nią metod rządzenia, obniżenia standardów moralnych w polityce, nepotyzmu i serwilizmu; przewrotu majowego (który oceniał jako zbrodnię), cenzury, Brześcia i Berezy. W 1938 r. na łamach „Zwrotu” pisał, iż patrząc na …tę obojętność, bezsilność, martwotę, na ten przy tym nasz polski blichtr i polor, beztroskę, dobry humor, parady, ambasady, biesiady, luksusy, limuzyny, fraki, ordery, bubki, zgrzybiałość, elegancję, dystynkcję, mocarstwowość, pawiość, papużenie się, słowem całe to polskie pozoróbstwo, to nam się zmarszczki robią na czole, zdaje się nam niekiedy, że jesteśmy Naród-Jesień, i że skrawe kolory to jest załgana purpura i zgniłe złoto uwiądu…11 Konsekwentnie przez lata uważał, że największe niebezpieczeństwo dla Polski stanowią Niemcy i zarzucał sanacji nie tylko niezrozumienie tego, ale wręcz umizgi wobec Hitlera. Wyrażał przekonanie, że nazizm stanowi nową niemiecką wiarę, opartą na „micie krwi”, przeciwstawiał się postrzeganiu go jako kierunku ideowego narzuconego od góry narodowi niemieckiemu przez garstkę ideologów – zwracał uwagę na jego mocne zakorzenienie w społeczeństwie, masowy charakter i niebezpieczeństwa stąd płynące. Wreszcie zaś konstatował, nie bez pewnej dozy profetyzmu, iż nazizm może niejako utorować drogę komunizmowi, gdyż dla narodów podporządkowanych przez Niemcy w pewnym momencie „marzeniem stałby się komunizm”. Stąd akcentował doniosłą cywilizacyjną rolę Polski: W naszej pozycji pomiędzy bolszewizmem a gotującym się do skoku neohakatyzmem niemieckim, dźwigamy na sobie los kultury chrześcijańskiej i humanitarnej12.
Szukając możliwości jakiegoś wyjścia z tej rozpaczliwej sytuacji wysuwał fantastyczne koncepcje Cesarstwa Polskiego pod panowaniem Habsburgów, jednoczącego kraje położone w międzymorzu B.P.A. (Balticus – Pontus – Adria). Koniński uważał, iż jedynie unia dynastyczna pomiędzy Węgrami i Austrią, a następnie Polską, jest w stanie doprowadzić do stworzenia organizmu skupiającego kraje Międzymorza oraz trwałego ośrodka personalnego i dyspozycyjnego, będącego warunkiem funkcjonowania takiego tworu; iż tylko w ten sposób można odciągnąć Austrię, a być może i południową, katolicką niemczyznę, od Niemiec hitlerowskich13. Odrzucał jednak przy tym zdecydowanie ideę europejskiego narodu wysuniętą przez Juliena Bendę. Nie wierzył w jej urzeczywistnienie, ponadto pokusy rozpuszczenia narodów w jednym paneuropejskim tworze, wizje ich niwelacji, uważał za niebezpieczne. Jedna Europa miała się urzeczywistniać nie poprzez destrukcję narodów, ale federacje, bloki państw tworzone z potrzeb geopolitycznych. Nie ma bowiem, jego zdaniem, …wyrzeczenia się narodowego bez nadpsucia się już nie jakiejś specjalnie narodowej, ale ogólnoludzkiej moralności. Tej samej moralności, bez której nie zakwitnie żaden w ogóle ideał14.
***
Pod koniec życia, w latach wojny, Koniński mocniej zainteresował się kwestiami społeczno-gospodarczymi, problemem sprawiedliwego ustroju. Zagadnienia te pojawiały się w jego publicystyce już wcześniej, jednak zazwyczaj marginalnie, natomiast w czasach okupacji pokusił się wręcz o wypracowanie spójnego, przemyślanego programu, który określił mianem socjalizmu chrześcijańskiego, uznając, iż jedynym socjalizmem w pełni humanistycznym, mogącym zagrodzić drogę socjalizmowi materialistycznemu, ustrzec przed przemocą, walką klas, terrorem – może być socjalizm religijny, rozwinięty pod dewizą …Boga, który jest Miłość i który jest Światło15. Pisał o tym, iż szerzy się coraz bardziej przekonanie, że po wojnie będzie musiała zostać ustanowiona jakaś forma socjalizmu, …przez co ja rozumiem, że będzie musiała przyjść sprawiedliwość od władcy, ktokolwiek nim będzie, sprawiedliwość rozdzielcza: nikt za mało, nikt za wiele; nędzarz bezrobotny, robotnik nędzny – próżniaczy bogacz ze swoją kurtyzaną wykwintną, ślubną czy nieślubną – te typy muszą zaniknąć i to nie tylko na skutek kaznodziejstwa i moralistyki, ale na skutek interwencji władzy w życie gospodarcze16.
Koniński zawsze wykazywał dużą wrażliwość na krzywdę społeczną. Już w 1929 r. pisał: Przenieśmy się myślą do któregoś z krajów, gdzie w wieku XIX nastąpił intensywny rozwój wielkiego przemysłu; uprzytomnijmy sobie dolę ówczesnego robotnika; uprzytomnijmy sobie zarazem sytuację moralną w ówczesnych warunkach człowieka na serio chrześcijańskiego. W latach czterdziestych ub. w. rząd angielski przeprowadził po kopalniach ankietę, z której wynika, że dzieci pracowały pod ziemią po 11, 12, 13, 14 godzin na dobę, że pracowały dzieci częstokroć poniżej 5 lat życia, a nawet zdarzało się, że dziecko 3-letnie, cały dzień siedząc pod ziemią, otwierało drzwi i zamykało je za przejeżdżającymi wózkami. I któż wobec takich faktów będzie śmiał jeszcze twierdzić, że nastroje i ruchy rewolucyjne w. XIX są do przypisania wyłącznie spiskom ludzi zaprzysiężonych przeciwko chrześcijaństwu?!17
Od tego czasu, jak konstatuje, wiele zmieniło się na lepsze, jednak ciągle dużo jest do zrobienia. Winą za taki stan rzeczy obarczał w dużej mierze liberalizm, który stworzył współczesnego homo oeconomicusa, kierującego się wyłącznie egoizmem. Nie podzielał też liberalnego optymizmu, że likwidacja ubóstwa i niesprawiedliwości w stosunkach społecznych dokona się automatycznie, za sprawą działania samych mechanizmów rynkowych. Efekty, które przynosi gospodarka liberalna, są bowiem wręcz odwrotne. Są nimi nie tylko powszechne zglajszachtowanie i standaryzacja, co drażniło konserwatywną naturę Konińskiego, ale i coś, co poruszało jego wrażliwość społeczną, czyli olbrzymie kontrasty i rozwarstwienie. We wspomnianym systemie masy, jak pisze, giną …w nędzy ostatniej, gdy tymczasem liberalna gospodarka światowa daje oczom przerażonym zdumiewające widowisko milionów ton owoców, kaszy, zboża, tłuszczu, palonych i niszczonych, aby uniknęły spadku cen, doczekaliśmy się paradoksalnej i bluźnierczej „klęski” gospodarczej, klęski nadprodukcji.
Liberalna teoria mówiąca o samoregulującym się mechanizmie rynkowym, jak konstatował, do pewnego momentu jest prawdziwa, jednak nie uwzględnia …jednego momentu tej naturalnej równowagi, którym jest czas. Zawsze jakiś czas mija, zanim nastąpi automatyczne wyrównanie między konsumpcją a produkcją, jakiś czas, kiedy zawsze jest czegoś gdzieś za dużo, a czegoś za mało; wobec czego, zawsze jest gdzieś jakiś zastój w produkcji i gdzieś jakieś niedomaganie po stronie konsumpcji. Zawsze więc gdzieś jacyś robotnicy są niepotrzebni, a zwłaszcza, gdy maszyna zastępuje człowieka, gdy zarazem podział dochodu społecznego nie jest taki, aby przy wzroście produkcji, ona znalazła w czas odpowiednią sobie konsumpcję; zawsze leżą jakieś nieskonsumowane zapasy a bezrobocie utajone trwa ciągle, od czasu do czasu, nieomal regularnie wybuchając klęską żywiołową. Dodajmy, że znaczna część kapitału produkcyjnego obracana jest na produkcję zbędną, luksusową i pseudoluksusową, nieraz wprost szkodliwą. I dodajmy, że znaczna część kapitałów, która by mogła być pożytecznie produkcyjnie użyta, jest trawiona konsumpcyjnie, często głupio i niezdrowo18.
W związku z tym nawoływał do podjęcia wysiłku w celu ustanowienia ustroju społecznej sprawiedliwości, wskazywał, iż miłosierdzie indywidualne (jałmużna), jak i miłosierdzie indywidualno-społeczne (dobroczynność, fundowanie czy wspieranie przez osoby prywatne instytucji użyteczności publicznej) nie wystarczą, nie są w stanie rozwiązać kwestii społecznej. Oczywiście są potrzebne jako swoiste dopełnienie, ale nie można wszystkiego składać na ich barki, z natury rzeczy nie są one bowiem zdolne poradzić sobie z poważnymi problemami społecznymi. Indywidualna działalność charytatywna, jak podkreślał, im bardziej żarliwa, …tym prędzej uczuje się beznadziejną: kropla w pustyni. Lecz i miłosierdzie indywidualno-społeczne jest niedostatecznym do wyplenienia nędzy, w której tylu się marnuje; np. nie jest w stanie rozwiązać kwestii mieszkaniowej, podjąć się przebudowy miast; lecz przede wszystkim nie jest w stanie zlikwidować głównej plagi społecznej naszych czasów, chronicznego bezrobocia. Nawet heroiczne miłosierdzie indywidualno-społeczne chorobę społeczną, którą nazywa się nędzą mas, leczy objawowo a nie przyczynowo; nie przykłada siekiery do samego korzenia zła. A zatem: Jałmużny? Tak. Fundacje dobroczynne i składki na te fundacje? Tak. Ale obok tego i ponad to polityczny instytucjonalizm w duchu sprawiedliwości społecznej19.
Liczenie jedynie na dobrą wolę i wyrzekanie się przymusowego zinstytucjonalizowania walki z biedą, to dla niego wyraz moralizatorskiego utopizmu, bujanie w obłokach i manifestowanie niewiary w możliwość lepszego urządzenia stosunków w tej sferze. Jałmużna to rzecz dobra, ale – jak podkreśla Koniński – nie po to istnieje nędza, aby służyła bogatym jako okazja do dobrych uczynków. Lepszy od jałmużny jest sprawiedliwy ustrój społeczny, w którym jeśli nawet nie dojdzie do zaniku jej potrzeby, to będziemy mieli do czynienia ze znacznym ograniczeniem konieczności uciekania się do takich form. Wizję tego nowego ustroju Koniński zarysowywał już w latach dwudziestych. W jednym z artykułów odniósł się do niektórych pomysłów Othmara Spanna – łatwo można w nim zauważyć konstatacje i recepty, które później zostaną niejako usystematyzowane w koncepcji socjalizmu chrześcijańskiego. Ideałem indywidualisty jest wolność, uniwersalisty – sprawiedliwość – pisał Koniński – […] Idzie bowiem o to, żeby znieść owo głębokie osamotnienie, w jakim żyjemy, owo nowożytne, atomistyczne rozproszenie społeczne – osamotnienie i rozproszenie w grozie całej występujące zawsze wtedy, gdy człowiek został przez los zwyciężony – osamotnienie i rozproszenie tym potworniejsze, że za tło służy mu cywilizacja, która się zowie „chrześcijańską”. Należy więc wytworzyć naokoło człowieka znacznie gęstszą, tęższą i trwalszą niż obecnie tkań społeczną, która by podtrzymywała go fizycznie i moralnie20.
Chodzi więc w pierwszym rzędzie o ponowne „zakorzenienie” liberalnego człowieka-indywiduum w różnorakich wspólnotach, odwrócenie postępującego procesu erozji więzi międzyludzkich. Ustrój sprawiedliwości społecznej, jak podkreślał, musi też zerwać z liberalną wiarą w zbawienną moc niewidzialnej ręki rynku, nie może obejść się bez pewnej dozy planowania. Koniński pisał wprost o potrzebie gospodarki planowej, choć z jego pism wyłania się raczej obraz czegoś, co moglibyśmy określić, za Czesławem Strzeszewskim, „gospodarką z planem”21. Chodzi bowiem nie o centralne sterowanie i regulowanie całokształtu sfery społeczno-gospodarczej przez państwo, ale o działanie w imię jakiegoś planu, umiarkowany interwencjonizm, powodujący, iż niknie pojęcie własności absolutnej, właściciel traci nieograniczoną swobodę dysponowania nią, następuje lepsza redystrybucja dóbr, zostaje zlikwidowane zjawisko lichwy.
Koniński kładł wyjątkowo mocny nacisk na kwestie związane ze sprawiedliwością rozdzielczą, podziałem dochodu społecznego. Wskazywał na zbyt wielkie skupienie gospodarki liberalnej na produkcji, na przesadną wiarę w to, że wzrost PKB musi się przekładać na poprawę położenia szerokich mas społeczeństwa. Tymczasem nie ma tutaj prostej zależności, a jeśli redystrybucja dochodu społecznego jest wadliwa, to o niczym takim nie można mówić. Równocześnie jednak jawił się jako obrońca instytucji własności, wszelkie próby jej likwidacji, zastąpienia tzw. wspólnym posiadaniem, stanowiły dla niego zamach na ludzką godność. Nieodłącznym składnikiem godności jest bowiem wolność od cudzej ingerencji; nie może być zatem, jak pisał, …wolności bez własności. Albowiem wolność bezczynna jest czczym słowem; każdy zaś czyn w świecie rzeczywistym […] polega czy to na jakimś zmienianiu tych rzeczy, czy przynajmniej na przenoszeniu ich z miejsca na miejsce; czyn więc, a przeto wolność niekłamana, domaga się, abym miał jakieś privatum dominium nad jakimiś rzeczami. Bardziej po prostu powiedziawszy, kto nic nie ma, ten jest niewolnikiem, a kto jest niewolnikiem, ten nie może zachować godności22.
Rodzi się więc problem, w jaki sposób pogodzić postulowaną przez niego potrzebę ograniczania tego prawa własności w niektórych wypadkach, z traktowaniem jej jako warunku zachowania ludzkiej godności. Koniński stwierdza, iż syntezą stanowiska altruistyczno-socjalnego i liberalno-indywidualistycznego jest podejście personalistyczne, wskazujące na prymat osoby nad społecznością, ale jednocześnie podkreślające, że człowiek jest istotą społeczną i w związku z tym winien mieć na uwadze również dobro wspólne, które nie jest tylko liberalną sumą dóbr jednostkowych. W argumentacji w obronie prywatnego posiadania ujawnia się też konserwatywny wymiar sposobu myślenia Konińskiego o rzeczywistości, swoista ostrożność i szacunek dla zastanych instytucji. Jego zdaniem, …wszystko co już istnieje, ma prawo istnieć nadal, o ile jawnym i oczywistym nie jest, że nie powinno istnieć […] na reformatorze spoczywa obowiązek ścisłego i słusznego dowodu, że dany stan bycia nie zasługuje na dalsze trwanie. Niech trwa wszystko, co nie jest jawnie szkodliwe, i niech trwa wszystko co po uleczeniu jeszcze zdolne będzie do życia23.
Przedstawiając wizję ustroju sprawiedliwości społecznej, Koniński zwracał uwagę na konieczność zmian także na innych płaszczyznach, przemian, które stanowią kluczowy warunek powodzenia całego przedsięwzięcia. Poddając krytyce katolicyzm społeczny za pewien pasywizm, stawianie kwestii społecznej na gruncie cnoty miłosierdzia, a nie sprawiedliwości, stwierdzał, iż dalszy rozwój chrześcijańskiego dynamizmu socjalnego, walczącego o zmiany instytucjonalne, wymaga również pewnych przeakcentowań metafizyczno-teologicznych. Im bardziej dynamiczna wizja Boga – pisał – tym żarliwsza i niecierpliwsza religia24. Wołał o teologię twórczości, czynu, która miała zastąpić tę dominującą dotychczas, kontemplatywną; o teologię …akcentującą Boga jako działacza, jako tego, który „dotąd pracuje” […] przy tej akcentuacji teologicznej, praca przestaje być dopustem Bożym, a staje się radosną sprawą człowieka; jego nie tyle obowiązkiem cierpliwej pokory, ile motywem religijno-metafizycznej dumy […] praca jako rodzaj modlitwy – lecz i modlitwa jako rodzaj pracy…25.
Postulował również powstanie i rozwój w Polsce typu człowieka, który określał mianem Gospodyna. Wszelkie reformy i zmiany techniczne na nic się bowiem jego zdaniem nie zdadzą, jeżeli nie dojdzie do przemian mentalnych i jak najszerszego upowszechnienia takiego wzorca osobowego: Gospodyn czyli władca, ale władca dobry, nie typu najezdniczego, lecz typu ojcowskiego […] We władcy typu ojcowskiego koncentrują się i kondensują wartości typu civis, obywatel; każdy czujący się obywatelem Rzeczpospolitej, tę żywiący ambicję, aby być obywatelem rzeczywiście wartościowym, jest zarazem jednym z patres patriae, jednym z dobrych władców, potencjalnym Gospodynem. Demokratyczny ustrój państwa powołuje wszystkich dojrzałych uczestników społeczeństwa do obywatelstwa: a przeto i do władztwa26. Jest to ideał silnego, zdecydowanego człowieka, obywatela działającego na rzecz dobra wspólnego, rozumiejącego i śmiało podejmującego obowiązki, które nań ciążą, mocnego a dobrego, mocnego mimo dobroci, dobrego, mającego do dyspozycji rozkazodawczą siłę woli27.
Nie bał się przy tym głosić niepopularnych opinii, grzmieć, krytykować, prowokować i zmuszać do myślenia jednocześnie. Przykładem mogą być mocne słowa, wskazujące na bezwarunkowość udzielania jałmużny: Wasza gościnność: im kto biedniejszy, tym mniej z nim gościnnie; im kto więcej ma, tym lepiej go przyjmować. Ktoś, kto by biednych przyjmował lepiej niż bogatych, ten byłby wariatem i dziwakiem. Chrystus skandalizuje, dziwaczy, przewraca szablony do góry nogami. Chrystianizm ekscentryczny, oryginalny, paradoksalny, antyfilisterski, mistyczna bohema, profetyzm; walka z faryzeuszami, to nie walka z jakimiś niegodziwcami, ale z wami właśnie porządni, pobożni, sformalizowani, oschli ludzie. […] pamiętam, jak ks. pastor przyjmował biednego włóczęgę z takimi samymi szykanami, na jakie by sobie pozwolił każdy rzymskokatolicki ks. Bezduszek. Filisteria jest międzywyznaniowa.
„Nie dam nic, na pewno na wódkę chcecie”.
„Macie ode mnie na wódkę”.
„Pan demoralizuje człowieka”.
„A czy Pan nigdy wódki nie pije? Ja też piję wódkę, my wszyscy pijemy wódkę, wszyscy, którzy ciepło mieszkamy i dobrze się odżywiamy i tylko biedny, który marznie i głoduje ma się popisywać abstynencją”28.
***
Bronisław Mamoń pisał o Konińskim, iż każdy objaw niesprawiedliwości pogrążał go w cierpieniu, szarpiącym nim nieustannie; że próbował każdej możliwości, aby pomagać drugim, odbierać im część bólu. Świadomość, że nie może zaradzić pewnym rzeczom, pogrążała go w rozpaczy. Koniński, jego zdaniem, nigdy nie chciał zamykać się w kręgu własnego bezpieczeństwa, przeciwnie – żył wiecznymi, niezawinionymi wyrzutami sumienia, że ma co jeść i gdzie mieszkać, podczas gdy inni są głodni, brudni, bez pracy. To pragnienie sprawiedliwości stanowiło główny wektor jego życia i podłoże etyczne dla filozofii przezeń głoszonej29.
Taka charakterystyka przywodzi na myśl Simone Weil. Wydaje się, że można dostrzec wiele podobieństw między tymi dwoma postaciami: zbliżone wyczulenie na krzywdę społeczną, wrażliwość, a nawet nadwrażliwość wynikająca może z uwarunkowań fizycznych, doświadczenia choroby i cierpień z nią związanych, troska o najuboższych, najbardziej poniewieranych, najsłabszych. Pragnienie zmiany, przebudowy świata na bardziej sprawiedliwych zasadach, swoiste zmaganie się z Bogiem, zainteresowanie problematyką teodycealną, stawianie pytań dotyczących sensu cierpienia i zła. Wreszcie zaś specyficzna religijność, mistycyzująca, heterodoksalna, zdaniem niektórych wręcz gnostycka, w każdym razie z pewnością wymykająca się ciągle z bezpiecznych terenów ortodoksji.
Koniński jednak wierzył, iż świat można zmienić, przetworzyć, zbudować ustrój sprawiedliwości; u Weil tej wiary jakby mniej, większa zaś fascynacja pracą i ubóstwem oraz silniejsze położenie akcentu na empatię. Mimo tego ona również pisała, że Ludzie, których jedyną troską jest dobro powszechne, mogą być zdolni – albo niezdolni – zapewnić je swoim współobywatelom. Jest za to absolutnie pewne, że tam, gdzie nikt nie skupia uwagi na dobru ogółu, nie dokona się nic, co by służyło dobru powszechnemu30.
Przypisy:
1 K. L. Koniński, Uwagi 1940-1942, Poznań 1987, s. 55.
2 B. Mamoń, Karol Ludwik Koniński, Kraków 1969, s. 5.
3 Zob. A. Kalbarczyk, U podstaw krytyki. O aksjologii literackiej Karola Ludwika Konińskiego, Lublin 2001; A. Fitas, Głos z labiryntu. O pismach Karola Ludwika Konińskiego, Wrocław 2003.
4 Oprócz wspominanej pracy Mamonia, zagadnieniom tym poświęcono więcej miejsca jedynie w artykule T. Sikorskiego, „Nacjonalizm humanistyczny”, czyli patriotyzm wolny od uprzedzeń w pisarstwie politycznym i krytyce literackiej Karola Ludwika Konińskiego (1891-1943), „Templum Novum” nr 7, 2007/2008.
5 K. L. Koniński, Mój pamiętnik [w:] Idem, Kartki z brulionów, Kraków 2007, s. 28.
6 Idem, O panu Nowaczyńskim i jego frankofobii, „Zwrot” nr 28, 1938.
7 K. Górski, O pismach religijno-filozoficznych Karola Ludwika Konińskiego [w:] K. L. Koniński, Ex labiryntho, Warszawa 1962, s. 5.
8 K. L. Koniński, Wojna [w:] Idem, Kartki…, s. 273.
9 Zob. T. Sikorski, op.cit.
10 K. L. Koniński, Pamiętnik [w:] Idem, Kartki…, s. 26.
11 Idem, Moment, „Zwrot” nr 32, 1938.
12 Idem, Logika swastyki, „Przegląd Powszechny” t. 197, 1933.
13 Idem, Cesarstwo polskie, „Zet” nr 1-2, 1936; Idem, Cesarski pomysł, „Zet” nr 5, 1936. Zob. też Idem, Dyskusja o „Bloku Trzech Mórz”, „Prosto z mostu” nr 32/1939.
14 Idem, Idea narodu europejskiego, „Gazeta Literacka” nr 4, 1934.
15 Idem, Humanizacja własności (chrystianizm, socjalizm, liberalizm) [w:] Idem, Kartki…, s. 107
16 Idem, Uwagi…, s. 82.
17 Idem, Z tęsknot i myśli kryzysu, „Przegląd Współczesny” nr 80, 1928.
18 Idem, Humanizacja własności…, ss. 114-115.
19 Ibid., ss. 110-111.19.
20 Idem, Z tęsknot…, zob. też: Idem, Uniwersalizm całości, „Myśl Narodowa” nr 29, 1934; Idem, Uniwersalizm „dziejowości”, „Myśl Narodowa” nr 31-32, 1934.
21 Zob. Cz. Strzeszewski, Gospodarka planowa czy z planem, „Kultura” nr 13, 1939.
22 K. L. Koniński, Humanizacja własności…, s. 118.
23 Ibid., s. 119.
24 Ibid., s. 101.
25 Ibid., s. 112.
26 Idem, Gospodyn czyli władca. Uwagi o typie przodowniczym trzeciej Polski [w:] Idem, Kartki…, s. 67.
27 Ibid., s. 83.
28 Idem, Uwagi…, s. 81.
29 B. Mamoń, op. cit., s. 41.
30 S. Weil, Myśli, Warszawa 1985, s. 11.