Im bardziej prawicowe są nastroje, szczególnie w Internecie, tym bardziej rozważa się zalety potencjalnego Polexitu, czyli wyjścia Polski ze struktur Unii Europejskiej. Zastanówmy się zatem, co by to oznaczało dla Polski na zasadzie analogii z Brexitem i jak powinna się zachować względem tego zagadnienia propaństwowa, niepostkomunistyczna lewica społeczna.
Rozpoczęcie procesu Brexitu było zagrywką premiera Camerona, wymierzoną w UKIP i jej lidera Nigela Farage’a. Wielka Brytania ma tak silną pozycje w UE i czerpie z niej takie korzyści, że ani Cameron, ani nikt z elit politycznych Wielkiej Brytanii nie traktował serio pomysłu Brexitu. Ot, blef. Jednak, jak uczeń czarnoksiężnika, Cameron wypowiedział zaklęcie i stracił nad nim kontrolę. Było to o tyle łatwe, że brytyjskie bulwarówki od lat regularnie pisywały negatywnie o Unii Europejskiej. Ponieważ większościowa ordynacja wyborcza uniemożliwia natychmiastowe wymierzenie kary za złe decyzje przez społeczeństwo w kolejnych wyborach, konserwatyści zarządzający Brexitem zostali po czerwcowych wyborach tylko osłabieni, a nie odwołani.
UKIP oszukał Brytyjczyków przed referendum, głosząc, że wyjście z UE to 8,5 mld funtów rocznie zysku dla Brytyjczyków (tyle przeciętnie wynoszą roczne wpłaty netto Wielkiej Brytanii do UE). Na samym początku negocjacji w kwietniu 2017 r., UE zażądała 100 mld euro rachunku brexitowego za różne zobowiązania zaciągnięte względem UE, np. wpłaty do budżetu UE do końca obecnej perspektywy finansowej do 2020 r. Londyn odrzucił te żądania jako bezzasadne, a obecnie zgadza się na 40 mld euro, podczas gdy UE zredukowała swe oczekiwania do 65 mld euro, co stanowi odpowiednio 1,7% i 2,8% brytyjskiego PKB z 2016 r. Nie zapominajmy przy tym, że Wielka Brytania jest, w przeciwieństwie do Polski, płatnikiem netto do budżetu UE.
Negocjacje brexitowe muszą, zgodnie z Traktatem UE, zakończyć się do 29 marca 2019 r. Jest to mało prawdopodobne z wielu powodów. Po tej dacie UE i Londyn mogą nie mieć umowy o wolnym handlu i wrócą do wysokich ceł na handel towarami i usługami. Gospodarka UE (bez Wielkiej Brytanii) jest ponad 5 razy większa od gospodarki Wielkiej Brytanii, a rynek UE to 47% eksportu (240 mld euro) Wielkiej Brytanii w 2015 r., zaś rynek Wielkiej Brytanii to tylko 16% eksportu UE. Łatwo więc wyobrazić sobie, kto zostanie rozjechany, gdy dojdzie do zderzenia. Inni partnerzy handlowi Wielkiej Brytanii to zaledwie 15% eksportu do USA, 7,2% do Szwajcarii, 6% do Chin, 2,1% do Hong Kongu, 1,2% do Kanady i 1% do Norwegii. Zanim więc Londyn się jakoś odkuje, część instytucji finansowych z Londynu i spora część produkcji nastawionej na eksport do UE przeniosą się do UE. Wrzuci to Wielką Brytanię w potężny kryzys ekonomiczny. Odbije się on w pierwszej kolejności na zwiększonym bezrobociu w regionach przemysłowych, które tak ochoczo głosowały za Brexitem. Stąd „kara niewidzialnej ręki rynku” będzie wymierzona w pierwszej kolejności zwolennikom Brexitu.
Polska w latach 2004-2020 otrzyma z UE w sumie 162 mld euro netto, czyli około 10 mld euro rocznie, średnio jakieś 3% PKB. Polski eksport to w 80% rynek UE, w tym 27% do Niemiec (w tym sporo prefabrykatów do niemieckich łańcuchów dostawczych, a nie produktów finalnych), a w drugą stronę to tylko 3% i 4,3% (kalkulacja z bazy danych trademap.org). Największe nieunijne rynki eksportowe dla Polski to USA (2,8% polskiego eksportu), Rosja (2,7%), Turcja (1,7%), Ukraina (1,5%), Norwegia (1,4%), Chiny (1,2%) i Szwajcaria (1%). Reszta to drobnica poniżej 1%. Liczenie na Chiny, popularne wśród części prawicy, jest złudne, zwłaszcza że one nie potrzebują Polski poza UE, lecz jako platformy dostępu do rynku UE. Zapewne więc rachunek za Polexit byłby słony i wynosił kilka razy więcej niż 1,75% PKB brytyjskiego, kraju będącego płatnikiem netto. Prawdopodobnie byłoby to około 1,5% PKB za zobowiązania bieżące (składki itd.), a ile zwrotu Unia chciałaby z około 40% polskiego obecnego rocznego PKB, które UE wpompowała w Polskę netto od 2004 r., to nawet strach się zastanawiać… Ponadto polska gospodarka poprzez odcięcie od rynków unijnych zostałaby wrzucona w otchłań kryzysu. Być może dlatego prawica odkurza kwestię reparacji wojennych od Niemiec. Cóż, zapewne moralnie ma to w oczach prawicowych radykałów jakiś sens, choć jest nierealne, nieprofesjonalne i raczej infantylne.
Polexit spowodowałby ogromny kryzys gospodarczy w Polsce, wysokie bezrobocie, wzrost kosztów obsługi długu publicznego do 5-10% odsetek i zapaść finansów publicznych, wyhamowanie inwestycji w modernizację, w technologie obronne, infrastrukturę energetyczną, koniec z 500+, koniec z bezpośrednimi dopłatami dla rolników. I w ogóle koniec marzeń o zamożnej i sprawiedliwej społecznie Polsce na dziesiątki lat. Poza tym – wzrost dominacji Rosji na Ukrainie, w Białorusi i w Polsce. Jednym słowem, Polexit to pogrzebanie „Trójmorza”, które i tak jest mało realne, poza wybudowaniem dobrych sieci transportowych (autostrady i szybka kolej) i energetycznych (zwłaszcza przesył gazu). Polska to 3-4% gospodarki UE, więc byłoby to zderzenie mrówki ze słoniem i zatopienie ekonomiczne Polski. Polexit to marzenie Putina.
Jak do tego wszystkiego powinna się odnieść lewica społeczna? Ano właściwie i w oparciu o konkrety komunikować te ryzyka swojemu potencjalnemu elektoratowi, obecnie często głosującemu na radykalną i konserwatywną prawicę. Powinna również tworzyć pozytywną wizję rozwoju UE i punktować faktami i statystykami eurosceptyków. Pozwolę sobie na kilka sugestii co do takiej komunikacji:
1. Warto analizować rachunek brexitowy i skutki gospodarcze Brexitu dla gospodarki Wielkiej Brytanii i nagłaśniać je w Polsce, modelując potencjalne koszty Polexitu – makro dla całej gospodarki oraz mikro w kontekście utraconych bezpośrednich dopłat dla rolników, kilometrów zbudowanych autostrad itd.
2. Krytycznie analizować argumentację radykalnej prawicy względem korzyści z Polexitu. Jeśli to będą korzyści z intensyfikacji relacji z Chinami czy miliardy z odszkodowań niemieckich, to warto podkreślać, że „zagłobowe Niderlandy” byłyby bardziej realne.
3. Brexit został poprzedzony latami szczucia na UE w bulwarowej prasie brytyjskiej. Obecnie można podobny proces zauważyć w prawicowych mediach czy na licznych antyunijnych stronach facebookowych, gdzie trudno znaleźć zrównoważony przekaz o UE. Może to prowadzić do powolnego, ale systematycznego spadku poparcia Polaków dla członkostwa w UE, Obecnie jest ono bardzo wysokie i wynosi około 88%. Jest tajemnicą poliszynela, że pieniądze Kremla wspierają radykalną antyunijną prawicę, pracując nad zniechęcaniem Polaków do UE. Tym samym warto aktywnie promować zalety UE, zwalczać tendencyjnie negatywny przekaz i uczyć się, jak UE funkcjonuje, jak się w niej skutecznie działa i jak pracować nad jej ulepszaniem.
4. Po wyborach w Niemczech ruszy dyskusja o dalszym rozwoju Unii. Polska obecnie nie bierze w tych rozważaniach żadnego sensownego udziału na poziomie roboczym, poza PR-em i ogólnikami. Warto rozmawiać na lewicy na ten temat i krytycznie analizować podejście i logikę polskiego rządu, która wygląda mniej więcej tak, żeby w przyszłości polski sejm czy rząd mogły wetować niekorzystne dla Polski decyzje UE. Jest to myślenie magiczne i niemieszczące się w realnym polu manewru. Niemcy i Francja będą szły w przeciwnym kierunku, czyli dalszej integracji, więc Polska powinna się odpowiednio do tego odnieść. Próba narzucania własnej życzeniowej wizji jest jak zawracanie Wisły kijem, oznacza postępującą izolację, marginalizację i ewentualnie Polexit, jeśli wywoła się falę społecznej niechęci do Unii. Co oznacza Polexit, już opisałem: potężny kryzys ekonomiczny i koniec polskich marzeń o spokoju, dostatku i bezpieczeństwie.
5. Stworzyć pozytywną i realną wizję rozwoju UE, zgodną z interesem Polski i jej obywateli. Polegałaby ona między innymi na promowaniu unii wspólnotowej, a nie międzyrządowej, promowanej przez rząd PiS i będącej na rękę największym krajom UE. Mianowicie UE z silną Komisją Europejską (i silną pozycją Polski w niej) i Parlamentem UE daje większą gwarancję ochrony interesów mniejszych państw, a UE z kluczową rolą Rady (czyli rządów) daje przewagę silnym, dużym państwom Unii, mającym wystarczający potencjał swoich administracji do forsowania własnych interesów.
6. Rozwijać strategię wejścia do strefy euro (jak, kiedy, pod jakimi warunkami itd.) i dyskutować o niej.
Ignacy Husarski