Społeczny bezpiecznik rewolucji przemysłowej

·

Społeczny bezpiecznik rewolucji przemysłowej

·

Paradoks rozmowy o problematyce pracy polega na tym, że ma ona bezpośredni i ogromny wpływ na nas wszystkich, a mimo to z trudem przebija się do poważnej debaty. Zwykle dyskusja na tematy relacji z pracą kończy się na podaniu kilku liczb i tworzeniu na tej podstawie rzekomych trendów. Trwamy w swoistym letargu w tej kwestii. Tymczasem zapowiadana „czwarta rewolucja przemysłowa”, oparta na cyfryzacji i sztucznej inteligencji, powinna nas z tego letargu obudzić. I to nie dlatego, że zmiana technologiczna jest zła. Ale dlatego, że powinniśmy sobie zdać sprawę z odpowiedzialności, jaka w tej sprawie na nas ciąży. Musimy sobie uświadomić, że źle „zaprojektowana” zmiana związana ze zmianami technologicznymi może nieść całą masę zagrożeń społecznych, przede wszystkim związanych właśnie z pracą i relacjami z pracą. Dla miliardów ludzi na ziemi oznacza ona doświadczanie tempa zmian, jakie nieznane były dotąd w historii. Adaptacja do takich warunków wszystkich i w krótkim czasie jest w zasadzie niemożliwa.

Środek nie jest celem

Dlatego wśród obszarów szans i równocześnie zagrożeń wymienia się rozwój społeczno-ekonomiczny i poziom nierówności społecznych, formy oraz istotę zatrudnienia. Ale także funkcję pracy, modele zarządzania przedsiębiorstwami oraz edukację na każdym właściwie poziomie kształcenia.

O szansach słyszymy wiele. Znacznie rzadziej przyznajemy się do własnego niewłaściwego stosunku do technologii, w którym to ona jest w centrum uwagi i dla wielu staje się celem samym w sobie. Neil Postman do opisu stanu kultury, polegającego na odnajdowaniu jedynego sensu ludzkiej egzystencji w technice, używał sformułowań „technopol” i „technokracja totalna”. Technika, która miała sprawiać, że będziemy szczęśliwsi, wydaje się prowadzić w wielu przypadkach do ludzkich tragedii indywidualnych i masowych oraz do rosnącego poczucia zagrożenia. A także do odwrócenia ról, kto nad kim panuje. Mając świadomość zafundowanego sobie przez nas stanu mentalnego i „ubóstwienia” techniki oraz rozwoju w rozumieniu wskaźnika PKB, warto sięgnąć do analiz Ericha Fromma, będących jednocześnie przestrogą przed bezkrytycznym kultem techniki.

Po pierwsze Fromm twierdził, że tak przyjęta droga rozwoju prowadzi do stanu alienacji, a więc sytuacji, w której osoba doświadcza sam siebie jako obca, „nie doświadcza sama siebie jako ośrodka świata, jako twórcy własnych czynów, lecz jej czyny i jej skutki zaczynają nad nią panować” (E. Fromm, „Zdrowe społeczeństwo”). Po drugie, szedł nawet dalej, przekonując, że „ubóstwienie” techniki, a więc materii nieożywionej, jest formą specyficznej nekrofilii i że istnieje w świecie aż w nadmiarze dowodów, że połączenie ludzkiej destrukcyjności z techniką kończy się zawsze źle dla człowieka. To zaburzenie relacji i mylenia środka, jakim jest technika, z celem, jakim jest służenie człowiekowi, od zawsze było też widoczne w nauczaniu społecznym Kościoła. Prymat pracy człowieka nad techniką i kapitałem wybrzmiał wyraźnie w „Laborem exercens”. Z kolei w dokumencie „Populorium progressio” czytamy: „Rozwój, o którym mówimy, nie ogranicza się jedynie do postępu gospodarczego. Aby był prawdziwy, powinien on być zupełny, to znaczy winien przyczyniać się do rozwoju każdego człowieka i całego człowieka. Dlatego jeden z wybitnych znawców tego przedmiotu z całą słusznością tak pisał: Nie godzimy się na oddzielenie spraw ekonomicznych od tego, co ludzkie, ani też na rozważanie ich odrębnie od cywilizacji, do której należą. Naszym zdaniem wielce trzeba cenić człowieka, każdego człowieka, wszelką ludzką społeczność i całą ludzkość”.

Uwiązanie człowieka do techniki, ale też „techniczne patrzenie” na relacje międzyludzkie (gdzie każdy ma wyznaczone miejsce w procesie produkcji), było też tematem, który interesował jednego z najsłynniejszych polskich psychiatrów, prof. Antoniego Kępińskiego. W pesymistycznej części swojej „Prognozy psychiatrycznej” naświetlił jeden ze scenariuszy w następujący sposób: „Poczucie chaosu, wrogości do otaczającego świata, bezsensu własnego życia i tego, co wokół się dzieje etc., będzie narastać, tak, że wyzwoleniem stanie się możliwość oparcia się o bądź jaką, choćby najbardziej irracjonalną ideologię. W niej bowiem znaleźć będzie można porządek i poczucie sensu, fałszywe wprawdzie, ale lepsza jakakolwiek integracja i jakikolwiek cel życia niż żaden. Wzrośnie zapotrzebowanie na fałszywych proroków, a ci, jak wiadomo, łatwo prowadzą społeczeństwo do katastrofy”.

Każde gruntowne i nagłe zmiany pociągają za sobą ryzyka ulegania „fałszywym prorokom” i fałszywym wizjom. Mając świadomość własnych ograniczeń, wraz z kilkoma zaprzyjaźnionymi osobami i środowiskami, uruchomiliśmy inicjatywę „Praca w dobie czwartej rewolucji przemysłowej”.

Polega ona na stworzeniu przestrzeni do rozmowy ze wszystkimi środowiskami, którym na sercu leży troska o społeczny dobrostan – ekspertami akademickimi, działaczami społecznymi, politykami i związkowcami. Wspólnie wypracować chcemy rekomendacje, które pozwolą przynajmniej w pewnym stopniu „zaprojektować” dziejącą się rewolucje technologiczną z uwzględnieniem najlepiej pojętego interesu społecznego. Dotyczyć one mogą zarówno poziomu mikro – własnej organizacji – czy sektora, samorządu lub państwa. Chodzi nam o zrobienie pierwszego kroku.

Kompleksowa polityka

Fundamentalne znacznie w tym przedsięwzięciu i w przemianach odgrywać będzie kwestia zdrowia psychicznego, a nawet szerzej, psychospołecznych warunków pracy. Na związek kondycji psychicznej z wykonywaną pracą i poczuciem sensu zwraca uwagę prof. Christina Maslach, postulując przełamanie sztucznie wbudowanego w naszą świadomość przekonania, że wartości kluczowe w życiu ludzi, takie jak rodzina, poszukiwanie szczęścia, pokoju i wiara w ogólnoludzkie wartości, nie powinny odnosić się do miejsca pracy. Takie przekonanie powoduje bowiem lawinowy wzrost wskaźników wypalenia zawodowego, chorób psychicznych, rwanie więzi społecznych i wiele innych problemów, z którymi do tej pory nie mieliśmy do czynienia na tak szeroką skalę. Kiedy dodatkowo weźmiemy pod uwagę wprost fatalny – w oczach wielu decydentów od trzydziestu lat – status polskiej psychiatrii i opieki psychologicznej w każdej grupie wiekowej, to trudno nie mieć przekonania, że siedzimy na „bombie atomowej”.

Trafnie diagnozuje istotę tego zjawiska prof. Monika Kostera: „Bardzo często pisze się w prasie na tak zwanym Zachodzie o problemach zdrowia psychicznego w zawodach najbardziej narażonych na takie warunki funkcjonowania, na przykład akademików. Neoliberalizm także ten problem prywatyzuje, często dyskutowany jest jako problem indywidualny takich pracowników. Zaleca się im, na przykład, mniej czasu poświęcać na rozrywki i więcej spać – to oczywiście ich odpowiedzialność, że czują się niedobrze. Często w domyśle raportów medialnych na ten temat jest prosty morał: trzeba zadbać o siebie, brak zdrowia jest kosztowny i ryzykowny, a na miejsce każdego, kto wypadnie z gry, są tłumy wygłodniałych oczekujących”.

Obarczanie jedyną odpowiedzialnością indywidualnych osób jest nieporozumieniem. Nikt rozsądnie dzisiaj myślący nie sądzi, że rozwiązanie polega na alternatywie: albo cała odpowiedzialność po stronie jednostki, albo po stronie systemu. Rzecz w tym, że zdecydowanie za mało miejsca i czasu poświęcamy systemowi, który kształtuje naszą kondycję w długim okresie. Takim systemowym rozwiązaniem, szczególnie w ciągle rosnącym tempie zmian wokół, powinna być kompleksowa polityka zarządzania psychospołecznymi zagrożeniami środowiska pracy, obejmująca bardzo szeroki wachlarz spraw: dobre praktyki w zakresie zarządzania, radzenie sobie ze stresem i wypaleniem, przemocą – a szczególnie dyskryminacją, lobbingiem, molestowaniem, zarządzaniem różnorodnością w miejscu pracy, zdrowiem fizycznym, sprawnością i niepełnosprawnością czy wsparciem społecznym. Punktem wyjścia powinno być założenie, że dobrostan ludzi w pracy i pozytywne relacje pracownicze są wartością bezcenną. Nie powinna się też ograniczać do wielkich zakładów pracy, a być może wyjść także poza teren uznawany za „zawodowy”, bo coraz częściej pracujemy dzisiaj w sposób rozproszony i zdalny. Krótko mówiąc, zbudowanie takich rozwiązań jest przede wszystkim zadaniem instytucji państwa i środowisk zaangażowanych w życie publiczne.

Wiele inspiracji i rozwiązań znajduje się w rekomendacjach wyspecjalizowanych organizacji międzynarodowych, w tym Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy (EU-OSHA), OECD, ONZ – MOP i WHO.

Właśnie według analiz UE-OSHA, Polska znajduje się wyraźnie poniżej średniej UE, jeśli chodzi o profilaktykę zagrożeń (szczegóły w grafice poniżej).  

Przeciwdziałanie zagrożeniom w miejscu pracy powiązane jest, między innymi, ze świadomością kadry zarządzającej, istnieniem właściwych przepisów, ale także z zaangażowaniem, świadomością i współpracą pracowników oraz z działaniami podejmowanymi wspólnie z partnerami społecznymi mającymi na celu wdrożenie porozumienia ramowego UE w sprawie stresu związanego z pracą. Przypomnę, że bijemy niechlubne rekordy pod względem wielu wskaźników opisujących jakość stosunków pracy: odczuwanie stresu, liczba przepracowanych godzin, relacje pracownicze, zaufanie w miejscu pracy i związany z tym kapitał społeczny, rotacje zawodowe i inne. „Financial Times” prowadzi akcję zbierania dobrych praktyk dotyczących wspierania zdrowia psychicznego w miejscach pracy, walki ze stresem i wypaleniem. Nazwał ją akcją „Tabu biliona dolarów”, bo na tyle – poza oczywistymi kosztami społecznymi – szacuje się finansowe straty dla światowego PKB rocznie z powodu dysfunkcji psychicznych pracowników. Jak najprędzej powinniśmy pokusić się o takie analizy dla Polski. Choć tu mam pesymistyczną diagnozę: przy dzisiejszym stanie świadomości, rozwiązaniach prawnych i funkcjonowaniu instytucji rynku pracy, a szczególnie niedocenianej politycznie Państwowej Inspekcji Pracy, dojrzałe podjęcie takiego wyzwania wydaje się mało prawdopodobne.

Ta sama UE-OSHA jako nowe zagrożenia diagnozuje między innymi: „technostres” – wynikający z niemożliwego do dopasowania się tempa, zacierania się granic między pracą a życiem prywatnym, rosnącej presji wydajności, stałego nadzoru i ingerowania w życie osobiste. Wskazuje też na rodzące się nowe potrzeby, jak na przykład nowe modele negocjacji zbiorowych, w których pracownicy świadczą pracę dla kilku przedsiębiorców, pracując w różnych miejscach z różnymi warunkami współpracy, zatrudnianie oparte na współpracy przedsiębiorców, pozwalające przełamać problem izolacji zawodowej i jednocześnie zapewnić bardziej stabilne warunki pracy, wydłużanie wieku aktywności, czy potrzebę uczenia się przez całe życie.

Wskazana wyżej lista EU/OSHA, to tylko jedno ze źródeł naszej motywacji. Posiadanie takiej polityki byłoby formą zamontowania społecznego bezpiecznika w dominujące obecnie w Polsce „myślenie przemysłowe”. We wspólnym poszukiwaniu takich bezpieczników nie powinno zabraknąć wrażliwości reprezentowanej przez środowiska i osoby z kręgu „Nowego Obywatela”!

Konrad Ciesiołkiewicz

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie