Czego uczy nas koronawirus
Kapitalizm jest systemem wydajnym tylko dla niewielkiej elity, której pozwala zarabiać pieniądze straszliwym kosztem – ponoszonym przez innych.
„Ja bym zwolnił a potem się martwił. W tym momencie w kraju obowiązuje Kodeks Faktów Dokonanych” – wpis na facebookowej grupie „Strajk Przedsiębiorców”
Przeczytałem założenia Tarczy Antykryzysowej rządu Morawieckiego i mówiąc krótko będzie to, co było i już jest. Czyli minimum pozorowania cywilizacji niezbędne dla funkcjonowania firm i instytucji publicznych. Ustawa antykryzysowa to Kodeks Faktów Dokonanych, jak stwierdzili już przedsiębiorcy. Sankcjonuje dzikie warunki pracy panujące w Polsce od dekad. Pewne ważne kwestie ulegną jednak także zmianie.
Polski kapitalizm, czyli barbarzyństwo
Zacznijmy od krótkofalowych efektów, od „tu i teraz”. Jeśli chodzi o płace, zostaną one prawie wszędzie, poza uprzywilejowanymi stanowiskami, obcięte do wielkości w praktyce zbliżonej do płacy minimalnej (ok. 2000 zł na rękę). Jeśli chodzi o czas pracy, zostanie dla jednych obcięty, a dla innych rozszerzony drastycznie. Dla pracowników generujących straty w czasie przestoju zostanie on obcięty i można się spodziewać, że ich płaca zostanie zredukowana do dozwolonego przez prawo minimum lub zostaną zwolnieni. Jedno i drugie już się dzieje, a jedynym sposobem, żeby temu przeciwdziałać, jest założenie związku zawodowego i solidarny opór pracowników. Zatomizowani pracownicy będą robić to, co im każe ich szef i będą ich słuchać nawet w obliczu bezpardonowych zwolnień.
Czas pracy zostanie natomiast wydłużony dla pracowników generujących zyski lub wykonujących społecznie niezbędną pracę, jak np. pracownice magazynów czy pielęgniarki, a z drugiej strony dla wykonujących pracę niezbędną dla obsługi firm części menedżerów. Ich płace zostaną zmienione w zależności od przynależności klasowej. Klasie pracującej wykonującej niskopłatne i wysoce wartościowe społecznie prace – zarobki zostaną obcięte. Dla kadry zarządzającej pojawią się premie. Będzie królowała metoda marchewki i kija: jeżeli da się pracowników zastraszyć, to będzie się straszyć zwolnieniem lub gwarantowaną, ale niską płacą, natomiast gdy nadal będzie z nimi problem, otrzymają bonusy (jak na przykład w Amazonie).
Pracownicy i pracownice muszą walczyć o swoje, ponieważ pomoc państwa ogranicza się do starań o uniknięcie masowych zwolnień i pomocy w utrzymaniu jakichkolwiek wynagrodzeń i ewentualnej kontroli cen. Państwo robi to zresztą bez większego entuzjazmu. Pokazują to choćby skandaliczne warunki, jakie osobom na umowach śmieciowych postawiono, żeby mogły otrzymać świadczenie. Podstawą jakiekolwiek walki o ludzkie traktowanie jest solidarność – pojedynczy szeregowy pracownik nie ma nic do gadania w kapitalizmie. To fundament praktyczny i moralny jakiegokolwiek działania lewicy broniącej pracowników i pracowniczek.
Co ważnego się zmieni?
Wraz z kryzysem nie nastał żaden socjalizm, ale nastąpiła dość poważna zmiana w sposobie myślenia o polityce gospodarczej i społecznej rządu. Kluczowa różnica wobec neoliberalizmu „typu Balcerowicz” (cięcia w wydatkach publicznych, dbanie wyłącznie o wzrost PKB i najkorzystniejsze warunki dla biznesu) jest taka, że nie proponuje się od razu klasie pracującej wylądowania na bruku i szukania szczęścia poza granicami czy cięć w wydatkach publicznych. Próbuje się zamiast tego wyjść z kryzysu inwestycjami na poziomie 10% rocznego PKB Polski (212 mld zł). Jest to dla naszego kraju skokiem olbrzymim, zmianą paradygmatu i wielkim wydarzeniem – przynajmniej w teorii, bo w praktyce może się okazać, że to za mało, a podział środków jest niesprawiedliwy i nieefektywny. Przedsiębiorcy jako podmioty od dekad przyzwyczajone do zupełnie antyspołecznego i egoistycznego zachowania są skonsternowani i niezadowoleni. Grożą niepłaceniem podatków i innych opłat, z których i tak ich w dużej mierze zwolniono, oraz zwolnieniami pracowników – zasiewając w społeczeństwie strach. W konsekwencji mogą oni nie chcieć realizować planu Morawieckiego, buntować się i wykręcać.
Moje przypuszczenie jest takie, że korporacje zagraniczne porozumiały się na poziomie EU i wykonają zalecenia Morawieckiego, ponieważ są one zgodne z ogólną strategią kryzysową w EU, mającą na celu utrzymanie stanu sprzed kryzysu. Polskie firmy prywatne, te duże, małe i mikro, są bez większego znaczenia gospodarczego w obecnej sytuacji (rząd będzie tu manewrować), natomiast spółki skarbu państwa i w ogóle cały sektor publiczny wykona zalecenia. Gehenna będzie miała miejsce w sektorze prywatnym w produkcji i handlu oraz w części sektora publicznego odpowiedzianego za utrzymanie społeczeństwa w ruchu i przy życiu. To kadr takich przedsiębiorstw i instytucji należy bronić.
Choć plan jest nazywany „tarczą Morawieckiego”, to jego kształt zasadniczo nie wynika z pomysłów czy ich braku Morawieckiego lub PiS-u. Po prostu nie ma innej możliwości działania ani w EU, ani w Polsce – dlatego pakiet został przygotowany w ekspresowym tempie. Plan zakłada jako priorytety ochronę zdrowia i bezpieczeństwa, ochronę miejsc pracy, ochronę sektora przedsiębiorstw i funkcjonowanie sektora finansowego jako cztery główne priorytety.
Jest to program solidarnościowy na pół czy wręcz ćwierć gwizdka. Więcej w nim solidarności z biznesem niż z klasą pracującą. Ochrona miejsc pracy zależy od tego, jaką mamy pracę i gdzie lokujemy się na drabinie społecznej. Dla bardziej uprzywilejowanych pracowników biur korporacji i urzędów jest to siedzenie w domu i pewne cięcia w płacy (dla części zwolnienia), dla pracowników handlu, dystrybucji i produkcji to praca po 12 godzin za głodowe płace w warunkach epidemii. PiS ani nie chce zniszczenia „wolnej Polski przedsiębiorczej”, ani utworzenia państwa dobrobytu. „Totalna opozycja” wobec PiS jest opozycją słabą i probiznesową (krytykującą PiS z prawej strony), a z ugrupowań parlamentarnych rozwiązania te ze strony propracowniczej krytykuje tylko klub Lewicy.
Plan a praktyka
Zastanawiające i istotne dla wszystkich pracowników i pracowniczek jest to, czy i jak przedsiębiorcy będą się stosować do przepisów. Moja prognoza jest ponownie raczej niewyszukana – tak, będą, ale optymalnie dla biznesu. Bezpieczeństwo i higiena pracy nigdy w III RP nie były priorytetem dla żadnego rządu ani żadnej firmy, teraz też się wiele nie zmieni. Różnica jest taka, iż rząd ma plan zapanować nad warunkami pracy, poziomem zatrudnienia i poziomem płac centralnie, a nie pozostawić sprawę „rynkom”, czyli pozwolić na zupełne barbarzyństwo. Nasuwają się tutaj dwie wątpliwości. Pierwsza: czy państwo osłabiane od dekad jest w ogóle w stanie tego dokonać? Druga: czy z punktu widzenia dynamiki rozwoju epidemii tragiczne warunki pracy i barbarzyńskie metody zarządzania nie sprawią, że wysiłki te spełzną na niczym, ponieważ wśród pracowników współczynnik zachorowania i śmiertelności będzie tak wysoki, że plan się załamie? Kryzys społeczny wywołany epidemią koronawirusa dobitnie pokazał, że to pracownicy tworzą wartość w kapitalizmie i jeżeli ich zabraknie, to system się załamie niezależnie od tego, ile wpompuje się pieniędzy w giełdę i korporacje.
Skąd wziąć na to pieniądze, czyli śmierć spiżowego prawa zrównoważonego budżetu
Środki zgromadzone w funduszach rezerwowych są niskie głównie dlatego, że państwo polskie jest utrzymywane przez ubogą klasę pracującą, a biznes i bogaci uchylają się od płacenia podatków na ogromną skalę. Co zatem zrobi rząd?
Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, ogłosiła, że zostaną zawieszone limity zadłużenia publicznego, czyli fundament „odpowiedzialnej”, tj. barbarzyńskiej polityki fiskalnej (dotyczącej podatków, zadłużenia i wydatków państwa). Fundament odpowiedzialnej fiskalnie Europy jest zagrożony – ostrzega Balcerowicz! Oznacza to, że premier będzie sprawował tymczasowo rolę centralnego planisty budżetowego oraz fiskalno-monetarnego w kraju (patrz: specjalne uprawienia premiera w projekcie). Polska to kraj raczej biedny, fundusze na realizację nawet skromnego planu kryzysowego są niewystarczające, choć zadłużenie państwa jest nieduże i mamy suwerenną walutę.
Na szczęście rząd może tak, jak robią obsesyjnie i z wielkim entuzjazmem korporacje i banki, finansować wydatki z własnego zadłużenia, czyli obligacji, które sam wyda i sam kupi (obsługą tego procesu zajmie się BGK). Szczegóły mechanizmu na pewno są złożone, jednak sens prosty. Cel i zasada funkcjonowania takiej polityki to nie żadna nowość i jest prosta jak drut – można stworzyć pieniądze „z niczego”, o ile napędzi to gospodarkę. W tym przypadku owo „nic”, z którego rząd stworzy fundusze, to dług publiczny, jaki państwo zaciąga samo u siebie – ma do tego prawo, jest suwerenne w tej kwestii. Balcerowicz był wrogiem kreowania takiego pieniądza dla klasy pracującej, nie miał nigdy nic przeciwko, gdy kapitaliści robili to jak oszalali.
Państwo udzieli samo sobie kredytu i zainwestuje go, żeby napędzić gospodarkę. Gdy dynamika gospodarki dzięki inwestycjom zwiększy się, wówczas dług zostanie spłacony (niekoniecznie wprost) lub umorzony. Co do szczegółowych narzędzi, to sprawa może być bardziej złożona i należy śledzić głosy specjalistów. Powiem tylko jedno: nastąpi tu prawdopodobnie spora zmiana, ponieważ pieniędzy nie będzie się wyłącznie rozdawać „rynkom”, czyli klasie posiadającej, korporacjom i bogaczom, ale prawdopodobnie istotna część środków pójdzie na inwestycje w firmy sektora publicznego, takie jak Enea, Poczta Polska oraz z drugiej strony w infrastrukturę (zapowiedzi tego już widać w projekcie w kwestii informatyzacji).
Czemu jednak pakiet dla służby zdrowia wynosi jedynie 7 mld złotych? Tego odgadnąć nie mogę – jest to nie tylko niemoralne, ale i pozbawione sensu. Plany Morawieckiego zakładają wysokie poparcie społeczne, które sam kształt pakietu antykryzysowego podkopuje.
Nie lubię bawić się w Nostradamusa, ale…
Na koniec chciałbym zaznaczyć, że oczywiście wszystko powyższe to moje przypuszczenia i sytuacja może potoczyć się zupełnie inaczej.
Działam w związku zawodowym Inicjatywa Pracownicza i staram się bronić klasy pracującej, nie licząc na rząd, jednak rozumiejąc, co się dzieje. Niezależnie od tego, czy jesteśmy nastawieni optymistycznie czy pesymistycznie, czy anty-PiS czy pro-PiS, należy z wielu względów, m.in. etycznych, humanitarnych czy politycznych wspierać pracowników i pracowniczki na miarę naszych możliwości tu i teraz. Możemy uważać, że czeka nas katastrofa najpierw ekonomiczna, a potem klimatyczna, jednak pesymizm i defetyzm są poglądami de facto nie do utrzymania. Są wyrazem bezsilności, zrezygnowania i konformizmu, czyli nihilizmu. Nie da się nie wierzyć w to, co dzieje się obecnie, a to, co dzieje się obecnie, wymaga określonego działania konstruktywnego i pozytywnego. Nihiliści będą tylko biernymi obserwatorami lub ofiarami. Obecny moment jest okresem kryzysu społecznego wywołanego epidemią, która sama w sobie nie byłaby bardzo groźna, gdyby społeczeństwo już wcześniej nie było w głębokim kryzysie. Jest to moment niepewności i zmian społecznych. Pytanie na najbliższe miesiące dotyczy tego, czy wyjdziemy z kryzysu ze społeczeństwem lepszym i bardziej sprawiedliwym i czy osobiście się do tego przyłożymy, czy ze społeczeństwem zatomizowanym, traktującym pracowników jak tani towar (jak napisał jeden przedsiębiorca: nieróżniący się niczym od piasku czy cementu), a zysk jest świętością ważniejszą niż życie.
Eliasz Robakiewicz
Niniejszy tekst stanowi osobistą opinię autora, oficjalne stanowisko Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza znajdziecie tutaj.
Kapitalizm jest systemem wydajnym tylko dla niewielkiej elity, której pozwala zarabiać pieniądze straszliwym kosztem – ponoszonym przez innych.
Problem Partii Pracy polega na tym, że stała się zbyt wielkomiejska, zbyt zdominowana przez absolwentów uniwersytetu, a nie związkowców.