O scenariuszach kryzysu ukraińskiego

·

O scenariuszach kryzysu ukraińskiego

·

Dzisiaj odbywa się kolejne spotkanie w „formacie normandzkim” z udziałem przedstawicieli Rosji, Ukrainy, Niemiec oraz Francji. Określane jest ono jako kolejna „ostatnia szansa dla dyplomacji” w konflikcie, który wprowadził w Europie napięcie niespotykane od czasów Zimnej Wojny.

Jednocześnie na wschodniej i północnej (białoruskiej) granicy Ukrainy wciąż rozbudowywane są siły rosyjskie. Są one oceniane już obecnie na ekwiwalent 8–10 dywizji liczący ok. 125 000 ludzi. Według analiz koncentracja sił rosyjskich i rozwinięcie ich zaplecza logistycznego, medycznego itp. osiągnie poziom wystarczający do realizacji przewidywanych celów nie później niż w pierwszej dekadzie lutego. Nie oznacza to wciąż bezwzględnej pewności wojny na dużą skalę. Nikłe wydaje się jednak prawdopodobieństwo „rozejścia się po kościach” całej sytuacji, która jeszcze jesienią mogła być traktowana jako swoiste rytualne wywieranie presji na Ukrainę i Zachód w celu osiągnięcia celów dyplomatycznych (uznanie aneksji Krymu, wycofanie obiekcji w sprawie gazociągu Nord Stream 2).

Aktualna sytuacja ma antecedencje z jednej strony w „miękkim”, związanym z kulturalno-ekonomicznymi czynnikami soft power rozszerzaniu wpływów szeroko rozumianego Zachodu w przestrzeni posowieckiej. Z drugiej natomiast w przeciwdziałaniu im i dążeniu do pewnej formy odbudowy ZSRS w ramach tzw. doktryny Putina. Dla „Ruskiego Miru” zupełnie stracone są zintegrowane z Zachodem na wszystkich płaszczyznach kraje bałtyckie. Jednak losy Białorusi i Ukrainy wciąż się ważą. Ta pierwsza jest powiązana z Rosją w sposób jak się wydaje wykluczający w dającej się przewidzieć perspektywie istotniejszy zwrot. Ukraina jednak jest przypadkiem odmiennym, mając znacznie żywotniejszą tradycję niezależności politycznej i kulturowej od przestrzeni rosyjskiej.

Ukraińskie tendencje prozachodnie doprowadziły najpierw do „pomarańczowej rewolucji” w latach 2004–05, a później do Euromajdanu w latach 2013–14. Wydarzenia te skutecznie zniweczyły pomysł na trwanie państwa ukraińskiego jako pogranicza systemów, ze znacznymi podobieństwami strukturalnymi do Rosji i jej bardzo dużymi wpływami. Bezpośrednią reakcją Moskwy była inwazja na Krym i wyrwanie spod władzy Kijowa terytoriów Donbasu oraz Ługańska, na których Rosja ustanowiła marionetkowe „republiki ludowe”. Kwestia losu całej Ukrainy pozostała jednak nieokreślona, przy jednocześnie ogromnym osłabieniu sentymentu do Rosji wskutek agresji i fatalnej sytuacji ludności w „Donbabwe” oraz „Ługandzie”. Zagadnienie to dotyczy również, a z punktu widzenia rosyjskich aspiracji przede wszystkim, rosyjskojęzycznej ludności Ukrainy.

Jednocześnie spowodowany wojną exodus na Zachód, w sporej mierze do Polski, w poszukiwaniu bezpieczeństwa i dobrobytu spowodował zżycie się jeszcze większej liczby obywateli Ukrainy z tamtejszymi rozwiązaniami politycznymi, gospodarczymi i prawnymi, a przez to rozwój i utrwalenie okcydentalizmu w kraju. Niewiele wskazuje, aby te procesy miały ulec zahamowaniu, nie mówiąc o odwróceniu. Z upływem lat, a tym bardziej pokoleń, Rosja będzie traciła możliwość zaprowadzenia „Ruskiego Miru” na Ukrainie jako pewnego programu wspólnoty opartej na motywach kulturowych, a nie napoleońskiego siedzenia na bagnetach.

W związku z tym prawdopodobne jest, że na Kremlu pojawiło się przekonanie o zamykaniu się okienka umożliwiającego takie rozwiązanie problemu ukraińskiego, które satysfakcjonowałoby imperialną Rosję – a zatem o konieczności podjęcia działań raczej szybciej niż później.

Wystąpiły i inne czynniki zachęcające. Chiny rzucają rękawicę amerykańskiej dominacji, póki co głównie na Pacyfiku. Pandemia COVID-19 pozostaje istotną kwestią ograniczającą możliwości działania krajów Zachodu i podkopującą pozycję ich władz. W samej Rosji spowodowała do dziś oficjalnie ponad 328 000 ofiar, co skłania władze do pokazania jakiegoś sukcesu, najlepiej jak największego. Po zapaści z roku 2020 niezła pozostaje sytuacja na rynku surowców energetycznych – a docelowe transformacje energetyczne pogorszyłyby przecież w długiej perspektywie pozycję Rosji wynikającą ze statusu kluczowego ich dostawcy. Na Białorusi uległa zachwianiu pozycja Aleksandra Łukaszenki, który, aby ratować władzę, musiał oprzeć się na Moskwie, przechodząc z pozycji polityka mocno krnąbrnego i problematycznego dla dążeń Kremla do statusu sowiecko-rosyjskiego stupajki, udostępniającego bez ograniczeń swoje terytorium wojskom protektora. Na rubieżach wschodnich Rosja zwiększyła wskutek niedawnych wydarzeń kontrolę nad Armenią i przede wszystkim Kazachstanem. Wreszcie w krajach zachodnich występują silne polaryzacje wewnętrzne – w Stanach Zjednoczonych prezydentura Joego Bidena ma niskie notowania, we Francji Emmanuelowi Macronowi zagrażają mocno prawicowi (i prorosyjsko nastawieni w polityce zagranicznej) Marine Le Pen oraz Éric Zemmour. Wreszcie w Niemczech dominującą rolę w nowej koalicji rządowej sprawuje SPD, tradycyjnie przychylna Rosji. Przy tym wszystkim Władimir Władimirowicz Putin skończy w bieżącym roku 70 lat i jego czas na zapisanie się w historii jako nowy Piotr Wielki albo Stalin dobiega końca.

Potencjalne plany militarne i idące za nimi polityczne Rosji wobec Ukrainy są trudne do odgadnięcia. Sugerowane przez analityków scenariusze rozciągają się od wariantu minimum, obejmującego zakres od ponownego rozpalenia „separatystów” do zdobycia połączenia lądowego z Krymem, po przynajmniej czasowe zajęcie większości Ukrainy z Kijowem oraz Odessą. Celem politycznym mogłoby być wyrwanie Zadnieprza (dysponującego kluczowymi zasobami przemysłowymi i energetycznymi) spod władzy Kijowa z formalnym pozostawieniem go w ramach Ukrainy z docelowym wymuszeniem federalizacji kraju i prawa weta kontrolowanej przez Moskwę części wschodniej. Inne przewidywania obejmują osadzenie w Kijowie prorosyjskiego lidera całego kraju, względnie zrujnowanie infrastruktury i oczekiwanie przez Rosjan na upadek Ukrainy.

Jakie by plany militarne nie były, najpewniej Rosjanie będą w stanie je zrealizować. Armia ukraińska została od roku 2014 odbudowana, zreformowana i dysponuje znaczącym doświadczeniem bojowym. Tym razem jednak jej przeciwnikiem nie będą zbieraniny z Doniecka i Ługańska wspierane przez najemników i dość dyskretnie przez armię rosyjską, ale elita tej ostatniej. Przy tym modernizacja armii ukraińskiej jest bardzo ograniczona. Przykładowo, tamtejsze lotnictwo nie otrzymało za czasów niepodległości ani jednego nowego wielozadaniowego samolotu bojowego, bazując na zasobach modernizowanych w ograniczonym zakresie posowieckich Suchojów oraz MiGów. Rosjanie w ramach forsownych zbrojeń wprowadzili do służby ponad 400 maszyn tej kategorii z nowej produkcji o skokowo lepszych parametrach, ponadto modernizując ponad kilkaset starszych, w tym bombowców, w zakresie niedostępnym dla Ukraińców. Podobna sytuacja dotyczy obrony przeciwlotniczej czy marynarki wojennej. Zatem operacyjnie Ukraińcy stoją na straconej pozycji.

Lepiej wygląda sytuacja w skali taktycznej. Realizowane w ostatnich latach, w tym z dużym natężeniem ostatnio, przede wszystkim przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię, dostawy środków przeciwpancernych powinny pozwolić na lokalne stawianie skutecznego oporu rosyjskim wojskom zmechanizowanym i zadawanie im sporych strat. Nieoficjalnie, acz z rzetelnych źródeł wiadomo, że najniższe piętro ukraińskiej obrony przeciwlotniczej wzmacniają, obok przekazywanych przez kraje bałtyckie wyrzutni pocisków Stinger, również znaczące dostawy z Polski.

Wojna, jeżeli wybuchnie, będzie dla Rosjan prawdopodobnie zwycięska militarnie, ale może być kosztowna. Należy mieć nadzieje, że z uwagi na cele polityczne będzie prowadzona w sposób maksymalnie oszczędzający ludność cywilną.

Potencjalne implikacje w polityce zagranicznej są trudne do określenia. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wykazały sporą determinację we wzmacnianiu ukraińskiego potencjału obronnego, jednak, jeżeli scenariusze nie wymkną się do kategorii niewyobrażalnych, trudno wyobrazić sobie walkę ich sił z Rosjanami. Do tego mogłoby dojść dopiero wskutek ataku na któryś z krajów NATO. Taki scenariusz nie jest przewidywany, nie wskazują na jego prawdopodobieństwo dane z intensywnego rozpoznania prowadzonego m.in. znad terytorium Ukrainy, acz trzeba mieć na uwadze, że nie jest on wykluczony w sensie technicznym. Zapowiadane są ciężkie represje przeciwko rosyjskim instytucjom finansowym i interesom wydobywczym. Osobną kwestią jest jednak spójność Zachodu w tej mierze. Pojawiają się informacje o postulowaniu przez Niemcy zawężania zakresu środków odwetowych. Pomijam kwestię, czy stanowisko Berlina jest wynikiem zdradzieckiej prorosyjskości, jak chcą jedni, czy elementem wielopoziomowej i rozpisanej na głosy gry politycznej z Rosją, jak sugerują inni. Rosja może oczywiście być pewna lojalności Pekinu, jednak za cenę wzrostu uzależnienia od niego.

Polska w rozpatrywanych scenariuszach (pamiętając jednak o tych nierozpatrywanych, a możliwych) nie powinna być bezpośrednio zagrożona militarnie, obecnie i w ciągu najbliższych lat. Nie powinniśmy mieć zatem okazji do utyskiwania, że tak jak późnym latem 1939 zamówione systemy uzbrojenia pozostają z dala od kraju. Ewentualny wybuch wojny na Ukrainie odsunie zapewne na wiele lat realność wyrzucającego nasz kraj do swoistej strategicznej próżni przeorientowania Rosji do antychińskiego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. W krótszej perspektywie wzrośnie co prawda zagrożenie wynikające z ewentualności potraktowania jako kolejnej kostki domina któregoś z krajów bałtyckich, ale będzie ono prawdopodobnie równoważone zwiększonym zaangażowaniem NATO, a przede wszystkim Amerykanów, na flance wschodniej, tudzież potencjalnym wstąpieniem Finlandii i być może też Szwecji do Paktu.

Również jeśli wojna nie wybuchnie teraz, należy podjąć wysiłki na rzecz zwiększenia skali amerykańskiego wsparcia dla polskiej (a także rumuńskiej, litewskiej, łotewskiej i estońskiej) obronności w ramach programu FMF. Dotychczas jej wartość nie przekraczała kilkudziesięciu milionów dolarów rocznie, podczas gdy Egipt otrzymuje w ciągu roku ponad miliard dolarów, Izrael natomiast – ponad trzy. Oczywiście gdyby wymienione kraje miały stać się zapleczem sponsorowanej przez Waszyngton długotrwałej wojny o niskiej intensywności z Rosją, prowadzonej przez Ukraińców, którą sugerują niektóre scenariusze, stałoby się to konieczne ponad wszelką miarę.

dr Jan Przybylski

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie