Walka trwa. I ma sens

·

Walka trwa. I ma sens

·

„Walka trwa!” – głosi hasło promujące IX edycję Festiwalu Obywatela, który odbył się w Łodzi w dniach 18-20 października. To dobry komentarz do sytuacji, w jakiej funkcjonują dziś przedstawiciele bardzo różnych prospołecznych sił w Polsce. Podziw budzi fakt, że działając zazwyczaj w trudnym – obojętnym czy wręcz wrogim – otoczeniu społecznym, kulturowym i politycznym znajdują siły, narzędzia i motywację do  aktywności. I przy swej różnorodności, która stanowi normalny element „żywiołu społecznego” nawet w ułomnych, ale demokratycznych ramach ustrojowych, potrafią korzystać z szans, jakie daje współpraca.

Pozwolę sobie najpierw na przedstawienie subiektywnie widzianego „festiwalowego krajobrazu”, by później przejść do bardziej publicystycznego szkicu. Festiwal Obywatela z roku na rok przyciąga coraz liczniejszych i bardziej zróżnicowanych gości. Strzałem w dziesiątkę okazał się pomysł, by z jednej strony zaprosić „anonimowych bohaterów” Polski prospołecznej, często lokalnej, a z drugiej – osoby szerzej znane z działalności politycznej, naukowej czy publicystycznej. To przełamało pewną barierę; o ile jeszcze w ubiegłym roku znaczna część goszczących na imprezie aktywistów była jedynie odbiorcami przekazywanych treści, o tyle teraz wielu z nich miało także możliwość współtworzyć program wydarzenia.

Warto przypomnieć, kim byli nasi goście, na co dzień działający w swoich lokalnych wspólnotach, środowiskach pracy,  grupach (społecznego) interesu. Festiwal otworzyło naprawdę poruszające spotkanie z opiekunami osób niesamodzielnych, Elżbietą Karasińską ze Stowarzyszenia „Mam Przyszłość” i Marzeną Kaczmarek z ruchu Wykluczonych Opiekunów Dorosłych Osób Niepełnosprawnych. To wydarzenie bardzo boleśnie otwierało oczy na jawną niesprawiedliwość naszego państwa wobec najsłabszych, kompletną arogancję władzy wobec ich – skromnych przecież – potrzeb. Pokazywało również heroiczny wymiar osobistego życia ludzi opiekujących się latami niepełnosprawnymi dziećmi bądź schorowanymi, starszymi rodzicami, mierząc się równocześnie i z prywatnymi problemami, i z kłodami rzucanymi pod nogi przez instytucje publiczne.

Z pewnością jednymi z najbardziej wyrazistych gości Festiwalu byli działacze związków zawodowych: Jarosław Przęczek (Związek Zawodowy Meblarzy RP), Piotr Kret (Porozumienie Pracownicze), Michał Kukuła (NSZZ „Solidarność”) oraz Adam Olejnik (Międzyzakładowy Związek Zawodowy „Odkrywka”). Mówili nie tylko o swoich doświadczeniach związanych z obroną interesów pracowniczych w zakładach pracy, sądach i wobec decydentów. Wnieśli także wiele życia w imprezowo-towarzyskie rozmowy, pokazując przy tym znaczną wrażliwość na inne poza związkowymi tematy i sprawy, żywo dyskutując i deklarując (dalszą) współpracę nie tylko ze środowiskiem „Nowego Obywatela”, ale również przedstawicielami innych zaproszonych do Łodzi ruchów społecznych. Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć o reprezentantce środowiska pielęgniarek, a równocześnie działaczce Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, Małgorzacie Aulejtner, która z ogromną troską i pasją przedstawiła coraz trudniejszą sytuację „białego personelu” w czasie dyskusji ekspercko-społecznej z udziałem dr. Marka Balickiego. Z kolei lokalne komitety protestacyjne przeciwko szkodliwym inwestycjom reprezentowały na tegorocznym Festiwalu Obywatela trzy panie: Katarzyna Fereniec-Obszańska ze Stowarzyszenia Ochrony i Rozwoju Ziemi Nieborowskiej, Anna Ludwin-Właszczuk ze Stowarzyszenia „Aktywni dla Regionu” oraz Beata Ularowska z Międzygminnego Społecznego Komitetu Ochrony Środowiska”.

Festiwalowa różnorodność dała się zauważyć także w kuluarach, w czasie wieczornych imprez czy wreszcie w trakcie sobotniej wycieczki integracyjnej po Łodzi, którą poprowadził dr Maciej Kronenberg. Spotkali się i rozmawiali ze sobą ludzie różnych środowisk ideowych i politycznych. Wypada zacząć od dwójki najbardziej zasłużonych: jak niemal co roku byli z nami JoannaAndrzej Gwiazdowie. Była także Jadwiga Chmielowska, niegdyś solidarnościowa działaczka opozycyjna, dziś skarbnik Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W debatach poświęconych sprawom związków zawodowych uczestniczył nasz zeszłoroczny prelegent, Marek Lewandowski, rzecznik prasowy NSZZ „Solidarność”. Był z nami Adam Ostolski, szef polskich Zielonych. Był Tomasz Jankowski, rzecznik prasowy Samoobrony, oraz Maciej ŁapskiEwa Zdunek, animujący rodzący się ruch Polska Społeczna. Gościliśmy także przedstawicieli Polskiej Partii Socjalistycznej, na czele z Ewą Miszczuk z Wrocławia. Przyjechał również Cezary Miżejewski, jeden z liderów nieemigracyjnej PPS u progu transformacji ustrojowej, a dzisiaj działacz spółdzielczy.

Byli także publicyści internetowego pisma Nowe Peryferie, m.in. Aleksandra BilewiczMarceli Sommer, oraz trzyosobowa reprezentacja periodyku lewicy chrześcijańskiej, magazynu „Kontakt”, na czele z Mateuszem Luftem. Byli także z nami Barbara Bielawska z Partii Kobiet czy Rafał Bakalarczyk, ściśle współpracujący z opiekunami osób niepełnosprawnych felietonista „Nowego Obywatela”. Był Bartłomiej Kozek, publicysta „Zielonych Wiadomości”, jak również Bartosz Pilitowski, który zaprezentował kampanię na rzecz patriotyzmu konsumenckiego „Polski Ślad”.

Jako trzecią grupę gości należy wymienić osoby, które zaprosiliśmy do debat o bardziej eksperckim charakterze. Tutaj znaleźli się po pierwsze specjaliści od spraw związków zawodowych i zagadnień świata pracy, czyli dr Jan Czarzastydr Daniel Kiewra. Wprowadzenie do debaty społecznej/społecznikowskiej na temat problemów z tzw. koleją dużych prędkości wygłosił Karol Trammer, szef magazynu branżowego „Z Biegiem Szyn”. Dr hab. Rafał Chwedoruk oraz związani z naszą redakcją dr Jarosław TomasiewiczJarosław Górski wzięli udział w debacie „Kiedy Polacy wyjdą na ulice? Warunki niezbędne dla zaistnienia skutecznego ruchu protestu”.

Na marginesie: tegoroczny Festiwal uświetnił koncert zespołu Hańba. Publiczność bawiła się naprawdę świetnie przy folkowo-punkrockowej muzyce i wyśpiewywanych do jej rytmu tekstach, wśród których nie zabrakło poezji Juliana Tuwima czy Władysława Broniewskiego. Mam nadzieję, że o tej kapeli będzie coraz głośniej, a „Nowy Obywatel” okaże się środowiskiem trendsetterskim nie tylko na gruncie tematyki społecznej.

IX Festiwal Obywatela stanowi zdecydowany dowód na to, jak mało wiemy o sobie nawzajem, jako społeczeństwo. To świat (medialnie) nieopisany, a przynajmniej nie w sposób, który dawałby rzetelną wiedzę o tym fragmencie rzeczywistości. To też utrudnia zrozumienie, co pozwala zwyciężać, a co przyczynia się do porażek w bardzo konkretnych i odmiennych warunkach, w jakich działają małe stowarzyszenia rodziców, bardzo różne od siebie organizacje związkowe, mniejsze partie polityczne czy środowiska „etosowych inteligentów”, na gruncie których być może kiedyś powstaną think tanki inne od tych uzależnionych od wielkiego kapitału i podporządkowanych dogmatom współczesnego kapitalizmu.

Zróżnicowana formuła ostatniego Festiwalu pozwoliła zidentyfikować zarówno środowiskowe uwarunkowania funkcjonowania wielu grup działających na rzecz sprawiedliwości społecznej, jak i wspólny dla nich kontekst systemowy, związany z praktyką polityczną, tendencjami gospodarczymi oraz cywilizacyjnymi i wynikającymi z nich „trendami myślowymi” itd. Na omawianych przykładach było dobrze widać, jak jałowy jest zdarzający się czasem spór: działać czy myśleć (pisać/mówić)? Te dwa fundamentalne – w wymiarze indywidualnym i społecznym – elementy muszą wzajemnie na siebie oddziaływać w ramach dynamicznej pracy „w czynie i myśli”.

Kilka festiwalowych debat pokazało, że o ile całokształt warunków, w jakich przychodzi działać środowiskom prospołecznym, można nazwać trudnym, o tyle wachlarz (nie)możliwości rozkłada się bardzo szeroko. Spośród wszystkich zaproszonych środowisk to opiekunowie osób niesamodzielnych są grupą najbardziej zmarginalizowaną, wypychaną poza margines jakichkolwiek dyskusji i lekceważoną przez reprezentantów państwa. Ich specyficzne osamotnienie, zależność od urzędniczej i politycznej łaski czy fakt, że jako część elektoratu nie stanowią żadnej grupy nacisku zdecydowanie nie poprawiają ich położenia. Tutaj samopomoc i samoorganizacja stanowią o „być albo nie być” lokalnych grup, próbujących wspólnie przebić się ze swoimi postulatami do mediów i rządzących. Walka czysto lokalna byłaby tu skazana na niepowodzenie, jako niewidzialna dla posłów i ministrów stanowiących i realizujących prawa.

Zupełnie inne problemy mają organizacje takie jak „Rodzice dla Szczecina” (na Festiwalu stowarzyszenie to reprezentowali Dorota KorczyńskaRadosław Majcher). Na ich przykładzie dobrze widać, jak zorganizowana grupa ludzi dysponujących pewnym kapitałem kulturowym (który pewnie pokrywa się z przynajmniej przeciętnym statusem materialnym) jest w stanie wpływać na politykę samorządu lokalnego, np. w sferze edukacji. A jednak nawet oni przyznają, że działalność, którą prowadzą, przypomina bardziej „gaszenie pożarów”, czyli jest formą reakcji na lokalne i systemowe czynniki wymuszające opór społeczny. Zarówno w przypadku stowarzyszeń oświatowych, jak i w sytuacji grup sprzeciwiających się budowie kolei dużych prędkości w swojej okolicy, aktywność obywatelska jest reakcją na doznawane zło. W tym sensie można przyznać rację „ojcom założycielom” klasycznego liberalizmu: wspólne dobro, ale także walka różnych grup interesu, rodzi się wówczas, gdy „suma egoizmów” łączy ludzi w ruchy (lokalnego) sprzeciwu.

Gdzieś na przecięciu „świata lokalnego” i „struktur makro” umiejscowione są terenowe i zakładowe struktury związków zawodowych, a także poszczególne grupy pracowników bardziej wrażliwych na politykę (a)społeczną państwa, jak pielęgniarki. Tutaj częściej istnieje możliwość uzyskania wsparcia, ze strony branżowych instytucji czy wymiaru sprawiedliwości; większe są także możliwości skutecznego wywierania presji za pośrednictwem ogólnokrajowych mediów głównego nurtu, dzięki wyrazistszej w nich obecności. Nie zawsze to działa, ale stwarza aktywności publicznej dodatkowe perspektywy, tym bardziej że nieco liczniejsze grupy zawodowe oraz struktury związkowe wciąż stanowią dla klasy politycznej punkt odniesienia, nawet jeśli ma to charakter koniunkturalny.

Nie da się ukryć, że mniejsze, pozaparlamentarne ugrupowania o różnych odcieniach lewicowości będą zainteresowane bliższym poznaniem środowisk związkowych/pracowniczych i uzyskaniem ich sympatii, szczególnie teraz, po Ogólnopolskich Dniach Protestu. Wielką niewiadomą stanowi jednak to – a przynajmniej trudno było wysnuć jednoznaczne wnioski z festiwalowej debaty eksperckiej – czy same związki są zdolne zarówno do długofalowej współpracy, jak i do rozbudowy zaplecza intelektualnego i medialnego. Tu zresztą warto zauważyć, że dyskusja o służbie zdrowia w pełni potwierdziła podejrzenia, że również w obrębie instytucji publicznych nie prowadzi się żadnej przemyślanej polityki społecznej – chyba że uznać za nią politykę dewastacji państwa przez klasę rządzącą.

W ubiegłym roku po Festiwalu zwracałem uwagę przede wszystkim na jego obywatelski charakter. Tym razem położyłem nacisk na kwestię powiązań między systemowymi a lokalnymi uwarunkowaniami działalności na rzecz bardziej egalitarnego, sprawiedliwego i przyjaznego ludziom społeczeństwa i państwa. Jednak w znacznej mierze tegoroczna myśl przewodnia nawiązuje do ubiegłorocznej, gdy hasłem wywoławczym było „Odzyskajmy demokrację!”. Bo przecież trwa także walka o kształt polskiej demokracji. Nie jako pustego słowa, z którego szydzą zarówno oligarchowie, jak i co bardziej autorytarni prawicowcy. Trwa walka o demokrację, w której będzie liczył się człowiek, jego wspólnota, a także jego sumienie i jego prawo do wolności od wszechwładzy polityków i pieniądza. I nawet jeśli jest to batalia, w której „cel jest niczym, ruch wszystkim”, także ma ona sens. Na Festiwalu Obywatela widziałem ludzi, którzy w to wierzą i dlatego uczestniczą w obywatelskiej „wojnie partyzanckiej”, toczonej zarówno w obrębie systemu III RP, jak i poza nim.

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie