Jak powstrzymać sztuczną inteligencję przed zniszczeniem dziennikarstwa
Proces odpowiedzialności jest podstawą dziennikarstwa.
Wbrew obawom niektórych obserwatorów, rocznica rozpoczęcia „specjalnej operacji wojskowej” nie przyniosła żadnych spektakularnych wydarzeń. Władimir Putin wygłosił długie, nudne i pełne pustosłowia przemówienie. Natomiast na froncie ugrzęzłym w wojnie pozycyjnej był to dzień jak co dzień. Urodziny wojny zdecydowanie przyćmiła wcześniejsza o trzy dni wizyta prezydenta USA w Kijowie. Sam Kijów wydaje się szczęśliwie być bardzo daleko poza zasięgiem rosyjskich rąk. Obecnie wciąż nie są one w stanie uchwycić Bachmutu, broniącego się wciąż twardo mimo trudnej od wielu tygodni sytuacji wojsk ukraińskich stawiających dość niewielkimi siłami opór agresorowi nieliczącemu się z ofiarami. Jednak karnawałowy nastrój sprzed roku, wywołany widowiskowym blamażem rosyjskiej próby ofensywy na wielką skalę obszarową, jest wspomnieniem praktycznie tak samo odległym, jak groza pierwszych dni, gdy wydawało się, że Ukraina nie przetrwa. Pytań o przyszłość jest wiele, odpowiedzi pozostają w najlepszym wypadku enigmatyczne.
Koncert nietrafionych rachub
Rekonstruowane ex post plany, z którymi Rosja wyruszała 24 lutego 2022 na wojnę, zakończyły się kompletną katastrofą. Ukraina miała okazać się państwem-wydmuszką, które rozpadnie się po niezbyt mocnym uderzeniu wskutek ciągu zdrad zakończonego przewrotem. Miałoby to pozwolić Moskwie na zabór wyselekcjonowanych terenów na wschodzie, z pozostawieniem na pozostałym obszarze zdominowanego przez siebie buforowego państwa resztkowego. W związku z tym do początkowej ofensywy, które miała w istocie być tylko „specjalną operacją”, nie pełnoskalową wojną, wyznaczono siły spore w kontekście takiego charakteru przewidywanych działań, liczące około 200 000 żołnierzy. Zapewniały one teoretycznie bezpieczną przewagę nad rozwiniętymi w „godzinie zero” wojskami ukraińskimi w liczbie nieprzekraczającej 150 000. Siłom rosyjskim przy tym wyznaczono przy tym bardzo ambitne zadania, obejmujące zdobycie samego Kijowa. Jednak zamierzenia te zbudowano na kardynalnym błędzie, którym było niedocenienie przeciwnika.
Ukraińskie państwo faktycznie zatrzeszczało, a ocenione przez źródła ukraińskie jako zdrada poddanie pierwszych linii obrony pozwoliło z jednej strony działającym z Białorusi wojskom rosyjskim podejść pod sam Kijów, a z drugiej wyjść z Krymu aż pod Mariupol i Mikołajów, ze zdobyciem po drodze Chersonia. Jednak to był koniec rosyjskich sukcesów strategicznych. W Kijowie nie nastąpił pucz, armia ukraińska jako całość nie rozpadła się, wręcz przeciwnie – podjęła walkę. W tych warunkach błyskotliwy pierwotny rosyjski koncept zmienił się w parodię.
Siły okazały się być o wiele za małe jak na obszar, na które je rzucono. I tak słaba logistyka była ofiarnie i skutecznie paraliżowana przez Ukraińców. Ci korzystali z przewagi wyszkolenia zapewnionej przez wcześniejszą współpracę z krajami NATO i doświadczenia z wojny zapoczątkowanej w 2014 oraz z bezwzględnej przewagi świadomości sytuacyjnej wynikającej z dostępu do danych zachodniego rozpoznania. Co najmniej równie ważne było podjęcie rzuconej rękawicy przez ukraińskie społeczeństwo, które w krytycznych momentach organizowało się oddolnie i zaciągało do wojska. Choć dalece nie wszystko było idyllą, pozwoliło to w ciągu dwóch tygodni rozwinąć armię do poziomu 250 000 żołnierzy, po miesiącu do 350 000, po kwartale – do pół miliona. Umożliwiło to w praktyce wyrównanie stosunku sił z całością wojsk rosyjskich uruchomionych dla zabezpieczenia operacji (oprócz 200 000 rzuconych do działań liczyły one jeszcze dwa razy tyle zaplecza).
W tej sytuacji zaczął mścić się improwizowany charakter rosyjskiej armii skierowanej przeciwko Ukrainie. Stanowiła ona jako całość słabo zgrany i źle dowodzony konglomerat rozmaitych jednostek, od elity po Szwejków. Ukraińcy praktycznie wszędzie dominowali taktycznie, poza frontem południowym szybko uzyskali przewagę operacyjną. Skutecznie obroniono Charków i Mikołajów. Na froncie północnym Rosjanie już 30 marca 2022 rozpoczęli rejteradę z okupowanych obszarów w obwodach kijowskim, czernihowskim i sumskim. 5 kwietnia odeszli od Mikołajowa. Miesiąc później wycofali się spod Charkowa, w którego rejonie wojska ukraińskie osiągnęły przedwojenną granicę. Oznaczało to pełny krach wojny jako pierwotnego kompleksowego zamierzenia strategicznego dążącego do uzyskania przez Moskwę kontroli nad Ukrainą. Oznaczało także przegraną projektu rozciągnięcia na nią „ruskiego miru”. Ten definitywnie zginął pod Kijowem i w zbiorowych mogiłach w Buczy.
Niestety, nie zmaterializowały się również formułowane na Zachodzie nadzieje, że widowiskowe porażki spowodują tąpnięcie w samej Rosji. Ani wojsko, ani oligarchowie nie odsunęli Władimira Putina mimo klęski wojennego projektu oraz sankcji. Straty i rozpoczęta 21 września mobilizacja nie poruszyły też społeczeństwa. Rosja przegrała dynamiczną fazę wojny, czego ukoronowaniem było przeprowadzenie na początku września przez Ukrainę kontrofensywy w obwodzie charkowskim, prowadzącej do odbicia Bałaklii, Kupiańska i Iziumu, a w październiku i listopadzie odzyskanie Chersonia, leżącego według Rosjan od 30 września, kiedy to Putin podpisał dekret zatwierdzający „referenda” dotyczące przyłączenia terenów okupowanych, w Rosji. Przeszła do jej fazy uporczywej, na wyczerpanie. Wyrazem tego jest prowadzone w pierwszowojennym stylu parcie w obwodach donieckim i ługańskim. W ten sposób pod koniec czerwca Rosjanie zdobyli Siewierodonieck, a obecnie walczą o Bachmut. W maju po trzech miesiącach oblężenia musiał skapitulować Mariupol.
Jednocześnie, chociaż sprawna ukraińska naziemna obrona przeciwlotnicza uniemożliwiła rosyjskiemu lotnictwu skuteczne działanie w głębi kraju, od samego początku wojny agresor prowadzi uderzenia rakietowe na całą Ukrainę. W sytuacji rosyjskich porażek przybrały one charakter terrorystycznych ataków na infrastrukturę.
Straty
Rosyjska porażka z pierwszej fazy wojny oraz pierwszowojenny styl prowadzenia działań przełożyły się na ogromne straty. Według ocen przywoływanego już we wcześniejszych tekstach zespołu analitycznego Oryx sięgnęły one do dziś w formie bezpowrotnej m.in. ponad 1630 czołgów, ponad 2000 bojowych wozów piechoty, niemal 70 samolotów bojowych i takiej samej liczby śmigłowców. Do tych wskaźników należy dodać „ciemną liczbę” szacowaną na około 30%. Oznacza to, że Rosja w ciągu roku straciła około połowy liczby czołgów, które miała w linii na początku 2022. Zmusiło to Moskwę do sięgnięcia do głębokich rezerw, których symbolem stały się rzucone na front latem czołgi T-62, a ostatnio jeszcze bardziej archaiczne transportery opancerzone BTR-50. Ironią losu jest to, że te przestarzałe systemy zachowały się w składnicach mobilizacyjnych w lepszym stanie niż nowsze T-72 czy BMP-1 i 2, ponieważ nie było już chętnych na ich podzespoły, które z nowszych wzorów ochoczo szabrowano.
Ukraińskie straty w sprzęcie są również znaczące, jednak w podstawowych kategoriach mniej więcej 3–4-krotnie mniejsze niż rosyjskie. Przy tym o ile Rosja musi uciekać się do staroci, o tyle Ukraina otrzymuje jak dotąd od wspierających ją aliantów zachodnich sprzęt jakości porównywalnej do posiadanego przed wojną (czołgi T-72 czy PT-91), a nawet istotnie lepszy (armatohaubice Krab czy czołgi Leopard 2, w szczególności zapowiadane wersje A5/A6).
Znacznie trudniejsze do oszacowania są straty w ludziach. Według ocen, które należy traktować z najwyższą ostrożnością, w przypadku Rosji suma strat mogła sięgnąć 200–250 000 ludzi, z czego 50–75 000 zabitych i wziętych do niewoli. W przypadku Ukrainy chodzi o mniej więcej połowę tej pierwszej liczby. Z prawdopodobnie znacznie mniejszym (o 50%?) udziałem zabitych, z uwagi na sprawniejsze działanie służb medycznych.
Straty stricte frontowe to jednak tylko część zagadnienia. Szacuje się, że z terenów Ukrainy nieokupowanych przez Rosję przemieściło się za granicę nawet 5 milionów osób. Wiele z nich będzie zapewne stratą do pewnego stopnia bezpowrotną – już nie wrócą, chociaż zapewne nie zerwą więzi, w tym ekonomicznych, z ojczyzną. W aspekcie społecznym trzeba jednocześnie uznać, że inwazja stanowiła dla Ukraińców drugą, utrwalającą dawkę szczepionki na „ruski mir” – pierwsza została podana w 2014. Ta strata jest dla Rosji wprost kosmiczna. Według wszelkiego prawdopodobieństwa straciła możliwość wywierania na Ukraińców wpływu w inny sposób niż brutalne zniewolenie ich i wymordowanie stawiających opór, czyli już bynajmniej nie nielicznych elit. Całkowicie rozbieżny z intencjami konsolidacyjny czy w pewnym sensie narodotwórczy aspekt prymitywnych działań Rosjan, niezdolnych do pokojowej ekspansji gospodarczej i oddziaływania za pomocą soft power, trzeba uznać za czynnik, który dopiero się objawił, a jego pełne efekty będą manifestowały się przez dekady.
Bezpośredniej rekompensaty nie znajdują natomiast straty gospodarcze ponoszone przez Ukrainę wskutek okupacji i ataków na infrastrukturę. Przed słusznym odwetem za te ostatnie Rosję zabezpiecza niestety status mocarstwa nuklearnego. Z tego względu Ukraina nie dostaje od Zachodu stosownych środków, a podejmowane działania, takie jak uderzenia na miejsca stacjonowania bombowców strategicznych, mają charakter incydentalny i punktowy, chociaż według doniesień wymuszają na Rosjanach także rozwinięcie obrony głębi terytorium, choćby na wszelki wypadek.
Straty gospodarcze Rosji są równie niełatwe do oszacowania jak ludzkie. Moskwa, mimo objęcia sankcjami przez Zachód, znajduje chętnych na swoje surowce, tudzież pomagających jej omijać ograniczenia eksportowe. Z drugiej kończąca się właśnie łagodna zima wyśmiała domniemane rachuby na wzięcie Europy mrozem wskutek ograniczenia dostaw gazu i ropy. Ceny gazu ziemnego są dziś ponad trzykrotnie niższe niż w szczytowym momencie spekulacyjnej paniki po wybuchu wojny, pozostając na poziomie z przełomu lat 2020 i 2021. Ropa naftowa we wspomnianym szczycie kosztowała około 60% więcej niż dziś, a trzeba pamiętać, że Rosjanie muszą swoim klientom, Chinom i Indiom, oferować znaczący upust. Rosyjski bank centralny manipulacjami walutowymi zdołał opanować kurs rubla, jednak długotrwałość stosowania takich środków pozostaje ograniczona.
Całościowo, powstrzymując się od przewidywania, kiedy i w jakim stopniu gospodarka Rosji miałaby się zawalić, trzeba jednak uznać, że została zmuszona do ogromnego wysiłku. Który jednak, w przeciwieństwie do lat 1941–45, nie doprowadzi do „odkucia się” grabieżą na wielką skalę i dostępem do nowych technologii. Jeżeli nawet Rosjanie nie stracą nabytków i wezmą Bachmut czy później jeszcze jakieś pomniejsze ośrodki, znajdą tam tylko leje po bombach i ruiny…
Bezwzględną i oczywistą stratą Rosji jest natomiast wyciek na Zachód morza wiedzy o jej technologiach wojskowych, dzięki zdobytemu sprzętowi wszelkich kategorii, ogromnej liczbie danych z rozpoznania, obserwacji procedur w działaniu. Można uznać, że rosyjski kompleks wojskowo-przemysłowy na dekady pozostanie otwartą księgą.
Otoczenie międzynarodowe
Można uznać za pewnik, że niedocenienie reakcji Zachodu na inwazję stanowiło grzech pierworodny rosyjskich rachub. Moskwa pomyliła się wprost kosmicznie. Zdeterminowanym Stanom Zjednoczonym udało się zbudować prężną koalicję wspierającą Ukrainę. Do Wielkiej Brytanii, Polski i krajów bałtyckich uczestniczących w niej realnie już długo przed wojną udało się dociągnąć za uszy nawet Niemcy. W Europie Zachodniej jedyne wyjątki stanowią i tak relatywnie niewiele znaczące Węgry, Austria i Szwajcaria. Do NATO zmierzają mimo turecko-węgierskiej obstrukcji Finlandia i Szwecja. Okrakiem na barykadzie siedzi nawet tradycyjny sojusznik Rosji, czyli Serbia. Niestety, taką samą pozycję wybrała Turcja, paląca Panu Bogu i diabłu świeczki dość podobnej wielkości.
Rosja z kolei może liczyć na wsparcie Chin, które ma jednak tradycyjnie janusowe oblicze. Wątpliwe, aby Pekin zdecydował się na przekroczenie granicy w postaci bezpośrednich dostaw uzbrojenia. W tym aspekcie Rosjanie stali się klientami Iranu i najprawdopodobniej Korei Północnej. Chiny jednak jednocześnie zdobywają wpływy w Azji Środkowej, gdzie prezydent Tokajew mimo obrony swojej pozycji przez Rosję jeszcze przed agresją na Ukrainę, ostentacyjnie dystansuje się od Moskwy, grając na Zachód, ale głównego protektora szukając w Pekinie. Podobnie jeśli chodzi o wektor chiński zachowuje się Alaksandr Łukaszenka, mimo wspólnictwa w agresji przez udostępnianie terytorium za wszelką cenę usiłujący, jak się wydaje, wymigać się od bezpośredniego udziału w niej wojsk białoruskich.
Za sporą porażkę dyplomacji Zachodu można uznać w sporej mierze sprzyjające Rosji stanowisko Indii. Delhi oczywiście nie robi tego bezinteresownie i korzysta na przymusowej sytuacji Moskwy, ale np. dostawy komponentów stamtąd mają przyczyniać się niebagatelnie do odtwarzania rosyjskiego potencjału. Z drugiej strony Zachodowi udało się zorganizować szeroką akwizycję na rzecz Ukrainy postsowieckiego sprzętu w krajach arabskich, Afryce, a prawdopodobnie do źródeł dołączy na szerszą skalę Pakistan.
Co dalej?
Tu pojawia się tytułowa mgła. Nie wiadomo, czy rosyjski nacisk pod Bachmutem i w innych obszarach Doniecka i Ługańska to już spodziewana ofensywa, czy tylko preludium do niej. Nie wiadomo, czy istnieją perspektywy skokowego zwiększenia potencjału wojsk ukraińskich dzięki dostawom z Zachodu. Wyskrobywanie kolejnych kompanii czy batalionów Leopardów 2, Challengerów czy Abramsów nie wydaje się rokować dobrze w aspekcie wojny na wyczerpanie, a tym bardziej ewentualnej kontrofensywy. Z T-62 spotkają się niedługo ich przewidywani przeciwnicy z czasów Zimnej Wojny – Leopardy 1. Aby skutecznie grać w „zbijanego”, zachowując jednocześnie korzystny stosunek strat w ludziach, Ukraina powinna dostawać szerszy strumień wsparcia z Zachodu, np. produkowane gdzieś na bieżąco czołgi (mogłyby to być Opłoty czy PT-91 przetłumaczone na zachodnie technologie). W celu umożliwienia przejścia do ofensywy strumień powinien przekształcić się w rzekę.
Oczywiście dotychczasowe wsparcie Zachodu jest bezcenne. Bez niego Ukraina przy całej ofiarności wojska i społeczeństwa upadłaby w kilka tygodni. Ale żeby możliwe było odepchnięcie Rosji choć do linii sprzed 24 lutego 2022, potrzebne byłoby nowe otwarcie, obejmujące takie elementy, jak nowoczesne wielozadaniowe samoloty bojowe, które mimo rozlicznych spekulacji czy warunkowych zapowiedzi nie chcą się wciąż zmaterializować.
Według innych spekulacji Zachód ma dawać Ukrainie czas na osiągnięcie sukcesów militarnych do końca bieżącego roku, po czym miałoby nastąpić zamrożenie wojny w jakiejś formie. Jednak warunkiem takich sukcesów będzie wspomniana rzeka wsparcia, która musi się objawić. Albo musiałby nastąpić kolaps gospodarczy czy społeczny w Rosji. Z drugiej strony nie wydaje się, żeby najbardziej optymistyczne rachuby Moskwy sięgały daleko poza Bachmut. Wiosna siłą rzeczy część dotychczasowej mgły rozwieje, oby odsłaniając optymistyczny obraz…
dr Jan Przybylski
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Dmitry Bukhantsov from Pixabay.
Proces odpowiedzialności jest podstawą dziennikarstwa.
Wciąż możemy uprawiać własne ogródki, choćby były tak małe, jak pudełko po butach.