Porzućmy wszelką nadzieję? Komentarz powyborczy

·

Porzućmy wszelką nadzieję? Komentarz powyborczy

·

1. Wybory oczywiście wygrał PiS. To pierwszy w III RP przypadek, że jakaś partia wygrywa wybory trzeci raz z rzędu. Po tym, jak w drugiej kadencji miała na głowie, oprócz zwyczajowego ciężaru rządzenia i krytyki opozycyjnej, jeszcze bezprecedensową globalną pandemię, wojnę w sąsiednim kraju, masy uchodźcze w polskich instytucjach opieki i na polskim rynku pracy, światowy szok energetyczno-inflacyjny. W tych warunkach trzecie zwycięstwo i 36% poparcia to jest sukces. Po prostu. Byłby nim w przypadku każdej innej partii na ich miejscu.

2. Wybory oczywiście przegrał PiS. W sensie zdolności stworzenia większości parlamentarnej i kontynuowania rządów samodzielnych lub koalicyjnych. A nawet szerzej: w sensie jakiejkolwiek zdolności koalicyjnej. Z PiSem stało się to, co znamy już w przypadku populistów np. ze Słowacji. Wygrywali wybory, lecz nie mogli rządzić. Bo nie mieli większości sami lub z kimkolwiek. To oczywiście jest z jednej strony kwestia antypopulistycznego kordonu sanitarnego w wykonaniu partii liberalnych. Ale z drugiej nieumiejętności pozyskania jakichkolwiek sojuszników. To się może raz udać, gdy jest premia d’Hondta i mało partii w parlamencie (2015), może się udać innym razem z bardzo dobrym wynikiem (2019), ale trudno liczyć, że uda się jeszcze wiele i wiele razy. To się zdarza, jak na Węgrzech, ale jako wyjątek, nie reguła. PiS tak zdefiniował podział i konflikt polityczny, że został sam.

3. Gdybym miał wskazać na przyczyny porażki PiS, wskazałbym dwie, długofalową i doraźną.

Długofalowa to zaostrzenie zakazu aborcji w 2020 roku, czyli wymaganie od ludzi za pomocą paragrafu postaw doskonałych moralnie (przyjmując, że ta moralność jest właściwa). We wrześniu 2020, po zwycięstwie wyborczym PiS w 2019 i Dudy w 2020, PiS miał sondażowe wyniki na poziomie 43-45% i było to dość stabilne. Mimo realiów pandemii. Po wyroku TK w sprawie aborcji sondaże PiS poszły mocno w dół i nigdy już nie wróciły do dawnych poziomów. Czasami udawało się nieco odbić w górę, ale nigdy do stanu sprzed dużego spadku. Nie tylko dlatego, że maksymalizm moralny sprawdza się w książkach o cnotach jednostkowych i w żywotach świętych, ale nie w społeczeństwie. Nie tylko dlatego, że następuje zmiana pokoleniowa.

Przede wszystkim dlatego, że PiS taką decyzją uderzył w kręgi ludowe. Nie wyciągnął przy tym żadnych wniosków z wcześniejszych protestów, mających miejsce w pierwszej kadencji w tej samej sprawie. Wtedy było już widać, że to nie jest jedna z serii potyczek na linii PiS kontra liberałowie, ludność wielkomiejska, klasy posiadające itp., lecz kontra spora część ludu. Pisałem o tym tutaj przed laty, gdy nagle w naszym ówczesnym miejscu zamieszkania, miasteczku niewielkim i społecznie biernym, na ulice wyszły setki ludzi, podobnie jak w wielu innych takich miejscach. Nie „libertynów”, nie „postkomunistów”, nie „feministek”, nie „julek” itd., lecz zwykłych ludzi z klasy ludowej. Powrót do zaostrzenia prawa odepchnął ludzi z takich kręgów od PiS na zawsze. To między innymi ich głosów zabrakło w 2023. Polski lud może nie być przesadnie postępowy kulturowo, ale nie jest doktrynerami z klimatów ordoiurisowych. I to właśnie ludu dotykają takie sprawy i wymogi o wiele bardziej niż prawicowych inteligentów z forsą i mnóstwem życiowych możliwości.

A co to dało samej sprawie „obrony życia”? Otóż nie tylko nic jej nie dało, ale i zaszkodziło. Zamiast „kompromisu aborcyjnego” odżył temat liberalizacji prawa, rzecz stała się dyskutowana publicznie, a badania opinii pokazały, że postawy społeczne zmieniły się z umiarkowanie konserwatywnych na raczej liberalne w tej kwestii. Tyle przegrać w imię marginaliów, moje gratulacje. To jest zresztą największy problem całościowy z PiS-em (i wieloma populistami z innych krajów) – zbytni bagaż prawicowości. Pewna dawka tejże sprawdza się jako ideologia ludowego buntu, bo dzisiaj to konserwatyzm jest bardziej wywrotowy niż postępowość elit i wielkich korporacji, a pewien ład moralny i społeczny stanowią ostoję (choćby i fikcyjną) dla mas poniewieranych hiperzmianą w ramach ultrakapitalizmu. Ale duża dawka prawicowego doktrynerstwa odrzuca lud od populistów. Socjal + godność + tożsamość + patriotyzm tak, ale bez przesady, bo wtedy ludzie wybierają liberałów, choćby tamci mieli ich dręczyć. Nie wszyscy ludzie, ale tylu, że populistom brakuje głosów do rządzenia.

Doraźna przyczyna porażki PiS to moim zdaniem natomiast sposób prowadzenia kampanii. Ostatnie półtora miesiąca to był dramat. Wcześniej PiS łączył swój tradycyjny przekaz z ofertą socjalno-rozwojową. We wrześniu i październiku było już tylko mantrowanie o Tusku, imigrantach i „bezpieczeństwie”, niestrawne nawet dla części sympatyków PiS, a co dopiero mówić o ludziach wahających się, a to właśnie ich należało pozyskać. Nie, to nie są kluczowe ludzkie bolączki. Można nie lubić Tuska, być sceptycznym wobec otwartych granic itp., ale to nie jest sedno ludzkiego życia. W roku wciąż wysokiej inflacji i wzrostu kosztów życia to nie imigrant jest moją kluczową bolączką, lecz ceny w sklepach. Policzyłem kiedyś z grubsza, że gdyby chcieć dać sferze budżetowej, łącznie z nauczycielami, podwyżki rzędu 1000 brutto miesięcznie, to kosztowałoby to rocznie w najlepszym razie 25 miliardów. Kwota dzisiaj niespecjalnie problematyczna dla budżetu. To nie jest tak, że ci ludzie poszliby głosować na PiS. Ale rozładowałoby to kawał społecznego wkurzenia na PiS i frustracji na realia bytowe, a to by zmieniło proporcje mandatów w wyborach przynajmniej częściowo. Gdyby oprócz tego nie męczyć innych ludzi, tych mających już dość polaryzacji doprowadzonej na skraj obłędu, coraz bardziej szajbowatym przekazem w kampanii, to obstawiam wynik PiS w okolicach 220 mandatów i niewiele brakowałoby do większości.

4. Oczywiście PiS przegrał nie tylko dlatego. Opozycja rzuciła wszystkie siły i to w sposób, który dla mnie jest obrzydliwy i nie mniej marny niż wiele działań PiS. „Wolne media” zamieniły się w totalny napastliwy ściek, niemający żadnych granic, zasad i hamulców. Nawet nie udawały, że coś relacjonują – jedynie skrajnie jednostronnie agitowały na jednych, a próbowały uwalić drugich. Reżyserka Holland akurat wtedy odpaliła swój film, a Sekielscy swój. Dowódcy wojska kilka dni przed wyborami złożyli dymisje, co jest chyba ewenementem w krajach demokratycznych i nie powinno ani w ogóle, ani w obecnej sytuacji geopolityczno-militarnej, być akceptowane przez jakąkolwiek poważną i odpowiedzialną partię. Histeria środowiskowo-liberalna przebiła wszelkie pułapy. Mobilizacja opozycji była gigantyczna, a PiS zupełnie to przespał i przegapił.

5. Największym przegranym wyborów jest lewica. W liczbach, nie w ocenach. Straciła w kadencję 23 z 49 mandatów, czyli największy procentowy udział stanu posiadania. I to po tym, jak w 2019 mówiła, że nie jest popularna, gdyż nie trafia do mediów, jest przemilczana itp. Przez 4 lata była w mediach, parlamencie, miała forsę itp. I co? I nic. Straciła kawał poparcia na rzecz liberałów. Bo się od nich niewiele różni. Bo mówiła z nimi niemal jednym głosem. Bo wiernopoddańczo deklarowała współrządzenie. Bo jej przekaz to był głównie antyPiS. Po co głosować na kopię, skoro jest oryginał?

Lewica może oczywiście próbować mówić o sukcesie, bo zamierza współrządzić. Po pierwsze, z pozycji najsłabszego koalicjanta. Po drugie z pozycji takiego, którego można się pozbyć za pomocą transferów z innych partii – Konfederacji, przegranych pisowców itp. Po trzecie, lewica musi w tym rządzie być, gdy więksi jednak uznają, że jej potrzebują, a ona będzie w nim niezależnie od tego, co ów rząd będzie wyprawiał – wystarczy sobie wyobrazić, co z nią zrobią „wolne media”, gdyby dostała niekorzystną ofertę koalicyjną i zechciała ją odrzucić; byłaby zaszczuta za „rozbijanie jedności opozycji”, „przedkładanie swoich interesów ponad odsunięcie PiS” itd. Po czwarte, lewica będzie firmowała w efekcie dowolnie fatalne rządy – już są zapowiedzi zarówno powrotu neoliberalizmu w gospodarce, ale i olewania priorytetów liberalnej lewicy, jak aborcja na życzenie czy związki partnerskie; to wszystko będzie wyłącznie przedmiotem kalkulacji większych i kunktatorskich koalicjantów, a lewica nic tu nikomu nie narzuci.

Po piąte, środowiskowa banieczka cieszy się z sukcesu Razem (nieznaczne zwiększenie parlamentarnego stanu posiadania), ale „zapomina”, że a) Razem nie jest niezbędne do większości parlamentarnej, b) Razem nie ma żadnych podstaw do fikania, bo startowali z list Nowej Lewicy, a to oznacza, że cały hajs z dotacji partyjnej jest pod kontrolą i do dyspozycji Czarzastego i ex-wiośniarzy. Poza poselskimi/senatorskimi pensjami i takimże hajsem na biura poselskie/senatorskie, Razem nie ma z tego zwycięstwa żadnej swojej i pewnej kasy. Niezależność oznacza dla nich szybkie i pewne zmarginalizowanie finansowo-organizacyjne plus oczywiście zajadły atak „wolnych mediów”, dlatego tejże niezależności nie będzie w realu, skończy się na kilku pustych gestach na użytek zaplecza środowiskowego.

6. Cieszy słaby wynik Konfederacji, bo to opcja całkowicie szkodliwa – w swym libertariańskim antypaństwowym i antywspólnotowym stanowisku, w maskowaniu obrony dużego biznesu za pomocą udawania troski o biznesiki niewielkie, w archaicznym i groteskowym „konserwatyzmie” żywcem wyjętym z czytanek amerykańskich neokonserwatywnych reaganowców, bushowców i trumpowców spod znaku wojen kulturowych, a także w kwestii małpowania najgłupszych tradycji endecji w kwestii orientacji wschodniej. Wiosną wydawało się, że oferta libertariańska dobrze trafia w nastroje młodych wyborców (pokolenie hiperindywidualizmu) i w irracjonalne lęki mówiące, iż „rozdawnictwo” powoduje inflację (dokładnie odwrotnie: chroni społeczeństwo przed jej skutkami), ale na szczęście ówcześni sondażowi zwolennicy partii uciekli z tych klimatów, gdy dostali w pakiecie całą resztę zwyczajowych odlotów tego środowiska.

7. Triumfatorami wyborów są Tusk i Hołownia, i jest to fatalna wiadomość. Stary neoliberał i cynik oraz młodszy neoliberał i synteza spryciarza z mydłkiem źle wróżą na przyszłość. Przede wszystkim w kwestiach socjalnych. Tusk jaki jest i co robił, to każdy przytomny wie. Natomiast Hołownia w ciągu ostatnich miesięcy całkiem zrzucił maskę cywilizowanego soft-liberała i jawnie występuje w roli Konfederacji bez Korwina i endeków, czyli: egoistyczna ideologia liberalna, obsługa interesów i nienawiści klas średniej i wyższej, tyle że bez ultrakonserwatywnych i prorosyjskich odlotów. Oczywiście jest dobry w PRze, więc zawiezie jakieś certyfikowane koce do schroniska dla bezdomnych, a na eventach partyjnych będzie kawa fair trade z plantacji w Gambii czy Zambii. Jednak ledwo policzono głosy, a już z tych środowisk idzie przekaz antysocjalny: koniec z „rozdawnictwem”, likwidacja dodatkowych emerytur itd.

Oczywiście oni nie są idiotami i nie pójdą na rympał z likwidowaniem wszystkiego od razu. Będzie stopniowo, pomału, częściowo. Będzie tak, że nie wszyscy stracą, bo część zyska – podwyżki czekają raczej na pewno nauczycieli, akademików i lekarzy. Będzie ostrożnie, aby nie stracić władzy. Ale będzie, bo liderzy mają w głowach śmietnik, a elektorat tego oczekuje w ogóle i w zgodzie ze swoim interesem klasowym, a także dlatego, że jest zbyt tępy i zbyt zapalczywy, aby umieć odrzucić błędy pisowskie bez odrzucania pisowskich dobrych rozwiązań.

Jeśli coś polskiemu ludowi zapewni stosunkowo miękkie lądowanie, to forsa z KPO – jej wpompowanie w inwestycje, czyli pośrednio w rynek pracy, sprawi, że nie będzie katastrofy. Oczywiście swoje ukradną, będzie tym zarządzać ktoś o uczciwości i intelekcie Sławka Nowaka, więc głównie będą lać beton gdzie popadnie (i wielu świeżo narodzonych ekologów nie piśnie przeciw temu ani słowem) rękoma podwykonawców, ale przynajmniej nie grozi nam kolaps społeczny. Ale częściowe przywrócenie wyzysku, biedy i nierówności mamy jak w banku.

8. W polityce zagranicznej i podobnych sprawach czeka nas powrót w stare koleiny. Zapomnijmy o próbie wewnątrzsterowności czy przynajmniej wyborze mniej dokuczliwego „patrona”. Będzie jawna opcja proniemiecka i probrukselska, łącznie z uwaleniem inwestycji zagrażających interesom niemieckim, jak CPK. Będą mrzonki o „armii europejskiej”, a nasza lewica ma spore doświadczenie w oprotestowywaniu np. amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Wobec Ukrainy nie będzie żadnej asertywności, choćby w Kijowie woda sodowa odbijała z intensywnością Niagary. Wobec UE w jej modelu coraz bardziej centralistycznym będzie pełna czołobitność, łącznie z decyzjami, których nie odkręcimy przez dekady i które uwalą w Polsce jakiekolwiek pole manewru, nie tylko prawicowe, ale i potencjalne przyszłe lewicowo-narodowe.

9. Oczywiście tylko dziecko wierzy w to, że model funkcjonowania instytucji będzie inny niż ten przypisywany PiS-owi, a de facto w Polsce odwieczny. Zmieni się tylko to, kto daje i kto dostaje. Dotacje i posady będą rozdawane po takiej samej znajomości, jak pisowskie, tylko teraz będzie się to nazywało tak, że dostają fachowcy za jakość, a nie sprzedawczyki za wysługiwanie się reżymowi. Ba, okaże się, że to, co PiS tworzył ponoć niepotrzebnie i „dla swoich”, zostanie przejęte, obsadzone innymi „swoimi” i uznane jako niezbędne w systemie nowego klientelizmu i odznak za wierną służbę. Biedactwa, które łkały, że ktoś kogoś zwolnił czy coś powołał, teraz będą zwalniały innych, zatrudniały kolegów i obsadzały „pisowskie instytucje”. I nie myślcie sobie, że chociaż zadrży im ręka, a ktoś ze środowiska to skrytykuje zamiast przytulić etat czy zlecenie.

10. Czeka nas niemal totalny monopol medialny. Wszelkie media publiczne i media „orlenowskie” będą liberalno-antypisowskie, podobnie jak niemal wszystkie prywatne. „Media obywatelskie” będą na ręce patrzyły nie rządzącym, lecz nadal PiS-owi. Zapomnijcie o jakiejkolwiek funkcji kontrolnej, chyba że w ramach frakcyjnych i personalnych przepychanek wewnątrz środowiska zwolenników nowej władzy. Każdy, kto chciałby się wyłamać, zostanie okrzyknięty agentem PiS, rozbijaczem jedności, pożytecznym idiotą Kaczyńskiego itp. A nowi lizusi będą jeszcze bardziej zapamiętali niż poprzedni, bo trzeba odrobić stracone lata oraz dać się nachapać młodym wilkom, które na prawdziwa frukta liberalne jeszcze się z racji wieku nie zdążyły załapać.

11. Wiele zależy od tego, co się stanie po stronie antyliberalnej. Nie mam tu wielkich nadziei. Kaczyński ma swoje lata. Stracił główny instrument dyscypliny organizacyjnej, czyli władzę, forsę i posady dla swoich ludzi. Wątpię w utrzymanie jedności PiS. Nie jestem też wcale przekonany, że utrzyma on kurs jednoznacznie socjalny. Choć powinien, ze względu na poczynania liberalnej władzy oraz oczekiwania elektoratu ludowego, wcale nie zdziwię się, gdy spod dość świeżej orientacji socjalnej zaczną przebijać stare odruchy z czasów gilowszczyzny. To wciąż nie są na populistycznej prawicy sprawy całkiem przepracowane, właśnie dlatego, że jest to prawica.

A innych widoków na reprezentację ludu w Polsce w jego socjalnym interesie – moim zdaniem nie ma, są co najwyżej mrzonki tego typu w środowiskach niszowych inteligentów. Być może PiS u władzy był dalece niedoskonałym, ale maksymalnym możliwym osiągnięciem w tej sferze. Nie pomaga też zmiana pokoleniowa na indywidualistyczną, rozpad wspólnych kodów kulturowych społeczeństwa, wciąż ogromne pokłady liberalnego pogubienia się społeczeństwa (świetnie widoczne w obliczu inflacji czy reakcji na 800+) itp.

***

Reasumując, „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu przychodzicie”. Choć oczywiście nigdy nie ma i nie będzie żadnego końca historii. Wola ludzka potrafiła zrywać nie takie kajdany jak te, które nakładają nam liberalni oligarchowie udający demokratów oraz ich usłużni pomagierzy.

Remigiusz Okraska

Grafika w nagłówku tekstu: Mohamed Hassan from Pixabay

 

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie